Różokrzyżowcy rzucają rękawicę

Wojska gruzińskie wkroczyły do wąwozu Kodori, strategicznego miejsca w górach Abchazji - gruzińskiej prowincji, od kilkunastu lat zbuntowanej i wspieranej przez Rosję. Moskwa podniosła krzyk, że prozachodni prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili szykuje interwencję militarną, aby raz na zawsze rozwiązać problem "parapaństw na Kaukazie.

07.08.2006

Czyta się kilka minut

Określeniem, jakiego najczęściej używano wobec Gruzji rządzonej kiedyś przez prezydenta Eduarda Szewardnadzego, było: "Państwo, którego nie udało się sformować". W latach 90. zamach stanu i wojna domowa, po której od Gruzji oderwały się separatystyczne republiki, skutecznie zrujnowały szanse na zbudowanie stabilności i niepodległego bytu państwa. Ekipa obecnego prezydenta Micheila Saakaszwilego, który objął rządy na przełomie 2003 i 2004 r. w wyniku "Rewolucji Róż", głosi hasło zjednoczenia ziem gruzińskich. Konsekwentnie też próbuje włączyć społeczność międzynarodową w proces uregulowania tej kwestii.

Częścią ambitnego planu odzyskania kontroli nad utraconymi terytoriami jest wkroczenie - w ostatnich dniach lipca - gruzińskich wojsk do wąwozu Kodori w Abchazji.

Czy plan Saakaszwilego ma szanse powodzenia?

Nim zakwitło tysiąc róż

Utrata przez Tbilisi kontroli nad Abchazją to wynik nieudanej interwencji zbrojnej, podjętej w 1992 r. przez siły podległe ówczesnemu prezydentowi Szewardnadze. Już wcześniej Abchazi chcieli wykorzystać słabość władzy w Tbilisi i na przełomie lat 80. oraz 90. domagali się rozszerzenia swej autonomii, wtedy jeszcze w ramach Gruzińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Potem zaś, powołując na krótkotrwały (1921-31) status republiki związkowej w ZSRR, zaczęli domagać się dla Abchazji niepodległości. Latem 1992 r. Szewardnadze (zwany familiarnie "Szewi") podjął próbę militarnego rozwiązania "kwestii abchaskiej": wojska gruzińskie zajęły Suchumi, stolicę Abchazji. Rok później Abchazi wspierani przez Rosję wyparli siły gruzińskie. Rozmowy pokojowe w 1994 r. nie przyniosły rozwiązania. Konflikt został zamrożony.

Obecnie na terytorium Abchazji stacjonują "siły pokojowe" WNP (de facto są to wojska rosyjskie), działa też misja ONZ

(o jej mandacie decyduje Rada Bezpieczeństwa NZ). Negocjacje na temat uregulowania statusu Abchazji dawno utknęły w martwym punkcie: plan przedstawiony przez ONZ, a zakładający szeroką autonomię Abchazji w ramach Gruzji, został odrzucony przez władze abchaskie, obstające przy niepodległości; to z kolei odrzuciło i odrzuca Tbilisi.

Tymczasem w ciągu minionej dekady Abchazja i Osetia przekształciły się we wrogie Gruzji "parapaństwa", wspierane przez Rosję i używane przez nią jako narzędzie nacisku na Tbilisi. Mieszkańcy obu "para-państw" cieszą się przywilejami w Federacji Rosyjskiej: masowo przyznano im obywatelstwo rosyjskie, co pozwala na bezproblemowe przekraczanie granicy (podczas gdy obywateli Gruzji obowiązują wizy), czyli swobodne handlowanie mandarynkami, arbuzami i winogronami - podstawowymi produktami "eksportowymi". Z punktu widzenia Gruzji istnienie obu "parapaństw" stwarza niebezpieczeństwo odnowienia konfliktów, utrudnia współpracę na arenie międzynarodowej, rodzi problemy natury kryminalnej i powoduje straty gospodarcze.

Mimo deklaracji Gruzja za czasów Szewardnadzego nie była w stanie poradzić sobie z problemem separatyzmu. Nieuregulowana sprawa "buntowszczików" z Abchazji i Osetii była jednym z zarzutów wysuwanych pod adresem nieudolnego szefa "państwa, którego nie udało się sformować".

