Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od ponad dekady trwa gorączkowe rozbijanie pancerza: tego, który chronił Turcję przed wstrząsami, ale i blokował jej potencjał; który bronił przed światem zewnętrznym, ale stawiał ją – wyniosłą i nieufną – na uboczu. Turcja uwierzyła, że może i musi obudzić w sobie olbrzyma, że jej rolą jest aktywne kreowanie już nie tylko siebie i najbliższego otoczenia, ale sytuacji globalnej.
TURECKI MODEL ROZWOJU
Potencjał mieli zawsze: atrakcyjne położenie geograficzne, silne państwo z imponującą imperialną przeszłością, wojsko (drugą – po USA – armię NATO), demografię (dziś to niemal 80 mln ludzi), bogatą i różnorodną kulturę. Używali tego ostrożnie: po I wojnie światowej stracili Imperium i niemal stracili państwo – obroniwszy je, na pierwszym miejscu postawili umacnianie i ochronę nowej Republiki, jak ognia unikając każdego ryzyka, które mogło jej zagrozić.
Dziś mówi się o tureckim modelu rozwoju, którego efektywność „zmusiła” Unię Europejską do otwarcia nobilitujących negocjacji członkowskich w 2005 r., a który stawia Turcję jako wzór dla społeczeństw bliskowschodnich. Turcja demokratyzuje się – co w praktyce oznacza aktywizację społeczeństwa – i rozwija gospodarczo. Dziś to siedemnasta gospodarka świata (lub piętnasta, gdy mierzyć to parytetem siły nabywczej), której PKB mimo tąpnięcia w czasie światowego kryzysu gospodarczego, w latach 2002–2011 rosło średnio o 5,2 proc. rocznie; w 2013 r. spodziewany jest wzrost o 3,6 proc.
Dziś Turcja widzi się w roli równorzędnego partnera dla Unii i USA w tworzeniu polityki na Bliskim Wschodzie, zdolnego przy tym do asertywnego promowania własnych interesów wbrew partnerom. Przy wszystkich zastrzeżeniach wobec trwałości podstaw, na których Turcja opiera swoje ambicje, i wobec efektywności jej polityki – jest to państwo, z którym zaczęto się liczyć.
CZAS BURZY I NAPORU
Katalizatorem i autorem przemian dokonujących się w Turcji jest rządząca od 2002 r. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) – konserwatywno-liberalna, z mocnym komponentem islamskim, kierowana przez Recepa Tayyipa Erdoğana. AKP skanalizowała zapotrzebowanie na zmiany i rozwinęła działania podejmowane wcześniej (np. reformy gospodarcze). W Turcji rozpoczęła się – niezakończona do dziś – demokratyczna „rewolucja”, wymierzona w ducha i instytucje Republiki, uwalniająca ogromną energię społeczną.
Turcja odchodzi więc od ekskluzywnego nacjonalizmu tureckiego jako filaru państwa – promowana przez AKP obywatelska koncepcja narodu pozwoliła nawiązać dialog np. z problematyczną mniejszością kurdyjską. Rozmontowywany jest dogmat o bezwzględnej laickości państwa. Kolejny filar Republiki, armia – trzykrotnie w historii przeprowadzająca zamachy stanu – została zepchnięta na boczny tor.
Równoległym procesem było osłabienie związanej z armią i aparatem państwowym elity polityczno-gospodarczej i dojście do głosu elity nowej – związanej tyleż z AKP, co z drobnym i średnim biznesem z prowincji („tygrysów anatolijskich”), a także zdystansowanych zarówno wobec armii, jak i AKP środowisk liberalnych.
Tym samym dokonywała się demokratyzacja kraju: zarówno w wymiarze instrumentalnym (AKP mogła podjąć walkę z systemem wyłącznie przy odwołaniu się do demokracji, ale też do Unii), jak istotowym (doszło do faktycznego umocnienia postaw i aspiracji obywatelskich i demokratycznych oraz realnego wzrostu pluralizmu).
SAMODZIELNI I ASERTYWNI
Istotnym czynnikiem dynamizującym przemiany wewnętrzne oraz politykę zagraniczną okazała się reinterpretacja tożsamości tureckiej, przy reinterpretacji sytuacji regionalnej – czego wyrazem stała się tzw. polityka neoosmańska.
Ideolodzy AKP, po pierwsze, mocno zaczęli nawiązywać do tradycji osmańskich (czyli imperialnej i islamskiej świetności Turcji) w dyskursie politycznym. Po drugie: uznali, że historia Imperium pokazuje realistyczne granice kulturowych, ale i politycznych wpływów tureckich. Po trzecie: uznali, że słabnące wpływy Zachodu (USA i Unii) oraz narastająca niestabilność zmuszają Turcję do odbudowy wpływów w swoim otoczeniu. Aktywizacja – zwłaszcza na Bliskim Wschodzie – miała m.in. wzmocnić pozycję Ankary w relacjach z Waszyngtonem i Brukselą, podnosząc znaczenie Turcji i różnicując politycznych i gospodarczych partnerów dla Ankary.
