Dzień dziecka. Czy zajęć dodatkowych może być za dużo

Nadchodzi nowy rok szkolny, a wraz z nim ciężary zajęć dodatkowych. Wiele dzieci realizujących w ten sposób marzenia swoje lub rodziców traci bezpowrotnie dzieciństwo.

22.08.2022

Czyta się kilka minut

Trening koszykówki w trakcie Marcin Gortat Camp. Łódź, 20 czerwca 2016 r. / PIOTR KAMIONKA / REPORTER
Trening koszykówki w trakcie Marcin Gortat Camp. Łódź, 20 czerwca 2016 r. / PIOTR KAMIONKA / REPORTER

W kwietniu Natalia wzięła do ręki kalendarz i czarnym markerem wymazała wszystkie wtorki do końca roku szkolnego. To był najbardziej wypełniony dzień w jej tygodniu, po szkole miała jeszcze lekcje pianina i gimnastykę. Wracała o godzinie dziewiętnastej i odrabiała prace domowe. We wtorek Natalia miała zazwyczaj tylko pół godziny dla siebie i zamiast zabawy wybierała oglądanie filmów na YouTubie. Nowy rok szkolny nie zapowiada się lepiej. Grafik Natalii znowu będzie szczelnie wypełniony. Dziewczynka ma 8 lat, chodzi do prywatnej szkoły w Warszawie, a jej rodziców można uznać za ludzi sukcesu – ojciec jest wicedyrektorem banku, mama pracuje w koncernie farmaceutycznym.

– Jesteśmy świadomi, że Natalia ma dużo zajęć, że odczuwa stres, ale nie chcemy, żeby została w tyle, wszystkie dzieci w jej klasie tak funkcjonują – przyznaje Sylwia, mama dziewczynki. – Tłumaczymy jej, że jeśli chce coś w życiu osiągnąć, musi dawać z siebie wszystko.

I Natalia daje. Chodzi też na basen i gra w tenisa. Rodzice zrezygnowali tylko z dodatkowych lekcji języków obcych, bo szkoła, do której zapisali dziecko, ma pod tym względem bogatą ofertę. Mieszkają na Żoliborzu, na osiedlu z portierem, wewnątrz jest ogród i fontanna. Natalia nie ma czasu z niego korzystać, zresztą rodzice nie wyobrażają sobie, że mogliby ją zostawić na zewnątrz samą. Kiedy jednak pytam Sylwię o jej własne dzieciństwo, przypomina sobie, że biegała po osiedlu z kluczem na szyi do późnego wieczora i miała dużo znajomych, z którymi wymyślali własne zabawy, uruchamiając wyobraźnię.

– Czasem myślę, że moje dzieci nie mają dzieciństwa. I nie ma co ukrywać, my też jesteśmy tymi zajęciami umęczeni, popołudnia spędzamy w aucie na dowożeniu i przywożeniu, bo mamy jeszcze jedną córkę w przedszkolu. Zapisaliśmy ją na basen i zajęcia baletowe – wylicza Sylwia wertując kalendarz.

Natalia tylko w niedzielę nie ma zajęć dodatkowych, ale wtedy nadrabia zaległości w lekturach i ćwiczy grę na pianinie. Ale gdy pytam, czy chciałaby z jakichś zajęć zrezygnować, kręci przecząco głową. W ubiegłym roku chodziła na kółko teatralne i balet, a kiedy zrezygnowała, tata nie odzywał się do niej przez tydzień. Natalia sama jednak podkreśla, że wybiera się na Oxford, w przyszłości zostanie premierką, a taka funkcja zobowiązuje. Trzeba być zdyscyplinowanym, pilnym i nie zrażać się trudnościami.

– Pochodzimy z małego miasta, dorastaliśmy w czasach, kiedy angielski uczony prywatnie był luksusem, chcemy dać naszym córkom więcej, niż sami dostaliśmy – podkreśla Sylwia.

Dzień Ani

Ania. 10 lat. Ostatni rok szkolny – wolny tylko czwartek. W poniedziałek po szkole chodziła na rolki i angielski, do domu wracała około dwudziestej. W jej grafiku był jeszcze basen, lepienie z gliny i schola. Efekty pracy w przykościelnym chórze prezentowała w każdą niedzielę podczas mszy świętej.

– Ania to wulkan energii. Chodziła jeszcze na tańce, ale to było dla nas nie do zniesienia. Zajęcia odbywały się w innej części miasta, trzy popołudnia w tygodniu spędzaliśmy na dowożeniu – opowiada Agnieszka, mama dziewczynki.