Koniec "Czerwonego Księcia"

A potem na placu pod parlamentem na ulicy Rustaweli w Tbilisi zakwitło tysiąc róż i "Szewi" został obalony. Nowe władze ogłosiły kurs na modernizację kraju w duchu zachodnim, stopniową integrację z Unią Europejską i innymi strukturami euroatlantyckimi. Dziś w całej Gruzji przed wszystkimi budynkami władz różnych szczebli dumnie powiewają dwie flagi: gruzińska z krzyżami świętego Jerzego i Unii Europejskiej z niepoliczalną ilością gwiazdek.

Wśród naczelnych haseł ekipy Saakaszwilego znalazło się też odzyskanie integralności terytorialnej, czyli przywrócenie jurysdykcji władz centralnych nad Abchazją i Osetią Południową oraz Adżarią - regionem, który w przeciwieństwie do dwóch pierwszych nie proklamował niepodległości, ale faktycznie pozostawał poza kontrolą Tbilisi. Wcześniej pomiędzy wieloletnim liderem Adżarii, Asłanem Abaszydze, a prezydentem Szewardnadze istniała niepisana umowa: Abaszydze rządzi się sam, czerpie zyski z intratnych biznesów nadmorskiego regionu, ale oficjalnie nie występuje z politycznymi deklaracjami niezależności. "Czerwony Książę", jak nazywano Abaszydzego, cieszył się poparciem Moskwy, która przez całe lata 90. zrobiła niemało, aby Gruzja nie wymknęła się z jej strefy wpływów. Także w tym celu Moskwa podsycała i podsyca do dziś separatyzmy na gruzińskim terytorium.

Wiosną 2004 r. niesiony rewolucyjnym zapałem Saakaszwili zażądał od "Czerwonego Księcia" pełnego podporządkowania się jurysdykcji Tbilisi. Abaszydze zaczął się wykręcać i szukać wsparcia u moskiewskich protektorów. Bo klucz do uregulowania napiętych stosunków na linii władze Tbilisi - władze w Adżarii leżał wtedy w Moskwie.

Spodziewano się, że Kreml uruchomi stacjonujące w Adżarii wojska, tymczasem postawiono na wariant pokojowy. Wiele wskazuje na to, że Moskwa zawarła wtedy z Tbilisi nieformalną umowę i Rosja "odpuściła" Abaszydzego w zamian za zlikwidowanie przez Tbilisi ośrodków czeczeńskich i uszczelnienie granicy.

Abaszydze mógł szybko spakować manatki i wyjechać do Moskwy specjalnym samolotem; o tym, jak zaskakujący był to wariant rozwoju sytuacji, wiele mówi fakt, że Abaszydze, ratując w popłochu głowę przed gruzińską prokuraturą, porzucił na pastwę losu swą wielką pasję: słynną hodowlę wspaniałych owczarków kaukaskich.

Jastrzębie polują na myśliwego

Z Adżarią poszło jak po maśle, ale potem zaczęły się schody.

O tym, jak ważnym zagadnieniem dla ekipy Saakaszwilego było odzyskanie Abchazji i Osetii, niech świadczy powołanie specjalnego ministra stanu ds. uregulowania konfliktów. Przez ostatnie miesiące był nim Giorgi Chaindrawa, który nic nie potrafił wskórać w przepychankach z separatystami. Uchodził za gołąbka pokoju i często był przeciwstawiany jastrzębiowi - ministrowi obrony Irakli Okruaszwilemu, który wsławił się zapowiedziami rozwiązania kwestii abchaskiej i osetyjskiej siłą. Zeszłego lata omal nie doszło do akcji militarnej na większą skalę w Osetii Południowej; dopiero zakulisowa interwencja Amerykanów powstrzymała krewkich dżigitów Okruaszwilego.

W tym roku sytuacja wokół zbuntowanych terytoriów zaostrzała się już kilkakrotnie. Przywódcy Abchazji i Osetii na wyprzódki latali "na konsultacje" do Moskwy i zapewniali, że w razie czego przyłączą się do Federacji Rosyjskiej. Wszyscy z uwagą przyglądali się referendum w Serbii i Czarnogórze oraz zabiegom dyplomatycznym wokół ustalenia statusu Kosowa. Każda ze stron ma własne, związane z tym rachuby.

