Sejmowe igraszki

Od dwóch miesięcy, odkąd powstał mniejszościowy rząd Kazimierza Marcinkiewicza, Platforma Obywatelska szukała sobie miejsca na scenie politycznej. Szukała i nie znajdowała. Czy w ogóle znajdzie?.

16.01.2006

Czyta się kilka minut

Obiektywnie rzecz jest trudna. Rząd mniejszościowy Prawa i Sprawiedliwości, mimo że popierany przez populistów, nie jest populistyczny: w jego składzie zasiadają osoby o uznanym autorytecie (nierzadko powiązane wcześniej z PO albo byłą Unią Wolności), inwestorzy nie uciekają z Polski, złotówka jest mocna, premier odniósł sukces podczas brukselskiego szczytu UE w połowie grudnia. To nie jest rząd, w który liberalno-konserwatywna partia mogłaby bić jak w bęben.

Polityka ureligijniona

Dotąd Platforma kształtowała wizerunek na dwa sposoby: po pierwsze, rywalizując z PiS na polu kościelnym (widzieliśmy to szczególnie wyraźnie, kiedy zgłoszono inicjatywę ustawodawczą dotyczącą budżetowego wsparcia dla trzech uczelni katolickich oraz podczas spotkania parlamentarzystów PO w Łagiewnikach), po drugie, ostro krytykując styl uprawiania polityki przez Jarosława Kaczyńskiego.

Inicjatywa łagiewnicka i towarzyszące jej komentarze czołowych działaczy PO to zaproszenie do ponownego upolitycznienia Kościoła, z jakim mieliśmy do czynienia na początku lat 90., z którego wszak Kościół się wycofał. Jednak w ostatnich miesiącach hierarchowie byli intensywnie emablowani przez polityków obu największych partii i nie wykazywali dostatecznej odporności na te zaloty. Teraz, w obliczu ideowego sojuszu rządu z Radiem Maryja, próba budowania polityczno-kościelnej przeciwwagi jest niedźwiedzią przysługą wyświadczaną i Kościołowi i polskiej demokracji.

Jeśli strategicznie PO ma ambicję uprawiania polityki propaństwowej i jest wyczulona na próby psucia państwa, koncept "Kościoła łagiewnickiego" przeciwko "Kościołowi toruńskiemu", mimo pozorów troski o moralność publiczną, w istocie jest psuciem państwa i wprowadzaniem w obieg kryteriów konfesyjnych. Swoiste ureligijnianie polityki może też doprowadzić do upolityczniania religii. Starając się zrozumieć bezradność Platformy, trzeba uznać ostatni koncept "dwóch Kościołów", potwierdzający fatalny splot "boskiego" z "cesarskim", za utrwalanie negatywnych zjawisk wiążących się z aliansem rządu z Radiem Maryja.

Sejmowy marszałek PiS

Ostry język komentarzy liderów PO w stosunku do działań PiS wydaje się jednak uzasadniony, bo jest prawdą, że partia braci Kaczyńskich zdaje się uprawiać politykę obliczoną bardziej na utrzymanie władzy niż na wielkie reformy, które zapowiadano. Samo objęcie wysokich stanowisk przez ludzi PiS lub osoby spoza tej partii, lecz namaszczone przez Jarosława Kaczyńskiego, nie jest jeszcze żadnym przełomem, którego nadejście zapowiadało Prawo i Sprawiedliwość.

Niezwykle bolesnym ciosem dla Platformy była rządowa nominacja Zyty Gilowskiej. Będąc wyraźnie w defensywie, PO wymyśliła propozycję powrotu do rozmów o utworzeniu wspólnego rządu. Kalkulacja stojąca za tą propozycją da się streścić tak: jeśli PiS ją przyjmie, odzyskamy wpływ na bieg spraw publicznych; jeśli ją odrzuci, obarczymy go za to odpowiedzialnością polityczną. Zdaje się, że nic z tego planu nie wyszło. W czwartek, w dniu politycznego przesilenia w Sejmie, Jarosław Kaczyński spotkał się z Donaldem Tuskiem. Po rozmowie obaj wydawali się zadowoleni, ale kilka godzin później lider PiS zaczął mówić o nowym układzie z Samoobroną i PSL, sugerując zarazem, że Tusk nie był zainteresowany poważnymi negocjacjami. Środowo-czwartkowa awantura w Sejmie zakończona umową polityczną (nie będzie wcześniejszych wyborów w zamian za poparcie partii Leppera i partii Pawlaka dla rządu) pokazuje z jednej strony sprawność PiS w prowadzeniu rozgrywek politycznych, z drugiej jednak, wystawia na szwank powagę parlamentu. Nie ulega bowiem wątpliwości, że Marek Jurek obnażył zależność od partii, z której się wywodzi, prezentując się bardziej jako "marszałek PiS", niż marszałek Sejmu. Wprawdzie Jurek miał prawo nie poddawać pod głosowanie wniosku Marka Kotlinowskiego, ale czyniąc tak, pokazał, że zabiega w pierwszym rzędzie o interesy swojej partii. Wniosek Kotlinowskiego miał umożliwić przyjęcie budżetu w terminie konstytucyjnym, na czym komu jak komu, ale marszałkowi Sejmu niejako z urzędu powinno przecież zależeć.

