Sąd nad Mubarakiem

W porewolucyjnym Egipcie trwa najbardziej spektakularne postępowanie sądowe w historii świata arabskiego. Ale skazanie byłego dyktatora Hosniego Mubaraka, odpowiedzialnego za śmierć tysiąca demonstrantów, nie będzie proste.

27.09.2011

Czyta się kilka minut

Przed budynkiem Akademii Policyjnej, gdzie z dala od zgiełku Kairu toczy się proces, zbierają się rodziny zabitych podczas niedawnej rewolucji. A obok nich - zorganizowane grupy zwolenników Mubaraka. Przez dziesięciolecia egipski system polityczny oparty był na klientelizmie: zbirów, gotowych rozbić demonstracje opozycji lub załatwić zwycięstwo w okręgu wyborczym, można było wynająć za kilkadziesiąt egipskich funtów.

Czy także ci zwolennicy Mubaraka zostali wynajęci? Na prowincji lokalni "baszowie" nadal są wpływowi; "baronów" rozwiązanej niedawno Partii Narodowo-Demokratycznej podejrzewa się o destabilizowanie kraju, wzniecanie antykoptyjskich pogromów, podpalanie kościołów i próbę pobicia Muhammada El-Baradeia, kandydata na prezydenta...

Zwykle zanim zacznie się kolejna sesja sądu, przed budynkiem wymiana zdań przeradza się w zamieszki. W ruch idą kamienie i ściągane buty, z rozbitych głów leje się krew. Potem zazwyczaj obie strony kierują agresję na policję, nieudolnie próbującą ich rozdzielać.

Gorąca atmosfera udziela się prawnikom, których ponad dwie setki gromadzą się na sali rozpraw. Wśród nich oskarżyciele posiłkowi, reprezentujący rodziny ofiar terroru Mubaraka, i zespół obrońców, zasilony grupą kuwejckich adwokatów (Kuwejt jest wdzięczny dyktatorowi za rolę, jaką ten pełnił w pierwszej wojnie nad Zatoką Perską). Gdy jeden z obrońców wznosi dumnie nad głowę zdjęcie dyktatora, na jego twarzy ląduje zaraz but. Dochodzi do rękoczynów, latają butelki. Prowadzący obrady sędzia Ahmed Rihaat ogłasza przerwę. Z powodu takich zajść, sąd wstrzymuje w końcu relację na żywo w egipskiej telewizji...

Oskarżony Mubarak

Decyzja o rozpoczęciu procesu zapadła w lipcu. Wywalczyły ją rodziny ofiar rewolucji podczas demonstracji, które sparaliżowały centrum Kairu. Rządząca krajem Najwyższa Rada Sił Zbrojnych nie mogła dłużej ociągać się z osądzeniem ludzi, którzy odpowiadają za śmierć blisko tysiąca rewolucjonistów. Proces ruszył w pierwszych dniach sierpnia.

"Tak, to ja, Muhammad Hosni Mubarak" - zza krat klatki, w której położono go na szpitalnym łóżku, były prezydent odpowiadał cichym głosem na pytanie o swą tożsamość. Obok na ławie oskarżonych zasiedli, w więziennych uniformach, jego synowie Gamal (gwiazdor światowych forów biznesowych) i Alaa (zajmujący się pomnażaniem rodzinnej fortuny), a także znienawidzony przez Egipcjan minister spraw wewnętrznych Habib El-Adly.

- To uwłacza godności naszego przywódcy. Jak mogli do tego dopuścić? Przecież pan prezydent zrobił tak wiele dla kraju! Gwarantował pokój z Izraelem, gospodarka doskonale się rozwijała, zarobki rosły - przekonuje Hamada El-Gazar, znajomy z Kairu i zwolennik Mubaraka. Nie chcę wdawać się w spór z przyjacielem rodziny. Przecież to właśnie brak pracy, szans na własne mieszkanie czy małżeństwo wyprowadził zimą tysiące młodych Egipcjan na plac Tahrir.

