Ukradli krzyż Jacka Żaby

Gdy opisaliśmy dramat Jacka Żaby, w Sejmie rozpętała się awantura. Przysłoniła najistotniejsze: samotność i śmierć człowieka, który chciał walczyć z systemem PRL i został przezeń zniszczony.

27.05.2008

Czyta się kilka minut

Jacek Żaba /
Jacek Żaba /

Przypomnijmy, że główną rolę w śledztwie o kryptonimie "Klin", prowadzonym po tym, jak w nocy z 12 na 13 grudnia 1985 r. Kazimierz Krauze i Jacek Żaba przecięli paski klinowe w 30 autobusach, odegrał oficer SB Jerzy Stachowicz, w Krakowie zapamiętany jako jeden z najbardziej zaangażowanych w niszczenie opozycji. Krauze i Żaba zostali skazani za "terroryzm". Żaba, maltretowany w więzieniu przez kryminalistów, nie wytrzymał presji i podczas przerwy w odbywaniu kary popełnił samobójstwo. Jerzy Stachowicz do momentu publikacji naszego tekstu pełnił funkcję eksperta sejmowej komisji ds. badania nacisków na służby specjalne za rządów PiS. Po publikacji zrezygnował.

Skandal musiał wybuchnąć, bowiem płk Stachowicz, zamiast zająć się ogródkiem czy prowadzeniem firmy ochroniarskiej, miał rozstrzygać m.in. o legalności i etycznym wymiarze działania służb w niepodległej Polsce. Powoływanie na eksperta oficera z taką przeszłością (sprawa Krauzego i Żaby nie jest jedyną, jaką prowadził w latach 80.) byłoby sygnałem kompletnej amnezji historycznej. Tyle że w sporach i wśród wzajemnych oskarżeń między Janem Widackim i Andrzejem Czumą a Jackiem Kurskim i Arkadiuszem Mularczykiem gubi się Jacek Żaba wraz ze swoją tragedią. Jakby był on najmniej istotnym elementem tej sprawy.

Po publikacji materiału dotarliśmy jeszcze do kilku okruchów związanych z jego historią. W archiwach IPN znalazła się cienka teczka więzienna z 1982 r., zawierająca kilka nieistotnych kart oraz najważniejsze: jedyne zachowane do dziś zdjęcia Jacka Żaby. Był wówczas oskarżony o czynną napaść na zomowca - wyszedł na mocy amnestii.

Odwiedziliśmy również grób Żaby na nowohuckim cmentarzu grębałowskim. Jest zarośnięty trawą i zdewastowany - złomiarze ukradli krzyż z nagrobka. Najbliższa rodzina Żaby od dawna nie żyje, przyjaciół nie miał. W bloku, gdzie mieszkał, pamięta go jak przez mgłę jedynie dozorczyni.

Za niecały rok upływa dwudziesta rocznica śmierci Jacka Żaby. Jeśli do tego czasu nie znajdzie się nikt, kto opłaci miejsce na cmentarzu, jego grób zostanie zniwelowany.

Przeczytaj artykuł "Droga krzyżowa Jacka Żaby" z "TP" 21/2008

LISTY DO REDAKCJI W SPRAWIE JACKA ŻABY

Niszczył skutecznie i z oddaniem

Sprawę skazania  kolegów Kazimierza Krauzego i Jacka Żaby za terroryzm pamiętam bardzo dobrze, bo zajmowałem się nią najprawdopodobniej w ramach prac Komisji Interwencji i Praworządności NSZZ "Solidarność". Na tę okoliczność odbierałem relację od Kazimierza Krauzego w jego mieszkaniu. Podjęliśmy wtedy jakieś kroki w sprawie Jacka Żaby, ale czas zatarł w mojej pamięci szczegóły. Nie jest w każdym razie prawdą to, że opozycja końca lat 80. zapomniała o sprawie Krauzego i Żaby.