Mechanizm konstytucyjny, dający Prezydentowi prawo rozwiązania Sejmu w przypadku nieuchwalenia ustawy budżetowej w ciągu czterech miesięcy (od wpłynięcia projektu), jest mechanizmem ratunkowym pomyślanym na okoliczność skrajnej niemocy Sejmu: Izba, która nie jest w stanie uchwalić budżetu, nie zasługuje na dłuższe istnienie. Ale tutaj mieliśmy sytuację odwrotną: większość Sejmu wykazywała wolę dotrzymania terminu konstytucyjnego prac budżetowych, zaś mniejszościowy rząd i jego partyjny marszałek próbowali kłaść parlamentowi kłody pod nogi. Uprawnienia zwierzchnika Izby są rozległe nie po to, by poprawiać samopoczucie jakiejkolwiek partii, ale by Sejm sprawnie pracował. Jeśli marszałek wykorzystuje władzę dla promowania inicjatyw legislacyjnych rządu kosztem inicjatyw opozycji, nic złego jeszcze się nie dzieje: taka nierównowaga służy wcielaniu w życie programu rządu, a więc w pewnym sensie uszanowaniu woli wyborców. Jeśli jednak marszałek korzysta z uprawnień dla paraliżowania prac Sejmu, by następnie prezydent mógł użyć tego paraliżu jako pretekstu dla rozwiązania Izby, to już oznacza osłabianie parlamentaryzmu.

Gilowska obok Leppera?

Ugrupowanie, które desygnowało Marka Jurka na urząd marszałka Sejmu, okazuje w uroczystych okazjach dużo estymy dla obozu sanacyjnego (m.in. prezydent Kaczyński złożył kwiaty na grobie Ignacego Mościckiego w dniu inauguracji prezydentury). Wygląda na to, że mamy tu do czynienia z jakimiś sympatiami ideowymi. Pod rządami Mościckiego niszczono polski parlamentaryzm, posługując się prawem w taki sposób, w jaki posłużył się nim marszałek Jurek we czwartek 12 stycznia.

Dla PO to okazja, by pokazać się jako obrońca zasad (choć, przyznajmy, opozycja złamała prawo, popierając odmowę wicemarszałka Kotlinowskiego przekazania prowadzenia obrad marszałkowi Jurkowi). Gdy PiS niszczy dobry obyczaj parlamentarny i nadużywa prawa, PO powinna się pokazać jako wzorcowy zwolennik parlamentaryzmu.

Wreszcie dobrą okazją do "wypłynięcia" dosyć już podtopionej Platformy jest nowy, rysujący się układ rządzący: PiS-Samoobrona-PSL (plus - być może - LPR). Dotąd trudność PO w usytuowaniu się na scenie politycznej polegała głównie na tym, że rząd Marcinkiewicza realizował niektóre elementy programu PO oraz czynił to przy pomocy niektórych polityków kojarzonych z partią Tuska. Teraz, kiedy w tym rządzie pojawią się, np. Andrzej Lepper i Waldemar Pawlak, wszystko będzie to dużo łatwiejsze. Nawet jeśli w ławach rządowych obok Leppera i Pawlaka nadal będzie siedzieć Zyta Gilowska.

W takim układzie Platforma odzyskałaby naturalną dla opozycji zdolność odróżniania się od rządzącej większości. Wtedy celem Platformy powinno być przekonanie jak największej liczby wyborców, że PO jest tą siłą, wokół której buduje się przyszła alternatywna większość. Zaprezentowanie w piątek, nazajutrz po sejmowych awanturach, platformowego "gabinetu cieni" zdaje się świadczyć, że PO wybiera taką właśnie formułę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2006