Oskarżenie przeciw Mubarakowi obejmuje zarzuty krwawego tłumienia demonstracji w styczniu i lutym oraz wykorzystywania stanowiska dla korzyści materialnych (te mogą sięgać dziesiątek miliardów dolarów). Część rewolucjonistów krytykuje fakt, że do postępowania włączono zarzut korupcji, a nie włączono np. zarzutów o stosowanie tortur, polityczne zabójstwa, nielegalne utrzymywanie przez 30 lat stanu wyjątkowego i oszustwa wyborcze.

"Na szubienicę!"

Czy prokurator i oskarżyciele posiłkowi zbiorą dość dowodów przeciw "staremu lisowi", jak nazywają byłego przywódcę Egipcjanie? Nikt nie ma złudzeń, że ma on wpływowych przyjaciół. "Jeśli prokuraturze uda się dowieść, że rozkazy użycia ostrej amunicji zapadały na samej górze, możemy spodziewać się wysokiej kary. Jeśli odpowiedzialność się rozmyje i obronie uda się zrzucić winę na niższej rangi oficerów MSW, Mubarak dostanie niski wyrok, może nawet zostanie uniewinniony" - oceniał były doradca wojskowy prezydenta Sadata, poprzednika Mubaraka.

Sytuację pogarsza fakt, że Zakarija Azmi, szef prezydenckiej kancelarii, kontrolował ją jeszcze przez dwa miesiące po rewolucji. Według świadków budynek opuszczały samochody z dokumentami. Dziś prokuratura skarży się na braki w aktach, dotyczące okresu rewolucji.

Oskarżyciele potrzebują też zeznań. Tymczasem nieoczekiwanie kolejni świadkowie zaczęli odwoływać wcześniejsze zeznania obciążające Mubaraka. Zdezorientowany prokurator domagał się dla nich aresztu. Gdy wiadomości z sali sądowej dotarły na zewnątrz, przeciwnicy Mubaraka z furią natarli na policję. Sfrustrowani, domagali się jednego: "Chcemy go widzieć na szubienicy!".

Gdy w grudniu 2010 r. na kairskim Zamelyku przy sziszy i miętowej herbacie debatowałem z przyjaciółmi o przyszłości Egiptu, nikt nie myślał nawet o procesie urzędującego od ponad 30 lat prezydenta. Nawet wśród najbardziej rozpolitykowanych opozycjonistów, z nadzieją patrzących na protesty w Tunezji, szczytem marzeń było niedopuszczenie do reelekcji dyktatora i pokrzyżowanie jego planów rodzinnej sukcesji. Pierwsze organizujące się na Facebooku grupy głosiły potrzebę demokratyzacji i zlikwidowania przepaści między bogatymi i biednymi.

Odtąd wiele się zmieniło, a choć rewolucja obaliła Mubaraka, wcześniej ulice spłynęły krwią. Zginęło około tysiąca demonstrantów. Tylko lekarze z polowego szpitala na placu Tahrir naliczyli w dwa tygodnie ponad 800 zabitych - od kul albo kamieni i koktajli Mołotowa, rzucanych przez opryszków wynajętych do pacyfikowania rewolucji. A gdzie Aleksandria, Suez i inne miasta... - tam przecież także wielu poległo.

Stracone lata

83-letni dziś Mubarak urodził się w Delcie Nilu i jak wielu wtedy młodych ludzi szansę na awans społeczny widział w armii. Ukończył Akademię Wojskową i Akademię Sił Powietrznych; szkolił się w ZSRR. W czasie "wojny sześciodniowej" w 1967 r. dowodził eskadrą. Podobno wyprowadził dwa ostatnie bombowce Tu-16 do Sudanu - jedyne maszyny, które Egipcjanie zachowali po izraelskich atakach na ich lotniska. Podobno wówczas zwrócił na siebie uwagę wiceprezydenta Sadata i samego Nasera, i wkrótce został dyrektorem Akademii Sił Powietrznych... Ale czy tak było? Od rewolucji udało się trochę odbrązowić heroiczny wizerunek, budowany latami. Zdaniem Mohameda Heikala, nestora egipskiego dziennikarstwa, także w wojnie Jom Kippur z 1973 r. rola Mubaraka była mniejsza od tej przedstawianej oficjalnie.