Nie mam w pamięci tego, że sprawę Krauzego i Żaby prowadził Stachowicz. Pamiętam go bardziej jako kluczowego ubeka dla sprawy tzw. terrorystów z Rynku Głównego. W tej sprawie także byłem autorem obszernego raportu pisemnego. Nie ulega wątpliwości, że Stachowicz należał do oficerów bardziej sprawnych w prowadzeniu śledztw przeciwko opozycji. I należał do najbardziej wiernych i oddanych oficerów policji politycznej. Zależało mu naprawdę na tym, aby jak największą ilość osób działających przeciwko systemowi trwale zniszczyć, i robił to, jak na tamtą scyniczniałą bezpiekę, skutecznie i z oddaniem.

Nie ulega wątpliwości, że jeśli teraz z równym zaangażowaniem miałby udowadniać zbrodnie rządów PiS w obliczu komisji parlamentarnej, byłoby to dość niegodziwe i niewiarygodne. Stachowicz jest bowiem poza wszystkim chyba takim typem człowieka, który z jednakim oddaniem będzie zwalczał i niszczył różnych ludzi, potrzebuje tylko wyraźnie określonego kierunku. W tym sensie wciąganie go jako psa gończego do międzypartyjnych porachunków  w wolnej Polsce byłoby w każdym razie co najmniej niegodziwe.

Jan Rokita

Gdzie byli jego koledzy?

Nigdy się nie dowiemy, czy umieszczenie Żaby w takich, a nie innych warunkach w więzieniu, milcząca zgoda na jego upokorzenia i prześladowanie były inspiracją komunistycznej SB. Bez względu na to, Żaba jest ofiarą systemu i odpowiedzialność za jego śmierć wspólnie ponoszą SB, peerelowskie sądy, prokuratura, a przede wszystkim władze więzienne.

W tekście "Droga krzyżowa Jacka Żaby" pojawia się jednak pytanie o odpowiedzialność ludzi ówczesnej opozycji, którzy znając sytuację skazanego nie zrobili nic, by nie wrócił on do więzienia. Jako jedyny winny wskazany jest Jacek Kuroń, który podczas Konferencji Praw Człowieka w krakowskich Mistrzejowicach miał obiecać Żabie, że "więcej do więzienia nie wróci". Autorzy

dodają: "niektórzy działacze krakowskiej opozycji twierdzą, że [Kuroń]o obietnicy zapomniał". Wywołany do tablicy Stanisław Handzlik (krakowski opozycjonista związany wówczas ze środowiskiem Kuronia) przyznaje:

"jakoś rozmyła się wtedy jego [Żaby] sprawa".

Pytania do ówczesnej opozycji są jak najbardziej słuszne. Żaba został rzeczywiście sam, a jego tragedii nie dostrzeżono w ogniu sporów o Okrągły Stół. Tyle tylko że takie pytania powinny też zostać zadane jednemu z autorów reportażu - Maciejowi Gawlikowskiemu. Gawlikowski w 1989 r. nie był bowiem dziennikarzem, lecz jednym z najbardziej znanych w Krakowie działaczy KPN. Zajmowałem się w tym czasie kolportażem prasy niezależnej i współredagowałem jeden z tytułów ("Świat"). Nie pamiętam, by wtedy Konfederacja głośno upominała się o zwolnienie Żaby. Nie pamiętam, by zajmowało się tym jakiekolwiek z "Solidarnościowych" ugrupowań. Jeżeli by tak było, zapewne Gawlikowski przytoczyłby odpowiednie materiały w reportażu. Zamiast tego obciążył Kuronia i Handzlika, chociaż to on i jego koledzy w pierwszym rzędzie nad załamanym psychicznie Żabą powinni byli roztoczyć opiekę oraz próbować wszelkich interwencji u władz. Tym bardziej że Żaba nie był człowiekiem zaangażowanym w politykę, a do akcji "sabotażowej" wciągnął go działacz KPN.

Jacek Żaba był sam. Jego śmierć to wyrzut sumienia również dla ludzi ówczesnej opozycji. Brak informacji, że jeden z autorów tekstu mógłby być zarazem adresatem pytania, czy naprawdę zrobiono wszystko, by uratować człowieka, jest ze strony tego autora nieuczciwością.

Tak jak zwalanie na innych winy za to, czego przed 19 laty samemu się nie zrobiło.