W ciągu ostatnich lat Turcja pozwoliła sobie m.in. na zerwanie sojuszu z Izraelem, na wsparcie dla Hamasu, wsparcie separatyzmu kurdyjskiego w Iraku czy wreszcie aktywną rozgrywkę w wojnie domowej w Syrii. Ponadto Ankara gotowa jest kupować chińskie, a nie amerykańskie rakiety, piętnować cynizm w polityce Zachodu (np. wobec akceptacji wojskowego przewrotu w Egipcie) czy skokowo rozwijać sieć placówek dyplomatycznych w Czarnej Afryce. Ankara epatuje samodzielnością i asertywnością w polityce zagranicznej.
NA KRAWĘDZI HYBRIS
AKP wygrała trzy kolejne wybory parlamentarne (w 2011 r. z wynikiem ponad 49 proc.) i dziś jej pozycja najsilniejszej partii jest niezagrożona. Mierzy w 2023 rok: stulecie Republiki, gdy ma zamiar zamknąć etap przebudowy państwa. Ale władza stępia czujność; kolejne zakręty, w które AKP wchodzi, pokonywane są o włos albo ścinane, a wyhamować dziś trudno.
Pierwszym poważniejszym ostrzeżeniem była porażka tureckiej polityki wobec Syrii: wspierana przez Turcję opozycja została zmarginalizowana, narosły nieporozumienia z arabskimi sojusznikami, a Asad nie tylko nie upadł, ale trwa i walczy. Zarówno turecki soft power, jak i ponawiane groźby interwencji zbrojnej w Syrii, nie działają, a koszta rosną. Mit dobrego Imperium Osmańskiego nie jest podzielany przez Arabów. Syria jest najpoważniejszym przejawem życzeniowego myślenia Ankary. Ale też pośrednim dowodem na europejskość Turcji – nie odnajduje się ona w meandrach bliskowschodniej polityki.
Kolejnym wyzwaniem jest ogólnokrajowe niezadowolenie społeczne, którego katalizatorem były rozpoczęte w maju protesty przeciw planom zagospodarowania stambulskiego parku Gezi. Przy wszystkich innych aspektach sprawy – to koronny dowód na skuteczność demokratycznej transformacji Turcji ostatniej dekady. Ale też symbol pełzającego autorytaryzmu: to osobiste i emocjonalne reakcje premiera narzuciły logikę twardego podejścia władz do problemu. Protesty urosły zaraz do rangi antypaństwowego spisku, który należy bezwzględnie opanować, a własne błędy ukrywać.
Innym przykładem braku panowania nad uruchomionymi przez władze procesami jest kwestia kurdyjska: AKP zrobiła dla Kurdów więcej, niż dała im Republika przez całe swe istnienie. Ale rozbudzone nadzieje i niekonsekwencja w działaniu, instrumentalizacja kwestii kurdyjskiej na potrzeby doraźnej polityki – to igranie z ogniem. Kurdowie liczą na pełną realizację zobowiązań rządu w kwestii podniesienia statusu i respektowania ich praw. Jeśliby doprowadzono do zerwania przez nich zawieszenia broni, konflikt zbrojny mógłby odnowić się ze zdwojoną siłą.
Wreszcie gospodarka. Niezależnie od nieskończonych reform, jednym z kluczowych wyzwań jest niebezpieczne uzależnienie sukcesu gospodarczego od stałego napływu kapitału spekulacyjnego. To zaś z kolei – od utrzymania wizerunku Turcji jako kraju stabilnego i atrakcyjnego gospodarczo. Ryzyka generowane przez Syrię, potencjał protestu w kraju, kwestia kurdyjska, wreszcie napięcia związane ze zbliżającymi się wyborami (samorządowymi i prezydenckimi) w 2014 r. mogą łatwo uderzyć w wizerunek, a zatem i gospodarkę. Ale jak dotąd Turcy albo skutecznie unikali raf, albo szybko odbijali się od dna. Tę energię trudno wytracić.
***
Za kilka dni, 8 listopada, przyjedzie do Polski (w ramach skandynawskiego tour – sic!) premier Erdoğan, główny architekt przemian w dzisiejszej Turcji. Jej przyszły Mojżesz lub Ikar.
Przyjedzie oczywiście szukać rynku dla tureckiego eksportu i inwestorów. Przyjedzie w „przededniu” obchodów 600-lecia dyplomatycznych stosunków między Polską a Turcją (2014 rok), co będzie okazją do promocji Polski w Turcji – jeszcze bardziej czułej na emocje i sentymenty niż Polska. Przyjedzie do kraju, który uchodzi za jeden z najżyczliwszych Turcji w Europie. Oby nad Wisłą przypomniano sobie, że Turcja to nie tylko kebab i plaże Antalii.
KRZYSZTOF STRACHOTA jest ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich, kierownikiem Zespołu Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej. Stale współpracuje z "TP".