Najwidoczniej Saakaszwili postanowił jednak nie czekać na międzynarodowe precedensy w uznawaniu/nieuznawaniu dziwnych bytów "parapaństwowych" - i wprowadził do wąwozu Kodori poważne siły, pod pretekstem poskromienia niepokornego eksgubernatora Kodori, Emzara Kwicianiego, dowódcy batalionu "Monadire" (Myśliwy).

Wąwóz Kodorski położony w trudno dostępnych partiach górskich przecina Abchazję, z wysuniętej na zachód jego części łatwo zaatakować Suchumi. Po wojnie w 1993 r. Kodori pozostało poza jurysdykcją władz Abchazji: Kwiciani, miejscowy watażka, nie uznał abchaskich "samozwańców", a od "Szewiego" dostał carte blanche i mógł rządzić się po swojemu. Oficjalnie zadaniem batalionu "Monadire" miało być jedynie powstrzymywanie Abchazów, (którzy w wysokie góry nigdy się nie pchali) i pilnowanie "granicy abchasko-gruzińskiej". "Żołnierze" jego batalionu byli na stanie ministerstwa obrony i dostawali wynagrodzenie, co w warunkach totalnie zacofanej prowincji było nie do przecenienia. Tymczasem "ekipa róż" postanowiła skończyć z tą fikcją, rozwiązać batalion i zlikwidować szarą strefę, jaką przez lata panowania Kwicianiego stało się Kodori. Kwiciani wypowiedział jednak posłuszeństwo, zażądał dymisji ministra obrony i zapowiedział walkę.

Po wprowadzeniu do Kodori sił gruzińskich, w Suchumi i w Moskwie podniósł się wrzask. Desant uznano za pogwałcenie porozumień pokojowych. Wojskowi rosyjscy twierdzą, że Tbilisi przygotowuje interwencję zbrojną w Abchazji - Kodori jest wymarzonym punktem wypadowym na Suchumi. Ale czy rzeczywiście tak jest? Wpakowanie się Tbilisi w rozwiązanie siłowe narobiłoby wiele zamieszania i dałoby Moskwie znowu pretekst do ingerencji w sprawy Gruzji.

Tymczasem nowy patent Saakaszwilego polega na zaprowadzeniu "dwuwładzy" w Abchazji.

Kilka bezładnych pytań i niepewnych odpowiedzi

W orędziu do narodu Saakaszwili zapowiedział, że w Kodori będzie urzędować rząd Abchazji na wygnaniu (dotychczas "zasiadający" w Tbilisi) - jedyny legalny rząd republiki. Jeżeli ten wariant się uda, będzie to przełomem w zawikłanej sytuacji wokół Abchazji. Saakaszwili chce pokazać Zachodowi, że stawia na rozwiązania polityczne - i że oczekuje poparcia. Czy je otrzyma?

Gruzja od "Rewolucji Róż" znacznie zwiększyła budżet wojskowy, ale czy to oznacza, że jest w stanie militarnie poradzić sobie z uregulowaniem statusu "para-państw"? Eksperci twierdzą, że tak - Osetię może "osiodłać" w tydzień, Abchazję w miesiąc. Pod jednym wszakże warunkiem - podstawowym i nierealnym: że Rosja powstrzyma swoich generałów od świadczenia "bratniej pomocy" separatystom. Czy wobec tego Saakaszwili jest w stanie zaryzykować dla odzyskania kontroli nad Osetią i Abchazją zdestabilizowanie sytuacji w kraju, który dźwiga się z kryzysu?

Saakaszwilemu zależy przede wszystkim na skierowaniu Gruzji na drogę przemian demokratycznych w duchu zachodnim, a wariant siłowego rozwiązania separatystycznego węzła może temu zagrozić. Militarne rozwiązanie kwestii abchaskiej raczej nie leży w zamiarach gruzińskiego prezydenta. Ale trzeba pamiętać, że "ekipa róż" nie jest monolitem: ścierają się w niej różne ambicje i różne opcje załatwienia najważniejszych spraw. "Jastrzębie" pałają żądzą wyciągnięcia kindżałów, a Rosja tylko czeka na potknięcie Tbilisi.

Czy Saakaszwilemu uda się zapanować nad tym żywiołem? Należałoby Gruzinom tego życzyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2006