Sklepik z informacjami

Czy obywatele, w tym dziennikarze, będą musieli płacić za dostęp do informacji publicznej? Przygotowany w MSWiA projekt może poważnie skomplikować wyciągnięcie z urzędu czegokolwiek.

01.03.2011

Czyta się kilka minut

/ ryc. Mateusz Kaniewski /
/ ryc. Mateusz Kaniewski /

Jeszcze w tym roku, w związku z dostosowywaniem polskiego prawa do reguł UE, zmieni się ustawa o dostępie do informacji publicznej. MSWiA jest dumne ze zmian, ale eksperci ostrzegają, że mogą one ograniczyć konstytucyjne prawo do informacji publicznej. Ze zmiany skorzystają natomiast zarabiający na przetwarzaniu informacji przedsiębiorcy i administracja, która dostanie szansę na dorobienie. Zapłaci obywatel.

Organowi wolno wiele

Obowiązująca dziś ustawa z 2001 r. daje nam prawo dostępu do informacji publicznej, czyli każdej informacji o sprawach publicznych, która nie jest utajniona. Korzystamy z niego, gdy chcemy wejść na posiedzenie rady gminy, na którym decyduje się los osiedlowej szkoły; gdy pytamy burmistrza, kto, kiedy i za ile wybuduje nam drogę; albo gdy prosimy o raport o jakości leczenia w naszym szpitalu. Dyskutowana niedawno kwestia stanu zdrowia prezydenta byłaby także ujawniana w ramach takiego dostępu.

Zasadą jest, że gdy np. chcemy sprawdzić, czy koło działki, którą planujemy kupić, za rok nie będzie autostrady, urząd pokaże nam plan inwestycji drogowych bezpłatnie. Co najwyżej zażąda zwrotu kosztów np. za kserowanie dokumentu. By odpowiedzieć na nasz wniosek o udostępnienie planu, ma 14 dni, a w sprawach bardziej złożonych - do dwóch miesięcy.

- Ta ustawa jest bardzo dobra, jeśli chce się ją stosować. Niestety, urzędy nie zawsze chcą - mówi Krzysztof Izdebski, ekspert prawny ze Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich, z którym MSWiA konsultowało założenia nowelizacji. - Obawiamy się, że nowe przepisy utrudnią przeciętnemu obywatelowi dostęp do informacji.

Dlaczego? Nowelizacja wprowadza nową instytucję prawną: ponowne wykorzystywanie informacji, które MSWiA definiuje w projekcie jako "wykorzystywanie przez osoby fizyczne lub prawne dokumentów będących w posiadaniu organów sektora publicznego, do celów komercyjnych lub niekomercyjnych innych niż ich pierwotne przeznaczenie w ramach zadań publicznych, dla których te dokumenty zostały wyprodukowane".

- Problem w tym, co organy publiczne będą rozumieć przez ponowne wykorzystywanie. Jeden może uznać, że to sytuacja, w której np. dzięki danym o procesach windykacyjnych tworzymy firmę sprzedającą informacje dłużnikom; drugi, że to przekazanie prasie informacji, którą wykorzysta w artykule - wyjaśnia dr Elżbieta Czarny-Drożdżejko, ekspert prawa prasowego i autorskiego z UJ.

Oznacza to także, że gdy grupa mieszkańców dowie się o tym, że w sąsiedztwie ma powstać wysypisko śmieci, i w ramach akcji protestacyjnej, bez zawarcia stosownej umowy, wydrukuje ulotki z otrzymaną z urzędu mapą i naniesionymi na nią własnymi oznaczeniami, może zostać oskarżona o wykorzystanie informacji publicznej bez zgody właściciela. Z projektu nie wynika, czy coś (i co) za to grozi.

- Może to czarny scenariusz, ale nasze stowarzyszenie, które działa niekomercyjnie, pobiera informacje publiczne i je przetwarza, tzn. wykorzystuje je w celu innym niż cel ich wytworzenia w urzędzie. W świetle nowych przepisów będzie potraktowane tak, jak przedsiębiorca, który zarabia na ich przetwarzaniu - mówi Izdebski.

Choć ministerstwo zapewnia, że w samym dostępie do informacji publicznej nic się nie zmieni, eksperci nie podzielają tej pewności. Nie jest jasne, czy np. student piszący pracę w oparciu o plan finansowy urzędu nie będzie musiał zapłacić za jego udostępnienie.

