Scenariusz bez alternatywy

Narodziny hitlerowskich Niemiec opisano w setkach książek. Gdy chodzi o ich upadek - biblioteka jest skromniejsza, choć to historia równie, a może nawet bardziej fascynująca. Czy zdajemy sobie sprawę np. z faktu, że Trzecia Rzesza - w przeciwieństwie do wilhelmińskiego cesarstwa w 1918 r., a zgodnie z buńczucznymi zapowiedziami Hitlera - walczyła do końca?

16.02.2003

Czyta się kilka minut

Na początku 1945 r. nie było wątpliwości, że Niemcy poniosą klęskę. Sytuacja była o wiele gorsza niż przed finałem poprzedniej wojny światowej. Wtedy udało się przynajmniej pobić wroga na Wschodzie, a Francuzi, Amerykanie i Brytyjczycy znajdowali się setki kilometrów od Berlina. Teraz na obu frontach Niemcy ponosiły druzgocące klęski, armie przeciwnika przekroczyły granice Rzeszy i parły na jej stolicę. A jednak nawet w samym centrum Berlina, w tym „legowisku faszystowskiej bestii”, gdy wszystko było już od dawna stracone, czerwonoarmiści musieli się bić o każdą ulicę i dom. By zrozumieć postawę ówczesnych Niemców, warto sięgnąć po książkę Antony'ego Beevora „Berlin - upadek 1945”, historię ostatnich miesięcy Trzeciej Rzeszy.

„Zwyciężymy, bo musimy zwyciężyć”
Czy bezsensowna z militarnego i humanitarnego punktu widzenia obrona Berlina była wynikiem przypisywanej Niemcom karności i posłuszeństwa wobec rozkazów? Przecież jeszcze przed wojną radzieccy komuniści żartowali, że „niemieccy towarzysze ruszą do ataku na stację kolejową tylko wtedy, gdy przedtem wykupią bilety peronowe”. Ale takie wytłumaczenie nie wydaje się być wyczerpujące, biorąc pod uwagę chaos, jaki zapanował w armii i administracji hitlerowskiej już w 1944 r., masy dezerterów oraz spontaniczne poddawanie się oddziałów, walczących na froncie zachodnim. Zresztą warto dodać, że przywiązanie do pruskiej dyscypliny nieraz torpedowało plany samych nazistów. Przykład: działania Werwolfu m. in. dlatego zakończyły się fiaskiem, że do „koszarowego” charakteru Niemców zupełnie nie pasowała idea improwizowanej wojny partyzanckiej.

Można też postawić hipotezę, że determinacja Niemców była wynikiem skutecznego oddziaływania hitlerowskiej propagandy. Ale przecież wiosną 1945 r. tylko marginalna grupa fanatyków mogła nadal wierzyć w „ostateczne zwycięstwo” i „cudowną broń”, która odmieni losy wojny. Pozostałym wystarczyło spojrzeć na niekończące się kolumny uchodźców ze Wschodu, bombardowane miasta, wycofujące się zdziesiątkowane dywizje Wehrmachtu i Waffen SS. A jednak goebbelsowskie hasła „Zwyciężymy, bo musimy zwyciężyć” i „Tylko zwycięstwo albo klęska” trafiały do Niemców nawet w tych dniach, gdy sowieckie awangardy wkraczały na przedmieścia stolicy. Beevor próbuje rozwikłać tę zagadkę: „Stałą strategią propagandy Goebbelsa, nawet wówczas, gdy losy wojny obróciły się przeciwko Niemcom, było podważanie jakiejkolwiek myśli, że istnieje alternatywa, możliwość wyboru”.

I właśnie takie fatalistyczne przekonanie, że nie ma alternatywy - to klucz do zrozumienia Niemców z 1945 r. i panujących wśród nich nastrojów, od defetystycznej apatii, przez paniczny lęk i złudną nadzieję, aż po szaloną determinację.

„W każdym pułku przepytano oficerów i żołnierzy na okoliczność dokonywanych przez Niemców »aktów okrucieństwa, grabieży i przemocy«. W jednym batalionie zebrano dane i umieszczono je na plakacie: »Teraz bierzemy odwet za 775 zabitych naszych krewnych, 909 zabranych na roboty do Rzeszy, za 478 spalonych domów i 303 zniszczone gospodarstwa«” - takimi metodami radzieckie dowództwo zagrzewało czerwonoarmistów do walki w operacji berlińskiej. Od wkroczenia na tereny Trzeciej Rzeszy Sowieci brali krwawy odwet za hitlerowskie okrucieństwa w ZSRR. Szczególnie przerażająca była szeroko opisana przez Beevora fala gwałtów na Niemkach. Żołnierze gwałcili kobiety bez względu nawiek, grupowo, po kilkanaście razy, z niezwykłą brutalnością. „Wszystkie kobiety zgwałcone. Żaden berlińczyk nie ma już zegarka” - zanotował w swoim dzienniku Markus Wolf, późniejszy szef NRD-owskiego wywiadu, gdy przyjechał do plądrowanej przez zwycięzców stolicy.

