Sąsiad z południa

Punkty zapalne ze wspólnych dziejów Polski i Słowacji ukazane tu zostały w sposób zniuansowany, autorka przedstawia racje obu stron. Za to w swym dzienniku z czasów, gdy była ambasadorem w Warszawie, nie szczędzi ironii.

02.12.2008

Czyta się kilka minut

Gdy Słowacy rozmawiają o geografii, mówią: sever (północ), juh (południe), východ (wschód) i západ (zachód). Magda Vášáryová, znakomita słowacka aktorka filmowa i teatralna, a od dwóch dekad dyplomata, napisała książkę o Polsce, północnym sąsiedzie Słowacji. "Polnočný sused" to - już w samym tytule, zrozumiałym dla Polaków - wyraz olbrzymiej sympatii do naszego kraju.

Magdy Vášáryovej przedstawiać nie trzeba. Sławę zdobyła wielką rolą w arcydziele czeskiego kina, "Markecie Lazarovej" Františka Vláčila. W Polsce pamiętamy ją choćby z "Postrzyżyn" Jiřego Menzla. Po Aksamitnej Rewolucji została ambasadorem Czechosłowacji w Wiedniu, później kandydowała na prezydenta Słowacji, w latach 2000-05 była ambasadorem Słowacji w Polsce, od 2006 roku zasiada w słowackim parlamencie z ramienia chadeckiej SKDÚ-DS. Jej książka składa się z czterech przeplatających się części. Autorka pisze o różnicach między językiem polskim a słowackim, historii stosunków polsko-słowackich oraz ich współczesnej formule. Znajdziemy tu także fragmenty jej dziennika dyplomatycznego z czasów pobytu w naszym kraju.

Co wiemy o Słowacji? Niewiele. Jak przekonuje Vášáryová, w Polsce zwykło się definiować naród jako grupę obywateli, która poza identyfikacją narodową, językiem i kulturą ma też swoje państwo. Dlatego Słowacy, którzy państwo uzyskali dopiero w XX wieku, przez wielu polskich autorów nie byli uznawani za naród. Polacy nie rozróżniają też Królestwa Węgierskiego (Uhorsko) zamieszkałego przez Węgrów, Słowaków czy Chorwatów, od Węgier (Mad’arsko). Kim zatem byli Słowacy w naszych oczach? "Pięknym, wesołym i pracowitym ludem po drugiej stronie Tatr, który lubi pracę na roli", ale

i "zaniedbanym, nie mającym ojczyzny". Według Vášáryovej takie postrzeganie Słowacji jest konsekwencją wielowiekowej współpracy polsko-węgierskiej. Nie przypadkiem - przypomina - mówi się, że "Polak, Węgier, dwa bratanki...".

Gdzie leży Słowacja? Jakie są źródła jej kultury? Czy należy do Wschodu, czy Zachodu? To zagadnienie stale obecne w słowackim dyskursie. Vášáryová pisze o "wschodnim" dziedzictwie słowackiej kultury, o misji Cyryla i Metodego, o Świętopełku, władcy Państwa Wielkomorawskiego. Jednak według niej sprawa jest jednoznaczna - języki polski, słowacki i czeski należą do grupy zachodniosłowiańskiej. Jednym z celów jej misji dyplomatycznej było lobbowanie w Polsce na rzecz przyjęcia Słowacji do NATO. "Wyobrażenie, że Polacy, Czesi i Węgrzy będą w NATO, a my nie, było dla mnie złym snem" - wspomina.

Była ambasador tłumaczy, że są trzy źródła słowackiej polityki międzynarodowej. Pierwszy, którego przedstawicielami był m. in. Ľudovít Štúr czy Milan Hodža, polegał na prowadzeniu polityki zagranicznej w interesie Słowacji, uwzględniając wszystkie ograniczenia. Druga postawa - to całkowita niechęć wobec dyplomacji. Trzecia tradycja jest antyzachodnia i antyliberalna, związana z szukaniem oparcia w Rosji. Według Vášáryovej to droga naiwna. Credo autorki brzmi: "byśmy już nigdy nie byli naiwni". Wszak, jak przekonywał Trocki, naturalną granicą Rosji jest Kanał La Manche...

