Silna i stabilna

Odwołany z funkcji prezesa TVP Jacek Kurski realizował misję mediów publicznych na opak. I robił to nie tyle bez wstydu, co z dumą. Teraz czeka na rekompensatę.

12.09.2022

Czyta się kilka minut

Jacek Kurski jako prezes TVP.  Warszawa, styczeń 2018 r. / ANDRZEJ IWAŃCZUK / REPORTER
Jacek Kurski jako prezes TVP. Warszawa, styczeń 2018 r. / ANDRZEJ IWAŃCZUK / REPORTER

Tego nikt – poza wąską grupą wtajemniczonych – się nie spodziewał. 5 września Rada Mediów Narodowych na zdalnym posiedzeniu wysłuchała sprawozdania prezesa TVP Jacka Kurskiego o inwestycjach budowlanych. Według wersji przedstawionej przez Roberta Kwiatkowskiego, członka Rady z rekomendacji Lewicy, Kurski nagle oznajmił, że musi jechać do Skierniewic. Gdy tylko się rozłączył, przewodniczący Krzysztof Czabański złożył wniosek o jego odwołanie, który natychmiast został jednomyślnie przyjęty. „To wyglądało jak egzekucja w ciemnym kącie” – powiedział Kwiatkowski portalowi OKO.press.

Na tym samym posiedzeniu powołano nowego prezesa – obecnie jedynego członka Zarządu TVP, Mateusza Matyszkowicza.

Rekompensata plus haracz

Kurski tracił stanowisko już dwa razy. W sierpniu 2016 r. stało się tak na zaledwie kilka godzin; drugi raz Kurskiego odwołano w marcu 2020 r., w ramach targu z Andrzejem Dudą, który od jego dymisji uzależniał podpisanie ustawy przyznającej TVP dwa miliardy „rekompensaty z tytułu utraconych wpływów z abonamentu”. Prezydent ustawę podpisał, ale Kurski dalej sterował TVP, tyle że jako „doradca zarządu”. Oficjalnie w roli prezesa zastąpił go Maciej Łopiński, który po kilku miesiącach zwrócił przyjacielowi stanowisko, po czym Kurski został wybrany na kolejną kadencję.

Tym razem sprawa wygląda poważniej i jeszcze bardziej tajemniczo. Mijają kolejne dni, a wciąż nie wiadomo nawet, jakie były powody odwołania. Rzecznik PiS Radosław Fogiel sugerował zaraz po dymisji, że partia szykuje dla Kurskiego nowe zadania, ale nadal nie ujawniono, na czym miałyby polegać. Plotkuje się o fotelu wicepremiera albo szefa sztabu wyborczego PiS. A przecież tę ostatnią funkcję dotychczasowy prezes TVP pełni de facto już od siedmiu lat.

Pojawiają się doniesienia, wedle których zmiana była szykowana od dawna, ale została przyspieszona: Jarosław Kaczyński podobno chciał zdyscyplinować Kurskiego, m.in. za zbyt częste zapraszanie na antenę ludzi z Solidarnej Polski – partii Zbigniewa Ziobry, którą PiS chce przed wyborami maksymalnie osłabić. Inni z kolei twierdzą, że to Mateuszowi Morawieckiemu udało się dopiąć celu – Kurski, sam mający premierowskie ambicje, był jednym z jego największych wrogów. Ta wersja jest jednak mało prawdopodobna, biorąc pod uwagę słabe notowania Morawieckiego w partii. Bardziej logiczna wydaje się inna teoria: PiS chce przesunąć wybory samorządowe, w których spodziewa się słabego wyniku, tak by odbyły się już po parlamentarnych i nie miały na nie wpływu. Głowa Kurskiego miała być w tym scenariuszu ceną za podpis Andrzeja Dudy pod – wymyśloną podobno przez samego Kurskiego – ustawą, która ma pomóc PiS utrzymać władzę w parlamencie.

Dziś pewne jest tylko to, że Jacek Kurski dostanie jakąś „rekompensatę z tytułu utraconych wpływów”. Za oddaną służbę należy mu się nagroda, a za całą wiedzę na temat kulis działania rządu – wręcz haracz.