Ania mieszka w śródmieściu Wrocławia, niedaleko parku, w którym powstały machiny według projektów Leonarda da Vinci i kopie jego obrazów. Ma blisko do szkoły, jej brat do przedszkola, a rodzice mogą swobodnie dojechać do pracy. Agnieszka jest nauczycielką, a jej mąż pracuje w banku, za aktywność pozalekcyjną córki płacą miesięcznie 750 złotych.

– Kółka zainteresowań są we Wrocławiu bardzo popularne, na niektóre zapisy kończą się już pod koniec sierpnia – opowiada Agnieszka.

Pasją Ani jest lepienie z gliny. To one pomogły jej przeżyć śmierć babci oraz pandemię. Ania jest bardzo towarzyska, otwarta na ludzi, więc miesiące zamknięcia w domu były dla niej trudnym doświadczeniem. Niedawno wraz z koleżankami założyła Tajny Klub Dziewczyn, który rozwiązuje zagadki detektywistyczne na osiedlu.

– Ania ma listę zawodów, które chciałaby wykonywać. Dziś na pierwszym miejscu jest praca w schronisku. Lubi też spędzać wakacje u babci, podbiera jajka kurom i sprząta klatkę dla psa. Robi mu też kolorowe rysunki, żeby nie był smutny – opisuje Agnieszka. – Często zastanawiamy się z mężem, skąd w niej taka pasja do zajęć pozalekcyjnych. Ja jestem raczej introwertyczna, mam problemy z nawiązywaniem relacji, ale Ania świetnie czuje się w grupie.

Dzień Adama

Plan tygodnia wisi na lodówce. Magda zaznaczyła na czerwono zajęcia syna, a na zielono swoje. Najbardziej czerwona w ostatnim roku szkolnym była środa, tego dnia miał angielski, piłkę nożna i zajęcia z programowania. Adam wstawał przed szóstą, mama zawoziła go do świetlicy, a sama jechała do pracy do Wrocławia. Chłopak ma 11 lat, mieszka w bloku w Jelczu-Laskowicach i marzy o tym, że będzie jak Leo Messi. Toteż środę lubił warunkowo i ze względu na piłkę zgadzał się na lekcje angielskiego i programowanie. Na wszystkie zajęcia woził go dziadek, bo Magda jest rozwiedziona, pracuje w kancelarii prawniczej i do domu wracała około osiemnastej.

– Gdyby nie pomoc rodziców, Adam musiałby siedzieć na świetlicy do wieczora. Wymyśliłam zajęcia dodatkowe, żeby mu jakoś wypełnić czas i odciągnąć od gier komputerowych i telefonu, w którym nurkuje, jak tylko ma wolną chwilę – opisuje Magda.

Adam ma zajęte cztery popołudnia, a w weekendy jeździ na mecze. W kwietniu zaczął skarżyć się na bóle brzucha, miał kłopoty ze snem, przestał sobie radzić w szkole. Magda nie łączyła tego z przemęczeniem. Uznała, że to relacje z byłym mężem odbijają się na samopoczuciu syna. Ojciec Adasia ma nową rodzinę i co prawda płaci alimenty, ale nie pamięta już np. o urodzinach. Ustalone dwa weekendy w miesiącu z synem to też dla niego zbyt wiele.

W maju Magda trafiła z Adamem do psychologa. Jest rozdarta, bo dopiero w gabinecie uświadomiła sobie, że syn jest przemęczony liczbą zajęć. Obiecała, że od września będzie ich mniej. Nie wie jednak, co zrobić. Nie może zrezygnować z pracy we Wrocławiu, bo dobrze zarabia, ani przeprowadzić się i zmienić mieszkania, bo bez pomocy rodziców nie wyobraża sobie życia. Adam spędza u dziadków dużo czasu. Mieszkają dwa bloki dalej. Dziadek pracował w fabryce autobusów Jelcz i robi dla wnuka z tektury i papieru modele samochodów. Razem je sklejają i malują.

– Rodzice są zabiegani i przepracowani, nie mają co zrobić z dziećmi, więc opłacają im różne zajęcia dodatkowe – mówi Piotr Janoszka, psycholog ze Stowarzyszenia Kolorowe Słońce we Wrocławiu. – Nie ma problemu, jeśli dziecko chce na nie chodzić. Bardzo często jest jednak tak, że rodzice nie zważają na zainteresowania syna czy córki, tylko spełniają swoje marzenia. Wtedy przychodzą tu i mówią: „Ma wszystko i wydziwia”. Do tego dochodzą konflikty w rodzinie. Na Dolnym Śląsku jest najwięcej rozwodów w całej Polsce, trudne relacje między matką i ojcem odbijają się na dzieciach.

