Sejny w centrum kosmosu

Spotkanie z indyjską tradycją muzyczną, która liczy 4 tys. lat, domaga się powrotu do własnych korzeni.

03.03.2014

Czyta się kilka minut

Saagara na scenie Sejneńskiej Spółdzielni Jazzowej.  Od lewej K Raja, Wacław Zimpel, Giridhar Udupa, Bharghava Halambi. / Fot. Michał Moniuszko
Saagara na scenie Sejneńskiej Spółdzielni Jazzowej. Od lewej K Raja, Wacław Zimpel, Giridhar Udupa, Bharghava Halambi. / Fot. Michał Moniuszko

Przed wojną była w tym miejscu jesziwa – szkoła talmudyczna. Dziś znów przestrzeń ta wypełnia się słuchaczami i uczniami. Choć akurat tego tutejsi cadycy i rabini na pewno nie przewidzieli: na scenie Sejneńskiej Spółdzielni Jazzowej zasiedli muzycy, którzy na Suwalszczyznę przyjechali z południa Indii – mistrzowie być może najstarszej muzycznej tradycji na świecie: muzyki karnatyckiej.

Do Polski zaprosił ich Wacław Zimpel, klarnecista i jeden z najważniejszych dziś twórców sceny improwizowanej. Razem założyli zespół Saagara, który w Sejnach rozpoczął swoją trasę koncertową po Polsce.


ADI TALA


Muzyka karnatycka liczy sobie około 4 tys. lat i wciąż jest w południowych Indiach żywą tradycją – obecną w świątyniach i salach koncertowych. Korzenie muzyki europejskiej wywodzi się najczęściej ze średniowiecznego chorału gregoriańskiego, sprzed (ledwie) 800 lat. Na tym jednak matematyczne różnice między tymi dwoma dźwiękowymi światami się nie kończą.

Muzyka zachodnia ma najczęściej dość prosty rytm – na dwa, trzy lub cztery. Kiedy w jakimś utworze – jak w słynnym „Take five” Paula Desmonda – pojawia się nieparzyste metrum (na pięć czy na siedem), dla początkujących muzyków jest to zadanie z gwiazdką.

Adept muzyki karnatyckiej od początku obcuje z zupełnie innym poczuciem rytmu. Podstawową miarą jest tu adi tala – takt liczony na osiem. Rytmem dyryguje się, klaszcząc w dłonie – klaśnięcie na raz, dotknięcie kolejnych trzech palców na dwa, trzy, cztery, klaśnięcie na pięć, i naprzemienne uderzenie w wierzch i spód dłoni na sześć, siedem i osiem.

Podczas koncertu klaskać będzie każdy muzyk, który ma w danym momencie wolne ręce. To chyba najprostszy element całej tej rytmicznej układanki. Najbardziej skomplikowane rytmy – tale – mają w jednym takcie 128 uderzeń.

Tak jak dzieci uczą się śpiewać dźwięki do, re, mi, fa, sol, la, si, do – indyjscy perkusjoniści śpiewają rytm. Sztuka ta nazywa się konnakol.

Każdej sylabie przypisany jest inny sposób uderzenia w bęben. Prawdziwi mistrzowie podczas koncertów muzyki karnatyckiej z nadzwyczajną szybkością wyśpiewują rytmy, pojedynkując się z instrumentami. Przypomina to nieco jazzowe śpiewanie scatem, tyle że konnakol jest nieporównywalnie bardziej uporządkowany.

– Wszak system dziesiętny wymyślili Hindusi – przypomina orientalista, były ambasador RP w Indiach, prof. Krzysztof Byrski. – Poza tym oni traktują rzeczywistość, w której funkcjonujemy, jako wymyśloną. To sprawiło, że Hindusi mają niezwykłą łatwość poruszania się w dzisiejszych rzeczywistościach wirtualnych, kreowanych przez człowieka.

To nie przypadek, że Bangalore, z którego przyjechali do Polski muzycy Saagary, nazywa się indyjską Doliną Krzemową.

– Dla mnie spotkanie z tym rytmicznym idiomem jest jak nauka zupełnie nowego języka – mówi Wacław Zimpel. – Choć grałem przecież bardzo różne rytmy i style, w muzyce karnatyckiej jest to tak złożone, że naukę musisz zacząć od zera. Oczywiście są też i podobieństwa, ale tutaj wszystkie rytmiczne obliczenia są ogromnie skomplikowane. Kiedyś bardzo ważne było dla mnie kompletne zapomnienie się w muzyce, po to by pozwolić się jej wydarzać: grając poza decyzją, intuicyjnie. Doskonale nadaje się do tego muzyka freejazzowa – kontynuuje Zimpel. – Gdy jednak zetknąłem się z muzyką karnatycką i zacząłem ją studiować, okazało się, że ten trans i intuicja to jedno, ale płaszczyzna intelektualna jest tu rozwinięta do absolutnych wyżyn.