Gdy Vášáryová pisze o historii stosunków polsko-słowackich, przypomina, że "kto nie pamięta historii, będzie musiał przeżyć ją na nowo". Punkty zapalne z naszych wspólnych dziejów ukazuje w sposób zniuansowany, przedstawiając racje obu stron i zachęcając do wypracowywania konsensusu przez historyków. Dotyczy to sporu o Spisz i Orawę, wydarzeń z 1938 i 1945 roku czy sprawy Józefa Kurasia "Ognia". Inaczej wygląda jej dziennik dyplomatyczny, w którym nie szczędzi mocnych słów i ironii. Pisze o niestabilnym systemie wyborczym w Polsce i krytykuje gabinet Leszka Millera jako najbardziej nieodpowiedzialny polski rząd po roku 1989. Nie waha się przybliżyć meandrów polskiego życia politycznego za pomocą cytatów. I tak Słowacy mogą się dowiedzieć, co oznacza zdanie "im gorzej się mówi o nas w Brukseli, tym bardziej się z nami liczą", a także skrót "TKM". Dostaje się zresztą nie tylko nam. O słowackim ministrze kultury Milanie Kňažce Vášáryová pisze, że podczas wizyty w Warszawie "wyglądał, jakby nie robił nic poza graniem w golfa, tak opaloną miał twarz".

Istnieje legenda, wedle której wszystkie języki słowiańskie narodziły się z języka słowackiego, a więc słowacki wszystkie je w sobie zawiera. Legenda musi mieć olbrzymią moc: wielu polityków uwierzyło, że język polski jest tak podobny do słowackiego, iż nie potrzebują tłumacza. "Zawsze wtedy się bałam" - pisze Vášáryová, kiedyś omal nie zdymisjonowana przez semantyczne nieporozumienie. W środowisku słowacystów krąży anegdota związana z pierwszą polską wizytą przedstawicieli Słowacji po roku 1993. Zdziwienie ich było ogromne, kiedy dowiedzieli się, że podczas ich oficjalnego powitania będzie miejsce dla prasy ("prasa" to po słowacku prosię). Takich opowieści o pułapkach językowych jest mnóstwo. Zapamiętajmy, że słowacki "byt" to polskie "mieszkanie", a słowackie "meškanie" to polskie "spóźnienie". Zdradliwych słów jest wiele.

Książka Vášáryovej ukazała się w zasłużonym dla promocji polskiej kultury wydawnictwie Kalligram. Prezentacja odbyła się w Instytucie Polskim w Bratysławie z udziałem m. in. słowackiego intelektualisty i dyplomaty Rudolfa Chmela oraz Jacka Balucha. Byłego ambasadora Polski w Czechosłowacji i w Czechach zapytano, dlaczego warto czytać Słowaków. - Studentom mówię, że należy czytać słowacką literaturę, by lepiej zrozumieć polską - tłumaczył. Patrząc na liczbę słowackich książek w polskich przekładach, trzeba by uznać, że niewiele wiemy o naszej nowej literaturze... Stosunki kulturalne polsko-słowackie mają charakter asymetryczny. W księgarniach Bratysławy eksponowane miejsce zajmuje "Baltazar" Sławomira Mrożka w przekładzie Marianny Petrincovej. Wydarzeniem okazał się wybór esejów z paryskiej "Kultury" pod redakcją Adama Michnika. W dzienniku "Sme" znalazłem właśnie omówienie "Syberiady polskiej" Zbigniewa Domino, w tłumaczeniu Radovana Brenkusa.

Słowacy mają świadomość tej asymetrii i w jakimś sensie się z nią godzą. Polska to kraj ośmiokrotnie większy od Słowacji, który chce być partnerem dla Niemiec, Francji i Rosji - zauważa Vášáryová. Jednocześnie ironizuje, że zaangażowanie Polaków w Grupę Wyszehradzką jest odwrotnie proporcjonalne do ich roli w Trójkącie Weimarskim. I przekonuje, że warto patrzeć na Słowację, Węgry i Czechy. Choćby tylko dlatego, że "nasza dobra stara Europa Środkowa jeszcze długo nie będzie nudnym miejscem".

Magda Vášáryová, Polnočný sused, Bratislava 2008, Kalligram.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (49/2008)