Poprosiłem kilku egipskich znajomych o podsumowanie jego 30-letniej prezydentury.

Emerytowany generał: - Największym błędem tego trzydziestolecia było zaprzepaszczenie Afryki. Mubarak odwrócił się plecami do kontynentu. Skupił się tylko na Bliskim Wschodzie i sojuszu z USA. Dopuścił do podziału Sudanu, pozwolił, aby Etiopia stała się proizraelska. Tymczasem od sytuacji w dorzeczu Nilu zależy nasza przyszłość. Teraz nie wiadomo, czy do Egiptu popłynie woda.

Hamada El-Gazar, gorący obrońca Mubaraka: - Muszę przyznać, że nie potrafił uporać się z największym problemem Egiptu, niekontrolowanym przyrostem ludności. To demograficzna bomba, która eksplodowała w ostatnich 50 latach. W 1952 r. Egipt miał 18 mln ludzi, dziś 88 mln.

- To prawda, że nie powstrzymał korupcji. Ale z tym mogliśmy poradzić sobie w ramach istniejącego systemu - dodaje El-Gazar.

Osama Dorra jeden z blogerów rewolucji:

- Najgorszy w ciągu tych 30 lat był brak szacunku wobec opinii zwykłych Egipcjan. Mubarak wierzył, że może pozwolić sobie na najgorsze posunięcie i nikt mu się nie sprzeciwi.

Tamer, młody rewolucjonista z placu Tahrir: - 30 lat rządów tego satrapy to stracony czas dla Egiptu. Był najgorszym prezydentem w historii, bez wizji. Korupcja i nepotyzm osiągnęły niespotykany poziom. Posługując się zasadą "dziel i rządź" skłócał ludzi, głównie Koptów i islamistów. A gdy zaczęła się rewolucja, potraktował nas jak rozwydrzone dzieci, którym należy się reprymenda. Później był gaz łzawiący, pałki i ostra amunicja. Mówi się, że próbował użyć armii do stłumienia zamieszek, ale generałowie go nie posłuchali.

Decyzja polityczna?

Generałowie, którzy przyczynili się do obalenia Mubaraka, dziś rządzą krajem. Teoretycznie do czasu, aż wybory - zaplanowane na listopad-styczeń (będzie kilka tur głosowania) - wyłonią nowy parlament. Na razie niewielu Egipcjan wierzy, że dyktator usłyszy sprawiedliwy wyrok. Niewielu wierzy też w niezawisłość sądu. Nie w kraju rządzonym przez Najwyższą Radę Sił Zbrojnych. "Wyrok na Mubaraka będzie decyzją polityczną, która zapadnie na najwyższych szczeblach, uwzględniając zapewne zdanie regionalnych i globalnych mocarstw" - tak analizował sytuację wysoki urzędnik pałacu prezydenckiego z czasów Sadata.

11 września miały zacząć się przesłuchania kluczowych świadków: członków Najwyższej Rady Sił Zbrojnych, na czele z jej przewodniczącym Mohamedem Tantawim. "Prosimy marszałka Tantawiego, aby powiedział prawdę o zbrodniach Mubaraka. On wie, co się działo. Ktoś przecież musi w końcu jasno powiedzieć, że Mubarak jest winny" - żalił się reporterowi przeciwnik Mubaraka przed budynkiem sądu. Ale Najwyższa Rada tymczasowo zwolniła swych członków z obowiązku stawienia się przed sądem. Sędzia wysłał im więc kolejne wezwanie. Czy Tantawi w końcu zezna, kto kazał strzelać do demonstrantów?

MARCIN PAZUREK jest niezależnym dziennikarzem, przez 10 lat mieszkał, studiował i pracował w krajach Orientu: Indiach, Egipcie, Katarze i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Nad Nilem spędził 3 lata, gdzie ożenił się z Egipcjanką i gdzie przyszła na świat ich córka. Obecnie mieszka z rodziną w Pradze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2011