Słowa pełne miłości

Czasem Marek wstawał z fotela i podchodził do okna. Nieruchomiał w białej firance. I znikał naprawdę. To były, myślę, powroty do świata prawdziwego, do czasu, który w nim tkwił, do spraw, które tylko dla Niego się działy. Nikt z nas nie miał tam dostępu.

06.10.2009

Czyta się kilka minut

Marek Edelman na ruinach getta warszawskiego, 1945 r. / Fot. COLLECTION LASKI / EAST NEWS /
Marek Edelman na ruinach getta warszawskiego, 1945 r. / Fot. COLLECTION LASKI / EAST NEWS /

Wiele lat temu Ala Margolis opowiedziała mi o pewnej parze, którą widziała w kotle na Miłej, we wrześniu 1942 r. - Ona była pielęgniarką, a on był chyba młodym lekarzem. Stali tam, na tym placu, czekając na werdykt. I on ją tak bardzo mocno obejmował, a ona miała ręce zarzucone na jego szyję. I tak bardzo przytuleni czekali, czy dostaną numerki. To musiała być prawdziwa para. Na progu śmierci tacy byli zespoleni miłością. Ja na to długo patrzyłam - pamiętała Ala.

***

Marek Edelman zawsze mówił, że miłość jest najważniejsza i że tam też była; a ludzie jej potrzebowali bardziej niż gdzie indziej. Czasem miłość bywa zła, okrutnie krzywdząca i o takiej dużo z nim rozmawiałam. On umiał rozróżnić dobro i zło, przed złem chciał chronić, przestrzegał. Przez ostatnie lata ciągle namawiał, żeby pisać o miłości, film zrobić. Paula Sawicka zdołała zapisać jego opowieści o miłości w getcie. Jola Dylewska zaczęła robić swój film. Ja, wierzę, napiszę książkę o miłości. Bo po Marku mam przekonanie, że miłość jest najważniejsza. Od wczoraj umiem już tę dobrą od złej odróżnić. Doprawdy zawdzięczam mu wszystko.

Jeździłam do Marka Edelmana przez ponad 20 lat. Parkowałam ok. 11.30 naprzeciwko jego okna, najczęściej otwartego, z firanką wessaną do środka. Wysiadając, już czułam zapach przeszłego miejsca i czasu. Dla moich nozdrzy i mojej wyobraźni tylko tam, na Zelwerowicza 34 A, w domu po rodzicach Aliny Margolis, ten zapach się zachował. Dzwonek. Czekałam z kwiatami na progu. Jeśli Marek był sam, drzwi otwierały się po dłuższej chwili. A potem był rytuał: kuchnia, kubek, szklanka, rozmowa, stół pod obrazkami, papierosy, rozmowa, gazety, małe serwetki, listy zewsząd, alkohol, ciężka popielniczka, rozmowa, kalafior albo szpinak, czasem ryba, którą Marek lubił, rozmowa, mgielne światło w pokoju, zegarek, niepokój, rozmowa, strach, rozmowa i pożegnanie, ok. 17 najczęściej.

W tych rozmowach Marek siedział w głębokim fotelu po prawej stronie stołu, ja - na krześle obok. Czasem był niecierpliwy, często był niecierpliwy, złościł się, że nie rozumiem albo że nie wiem, złościł się, że ciągle musi tłumaczyć, a i tak świat od tego lepszy i mądrzejszy nie jest. Ja ze swoją potrzebą dociekania irytowałam go, ale tę irytację zawsze rozpoznawałam jako Jego troskę i niemoc. Czasem był łagodny. Wtedy mówił: "Ugotowałem ci kalafiora i szpinak". Jak był ciepły i cierpliwy, to opowiadał. Pewnie, że o przeszłości, o sprawach i ludziach, które przez Niego znałam. Czasem mnie pytał: "czy Masza od razu poszła do lasu, czy była najpierw w Warszawie?", albo: "od kiedy Marysia Zielona mieszkała na Pańskiej?"; czasem pamiętałam Jego słowa lepiej niż On.

I w tych miękkich rozmowach, cierpliwych Marek wstawał z fotela i podchodził do okna. Nieruchomiał w białej firance. I znikał naprawdę. Nie było Go przez dłuższą chwilę. Czekałam i wyobrażałam sobie, gdzież On teraz jest. To były, tak myślę, powroty do świata prawdziwego, do czasu, który w nim tkwił, do spraw, które tylko dla Niego się działy. Nikt z nas, którzy wokół Niego żyli, nie miał tam dostępu.