Aktywa polskiej niepodległości

Jakikolwiek byłby prawdziwy powód odwołania, warto wykorzystać okazję do podsumowania dokonań Jacka Kurskiego z ostatnich sześciu lat. Bez wątpienia przechodzi do historii jako najgorszy prezes TVP po 1989 r. – to ocena nie z punktu widzenia wyników oglądalności czy kondycji finansowej spółki, ale z perspektywy zapisów w ustawie o radiofonii i telewizji. Szefom publicznych mediów nakazuje ona respektować „zasady profesjonalizmu, uczciwości i rzetelności” oraz: „1) kierować się odpowiedzialnością za słowo i dbać o dobre imię publicznej radiofonii i telewizji; 2) rzetelnie ukazywać całą różnorodność wydarzeń i zjawisk w kraju i za granicą; 3) sprzyjać swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli oraz formowaniu się opinii publicznej; 4) umożliwiać obywatelom i ich organizacjom uczestniczenie w życiu publicznym poprzez prezentowanie zróżnicowanych poglądów i stanowisk oraz wykonywanie prawa do kontroli i krytyki społecznej”.

Jacek Kurski powyższe zapisy realizował na opak. I nie tyle bez wstydu, co z dumą. Już w sierpniu 2016 r. w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” chwalił się: „Kiedy zostawałem prezesem TVP, Nowoczesna remisowała z PiS 27-29. Dziś, po przywróceniu elementarnego pluralizmu, jest 40-15. Ta kotwica pluralizmu i normalnego przekazu ma ogromny wpływ na stabilność polityczną i ład demokratyczny w kraju”.

W czerwcu 2022 r. od portalu wPolityce.pl (podobnie jak tygodnik „Sieci” wydawanego przez bliską PiS spółkę Fratria i hojnie finansowanego przez spółki Skarbu Państwa) dostał Nagrodę Biało-Czerwonych Róż. W laudacji Michał Karnowski powiedział: „Ponad sześć lat od tamtego styczniowego dnia 2016 roku, po ogłoszeniu setki razy, iż TVP już nikt nie ogląda, wszyscy odeszli, nikt nie chce w niej występować, dziś środowiska totalnej opozycji i niemiecka oraz rosyjska partia w Polsce grają inną płytę: to wszystko przez TVP i prezesa Kurskiego, to są przyczyny tego, iż Polacy trwają przy wyborze z roku 2015. To przez niego Polacy znają obiektywne dane, wiedzą o osiągnięciach obozu politycznego pana premiera Jarosława Kaczyńskiego”. Jacek Kurski w odpowiedzi zapewnił ze sceny, że TVP „zrobi wszystko, aby te aktywa polskiej niepodległości, które są dzisiaj w naszych rękach, działały”.

Z kolei w czerwcu 2021 r., po wyborze na drugą kadencję, tak sformułował swój przepis na sukces: „Trzeba robić słuszne rzeczy, które w dodatku jeszcze będą oglądane”.

Słuszne rzeczy, dobre imię

„Słuszne rzeczy” to według Kurskiego wszystko, co sprzyja PiS. Telewizję publiczną zmienił w telewizję rządową, promującą bez wytchnienia władzę i dyskredytującą opozycję. Dla przykładu: w IV kwartale 2018 r. politycy PiS dostali na antenach TVP 136 godzin, a drudzy w zestawieniu politycy PO – 23,5 godziny; z kolei w lutym 2019 r. przedstawicieli Zjednoczonej Prawicy pokazywano sześć razy częściej niż reprezentantów całej opozycji (wyliczenia OKO.press). Stronniczość TVP od lat zauważają organizacje międzynarodowe, jak Reporterzy bez Granic (w Indeksie Wolności Prasy Polska w ciągu siedmiu lat spadła z 18. na 66. miejsce) czy OBWE, które w raporcie z ostatnich wyborów prezydenckich wskazało: „publiczny nadawca stał się narzędziem kampanii dla prezydenta ubiegającego się o reelekcję, a niektóre przekazy medialne miały wyraźnie wydźwięk ksenofobiczny oraz antysemicki”.

Wydaje się bardzo prawdopodobne, że to właśnie TVP zapewniła Andrzejowi Dudzie zwycięstwo nad Rafałem Trzaskowskim (różnica wyniosła tylko 420 tys. głosów). Wprawdzie w czasie kampanii Kurski formalnie nie był prezesem, ale może właśnie dlatego tak bardzo się starał. TVP zaoferowała Dudzie pozaustawowy czas reklamowy, a w nim: toporny spot wyborczy, przygotowany przez Macieja Sawickiego jako materiał do głównego wydania „Wiadomości”, kuriozalną jednoosobową „debatę” w Końskich, z pytaniami zadawanymi przez lokalnych działaczy PiS i Solidarnej Polski, a nawet „amerykańskiego projektanta mody Christiana Paula”, wymyślonego po to, żeby pochwalić kreacje Agaty Kornhauser-Dudy. Przede wszystkim jednak TVP organizowała zmasowany atak na kontrkandydata. Rafał Trzaskowski regularnie zestawiany był z ujęciem ścieków płynących do Wisły i oskarżany o najróżniejsze występki i knowania. Od wspierania fundacji kierowanej przez agentkę SB, podejrzewaną o udział w zabójstwie księdza Blachnickiego, przez plany wprowadzenia w przedszkolach przymusowej nauki masturbacji dla czterolatków, po zamiar odebrania Polakom 500 plus w celu sfinansowania restytucji mienia żydowskiego. Wytknięto mu nawet odmowę posłania dzieci do pierwszej komunii i zainteresowanie myślą „żydowskiego filozofa Barucha Spinozy”.

