„Ruskich” już nie ma. Są Ukraińcy

Gdy Ukraińcy wyszli na ulice, z Polski ruszyli z pomocą nie tylko studenci, ale także ludzie z dawnej polskiej opozycji z lat 80. Chcieli pomóc. Okazało się, że choć ich obecność jest ważna politycznie -również jako zwykła, ludzka solidarność - to w praktyce pomóc mogą niewiele. Młodzi Ukraińcy doskonale radzili sobie sami, wykorzystując środki, jakich 25 lat temu nie było nie tylko w Polsce, ale w ogóle na świecie.

17.04.2005

Czyta się kilka minut

Podczas Pomarańczowej Rewolucji byłem kilka razy na Ukrainie, łącznie miesiąc. Oczywiście głównie na kijowskim Majdanie, ale nie tylko, także na terenach „januczarów” (jak nazywano zwolenników Janukowycza): na Krymie i w rejonie Morza Azowskiego. Minęło parę miesięcy, a ciągle jestem pod wrażeniem tego, co zobaczyłem. Michał Olszewski pisał ironicznie w „Gazecie Wyborczej” o dawnych polskich opozycjonistach jadących do Kijowa, by ogrzać się w ogniu ukraińskiej rewolucji. Darując ironię trzeba przyznać, że miał dużo racji.

W Kijowie szybko uzmysłowiłem sobie, że nasza polska pomoc może się ograniczyć wyłącznie do obecności, do wsparcia moralnego i politycznego. Z podziwem i zazdrością patrzyłem na perfekcyjną organizację „pomarańczowych”. Setki tysięcy ludzi, którzy stali na mrozie, w deszczu i śniegu przez długie tygodnie, mogły wydawać się żywiołem nie do opanowania. Nic podobnego. Ci ludzie wiedzieli, co mają robić. Mieli swoich dowódców, byli nakarmieni i napojeni, mieli opiekę medyczną (łącznie z lekami przeciw przeziębieniom, podawanymi profilaktycznie), zapewniony nocleg i dodatkowe ubrania. Było czysto, po ulicach nie walały się śmieci, a służby porządkowe dbały o opróżnianie koszy i śmietników.

I wszystko to odbywało się w sposób naturalny, bez krzyku, bez wymuszania dyscypliny, bez okazywania komukolwiek, że stoi niżej w rewolucyjnej „hierarchii”. Bardziej niż pytanie, skąd mieli na to pieniądze, nurtowała mnie kwestia, jak to możliwe, że tych pieniędzy nie roz-kradli, nie zmarnowali, nie utopili w chaosie.

Zdumiewająca była samodyscyplina. Przez kilkanaście dni spędzonych na Majdanie może dwa, trzy razy widziałem pijanych, zataczających się ludzi. Byli grzecznie i delikatnie (żeby nie powiedzieć, że z widocznym zrozumieniem) wyprowadzani przez demonstrantów. Nie widziałem bójek i awantur. I to wszystko w kraju, gdzie alkohol jest niesłychanie tani, a dostać go można w każdym sklepie.

Oczy wiście, pili prawie wszyscy. Ale pili niewiele, nie afiszując się z tym. Na rozgrzewkę. Pili „percowkę” na miodzie czy dobre wina przywiezione z domu, z południa Ukrainy. Pili, ale nie nie pili „do spodu”, jak to często bywa u nas. Przekonanie Polaków o własnej wyższości kulturowej nad „ruskimi” - jak jeszcze zdarza się nazywać Ukraińców - jest całkowicie mylne. Mogłem się o tym dotkliwie przekonać, patrząc na niektórych polskich obserwatorów wyborów. Przez jedną dobę spędzoną w pociągu z tą naszą „elitą” ujrzałem więcej chamstwa, pijaństwa i głupoty, niż przez tygodnie obserwacji przypadkowych, wydawałoby się, setek tysięcy ludzi z całej Ukrainy. Nawet w Symferopolu na Krymie, otoczony wrogim tłumem zwolenników Janukowycza, krzyczących pod moim adresem „amerykan-ski szpion”, nie byłem tak blisko bójki, jak podczas próby okiełznania pijanego i agresywnego polskiego obserwatora, który zaczepiał w pociągu ukraińskich pasażerów.

Skąd w tym narodzie, żyjącym przez dziesiątki lat pod sowieckim butem tyle kultury i spokoju? Czemu w nas jest więcej agresji, gwałtowności?

Bo, przykładowo, reakcją „pomarańczowych” na kontrdemonstracje „januczarów” nie była wrogość czy chęć dokopania im, ale chęć wytłumaczenia swoich wrogów: że „to biedni, otumanieni ludzie,

żyją propagandą, nie znają prawdy”. Ale, zarazem, że „to też nasi, Ukraińcy”. Wyznam, że nigdy z takim zrozumieniem nie patrzyłem na zwolenników Jaruzelskiego czy Kwaśniewskiego.

