Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ksiądz Oko zaspokoił ciekawość w tej materii. Jego opisanie stosunku homoseksualnego jako czynności tłoka w rurze wydechowej było i przedniej marki, i dało pewność, że także księdzu katolickiemu nie obce są parabole wyrosłe w koszarach czy środowiskach kryminalnych. Nie obce, jak się okazuje i co może trochę zdumiewa naiwnych, najpewniej także w seminariach i zakrystiach. Tłok w rurze – jest to doprawdy coś tak nowego w języku Kościoła, że trzeba tego posłuchać przynajmniej parę razy, by uwierzyć. Może zresztą nie trzeba słuchać, wystarczy popatrzeć, bowiem ksiądz Oko mową ciała swego dał pełną ilustrację zjawisk zachodzących w wydechu. Tłok pracujący w rurze wydechowej, czy wygłoszony przezeń w parlamencie polskim żarcik o stosunku z kozą i szafą, bezwzględnie przełamuje stary konwenans opisywania cielesności.
Wystąpienie księdza Oko dało takoż nasycenie widokiem rechoczących parlamentarzystów, bardzo zatroskanych dolą rodziny polskiej i heteroseksualną kondycją miłości bliźniego. Niestety nie przyniosło ono widoku poniekąd oczekiwanego przez ludzi pojmujących parlamentaryzm nieco staroświecko: widoku wyprowadzania przez straż marszałkowską tej wulgarnej publiki wraz z jej mentorem i jego rurą utkwioną w wyobraźni. Oczywiście nikt nie zamierza zabraniać mówienia księdzu Oko na temat ruchu tłoka, winno się mu jednak powiedzieć, że smak jego prelekcji pasuje raczej do Oktoberfest na bawarskiej prowincji.
Oczywiście, że takoż wystąpienia posłanki Kempy na posiedzeniu zespołu zwalczającego dżenderyzm były ważne. Arcyważna była jej polszczyzna i zaproponowana przez nią procedura dla wspomnianej komisji – procedura likwidująca możliwość jakiejkolwiek debaty. Oto – w skrócie – dostaliśmy w jednym obraz, czymże jest teraz polska wyobraźnia erotyczna, polska demokracja, parlamentaryzm, debata, jęzor, tłok w rurze i nastrój.
Dodatkiem do tego kożucha było sejmowe posiedzenie poświęcone ministrowi Arłukowiczowi. Jak zwykle w przypadkach prób odwołania ministrów, było to posiedzenie pozbawione w każdym calu sensu dla obywatela i winno się raczej odbyć w zadymionym namiocie, wśród ryków i w bezpiecznym sąsiedztwie przenośnych toalet, również z racji ogromnego ładunku nadęć u mówców. Nikt naturalnie, podobnie jak księdzu Oko, nie broni parlamentarzystom wyrażania siebie, ale jednak są owego wyrażania granice, które regulują regulaminy, choćby w izbach wytrzeźwień.
A jednak nie ukrywajmy, że te dramatyczne upadki są niczym wobec 15 milionów dolarów w dwu kartonowych pudłach na podłodze gabinetu rządowej agencji. Tłumaczenie przy okazji tych pudeł, że ćwierć wieku naszej demokracji to nie jest wiele wobec stażu demokracji, która nam te pudła dała, jest tłumaczeniem arcycacanym i w istocie stuprocentowo bananowym. Jeżeli ktoś gdzieś jeszcze szuka tzw. polskiej racji stanu, winien jej szukać w tych pudłach właśnie. Tam spoczywa i kwiczy.