Samopomoc chłopska

Człowiek jest najważniejszy – tak brzmi wyborcze hasło PSL-u. W tym sloganie brakuje krótkiego wyrazu. Powinno się zaczynać od słowa: Nasz.

23.07.2012

Czyta się kilka minut

Zaraz po wybuchu afery z taśmami PSL zastanawiałem się z kilkoma kolegami nad wyborem rozmówcy do wywiadu. Chodziło o to, żeby ktoś z ludowców opowiedział o fenomenie kolesiostwa i nepotyzmu w ich partii. Może poseł X? Nie, jego brat pracuje w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Niech będzie były minister Y! Hmm, jego syn zarabia u Andrzeja Śmietanki w Elewarrze. Poseł Z? Ma syna na posadzie u PSL-owskiego wojewody, nic nie powie. Nie poddawaliśmy się łatwo, przeanalizowaliśmy kilkanaście nazwisk. Za każdym razem pudło. Tu brat, tam syn, u innego siostra na posadzie w agencji, ministerstwie albo w zależnej od polityków spółce. Jednym słowem: system niemal domknięty, szczelny.

W zeszłym tygodniu, gdy temat taśm ludowców rządził w mediach, ktoś na jednym z portali społecznościowych napisał, że PSL to nie jest partia, ale mentalność. Przyjrzyjmy się więc, co jest charakterystyczne dla PSL-owskiej metody działania.

PRYWATYZACJA NA LUDOWO

Po pierwsze, działanie „na rympał”, bez finezji i oporów. Niemal dokładnie 18 lat temu napisałem (wspólnie z Pawłem Reszką) swój pierwszy w życiu tekst śledczy. Był to reportaż w „Rzeczpospolitej” o politykach współrządzącego wówczas PSL, którzy, nie bawiąc się w finezję, „sprywatyzowali” cały blok mieszkalny należący do rządu. Kilkoma podpisami załatwili sobie i kolegom mieszkania za grosze w centrum Warszawy.

Druga rzecz, która wydaje się charakterystyczna: większość PSL-owskich sztuczek to nie są przekręty na niebotyczną skalę. Nazwałbym je roboczo „samopomocą chłopską”. To filozofia wspierania kolegów, sąsiadów i rodziny. Wedle zasady: dziś ja ci pomogę, ty oddasz mi przysługę jutro i tak będziemy sobie żyli.

Istotę tego systemu zobaczyłem w 2009 r., gdy dla „Dziennika” opisywałem nepotyzm i „koleżeńskie układy” wokół Waldemara Pawlaka. Życiowa partnerka, koledzy ze wsi i studiów – wszyscy paśli się na Ochotniczej Straży Pożarnej, której patronował wicepremier. W puli nie było milionów złotych, to właśnie była taka dobrze funkcjonująca „samopomoc chłopska”.

Pytanie: skąd bierze się to zjawisko?

PAWLAK NIEREFORMOWALNY

Półżartem można powiedzieć, że z konieczności. Wśród PSL-owców silne jest poczucie, że przedstawiciele innych partii – takich, jak SLD czy PO – dysponują arsenałem, który dla ludowców jest nieosiągalny, to znaczy mają wpływy w mediach, bankach czy opiniotwórczych instytucjach pozarządowych. PSL-owcy muszą więc organizować się inaczej, m.in. poprzez wspomnianą już „samopomoc chłopską”.

Poczucie, że tak właśnie należy uprawiać politykę, jest w PSL-u niesłychanie silne i dotyczy ścisłego kierownictwa. Warto pamiętać, że w 1995 r. Pawlak stracił fotel premiera w wyniku afery, której jednym z głównych elementów były „koleżeńskie układy”. InterAms, komputerowa firma kolegi Pawlaka, dostawała kontrakty od instytucji rządowych. De facto tamta sprawa strąciła lidera PSL na długo w polityczny niebyt. Nie zmieniła jednak jego sposobu myślenia.

Podobnie jak nie zmieni go obecna afera z taśmami nagranymi przez Władysława Serafina. Trudno, zdarzyła się wpadka. Trzeba przeczekać, przeżyć trudniejszy moment. System jest spójny, zakorzeniony i nie ma w PSL-u ludzi, którzy mieliby siłę go burzyć.