Dzień nudy

Wraz ze zmianą ustroju w latach 90. otworzyły się przed Polakami nowe możliwości. Nauka języków obcych, rozwijanie kompetencji społecznych przez udział w zajęciach teatralnych, sportowych czy tanecznych, kształcenie słuchu i pamięci przez grę na instrumencie pokazały, że ludzie, którzy dostali szansę uczestnictwa w takich aktywnościach, lepiej radzą sobie w dorosłym życiu. Rodzice zaczęli więc szczelnie wypełniać czas swoich pociech, uznając, że to dla nich jedyna droga do sukcesu. W efekcie skurczyła się przestrzeń beztroskiej wolności dzieci. Wiele z nich nie jest w stanie wytrzymać dodatkowych obciążeń, a mimo to zgadza się na pracę ponad siły, żeby sprostać oczekiwaniom rodziców. W ten sposób próbuje zasłużyć na miłość i uwagę rodzica, który coraz częściej kocha je warunkowo. Nie za to, że jest, ale za to, kim ma szansę być w przyszłości.

Choć zajęcia dodatkowe są dla dziecka okazją do zdobycia nowych umiejętności i rozwijają sieci neuronalne w mózgu, z wszystkim można przesadzić. Agatha Christie przyznawała, że tematy na powieści przychodziły jej do głowy podczas nudnego zmywania naczyń. Tymczasem dzieci przeładowane nauką i aktywnością pozalekcyjną nie mają czasu na nudę, nie mogą więc spokojnie uruchomić wyobraźni. A to ona inspiruje do kreatywności, jest matką wynalazków i autorką niezwykłych pomysłów.

Marzenna Kasperska, nauczycielka i metodyczka języka angielskiego w Zamościu, obserwowała, jak wraz z otwarciem Polski na świat stopniowo zaczęli do niej trafiać uczniowie tak przeładowani pracą pozaszkolną, że nie byli w stanie skupić się na lekcjach. Marzyli tylko o tym, żeby zajęcia się skończyły. Nie było w nich ani ciekawości, ani pasji, a bez tego nie ma efektów.

– Zajęcia pozalekcyjne bez wątpienia rozwijają, ale dziecko powinno mieć możliwość wyboru – uważa Marzenna Kasperska. – Inaczej przestaje być kreatywne, staje się odbiorcą, przyzwyczaja się, że zawsze ktoś wypełni mu czas. I ­nagle, gdy musi zostać samo ze sobą, zderza się z pustką.

Dzień Basi

Zanim poznałam Basię Bojaryn, która mieszka na modelowym osiedlu PR-5 w Zamościu, trafiłam na bandę dziewczynek. Grasują niedaleko jej bloku, robią obławy na przechodniów i wciskają im mnóstwo niepotrzebnych przedmiotów. Dziewczynki mają od 5 do 7 lat i w ten sposób zarabiają w wakacje. Ceny produktów zapisały kulfonami na chodniku. To u nich kupiłam serduszko.

– To jest jeżyk, sama go zrobiłam, a tu są moje dyplomy – Basia prezentuje też rysunki i medal. – Jak dorosnę, będę lekarką, ale wcześniej chciałabym spróbować baletu i jazdy konnej.

Basia ma 7 lat. Kiedy siadam w salonie, idzie się przebrać, po czym wraca w kolorowej sukience z medalem na szyi, kłania się i śpiewa. Dziewczynka chodzi na zajęcia z ceramiki, tańca, uczy się śpiewu i gry na keyboardzie. Przed wakacjami najbardziej zajęta była w piątek – przychodziła do domu o dziewiętnastej.

– Basia nie chce z niczego zrezygnować – podkreśla Monika Bojaryn, mama dziewczynki. – Świetnie radzi sobie w szkole i wciąż wymyśla nowe aktywności. Trudno jednak je zmieścić w i tak wypchanym tygodniu, zwłaszcza że oboje z mężem pracujemy, dlatego zrezygnowała z akrobatyki.

Zajęcia pozalekcyjne Basi kosztują ok. 550 złotych miesięcznie. Rodzice zauważyli, że dzięki nim jest bardziej zorganizowana, śmiała, łatwo nawiązuje relacje z ludźmi. Nie żałują wydanych pieniędzy i nie mają poczucia, że do czegokolwiek córkę zmuszają. Podczas wakacji wożą córkę na półkolonie, na których spełnia swoje marzenie i uczy się jazdy konnej.