GURU


Jednak muzyka karnatycka to nie tylko złożona matematyka. To przede wszystkim praktyka duchowa. Jak tłumaczy Byrski: – Uprawianie sztuki w Indiach jest jak uprawianie jogi. To jest ćwiczenie, które ma dostarczyć duchowej sprawności, polegającej przede wszystkim na tym, by odkryć w sobie – w tej monadzie świadomości, która jest zawarta w każdym z nas – pan-świadomość, która wykreowała wszystko. O tym mówi słynne „wielkie powiedzenie”: „aham brahmasmi” (ja jestem brahmanem). Według Hindusów każdy człowiek powinien dążyć do tego, co my przyznaliśmy tylko Jezusowi, czyli ja i Ojciec jedno jesteśmy – dodaje Byrski. – Dla nich to cały czas droga do oświecenia: do przeżycia jedni z całym stworzeniem.

Muzyki karnatyckiej nie uczy się w Indiach w szkołach muzycznych. Chcąc ją poznać, należy udać się bezpośrednio do nauczyciela, mistrza – do guru. Nauka nie polega wyłącznie na poznawaniu teorii i ćwiczeniu techniki. Jak opowiada grający w Saagarze na kanjirze (instrumencie podobnym do naszego tamburynu) Bhargava Halambi.

– Gdy przyszedłem do mojego guru, ten zapytał: „Co tu robisz, przecież ja niczego nie wiem”. Poprosiłem, by tak nie mówił, że doskonale wiem, jakiego formatu jest artystą. Był rok 2005. Miałem za sobą już 16 lat nauki. Byłem też bardzo aktywny na lokalnej scenie. Grałem na mridangamie (dwumembranowym bębnie zwanym królem rytmu) i ghatam (glinianym instrumencie przypominającym dzban na wodę). Guru powiedział: „Powinieneś zawiesić koncerty na 2 lata. Chcę, żebyś porządnie ćwiczył. Wtedy będziesz znakomitym muzykiem”. Od tego momentu przychodziłem do domu mojego guru codziennie. Najpierw razem ćwiczyliśmy przez trzy godziny, a potem zaczynała się czterogodzina lekcja. Przez rok spotykaliśmy się dzień w dzień – mówi Bhargava. – Gdy chciałem mu zapłacić, wyrzucił mnie za drzwi. Do dziś nie przyjął ode mnie żadnego pieniężnego wynagrodzenia. Od 2005 r. poświęcił całe swoje życie dla mnie. Jeśli mam jakiś problem i dzwonię do niego, nigdy nie mówi: „nie mogę teraz rozmawiać”. Zawsze mówi: „słucham”. Guru jest jak ojciec, matka i przyjaciel. Kiedy powiedziałem mu, że jadę w trasę do Polski, spytał, czy czegoś mi nie potrzeba, czy ma dla mnie kupić bilety. Powiedziałem: „przychodzę tylko po błogosławieństwo”. Przestrzegł mnie tylko: „uważaj, bo tam jest bardzo zimno”.

Halambi przyznaje, że w Indiach coraz mniej jest takich guru jak Sri C.P. Vyasa Vittala. Dziś pełno jest naciągaczy, którzy za odpowiednią opłatą prowadzić będą 40 uczniów naraz, udzielając im lekcji za pośrednictwem Skype’a.


SHISHYA


Wacław Zimpel jest jedną z najważniejszych osobowości polskiej sceny improwizowanej. W 2010 r. płyta jego międzynarodowego kwartetu Undivided „Passion” została wyróżniona jako jedna z najciekawszych premier jazzowych przez nowojorski magazyn „All About Jazz”. Zeszłej jesieni ukazał się znakomity album „Seven Lines” jego kwintetu Hera, z gościnnym udziałem gitarzysty Raphaela Rogińskiego oraz amerykańskiego perkusisty Hamida Drake’a. Klarnecista regularnie koncertuje w Europie, Stanach Zjednoczonych. Coraz częściej pojawia się w Azji – od Japonii po południowe Indie. Rok temu przyjechał do Bangalore po raz pierwszy.

– Ludzie z Zachodu mają często dość konkretne wyobrażenie o Indiach: że to jest miejsce na medytacje, odpoczynek, wyciszenie się, odnalezienie siebie, cokolwiek to znaczy – wspomina Zimpel. – Gdy jednak już się tam znalazłem, takiego hałasu i chaosu nie doznałem jeszcze nigdzie. Całe szczęście, że jadąc do Indii, miałem bardzo konkretny cel: chciałem uczyć się muzyki.

Podczas pobytu w Sejnach Wacław Zimpel wraz z muzykami z Indii poprowadził trzydniowe warsztaty. W świat muzyki karnatyckiej artyści wprowadzali członków działającej tam w ramach Ośrodka Pogranicze Orkiestry Klezmerskiej Teatru Sejneńskiego. Zespół, prowadzony przez Wojciecha Schroedera, złożony jest z młodych mieszkańców Sejn i okolic. W wakacje, w ramach cyklu Lato w Pograniczu z Orkiestrą, pracują najważniejsi muzycy polskiej sceny improwizowanej – m.in. Mikołaj Trzaska, Raphael Rogiński, Paweł Szamburski czy Wacław Zimpel.