Jak to działa?

POLITYKA PRORODZINNA

W 2008 r. dobrze zilustrowała to prowokacja, którą urządził dziennikarz TVN. Zatelefonował do bydgoskiego oddziału Agencji Rynku Rolnego – i powołując się na ministra Sawickiego – w krótkiej rozmowie telefonicznej ot tak załatwił posadę dla „naszego”, czyli PSL-owskiego człowieka.

Inny przykład, też z 2008 r. „Dziennik” opisuje Kasę Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, która stała się przystanią dla rodzin, pociotków, kolegów działaczy PSL. Karierę robiła tam przyjaciółka prezesa, jej brat i jego konkubina.

PSL ma do rozdania dziesiątki tysięcy takich posad – w resortach, agencjach, spółkach, powiatach, gminach. Rozdawali je do niedawna ludzie Sawickiego i Pawlaka. W ten sposób najważniejsi PSL-owscy politycy kupili sobie lojalność działaczy na niższych szczeblach. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że ci ludzie mają rodziny, kolegów i znajomych, to mówimy o ogromnym elektoracie. To jest te kilka procent, które w kolejnych wyborach pozwala przeskoczyć próg.

Co ważne, ten mechanizm jest oliwiony sporymi pieniędzmi z Unii Europejskiej na rolnictwo, których jeszcze kilka lat temu nie było. Pawlak czy Sawicki mogliby więc zakrzyknąć do ludu PSL-owskiego: „Od pięciu lat dzięki nam Stronnictwo jest przy władzy. Nie podoba wam się? Chcecie nas krytykować? Obalać? Okej, tylko pamiętajcie, że sami na tym stracicie. Przejdziemy do opozycji, przyjdzie nowa polityczna miotła, a wy wylądujecie na zielonej trawce”.

Te rozdane posady są spoiwem, które łączy liderów z szeregowymi działaczami. Będziesz nielojalny? Zaczniesz krytykować? Stracisz robotę, możliwość zarabiania, wypadniesz na aut. Sitwa? Tak to chyba trzeba nazwać.

Na dodatek ludowcy są do bólu pragmatyczni. Dogadać się z Platformą, która głosiła liberalne hasła? Dlaczego nie! Z postkomunistami z SLD? W czym problem! Z PiS-em Kaczyńskiego? Jeśli trzeba będzie, to się załatwi.

ŁYŻKA ZAMIENIONA NA CHOCHLĘ

Ostatnie pięć lat przy władzy mocno odmieniły PSL. Stronnictwo stało się partią karną, lojalną wobec kierownictwa – upodobniło się w ten sposób do Platformy i PiS. W latach 90. PSL był ugrupowaniem wielobarwnym i wewnętrznie rozdyskutowanym. Byli działacze niepokorni, którzy potrafili wygarnąć prosto w twarz, jeśli coś im się nie podobało. Dziś PSL jest partią, która często ma twarz lojalnych urzędasów, a nie prawdziwych rolników. Urzędasów, którzy kombajn widzieli zza szyby limuzyny albo w telewizji.

Dla Pawlaka jest to oczywiście wygodne. Taką partią łatwiej sterować. Nikt nie zagrozi, nikt nie podskoczy, wszyscy są w systemie. Ktoś się sprzeciwi? Kto? Kalinowski, Żelichowski, Bury, Struzik, Kosiniak-Kamysz? Nie ma mowy.

Inna sprawa, że długie sprawowanie władzy deprawuje. Pamiętajmy, że PSL-owcy są piąty rok na stanowiskach. Z czasem łyżki w niektórych rękach zmieniły się w chochle. Kiedyś PSL-owcy musieli się liczyć z Samoobroną, która była dla ludowców przeciwwagą. Dziś nie muszą się obawiać, że będą kontrowani. Samoobrona odeszła wraz z Lepperem. Puściły hamulce nawet w sprawach drobnych. Dobrym przykładem jest sprawa spotów reklamowych, które na okrągło puszczano w telewizji przy okazji meczów piłkarskich Mistrzostw Europy. W ten sposób minister Sawicki urządził sobie promocję za publiczne pieniądze.