– Co roku pokazujemy dzieciom różne możliwości rozwoju, nie chcemy, żeby były ignorantami – podkreśla Sławomir Bojaryn, ojciec Basi. – Jeździmy na festiwale literackie, chodzimy na koncerty i przedstawienia teatralne. Mamy nadzieję, że dzięki temu będą miały szersze horyzonty.

Dzień Marka

– Marek chce być w centrum uwagi, dużo mówi, a nauczyciele nie zawsze to lubią. Kiedyś powiedział do swojej wychowawczyni: „Robię złe wrażenie na początku, ale dogadamy się” – opowiada Kinga Karpińska-Milczarek.

Marek ma 10 lat, mieszka w Lublinie na osiedlu Czuby, ma dwa psy i lubi z nimi biegać po wąwozie, wokół którego stoją bloki. Czasem odwiedza z rodzicami ogród botaniczny i jeździ na basen. Gdy dorośnie, zostanie tłumaczem, będzie wtedy podróżował po świecie i rozstrzygał trudne kwestie lingwistyczne. ­Języka angielskiego uczy się od czwartego roku życia, chodzi też na karate, hiszpański i pływanie. Pamięta, że kiedy w przedszkolu zaczęły się lekcje angielskiego, zmartwił się, bo nie wiedział, co to jest liczba mnoga, i nie znał nazw wszystkich zwierząt, ale szybko to nadrobił.

– Nigdy się nie nudzę – podkreśla Marek. – Lubię się uczyć, a dzięki karate znam sztuki walki i mogę się obronić.

Marek Milczarek w ostatnim roku szkolnym miał zajęcia dodatkowe codziennie, ale najbardziej zapracowany był w poniedziałki. Po szkole szedł na karate, a potem na basen, wracał do domu około dwudziestej. Nie buntował się, a kiedy go zapytałam, czy nie ma już dość dodatkowych zajęć, odparł, że ogarnięcie tego wszystkiego nie jest wcale takie trudne, trzeba być tylko systematycznym, by nie narobić sobie zaległości.

Wieczór

Kryta pływalnia w Zamościu pęka w szwach. Grupy, klienci indywidualni, kursy dla dzieci. Lekcja z trenerem kosztuje 80 złotych, ale chętnych nie brakuje. Zuzanna Dziubińska, nauczycielka wychowania fizycznego i instruktorka pływania, jest tu codziennie.

– Rodzice często traktują dziecko jak inwestycję, która ma się zwrócić – uważa Dziubińska. – Uczniowie mają tak wypełnione grafiki, że trudno się z nimi umówić, zdarza się, że ośmiolatek kończy pływanie o godzinie dwudziestej pierwszej, a potem jeszcze musi odrobić lekcje.

Przeszklona ściana oddziela szatnię od basenu, rodzice wpatrują się w pływające dzieci, niektórzy robią zdjęcia. W gwarze dzwoni telefon. Odbiera mężczyzna.

– Jak to nie odebrałem? – krzyczy do słuchawki. – Przecież jestem na basenie i czekam. Karate? A co jest dzisiaj?! Cholera! – warczy sam na siebie i wybiega z budynku.©

LEKCJE PO LEKCJACH

Według raportu CBOS („Wydatki rodziców na edukację dzieci w roku szkolnym 2020/2021”) od 10 lat rośnie zainteresowanie zajęciami dodatkowymi. Najnowsze dane mówią, że aż 67 proc. rodziców zapisało swoje pociechy na różne formy aktywności. Najpopularniejsza była nauka języków obcych (38 proc.), drugie miejsce zajmowały zajęcia sportowe (27 proc.), potem znalazły się korepetycje (20 proc.) i zajęcia artystyczne (16 proc.). W porównaniu z rokiem ubiegłym wzrosły średnie miesięczne wydatki na dodatkowe zajęcia – wyniosły 482 zł na dziecko.

Z kolei według wcześniejszych badań przeprowadzonych przez platformę edukacyjną Brainly Learning Index na 8 tys. polskich dzieci – już w 2018 r. 47 proc. naszych uczniów uczęszczało na dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, co dziesiąty badany poświęcał im 8 godzin tygodniowo, a 35 proc. brało w nich udział także w weekendy. Zajęcia pozalekcyjne nie są domeną dużych ośrodków, bo także 45 proc. uczniów z mniejszych miast korzysta z takich zajęć. Można uznać, że lekcje po lekcjach to norma w życiu polskich dzieci. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i polonistka. Absolwentka teatrologii UJ i podyplomowych studiów humanistycznych PAN. Z „Tygodnikiem Powszechnym” współpracuje od 2013 roku, autorka reportaży i wywiadów o tematyce społecznej, historycznej i kulturalnej. Laureatka m.in. I nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Dzień dziecka