- Moim zdaniem także napisanie artykułu, w którym porównuje się np., jak różne urzędy gmin wydają środki na edukację, będzie wykorzystaniem informacji, a dziennikarz będzie musiał zapłacić za udostępnienie danych - ocenia dr Czarny-Drożdżejko.

Dużo będzie też zależało od dobrej woli organu publicznego. A wolno mu wiele.

Podmiot publiczny może np. sam określić, czy i na jakich zasadach pozwoli nam ponownie wykorzystywać jego informacje, co oznacza, że będziemy musieli podpisać z nim specjalną umowę.

Nowelizacja zakłada, że dokumenty opublikowane w Biuletynie Informacji Publicznej (stworzonym w celu udostępnienia informacji publicznej systemie stron internetowych), których warunków ponownego wykorzystywania nie określono, można przetwarzać dowolnie i nieodpłatnie, ale to organ zdecyduje, czy za wykorzystywanie każdej opublikowanej przez niego informacji zapłacimy.

- Kierownik biednej instytucji publicznej byłby głupi, gdyby nie wprowadził opłat za korzystanie z informacji, które stworzył. Ta nowelizacja to sprytny sposób na dodatkowy zarobek urzędów - komentuje dr Czarny-Drożdżejko. A jest na czym zarabiać: wg raportu Komisji Europejskiej rynek informacji publicznej w UE wart jest 27 mld euro. Nie wiadomo, jaką częścią tego jest rynek polski, ale na pewno wart jest sporo.

Urząd może też zastrzec, że wnioskujący ma wykorzystywać udostępnioną mu informację w określony sposób lub w wyznaczonym kontekście: np. pisanie o tym, że w X wydają pieniądze na szkolenia, a w Y na nowe samochody, może być sprzeczne z warunkami określonymi przez te instytucje. A to już może grozić cenzurowaniem dziennikarzy, których zadaniem jest przecież patrzenie władzy publicznej na ręce.

Wreszcie, urząd będzie miał prawo odmówić udostępnienia informacji, jeśli uzna, że w jej przygotowanie musiałby włożyć... za dużo wysiłku.

MSWiA nie uważa, by przyznawało urzędom za dużo swobody: - Urzędnik ma obowiązek przekazywać informację publiczną zawsze, gdy zobowiązuje go do tego ustawa. Także do ponownego wykorzystywania - mówi Maciej Groń, naczelnik Wydziału Standaryzacji Departamentu Informatyzacji MSWiA. - Nasza regulacja skuteczniej zabezpiecza obywateli i przedsiębiorców na tle przepisów innych krajów UE, ponieważ będziemy mogli zaskarżać zarówno opłatę, jak i warunki udostępnienia, a urzędnik nie może odmówić udostępnienia, bo z ustawy wynika wyraźny obowiązek udzielenia informacji. Ponadto wprowadzamy nieznane w UE domniemanie bezwarunkowego ponownego wykorzystania oraz możliwość pobierania informacji publicznej bez składania wniosku - tłumaczy.

Organ żąda zapłaty

Co jednak, gdy organy publiczne nie będą publikować w BIP? Czy grozi nam handel informacją publiczną?

- Tak naprawdę nie wiemy, czy zwykły obywatel będzie musiał płacić za informację. Nie wiemy też, ile by ona kosztowała i jak będzie wyglądała ewentualna umowa na ponowne wykorzystywanie informacji - wyjaśnia Izdebski. - Jej wzór ma określić szef MSWiA w rozporządzeniach do ustawy. Najważniejszy dokument, który powie nam, jak ponowne wykorzystywanie będzie wyglądać w praktyce, powstanie po wprowadzeniu ustawy. A skoro dziś urzędy częściej pobierają opłaty za koszty udostępnienia informacji, niż z nich rezygnują, to ryzyko, że wykorzystają nadarzającą się okazję, jest spore.

- Podmiot będzie miał prawo zażądać opłaty, która nie może przekraczać rozsądnego zwrotu z inwestycji - tłumaczy Maciej Groń z MSWiA. - Rozwiązanie takie jest konieczne, ponieważ, w przeciwieństwie do regulacji UE, nowelizacja ustawy o dostępie do informacji publicznej narzuca obowiązek przekazania takiej informacji do ponownego wykorzystywania. Ich wytworzenie kosztuje.