Ale kampanie wyborcze były tylko zagęszczeniem propagandowego, a nierzadko wprost nienawistnego przekazu. Płynącego stale, dzień za dniem. Od sześciu lat co wieczór TVP przedstawia polityków opozycji jako wrogów Polski, reprezentujących interesy obcych państw. Regularnie piętnuje też prywatne media i wszystkie sprzeciwiające się rządowi grupy społeczne, od nauczycieli przez sędziów po lekarzy. Stygmatyzacji poddawane są też mniejszości, zwłaszcza migranci z Afryki i Bliskiego Wschodu oraz osoby LGBT+. Niektóre z setek obraźliwych materiałów na ich temat doczekały się wyroków sądów i odszkodowań idących w dziesiątki tysięcy złotych.

O szkodliwości prowadzonych przez TVP kampanii nienawiści najgłośniej zrobiło się w 2019 r., po zabójstwie Pawła Adamowicza (sprawca wciąż nie został osądzony, a na ostateczną opinię biegłych, potwierdzającą jego ­zdrowie ­psychiczne, trzeba było czekać trzy lata). Tych, którzy przypominali, że atak poprzedziła trwająca wiele miesięcy nagonka w telewizji Kurskiego, TVP pozwała za „godzenie w jej dobre imię”. W żadnej z podobnych spraw – wytoczonych Adamowi Bodnarowi, Ewie Siedleckiej, Wojciechowi Czuchnowskiemu, Krzysztofowi Skibie i Wojciechowi Sadurskiemu – TVP nie wygrała. Niemniej zapewne udało jej się wywołać „efekt mrożący” u niektórych liderów opinii. Niestety, śmierć Adamowicza nie skłoniła samego Jacka Kurskiego do jakiejkolwiek zmiany – wkrótce jego telewizja zaczęła nagonkę na Tomasza Grodzkiego, a potem Donalda Tuska.

Nasz Kaczorek ma rację

Dziedzictwo Kurskiego w TVP to wreszcie apoteoza tandetnej rozrywki. W tym ogromne pieniądze wydawane na „Sylwester Marzeń”, który ma być – według słów pomysłodawcy – „jak prąd, jak gaz, jak woda (...) jak jedzenie, jak powietrze. Nie można bez niego żyć”. Na scenie w Zakopanem występowały wielkie talenty disco polo, jak Zenek Martyniuk, i zagraniczne gwiazdy jednego przeboju, jak Natalia Oreiro (albo nawet: żadnego przeboju, jak Julio Iglesias Junior). Dla sprawiedliwości trzeba przypomnieć, że na ostatni „Sylwester” Kurskiemu udało się sprowadzić naprawdę duże nazwisko – Jasona Derulo. Na scenie w Zakopanem i w domach milionów widzów śpiewał (po angielsku) o „ssaniu penisa”, „pysznej cipce” i „wielkim tyłeczku”.

W ostatnich latach próbowano włączyć żenującą rozrywkę do politycznej agitacji. Tak powstał program „Motel Polska”, w którym „oglądając wspólnie telewizję i spotykając się w telewizyjnym motelu, goście recenzują i opisują współczesną Polskę”. I tak np. w odcinku 11. „gośćmi” byli córka, zięć i była asystentka posła PiS Roberta Telusa, przedstawieni jako przypadkowi Polacy. „Jaro, jak coś powie, to już powie”, „Nasz Kaczorek ma rację” – recenzowali przemówienie Jarosława Kaczyńskiego.

Innym przykładem jest „W tyle wizji”, czyli odpowiedź na „Szkło kontaktowe” TVN – równie nieśmieszna jak pierwowzór, ale zdecydowanie bardziej zajadła. To tam Krzysztof Feusette i Stanisław Janecki śmiali się z sylwetki Marty Lempart, porównując ją do betoniarki, kobiet z malarstwa Fernanda Botera albo późnego baroku oraz spekulując, że do odpoczynku potrzebuje dwóch lub trzech leżaków. I to tam Rafał Ziemkiewicz żartował z samochodów-komór gazowych, a Marcin Wolski ironizował, że obozy zagłady to, „można powiedzieć, były żydowskie obozy, bo w końcu kto obsługiwał krematoria?”.