I jak tu nie czuć zazdrości wobec Ukraińców?

Tak, to, co się stało za naszą granicą, to narodziny narodu. Eksplozja patriotyzmu. Dumy ze swej narodowości, miłości do barw narodowych, bez wstydu, gdy płyną łzy przy śpiewaniu hymnu. Zwykle przy takiej okazji wybucha nacjonalizm. Czujnie z początku patrzyłem na Ukraińców z czarno-czerwonymi flagami i opaskami [symbole nawiązujące do Ukraińskiej Powstańczej Armii z lat II wojny światowej i powojennych - red.]. Jako potomek kresowej rodziny źle reaguję na ten skrót: UPA. Ale prędko okazało się, że nawet Ukraińcy nawiązujący do tradycji UPA nie są wrogo nastawieni do Polski i Polaków. Mówili mi: „Nie wracajmy do historii, bo się nie dogadamy. Przecież dziś nie ma już między nami sporu. Stalin wytyczył granice i nikt ich nie kwestionuje - ani wy, ani my. Naszym wspólnym wrogiem jest imperialna Rosja i jej agenci”.

Gdyby ktoś powiedział mi 10 lat temu, że człowiek z opaską UPA na ramieniu wyściska mnie serdecznie, krzycząc „Haj żywe Polszczą!”, i że przypnie mi znaczek z tryzubem (jak się później okazało - historyczny, tłoczony jeszcze w podziemiu pod koniec lat 80., za panowania ZSRR), to uznałbym go za szaleńca!

Czego możemy się od nich uczyć, prócz samoorganizacji? Na pewno wzajemnego traktowania się przez różne odłamy będących w opozycji sił patriotycznych. Będący w większości (jak wszędzie chyba) „umiarkowani” nie próbowali wyrugować, wyrzucić poza nawias „radykałów”. Nawet jeśli komuś przeszkadzały flagi radykalnych, nacjonalistycznych organizacji - a zwłaszcza ich umundurowane, groźnie wyglądające służby porządkowe - to nie słyszałem, by próbowano ich wykluczyć ze wspólnoty „pomarańczowych”. Nie było oskarżeń o „klerofa-szyzm”, oszołomstwo czy antysemityzm. Ramię w ramię z nimi stali euroentuzjastyczni socjaliści. Nie było wewnętrznych walk. Najwyżej długie nocne dyskusje. I radykałowie też trochę inni niż u nas: nie zawsze musieli być na czele, nie przypisywali sobie wszystkich zasług, nie zarzucali umiarkowanym zdrady, znali swoje miejsce w szeregu.

*

Moją działalność opozycyjną w Polsce kończył epizod zajęcia w styczniu 1990 r. przez KPN i inne grupy młodzieżowe budynku Komitetu Wojewódzkiego rozwiązującej się wówczas - i zarazem zachowującej majątek - Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Był to rozpaczliwy gest młodej, radykalnej opozycji, gest niezgody na porządki Okrągłego Stołu i „grubej kreski”. Próba pokazania, że w nowej Polsce komuniści zachowują pieniądze, gmachy i urzędują w nich w najlepsze, także w formie różnych spółek i biznesów. Rząd Tadeusza Mazowieckiego zdecydował wówczas, że przeciw nam, zajmującym gmachy PZPR, należy użyć oddziałów ZOMO i funkcjonariuszy SB. W Krakowie szef SB i milicji sabotował tę decyzję - uznał, że dla niego lepiej się nie wychylać, gdy walczą między sobą ludzie z niedawnej opozycji. Dzięki jego tchórzostwu nie polała się krew.

Wracając z Ukrainy przypomniałem sobie o tym - symbolicznym dla mnie -zdarzeniu, kończącym osiem lat opozycyjnej walki. Jestem pewien, że Ukraińcy postąpią mądrzej. Że Juszczenko i Tymoszenko nie roztrwonią entuzjazmu, nie pójdą na mętne układy. Są mądrzejsi o nasze doświadczenia i mniej bojaźliwi niż twórcy III Rzeczypospolitej. Daj Boże, żeby im się powiodło. We wspólnym interesie samostijnej Ukrainy i niepodległej Polski.

MACIEJ GAWLIKOWSKI (ur. 1967) rozpoczął działalność niepodległościową w 1982 r. Jeden z przywódców Konfederacji Polski Niepodległej w Małopolsce. Wydawał prasę, organizował demonstracje. Zatrzymywany wiele razy przez SB, stawiany przed sądem i kolegiami ds. wykroczeń, w 1985 r. uciekł z konwoju SB; po kilku miesiącach ukrywania się został ciężko pobity przez „nieznanych sprawców”. Obecnie producent programów TV.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2005

Artykuł pochodzi z dodatku „Nowa Europa Wschodnia (16/2005)