Ktoś może pomyśleć, że PSL trochę bierze w ostatnich dniach w skórę za całą tzw. klasę polityczną. Oczywiście nepotyzm, dziwne nominacje w państwowych firmach to nie jest coś charakterystycznego tylko dla ludowców. Przykład? Głośna ostatnio sprawa Krzysztofa Kiliana, przyjaciela premiera Tuska, który wygrał konkurs na szefa potężnej Polskiej Grupy Energetycznej. W sejmowych kuluarach naśmiewano się, że Kilian wygrał konkurs na bycie Kilianem, a wyniki wyścigu były znane, gdy tylko do niego przystąpił.

Inny przykład. Jesień zeszłego roku. Wieczór wyborczy Platformy, opisywany przeze mnie i Pawła Reszkę na łamach „TP”. Partia władzy świętuje w warszawskim biurowcu Focus. Na pierwszym, VIP-owskim piętrze, zamkniętym dla zwykłych śmiertelników, bawi wierchuszka partii z premierem na czele, aktorzy, piosenkarze otwarcie wspierający partię Tuska w kampanii, a także prezes PKN Orlen Jacek Krawiec. Ciekawe, czy byłby tam, gdyby wstępne sondaże pokazały, że Tusk musi oddać władzę Kaczyńskiemu.

Co więc różni PSL-owskie układy od tych Platformerskich? Platformers uniknie odpowiedzi, nie odbierze telefonu, zniknie na trzy dni, przygotuje z prawnikami wymijające, rozmydlające sprawę oświadczenie. Różnica jest więc w stylu, a nie w samej metodzie. Jedni działają w białych rękawiczkach, drudzy z otwartą przyłbicą. PSL-owiec stanie przed kamerą i powie, że „to wspaniałe, gdy dzieci mogą kontynuować dzieło ojca” albo „przecież prawie każdy ma dzieci i te dzieci gdzieś muszą pracować”, i jeszcze przyzna, że sam wykonywał dziesiątki telefonów, by załatwiać pracę znajomym, bo jego życiowym mottem jest pomaganie ludziom. Tak jakby ludowcy zdawali się mówić – takie mamy metody i tyle. Może się to wam nie podobać, ale bez nas rządzenia i większości parlamentarnej nie ma.

PAN ŚMIETANKO, KRÓL ŻYCIA

Oczywiście opublikowane nagrania przynoszą PSL-owi duże straty. Zapewne nie taki był zamysł Władysława Serafina, odwiecznego szefa kółek rolniczych, który w styczniu nagrał Władysława Łukasika, zwolnionego prezesa Agencji Rynku Rolnego. Wygląda na to, że nagranie miało posłużyć do wewnętrznej rozgrywki, a nie do publikacji w mediach. Zapewne Serafin chciał mieć „haki” na otoczenie ministra Marka Sawickiego, by ugrać coś dla siebie. Tyle że szef kółek stracił kontrolę nad taśmami, które przeciekły do mediów.

Nieszczęście PSL-u polega na tym, że w nagraniu panowie Łukasik i Serafin rozmawiają o interesach Andrzeja Śmietanki, który od lat działa bez skrupułów i z dużym rozmachem. 12 lat temu miałem okazję poznać Śmietankę. Przyszło mi wtedy do głowy, że ten były minister rolnictwa z lat 90. powinien nosić przydomek Pan Niepohamowana Pewność Siebie. 12 lat temu prowadził ostrą grę lobbingową na rzecz biokomponentów do paliw. Na posiedzeniach komisji parlamentarnych uchodził za ministra z Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Kompletnie bez znaczenia było dla niego to, że od roku już tym ministrem nie był! Mistrzowsko i bez żadnych zahamowań mieszał politykę i biznes. W Sejmie czuł się jak u siebie w domu. Wszystkich znał i z prawie każdym był po imieniu. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, chodził w skórzanej czarnej kurtce i czerwonym golfie, kochał szybkie samochody, żeglarstwo oraz polowania.

W opowieściach z taśm były już dyrektor zbożowego Elewarru jawi się w podobny sposób. Jeździ po całym świecie, zarabia gigantyczne pieniądze (ok. 800 tysięcy rocznie), chce prowadzić kontrowersyjne biznesy za granicą, budować wieżowiec w Warszawie i naturalnie daje zarobić kolegom z PSL.

Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak w telewizyjnym wywiadzie, już po ujawnieniu nagrania, ostro skrytykował Śmietankę za sobiepaństwo, które kolega urządził w Elewarrze. Jeszcze wtedy nie było wiadomo, że syn Śmietanki ma posadę w ambasadzie w Sztokholmie. Posadę, o obsadzeniu której decyduje... minister gospodarki. Troszkę te narzekania Pawlaka wyglądały, jakby trener miał pretensje do graczy, że robią dokładnie to, czego ich przez lata uczył.

Inni politycy, w tym premier, poczuli się głęboko oburzeni praktykami polityków PSL. Było w tej reakcji sporo obłudy. Rok temu Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport na temat Elewarru. Był to dokument miażdżący. Kontrolerzy wyliczali, że przez dwa lata kierownictwo firmy pobrało 1,4 mln zł nienależnego wynagrodzenia, podczas gdy sytuacja finansowa spółki stale się pogarszała. Szum w mediach był zbyt mały i odpowiedniej reakcji premiera przed rokiem nie było.

Prawda jest taka, że w sprawach nepotyzmu i kolesiostwa w instytucjach związanych z rolnictwem premier Tusk abdykował. Tak jakby dawał do zrozumienia: „To są wasze PSL-owskie zabawki i mnie nic do tego”. Tusk zresztą świadomie oddał wszystkie okołorolnicze instytucje w ręce Marka Sawickiego. Zrobił to, by rozmiękczać Pawlaka, osłabiać pozycję wicepremiera, dla którego Sawicki do niedawna był konkurentem w PSL.

Tym razem, czyli po ujawnieniu nagrań, Tusk musiał zareagować ostrzej. Momentalnie doprowadził do zepchnięcia z sań ministra rolnictwa. Zrobił to, bo prędzej czy później odłamki trafiłyby w niego. Pojawiłyby się pytania, dlaczego toleruje nepotyzm i kolesiostwo w podległych sobie instytucjach rządowych.

BATALIONY CHŁOPSKIE POD OSTRZAŁEM

Donald Tusk znanym sobie sposobem uciekł do przodu i pokazuje się jako jedyny sprawiedliwy. Zablokował PSL-owcom nominację następcy Sawickiego, przejął osobisty nadzór nad resortem rolnictwa, zapowiedział przyjrzenie się zasadom, na jakich funkcjonują okołorolnicze agencje, do Elewarru weszli funkcjonariusze CBA. Premier ustawił sobie koalicjanta w narożniku, sprytnie przerzucił całą winę na ludowców, chociaż miał wszystkie narzędzia, by ukrócić patologie. Wyobrażam sobie, że za kilkanaście lat we wspomnieniowym wywiadzie-rzece Tusk dostanie pytanie, dlaczego tolerował ten bałagan. I zapewne będzie się usprawiedliwiał w takim stylu: „Nie miałem wyboru. Nie było możliwości zbudowania stabilnej większości bez PSL. Rozmawiałem wielokrotnie z Pawlakiem na temat patologii. Miałem wrażenie, że mówię do ściany. W tej akurat sprawie nadawaliśmy na różnych falach”.

Zapewne Tusk po cichu liczy na to, że sprawa taśm Serafina nie będzie miała ciągu dalszego. Gdyby okazało się, że są następne kompromitujące ludowców nagrania lub CBA odkryłoby w Elewarrze poważne nadużycia z udziałem ważnych działaczy PSL, Tusk będzie w kłopotach. Musiałby wtedy zacząć myśleć o szukaniu innej koalicji (co w tym Sejmie będzie trudne) lub o przedterminowych wyborach.

Dla lidera Platformy PSL-owcy (dodatkowo osłabieni ostatnimi wydarzeniami) są komfortowym partnerem. Nawet jeśli ceną jest „polityka prorodzinna”, którą prowadzą. Z kolei PSL-owcy liczą na to, że sprawa ucichnie i odejdzie w niepamięć. „Bataliony chłopskie” cofną się troszkę, a potem wrócą do ulubionego sposobu uprawiania polityki. Zrobią tak, bo ludowcy zawsze tak robili i inaczej nie umieją.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2012