„Chroń nasze kobiety i dzieci przed czerwoną bestią” - takie hasła musiały przemawiać do wielu Niemców. Sowieci skarżyli się na ogromną różnicę między walkami na dwóch głównych frontach w Europie: na Zachodzie, po klęsce w Ardenach, niemieccy żołnierze masowo poddawali się aliantom, na Wschodzie zaś stawiali zaciekły opór. Oddziały Wehrmachtu i SS, które dokonywały lub nawet były tylko świadkami dokonywanych na Wschodzie masakr, wiedziały, że nie mogą liczyć na łaskę czerwonoarmistów. Ci wojskowi i cywile, którzy nie poddawali się strachowi bądź otępieniu, mieli właściwie tylko jeden cel: albo zatrzymać Rosjan, albo uciec przed nimi do Amerykanów i Brytyjczyków.Inni bezczynnie czekali na ich zdaniem nieodwołalny wyrok. W bombardowanym Berlinie kwitł jedyny w swoim rodzaju czarny humor: opowiadający dowcipy byli jednocześni ich tragicznymi bohaterami. W ostatnie Boże Narodzenie hitlerowskich Niemiec przebojem było powiedzenie: „Bądź praktyczny: podaruj trumnę”. Nawet po totalnym zniszczeniu miasta berlińczyków nie opuściło wisielcze poczucie humoru: dzielnicę Steglitz nazywali Steht nichts (nic nie stoi), Charlottenburg - Klamottenberg (kupa rupieci), a Lichterfelde - Trichterfelde (pole kraterów). Inni, tuż przed kapitulacją, kierowali się wyłącznie instynktem samozachowawczym, pędząc w stołecznych piwnicach i schronach życie przypominające bytowanie pierwotnych plemion. Niektórzy uderzali w tony ekspiacyjne albo wręcz metafizyczne, oczekując, aż Niebiosa wymierzą im sprawiedliwość. „Dlaczego Bóg jest taki zagniewany na Niemcy, że zesłał nam Hitlera! Czyżby Niemcy byli aż tak niegodziwi i podli? Czy zasłużyliśmy aż na taką karę?!” - zastanawiał się na początku 1945 r. przebywający w sowieckiej niewoli generał Karl Strecker.

Wojna jednostek
Beevor jako były wojskowy rzetelnie i niezwykle plastycznie kreśli obraz działań wojennych, z czym wielu historyków „zza biurka” ma spore problemy. Po drugie, jako Brytyjczyk może swobodnie opisywać cierpienia niemieckich cywili i okrucieństwa Armii Czerwonej (zresztą nie pomija też niechlubnych kart w operacjach armii amerykańskiej i brytyjskiej) bez obawy, że spotka się z zarzutem - często stawianym badaczom z Niemiec - iż próbuje zafałszować historię.

Beevor przedstawia koniec wojny nie w kategoriach zwycięzców i przegranych, narodów winnych i wymierzających zasłużoną karę, ale z perspektywy jednostek - raz szlachetnych i bohaterskich, innym razem okrutnych i tchórzliwych, czasem kompletnie zagubionych. Umiejętnie przechodzi z poziomu mapy w sztabie generalnym, po której przesuwa się pionki oznaczające dywizje, do poziomu jednostkowej pamięci świadków historii. Cytuje setki pamiętników, listów, relacji, wspomnień, artykułów i rozkazów - nie tylko pierwszoplanowych bohaterów, ale i szeregowych żołnierzy czy zwykłych berlińczyków. Autor aż do przesady dba o szczegóły: gdy pisze o miłosnej gorączce, która opanowała niemiecką młodzież tuż przed nadejściem Rosjan, dowiadujemy się, że młodzi ze schronów w ZOO i wokół Tiergarten kochali się „w krzakach rododendronów, które zaczynały kwitnąć wśród morza ruin”, a gdy opisuje ostatnie urodziny Hitlera, zaznacza, że goście słuchali płyty gramofonowej „Czerwone róże powiedzą ci, jak jestem szczęśliwy”. Takie techniki opisu sprawiają, że panorama finałowego epizodu wojny jest wielostronna i obiektywna. Losy pojedynczych ludzi są z reguły prawdziwsze od generalnych sądów.

*

„Berlin zawsze niemiecki” - takie hasło można było przeczytać wiosną 1945 r. na murach berlińskich kamienic, w większości już zrujnowanych. Pod jednym z nich dopisano cyrylicą: „Ale ja przecież już tu jestem, Sidorow”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 7/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (7/2003)