Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Byłby to żart, gdyby ta jazda skończyła się bajkowym happy endem. Jezus jednak nie zasiadł na złotym tronie. Nie wziął do ręki berła, nie przypasał miecza. Przeciwnie – pozwolił, „abyśmy przybili Go do krzyża”. Nie dlatego, że nie miał innego wyjścia, ale dlatego, że nie chciał się sobie samemu sprzeniewierzyć. Nie chciał sprawić zawodu swojemu Ojcu, w imieniu którego występował. „Izraelici – mówi Apostoł Piotr – słuchajcie: ukrzyżowaliście Jezusa z Nazaretu, człowieka, którego posłannictwo Bóg nam potwierdził nadziemską mocą i zdumiewającymi znakami, o czym doskonale wiecie”.
Śmierć Jezusa nie położyła jednak kresu Jego historii. Z dnia na dzień wzrastała liczba tych, którzy twierdzili, że Jezus „jednak zmartwychwstał”. Że żyje – ponieważ „uwolnił Go Bóg z więzów śmierci”, gdyż „było niemożliwe, by ona Go pokonała”. A zatem najmocniejszym dowodem na to, że Jezus przeżył śmierć, jest nie co innego, jak tylko wierność Boga. Bóg dotrzymał danego słowa temu, który swój los związał z Jego losem. W identyczny sposób Bóg traktuje nas, skoro Jezus nazywa nas swoimi siostrami i braćmi.
Jednak obecność Jezusa pośród nas wcale nie jest oczywista. Przeciwnie, zobaczenie i usłyszenie Jezusa ciągle nastręcza trudności. Ilustruje to przypadek Kleofasa i jego przyjaciela, uczniów Jezusa. Rozczarowani śmiercią Nauczyciela, rozbici psychicznie, zagubieni, odchodzą z Jerozolimy, sądząc, że wszystkie ich nadzieje związane z Mistrzem legły w gruzach. Śmierć to śmierć. Koniec. Trza wracać, skąd się przyszło. Na szczęście Kleofas i jego towarzysz nie uciekali w panice, na oślep, ale „rozmawiali ze sobą o tym wszystkim, co zaszło”. Pokonani, nie poddawali się, ale próbowali jeszcze raz zmierzyć się ze swoim nieszczęściem. Pod wieczór okazało się, że wszystko wygląda inaczej, niż sądzili. Ten, którego mieli za umarłego, jednak żyje. Przyszedł do nich znowu najzwyczajniej w świecie, jako przypadkowy podróżny. Z tego wniosek, że i dzisiaj Jezus żyje pośród nas nie tylko na sposób duchowy. Jego ciało, czyli Kościół, nie jest jedynie ciałem mistycznym, ale jak najbardziej materialnym. Widzialnym i dotykalnym.
Zbigniew Herbert pisze: „Jeśli po śmierci zechcą nas przemienić w zeschły płomyczek, który chodzi po ścieżkach wiatru – należy zbuntować się. Na nic wiekuisty wypoczynek na łonie powietrza, w cieniu żółtej glorii, wśród mamrotania dwuwymiarowych chórów. Trzeba wstąpić w kamień, w drzewo, w wodę, w szparę furty. Lepiej być skrzypieniem podłogi niż przeraźliwie przeźroczystą doskonałością”.