Zdaniem Gronia, jeżeli urzędy będą otrzymywać zwrot kosztów poniesionych w czasie produkowania informacji, to wzrośnie szansa na poprawę jakości udostępnianych dokumentów. - Podmiotom publicznym powinno zależeć na tym, żeby ich dane były dobrej jakości, a przez to popularne. To podejście menadżerskie do zarządzania organem publicznym - wyjaśnia.

Zgadza się z tym Michał Jaworski, wiceprezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, która skupia firmy z branży teleinformatycznej. - Informacja publiczna może być wykorzystywana nie tylko przez obywateli, ale także przez przedsiębiorstwa, dlatego powinna być dostępna dla wszystkich na jednakowych warunkach, z precyzyjnym opisem tego, co z tą informacją można zrobić - podkreśla. - Za dodatkową opłatą będzie można zapewnić zainteresowanym informacją publiczną taką dostępność i szybkość transferu, jakie mogą być potrzebne do stworzenia np. nowej usługi.

- Podmiotom gospodarczym będzie łatwiej, bo podpiszą umowę i będą mogły zmusić podmiot publiczny do realizacji jej warunków, np. regularnego przesyłania danych. Ale dotąd jakoś też to funkcjonowało - zauważa Izdebski.

Bartłomieja Miskę, studenta, który pisze pracę magisterską o partnerstwie publiczno--prywatnym, dziwi, że on, zwykły obywatel, może być obciążony kosztem wytworzenia informacji na równi z podmiotem, który zarobi na ich wykorzystywaniu. - Będę musiał płacić za coś, co powstaje dzięki moim podatkom? - pyta.

Organ w praktyce

Formalnie Polska nie musi wprowadzać nowych przepisów: dziś większość z nas korzysta z informacji ponownie wykorzystywanej, np. słuchając prognozy pogody, ale brak regulacji daje udostępniającym i przetwarzającym informacje dużą dowolność. Nic nie stoi na przeszkodzie, by instytucja przekazywała ogólnopolskiej radiostacji dane meteorologiczne na bieżąco, a lokalnej z dwugodzinnym opóźnieniem.

- Stworzenie instytucji prawnej ponownego wykorzystywania i uregulowanie tej kwestii w ustawie jest bardzo ważne. Wpłynie na przejrzystość prawa - przekonuje dyrektor Groń.

Dr Czarny-Drożdżejko: - Zmiany są potrzebne, ale niekoniecznie w tę stronę. Dziś z dostępu do informacji publicznej korzystają, na równych prawach, głównie dziennikarze i "pieniacze". Z perspektywy podatnika chcę, aby awanturników, którzy załatwiają prywatne porachunki z państwem, obciążyć kosztami tworzenia informacji. Tak jest niemal w całej Unii. Ale dziwi mnie, że dziennikarze nie starają się o wyłączenie ich spod tej ustawy albo o nowelizację w kierunku dla nich korzystnym.

Prof. Małgorzata Jaśkowska, sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego: - Ustawa wyraźnie dzieli się na dwie części. Dostęp do informacji będzie odbywał się jak dotąd. Zachowana jest także dotychczasowa definicja informacji publicznej. Mieliśmy nadzieję, że wprowadzenie unijnych zaleceń skróci procedurę, ale lektura założeń do nowelizacji rozwiewa je: całość się wydłuży, choćby przez to, że organ ma sześć dni więcej na odpowiedź.

Sędzina zauważa również, że pojawia się konieczność podwójnego wnioskowania: najpierw o udostępnienie informacji, a następnie o jej ponowne wykorzystanie.

Ministerstwo zapewnia, że wszystko można będzie załatwić jednym wnioskiem. To z kolei skróci czas odpowiedzi, bo organ publiczny może 20-dniowy termin wydłużyć tylko o kolejne 20 dni.

Izdebski ma jednak wątpliwości: - Obywatel może nie wiedzieć, że musi wnioskować także o ponowne wykorzystywanie informacji - mówi. - Albo od razu usłyszy pytanie o powód swojego wniosku, co jest niezgodne z ustawą. Gdy zaś urzędnik uzna, że wnioskujący będzie ponownie wykorzystywał informacje, może odmówić ich wydania. A jeżeli zechcę najpierw sprawdzić, czy posiadane przez organ dane są przydatne, wtedy całość może trwać nawet 114 dni. Mówię z pozycji praktyka, który średnio raz w tygodniu wnioskuje o udostępnienie informacji publicznej.

Prof. Jaśkowska: - Trzeba wierzyć, że praktyka nie będzie zła.

Wkrótce projekt znowelizowanej ustawy trafi do Sejmu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2011