***

Pierwszy raz pojechałam do Łodzi w 1985 r., wczesną wiosną. Z przyjacielem, Włodkiem Filipkiem. Wydawaliśmy pismo w Poznaniu, "Czas" się nazywało. Takie podziemne, ambitniejsze, żeby nie ciągle o Jaruzelskim i polityce. Znaliśmy książkę Hanki Krall i chcieliśmy wiedzieć, co i jak doktor Edelman mówi o naszej rzeczywistości. Jechaliśmy autostopem, żeby było bardziej konspiracyjnie, szliśmy jakimiś polami niby na skróty, a w mieście rozdzieliliśmy się: że jak jedno wpadnie, to drugie dotrze. To nie była rozmowa. Zadawaliśmy naiwne pytania i uczyliśmy się z odpowiedzi. Tamte kilka godzin przy stole zmieniło moje życie. Czasem tak bywa (nawet, jeśli to brzmi zbyt podniośle - nic nie mogę poradzić).

Potem pojechałam do Izraela. Był rok 1988. Wszystkie numery telefonów miałam od Marka i od Hani. Wędrowałam po mieszkaniach pełnych "europejskich" dywanów i europejskiej pamięci. Słuchałam, notowałam, nagrywałam, czasem czekałam, kiedy mój rozmówca wróci - zza łez albo zza firanki. Pojechałam do kibucu Lochamej Hagettaot: to było gniazdo ocalonych z getta warszawskiego. Kilka lat wcześniej tam właśnie zmarł Icchak Cukierman, przedtem zmarła jego żona Celina Lubetkin - przyjaciele Marka z getta, z Pańskiej, z Powstania Warszawskiego, z całego życia. Czułam się trochę jak posłaniec. Przywiozłam nasz podziemny wywiad i bardzo chciałam go przeczytać.

Dorka i Icchak Sternbergowie zaprosili kilkanaście osób do swojego kibucowego domku. Byłam smarkata, przejęta i szczęśliwa. Oni byli ciekawi, podejrzliwi i nieufni. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego. W pewnej chwili Ewa zaczęła krzyczeć do mnie: "A kim on jest? Chrystusem Polaków?!". Jak by to nielogicznie brzmiało, to była reakcja na fragment: "Trzymilionowe państwo w morzu 100 milionów Arabów nie może istnieć. Nie ma żadnych szans. Będą tak samo wyrżnięci i cofnięci do morza. Ameryka będzie tak długo dawała im samoloty, jak długo tam będzie miała swój lotniskowiec".

To spotkanie było moją pierwszą lekcją o tym, jak obco i niechętnie Marek jest postrzegany w Izraelu. Spędziłam tam w sumie siedem lat i przykładów niechęci wobec dr. Edelmana nazbierałam w pamięci sporo. A powody tej niechęci? Że został na cmentarzu, że nie był syjonistą, przeciwnie - że był antysyjonistą, bundowcem. Że się wynosił ponad innych, no bo jak rozumieć, że w Polsce był taki ważny? Że pouczał i miał rację, że nie lubił tej historii, którą konstruowali Izraelczycy, że potępiał ich za antypalestyńskość, że ciągle był niepokorny, odważny i wolny. Zapytałam izraelskiego przyjaciela, lewicowca: dlaczego Edelmana nie honorowano w Izraelu. Taka jego odpowiedź: "Edelman nie tańczył w naszym rytmie. Nie zrobił aliji. Był żyjącym dowodem niesyjonistycznej alternatywy. Nie przyjeżdżał tu, żeby przelewać krew na naszych wojnach. Nie dbał o public relations w Izraelu. Był indywidualistą". Myślę, że niewielu odczytywało w Marka izraelskich osądach Jego troskę, niepokój, strach... Niewielu rozpoznawało ból skrywany za cynizmem, ironią, za okrucieństwem w słowie.

***

Nie był bohaterem dlatego, że dowodził w powstaniu. Był bohaterem, bo nigdy nie dał się wepchnąć na beczkę i inni za to właśnie go honorowali. Kiedyś powiedział: "Nie chodzi mi o dawanie świadectwa żołnierskiej dzielności. Ja chcę świadczyć o wartościach, o mężczyznach i kobietach, o miłości i polityce, o braterskich więziach". Umieranie z bronią w ręku nie jest bardziej godne niż umieranie w komorze gazowej, żadna śmierć nie jest mniej godna - często mówił. Był wybranym bohaterem dla wielu, którzy rozpoznawali i cenili jego mądrość oraz prawość. W ważnych sprawach Marek zawsze miał rację. I miał piękne oczy, które jakby wychodziły z duszy, jakby wyrastały z twarzy, jakby były nieśmiertelne.

 

Anka Grupińska jest autorką książek, m.in. "Ciągle po kole. Rozmowy z żołnierzami getta warszawskiego" i "Odczytanie listy: opowieści o powstańcach żydowskich", a także "Najtrudniej jest spotkać Lilit. Opowieści chasydek". Fragmenty swoich rozmów z Markiem Edelmanem publikowała na łamach "TP". Prowadzi dwa projekty historii mówionej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Marek Edelman 1919 - 2009