Śląsk w mundurach Wielkopolski

Od regulaminowych Feldmützen armii cesarskiej, poprzez czapki cywilów, aż po przyniesione zza polskiej granicy rogatywki krzepnącego w tym czasie Wojska Polskiego - nakrycia głowy stanowiły najbardziej zróżnicowany element powstańczego ekwipunku.

17.05.2011

Czyta się kilka minut

Specyfika walk w czasie powstań śląskich sprawiła, że zarówno w dwóch pierwszych zrywach, jak i w przynajmniej początkowej fazie trzeciego główną rolę odgrywała broń ręczna. Dopiero później, zwłaszcza podczas walk o Kędzierzyn oraz niemieckiej kontrofensywy, starcia przybrały charakter regularnych działań frontowych, angażujących wszystkie dostępne rodzaje broni.

Podstawowym modelem karabinu był oczywiście niemiecki Mauser wzór 98, kalibru 7,92 mm, doskonale znany wszystkim, którym wcześniej dane było przewinąć się przez szeregi kajzerowskiej armii. Używano jego różnych wersji, także tej krótszej, kawaleryjskiej. Na ogół, zwłaszcza w czasie trzeciego powstania, starano się również zaopatrzyć walczących w bagnet. Stosunkowo często używano także dostarczanych z polskich magazynów wojskowych rozmaitych wersji austriackiego Mannlichera wz. 95, kal. 8 mm. W żadnych zachowanych do dziś źródłach nie wykazano jednak, że powstańcy posługiwali się bardziej zaawansowaną technicznie bronią strzelecką - na przykład pistoletem maszynowym Bergmanna wz. 18.

Nie stroniono od używania granatów ręcznych; tego rodzaju broń była dobrze znana licznym wśród powstańców weteranom walk pozycyjnych na froncie zachodnim. Początkowo przeważały niemieckie granaty trzonkowe wz. 16 (Stielhandgranate M16). W czasie trzeciego powstania "rodzime" zapasy były uzupełniane także z polskich zasobów.

Na posiadaną broń zespołową składały się głównie typowe dla armii niemieckiej ciężkie karabiny maszynowe Maxim wz. 08 (MG 08) na solidnej, saneczkowej lawecie. Z lżejszych typów broni odnotować można słynny MG 08/15, będący wojenną, "odchudzoną" przeróbką poprzedniego modelu, a także pojawiające się w powstańczej ikonografii francuskie lekkie karabiny maszynowe Chauchat Mle 15, kal. 8 mm. Te ostatnie w dużej liczbie przybyły do Polski wraz z armią generała Hallera. Stosowano też, choć dużo rzadziej, niemieckie elkaemy Bergmanna wz. 15, dostosowane również do amunicji 7,92 mm. W czerwcu 1921 roku, w chwili zakończenia walk, powstańcze oddziały miały ogółem posiadać 531 ciężkich i 136 lekkich karabinów maszynowych.

Śląski pociąg pancerny

O wszelkich formach cięższego uzbrojenia, jak choćby powstańczej artylerii czy siłach pancernych, możemy mówić wyłącznie w kontekście trzeciego powstania. Znakomita część takiej broni została przerzucona z terenu Rzeczypospolitej - były to działa polowe i górskie, najczęściej produkcji rosyjskiej o standardowym kalibrze 76,2 mm. W czerwcu 1921 roku powstańcza artyleria liczyła 50 armat rozmaitego kalibru i pochodzenia. Chętniej posługiwano się znacznie poręczniejszymi granatnikami, nade wszystko modelem z roku 1916, zwanym nieco przekornie "Taube" ("gołąb"). Pod koniec walk dysponowano aż 374 egzemplarzami tej broni; dwukilogramowe granaty, elaborowane najczęściej trotylem, posyłała ona na odległość aż do trzystu metrów.

Broń pancerną tworzyły przede wszystkim pociągi pancerne - pod koniec trzeciego powstania dysponowano przynajmniej siedemnastoma jednostkami tego typu, z których jedna ("Kabicz") była unikalną konstrukcją przeznaczoną do poruszania się po typowych dla Górnego Śląska wąskich torach o prześwicie 785 milimetrów. "Kabicz" był jedną z kilku zaledwie "pancerek" skonstruowanych na miejscu, z wykorzystaniem dwóch prowizorycznie opancerzonych węglarek (każda uzbrojona w cztery karabiny maszynowe) i osłoniętego stalowymi blachami parowoziku serii T37. Prócz niej w hucie w Zawadzkiem i warsztatach kolejowych w Krupskim Młynie powstały cztery inne, już normalnotorowe jednostki. Pozostałe pociągi przybyły z Polski (najczęściej wraz z załogą), stanowiąc konglomerat rozmaitych konstrukcji, zarówno profesjonalnych, jak i improwizowanych, będących przeważnie wojenną zdobyczą z roku 1920.