Wojciech Czuchnowski

Od autora: Czuję wyrzuty sumienia

"Nie był człowiekiem zaangażowanym w politykę" - tak Wojciech Czuchnowski pisze o Jacku Żabie. To krzywdzące. Żaba był w "Solidarności", płacił składki podziemnego Społecznego Funduszu Pomocy Pracowniczej, kolportował pisma, brał udział w demonstracjach. Wreszcie w 1982 r. siedział kilka miesięcy w areszcie za rzekomą napaść na zomowców w rocznicę Porozumień Gdańskich. Czy to mało? Żaba był prostym, lekko opóźnionym w rozwoju chłopakiem, ale właśnie dzięki tysiącom takich prostych robotników możliwy był zryw "Solidarności". Był głęboko zaangażowany, choć żadnym działaczem nie był. W pomocy opozycji spełniał się, robił coś wielkiego.

Czy w 1988 r. zrobiliśmy wszystko, żeby pomóc temu chłopakowi? Oczywiście, że nie. Czuję wyrzuty sumienia i dlatego zapamiętałem stojącego parę metrów ode mnie w kościele w Mistrzejowicach Jacka. Zapamiętałem jego oczy zaszczutego zwierzęcia, kurczowy uścisk trzęsącej się dłoni przy powitaniu. Zapamiętałem także milczenie wielu opozycyjnych środowisk wokół sprawy ostatnich więźniów politycznych PRL. Akcje w tej sprawie podejmowali głównie ludzie Solidarności Walczącej, FMW i KPN-u. W aktach zachowanych w IPN-ie widać to pęknięcie opozycji: agentura SB robiła wiele, żeby "zdrowy trzon konstruktywnej opozycji" oddzielić od "grup radykalnych, wrogich, nie cofających się przed użyciem przemocy". Takie były dyrektywy, ale może po tylu latach czas od nich odejść?

Nie oskarżaliśmy w tekście Stanisława Handzlika o bezczynność w sprawie Jacka Żaby. Handzlik powiedział: "Przyznaję, jakoś się rozmyła wtedy jego sprawa. Trudno mi nawet wyjaśnić, dlaczego, może za duży kołowrót mieliśmy, za dużo do zrobienia". Nie napisaliśmy, z jakim środowiskiem był związany Handzlik. To nie ma znaczenia. Powiedział coś, co dotyczy wszystkich. Całej opozycji.

Czuchnowski czyni mi zarzut, że w tekście o Jacku Żabie nie pisałem o swoim zaangażowaniu. Czemu? Ten tekst nie był o mnie. Ponieważ jednak dziennikarz "GW" pyta z wyrzutem, co osobiście zrobiłem w tej sprawie, odpowiadam, że niewiele. Opracowałem i wydrukowałem w ok. dwutysięcznym nakładzie (wraz z Jerzym Dobrowolskim i Dariuszem Piekłą) plakat z żądaniem uwolnienia Żaby i Krauzego, następnie uczestniczyłem w jego rozklejaniu. W podziemnych pismach, w których wydawaniu uczestniczyłem, zamieszczałem na ten temat teksty. Współorganizowałem demonstracje, których jednym z haseł było uwolnienie więźniów politycznych. W 1988 i 1989 r., kiedy pracowałem w tygodniku "Czas Solidarności" (bo nie jest prawdą, że nie byłem wówczas dziennikarzem), pisałem o tym notki. Tylko tyle.

O Żabę walczyło wytrwale co najmniej kilka osób, przede wszystkim mój starszy kolega z KPN-u Andrzej Izdebski. Chodził do Kurii, prosząc o pomoc, załatwiał paczki żywnościowe, pisał teksty do KPN-owskich pism, wspierał rodziny, wręcz namolnie przypominał o sprawie wszystkim opozycjonistom. To właśnie on zadał publicznie Jackowi Kuroniowi pytanie o powrót do więzienia chorego Jacka Żaby.

Zbyt łatwo uwierzyliśmy w obietnicę złożoną w Mistrzejowicach, obietnicę wypowiedzianą na pewno w dobrej wierze, ale trochę zbyt pochopnie. Sądziliśmy, że sprawa jest załatwiona, że Jacek do tego piekła już nie trafi. Tymczasem Żabę należało ukryć i otoczyć opieką lekarzy.

Maciej Gawlikowski

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2008