SAAGARA


Saagara znaczy po sanskrycku „ocean”. Jak tłumaczy Bhargava Halambi: – Każdy z nas jest jak rzeka, a muzyka jest oceanem, w którym wszyscy się spotykamy.

Kwartet oprócz Zimpla i Halambiego tworzą grający na tavilu (bębnie wykorzystywanym przede wszystkim w świątyniach) K Raja oraz wirtuoz gatham, jeden z najważniejszych muzyków karnatyckich młodego pokolenia, mający za sobą koncerty w Carnegie Hall czy Operze w Syndey – Giridhar Udupa.

Tradycyjne koncerty trwają ok. trzech godzin i odbywają się bez żadnej próby. – Muzycy często spotkają się ze sobą po raz pierwszy dopiero na scenie – mówi Giridhar Udupa. – I to jest chyba w tym najwspanialsze, bo pozwala wyrazić nasze dusze, improwizować. I o to też chodzi w Saagarze: choć gramy kompozycje, sednem tej muzyki jest improwizacja. Chcemy łączyć nasze doświadczenia, inspirować się różnymi gatunkami, by stworzyć własny.

Sztuka ta muzykom Saagary najwyraźniej się udała. Podczas ich pierwszego koncertu, przed wypełnioną po brzegi widownią Sejneńskiej Spółdzielni Jazzowej, zabrzmiały nowe kompozycje Zimpla, utwór „Telisi ram” napisany przez żyjącego w XVIII w. Tyāgarāju – jednego z najwybitniejszych kompozytorów muzyki karnatyckiej, a także – na czym szczególnie zależało muzykom z Indii – polski utwór „Oj chmielu, chmielu”. Tę najstarszą ze znanych nam dziś ludowych pieśni weselnych stworzono jeszcze przed chrztem Polski. Szkoda że, podobnie jak większość naszej rodzimej muzycznej tradycji, znana jest ona dziś jedynie nielicznym.

Na finał koncertu w Sejnach zabrzmiał utwór „Tani Avartanam” – kompozycja, która pojawia się na tradycyjnych koncertach muzyki karnatyckiej, pozwalająca zaprezentować wszystkie instrumenty perkusyjne, które grają w zespole. Każdy z muzyków gra kolejno solo. W finale wszyscy grają razem, wieńcząc utwór w bardzo wirtuozerskim stylu. W Sejnach występy solo na tavilu, gatham i kanjirze porwały publiczność z miejsc, a koncert zakończył się owacją na stojąco.


ATMAN


– Kultura Indii pociąga artystów Zachodu od lat. Wiele można znaleźć projektów spod znaku muzycznej fuzji, próbujących przyciągnąć publiczność egzotyką spod znaku world music. Czerpanie z kultury indyjskiej jest dobre, jeśli to nie jest ucieczka od siebie – mówi Krzysztof Byrski. – To powinno być kultywowanie siebie, swojego się – atman – po to, by budować samoświadomość.

– Podróż do Indii sprawiła, że wyraźniej dostrzegłem duchową ciągłość, która tkwi w muzyce europejskiej – przyznaje Zimpel. – Czerpie ona z chorału gregoriańskiego, który miał funkcję stricte liturgiczną, rytualną. Ciągłość tę można obserwować w renesansie, w baroku, w utworach Jana Sebastiana Bacha.

W romantyzmie, jak zauważa klarnecista, duchową ciągłość zaczyna przysłaniać ego kompozytorów. Apogeum tego słychać w muzyce XX w., gdzie duchowość przesłonił intelekt – jak w kompozycjach Schönberga, Weberna czy Stockhausena – lub emocje – jak w jazzie. Wydaje mi się jednak, że można samemu odkopać tę drogę: muzykę sprzed romantyzmu, klasycyzmu i znaleźć połączenie z tym, co zaczęło się w średniowieczu. Wydaje mi się, że to jest najzdrowsze podejście.

Dla muzyka indyjskiego nauka jest procesem, który trwa całe życie. Wacław Zimpel intensywnie studiuje muzykę karnatycką dopiero od roku, jednak udało mu się w zespole Saagara stworzyć jakość, która nie jest „egzotycznym projektem ethno”, lecz przemyślanym, samodzielnym krokiem w jego muzycznym rozwoju. Klarnecista zgłębia muzykę Indii, japońską tradycję fletu shakuhachi czy muzykę średniowiecznej mistyczki Hildegardy z Bingen.

Od artystów zwykło się oczekiwać opus magnum, które będzie stanowiło konkretny punkt odniesienia i oceny twórczości. Na Zimpla warto jednak spojrzeć jak na muzyka, którego celem jest praktyka, droga i zbliżanie się do tego, co niewyrażalne. 


Występy zespółu Saagara w Polsce: 7 marca – Kraków, Klub Alchemia, g. 20.00; 9 marca – Warszawa, Studio Koncertowe Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego, g. 19.00; 11 marca – Wrocław, Filharmonia Wrocławska, g. 20.00; 13 marca – Poznań, CK ZAMEK, g. 20.00.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2014