Rzeczy straszne

Moja pamięć zachowuje nietknięte wspomnienie styczniowego poranka roku 1944, kiedy do naszego domu, otoczonego pięknym parkiem, weszło trzech oficerów gestapo.

17.03.2009

Czyta się kilka minut

W modlitewnym spotkaniu polsko-niemieckim uczestniczyłem po raz pierwszy w życiu, kiedy miałem już ponad 70 lat, w październiku 2005 r. Takich spotkań z pewnością było i nadal jest wiele, ale mnie się jakoś nie zdarzyło na nich bywać... Może dlatego, że nie umiem po niemiecku? A może działała podświadomość? Wtedy poprosili mnie, żebym zabrał głos. Mówili też inni, oczywiście o warunkach naszego wzajemnego zbliżenia. Kiedy przyszła na mnie kolej, wyznałem, że to, co powiem, publicznie mówię po raz pierwszy w życiu. Że to opowieść dość osobista.

Istotnym i wciąż aktualnym warunkiem zbliżenia jest oczyszczenie pamięci, o którym mówił Jan Paweł II w Roku Jubileuszowym. Dlatego do dziś nie mogę przyjąć rady polskich biskupów, którzy 40 lat temu w liście do biskupów niemieckich napisali: "spróbujmy zapomnieć". Zapomnieć?...

Może kluczem jest ta prosta prawda: nie zapomnieć, aby przebaczyć, ale przebaczyć, aby zapomnieć, a przynajmniej: aby pamiętać inaczej.

Moja pamięć zachowuje nietknięte wspomnienie styczniowego poranka roku 1944, kiedy do naszego domu, otoczonego pięknym parkiem, weszło trzech oficerów gestapo. Miałem 10 lat, a każdy szczegół pamiętam tak, jakby to było wczoraj, a nie 65 lat temu.... Weszli do pokoju rodziców, rozmawiali chłodno, lecz uprzejmie. Ojciec mówił z nimi po niemiecku. Zrobili pobieżną rewizję, po czym oświadczyli, że ojca aresztują. Muszą go zabrać, ale chodzi o drobiazg, o formalność. Jako oficer rezerwy, ojciec miał obowiązek się stawić w odpowiednim urzędzie. Był zameldowany w miejscu poprzedniego zamieszkania, z którego zresztą dwa lata wcześniej wypędzili nas Niemcy, zabierając nam dom i ziemię. Ojciec nie przeniósł meldunku do nowego powiatu.

Wiedziałem, czułem, że widzę ojca ostatni raz w życiu. Pamiętam jego głos, kiedy żegnając się ze mną, poprosił o modlitwę. Modliliśmy się jak szaleni. Modlitwa nie została wysłuchana. Po dziewięciu dniach został, bez żadnego sądu, rozstrzelany wraz z innymi, w grupie 250 osób. Odesłano portfel i zegarek bez wyjaśnień. To było po prostu realizowanie niemieckiego programu niszczenia polskiej inteligencji.

Pozostało to najstraszniejszym wspomnieniem mego życia, choć i potem różne straszne rzeczy przeżyłem.

Pamiętam, że po śmierci ojca moja matka powiedziała mi: jeśli zamierzasz przystąpić do spowiedzi i Komunii, nie możesz mieć w sercu nienawiści. Wydawało mi się, że jej nie mam. Miałem żal i miałem w pamięci zapisane twarze tych, którzy aresztowali ojca. W trakcie ich wizyty wytężałem uwagę i mówiłem sobie: "Muszę zapamiętać, muszę zapamiętać ich twarze. Ja ich po wojnie znajdę". Pamiętam te twarze, ale nigdy ich nie szukałem. Po co? Byli tylko wykonawcami rozkazów.

Nie próbowałem zapomnieć. Są przeżycia, których zapomnieć się nie da. Wszystko, co niemieckie, traktowałem jako dalekie, obce, wrogie, podejrzane. Tak było do czasu, gdy w 1965 r. w redakcji "Tygodnika Powszechnego" zacząłem spotykać Niemców z "Akcji Znaku Pokuty", Niemców, których pamięć była taka jak moja. Ich cierpienie było inne, ale ich słowa i czyny wyrażały świadomość, że nie wszystkie krzywdy można wynagrodzić. Widziałem ich żal za nie swoje w końcu winy. To był początek budowania we mnie poczucia wspólnoty.

Dlaczego o tym mówiłem? Z wewnętrznej potrzeby. Bez powiedzenia tego trudno by mi było razem z nimi się modlić. Chciałem też podzielić się prostym odkryciem, że droga budowania wspólnoty prowadzi przez pokorę tych, którzy cierpieli: niech się nie wynoszą z racji cierpienia, i tych, którzy niosą ciężar strasznych wydarzeń swojej historii: niech nie tracą energii na odżegnywanie się od tego, w czym rzeczywiście sami nie uczestniczyli, ale raczej się skupią na tym, żeby zrozumieć.

Spektakularne gesty, polityczne deklaracje itp. mogą (nie muszą) pojednaniu służyć, ale go nie stworzą. Pojednanie dokonuje się - albo się nie dokonuje - poprzez uzdrowienie pamięci w sercach ludzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2009