Z kolei politycznym odpowiednikiem amerykańskiego „The Jerry Springer Show” był –zawieszony z powodu pandemii i wciąż nie przywrócony – program „Studio Polska”, prowadzony przez Magdalenę Ogórek i Jacka Łęskiego. To właśnie w czasie tego cotygodniowego seansu ignorancji i nienawiści Przemysław Czarnek powiedział o osobach LGBT+: „ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”. W odcinku o relacjach polsko-żydowskich na dole ekranu były pokazywane antysemickie wpisy widzów. A w dyskusji dotyczącej „ideologii gender” poseł Solidarnej Polski Mariusz Kałużny, magister teologii i politologii, mówił: „Sprzeciwiamy się ideologii, która mówi o czymś takim jak psychologia orientalna [sic!]. Bo nauka definiuje, czy ktoś jest mężczyzną czy kobietą. A wasz ruch mówi, że psychika. Czyli jak sobie wymyślę, że jestem kobietą, to jestem kobietą”. Wypowiedzi, które nigdy nie powinny paść na antenie telewizji publicznej, a padły w „Studio Polska”, można by wymieniać długo.

Lipa, ale jedziemy w to

Jeden z pasków „Wiadomości” za czasów Kurskiego głosił: „Szlam z Warszawy zatruwa Polskę”. Chodziło oczywiście o awarię oczyszczalni Czajka, ale ktoś mógłby pomyśleć, że to zwięzłe podsumowanie licznych działań TVP Kurskiego. Dałoby się wprawdzie wyłowić rzeczy wartościowe – kilka przyzwoitych seriali (np. dość uczciwe w przedstawianiu historii i dobrze zrealizowane „Wojenne dziewczyny”) czy reality show (jak inkluzywne „Sanatorium miłości”), ale nie zmienia to faktu, że TVP nadaje toksyczny sygnał, zatruwający umysły mniej krytycznych widzów, żeby zamienić ich w żelazny elektorat jednej partii. „To lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi” – miał powiedzieć (według czworga świadków) Jacek Kurski w 2005 r., tłumacząc swój pomysł na wykorzystanie w kampanii wyborczej PiS „dziadka z Wehrmachtu”. Tą maksymą zdawał się kierować także jako prezes TVP.

Jego następca Mateusz Matyszkowicz to mediewista, były naczelny „Frondy LUX”, miłośnik filozofii i literatury, nie tak dawno prezentujący się jako zwolennik dialogu ponad podziałami i postrzegany jako „sensowny konserwatysta” (określenie Maksa Cegielskiego). Wydawałoby się, że jest przeciwieństwem Kurskiego – skromny, powściągliwy, spokojny. Ale to od Kurskiego dostał nominację na szefa TVP Kultura, i to u jego boku konsekwentnie awansował. W pierwszym komunikacie wydanym z pozycji prezesa napisał: „Silna i stabilna telewizja publiczna jest wielkim sukcesem dotychczasowego Zarządu. Moim celem jest kontynuowanie trafnych decyzji dla Spółki oraz wzbogacenie i urozmaicenie oferty TVP”. I to brzmi jak najlepsza odpowiedź na pytanie, czy z odejściem Kurskiego w przekazie TVP coś się zmieni.

Tak „silna i stabilna” machina propagandowa nie może się zachwiać. Co prawda pojawiają się sygnały, że pod nowym kierownictwem TVP ma „spuścić z tonu”, a rozrywka mniej się kojarzyć z disco polo, jednak nie ma wątpliwości, że telewizja dalej będzie pokazywać to, czego życzy sobie najważniejszy widz, czyli Jarosław Kaczyński. A z jego ostatnich wypowiedzi – np. tej o „niemieckich mocodawcach” Tuska, konieczności „zmian prawnych, które pozwolą lepiej kontrolować wyniki wyborów” czy „Unii Europejskiej będącej nośnikiem lewackiej ideologii” – wynika, że prezes PiS postanowił zaostrzyć, a nie złagodzić przekaz.

Mateusz Matyszkowicz będzie musiał się dostosować. Skoro przez sześć lat nie sprzeciwił się formie, jaką przybrała TVP, nie sprzeciwi się i teraz, gdy osiągnął – jak miał stwierdzić na posiedzeniu Rady Mediów Narodowych – „szczyt marzeń”. Niektórzy marzą o władzy za wszelką cenę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa, autorka nominowanej do Nagrody Literackiej Gryfia biografii Haliny Poświatowskiej „Uparte serce” (Znak 2014). Laureatka Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski i Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2022