Nie można zapomnieć o sześciu samochodach pancernych, zgrupowanych w dwóch dywizjonach. Przynajmniej jeden z nich, noszący nazwę "Górny Śląsk-Alzacja" był seryjną niemiecką konstrukcją Ehrhardta z roku 1917, uzbrojoną w co najmniej trzy karabiny maszynowe; wóz ten zdobyty został w 1919 roku przez powstańców wielkopolskich, na Górny Śląsk trafił zatem za pośrednictwem Wojska Polskiego. Wszystkie pozostałe były najpewniej modelami improwizowanymi; takie wozy bojowe tworzono na podwoziach ciężarówek, dźwigających pomysłowo nieraz zaprojektowaną pancerną kazamatę. W ten właśnie sposób w hucie "Baildon" powstał samochód pancerny "Korfanty", wspierający powstańców w walkach pod Górą św. Anny.

Od maciejówek po "litewki"

Najtrudniej jest mówić o powstańczym mundurze. W czasie pierwszych dwóch powstań nie było ani czasu, ani miejsca na żołnierski strój. Do boju przystępowano najczęściej w codziennej odzieży, z rzadka uzupełnianej mundurowymi pozostałościami po armii niemieckiej. Starano się wyróżniać biało-czerwoną kokardą na czapce lub kapeluszu, czy noszoną na ramieniu opaską. Czasem, o ile ktoś takowego posiadał, na nakryciu głowy umieszczano wojskowego orzełka. Dopiero w czasie trzeciego powstania śląskiego w 1921 roku zarówno czas trwania walk, jak i obecność wśród walczących znacznej liczby ochotników z terenu Rzeczypospolitej sprzyjały pewnym próbom unifikacji ubioru. Nie zaszły one nigdy zbyt daleko; stosunkowo najbardziej okazale prezentowała się powstańcza żandarmeria polowa, która po prostu przejęła umundurowanie parytetowej policji plebiscytowej (Abstimmungspolizei). Względną jednolitością ubioru - i to jakże charakterystycznego! - wyróżniał się szturmowy oddział marynarzy porucznika Roberta Oszka: do powstania poszli oni po prostu w mundurach cesarskiej Hochseeflotte. Wśród powstańczego Mannschaftu nadal jednak dominowały ubiory cywilne, choć zauważalny był wyższy aniżeli poprzednio udział elementów umundurowania armii niemieckiej, nade wszystko charakterystycznych wojskowych kurtek, zwanych "litewkami". Często spotkać można było niemieckie czapki wojskowe wzoru dla szeregowych i młodszych podoficerów (tzw. Feldmütze) - miękkie, bez daszka, zaś na powstańczy użytek pozbawione barwnego otoku i zaopatrzone w polską kokardę lub orzełka. Sporadycznie zdarzały się czapki starszych podoficerów i oficerów (tzw. Schirmmütze) - opatrzone daszkiem, czasem lekko usztywnione; w takiej właśnie (być może przyniesionej wprost z armii cesarskiej, gdzie dosłużył się on wszak stopnia sierżanta) występował Karol Gajdzik, dowódca 4. pułku królewskohuckiego.

Od regulaminowych Feldmützen armii cesarskiej, poprzez czapki cywilów, aż po przyniesione zza polskiej granicy rogatywki krzepnącego w tym czasie Wojska Polskiego - nakrycia głowy stanowiły najbardziej zróżnicowany element powstańczego ekwipunku. Były to zarówno strzeleckiej jeszcze proweniencji "maciejówki", czy to szare, czy khaki, jak i błękitne rogatywki Armii Hallera, oficjalne rogatywki khaki Wojska Polskiego czy też wysokie rogatywki Wojsk Wielkopolskich, z małym "wielkopolskim" orzełkiem i charakterystyczną, przytwierdzaną z lewej strony "trzepaczką" (aplikacją w kształcie trefla, w zależności od stopnia wykonywaną ze sznura srebrnego lub w kolorze munduru, z barwnymi przesuwkami). Ten ostatni aspekt wymaga dodatkowego podkreślenia: zachowana ikonografia często ukazuje powstańczych dowódców właśnie w mundurach Armii Wielkopolskiej, bądź też stylizowanych na nią mundurach niemieckich; jedne i drugie szyte były zresztą z tego samego materiału.

Co ciekawe, w podobnym wyróżnianiu się spośród żołnierskiej masy zdawali się celować miejscowi, pochodzący z Górnego Śląska oficerowie powstańczych formacji. "Przyjezdni" preferowali ubiory cywilne, często o sportowo-myśliwskim kroju. Funkcje dowódcze zdradzała noszona na ramieniu biało-błękitna opaska; zwykli żołnierze nosić mieli biało-czerwoną, choć na pewno nie było to normą. Jak zawsze jednak, przynależność do powstańczych szeregów najchętniej zaznaczano umieszczanym na czapce orzełkiem.

Dr GRZEGORZ BĘBNIK jest historykiem, pracownikiem Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Krwią i blizną (21/2011)