Rozmowy przy świecach

Jeśli natychmiast nie zaczniemy rozwijać polskiej energetyki, około 2012-13 roku skończy się nam prąd. Zdaniem ekspertów, bez energetyki jądrowej nie nadrobimy zaległości.

16.07.2008

Czyta się kilka minut

Na początku zeszłego tygodnia dziennik "Polska" ogłosił, że Ministerstwo Gospodarki chce szybkiego rozpoczęcia budowy elektrowni atomowych, a Ministerstwo opublikowało dementi. "Nie ma gotowego planu takiej inwestycji - głosił komunikat. - Ministerstwo nie podjęło również decyzji odnośnie ewentualnej lokalizacji. Obecnie trwają prace nad ostatecznym kształtem »Polityki energetycznej Polski do 2030 r.«, w tym możliwości przyszłego wykorzystania technologii jądrowej".

Wstrzymany projekt

Dziś nie można więc jednoznacznie stwierdzić, że elektrownia jądrowa w Polsce powstanie lub nie: jak tłumaczy Ministerstwo, "nie zostały jeszcze podjęte wiążące rozstrzygnięcia odnośnie przyszłego koszyka energetycznego Polski, jak i programu energetyki jądrowej".

Ostatni ważny sygnał wysłał poprzedni premier, Jarosław Kaczyński. "Są wszelkie szanse, żebyśmy w tej sprawie nie byli ciągle z tyłu" - mówił w swoim exposé 19 lipca 2006 r. Gdy zaś 8 grudnia tego samego roku podpisał na Litwie deklarację o przyłączeniu się Polski do budowy elektrowni atomowej w Ignalinie, deklarował, że nie oznacza to zaniechania podobnej budowy w kraju. Według ówczesnych informacji "Głosu Wielkopolskiego", rząd chciał, by do 2018 r. w Polsce działała co najmniej jedna duża elektrownia jądrowa.

Gabinet Kaczyńskiego stworzył projekt wspomnianej "Polityki energetycznej Polski do 2030 r.". Projekty takie powstają na kolejne pięć lat. Ostatni, zawierający plany do

2025 r., został przyjęty przez rząd Marka Belki 4 stycznia 2005 r. - Za jego czasów padły najbardziej konkretne deklaracje - mówi prof. Jerzy Niewodniczański, prezes Państwowej Agencji Atomistyki (PAA), która sprawuje kontrolę nad bezpieczeństwem radiologicznym kraju. - Według zatwierdzonego wtedy harmonogramu, do końca 2008 r. miała być znana lokalizacja elektrowni atomowej, a w 2006 r. miała ruszyć kampania informacyjna.

W styczniu tego roku dyrektor departamentu energetyki MG Andrzej Kania podczas forum "Zmieniamy polski przemysł" zapowiadał, że "Polityka energetyczna" zostanie przyjęta w czerwcu. Dziś projekt stworzony przez poprzedni rząd został wstrzymany: czekają go poważne przeróbki albo wręcz pisanie od nowa. - W międzyczasie zmieniły się warunki zewnętrzne, na których opierały się jego założenia - wyjaśnia Tomasz Dąbrowski, zastępca dyrektora departamentu energetyki w Ministerstwie Gospodarki. - Tamten projekt opierał się np. na prognozach, które dla 2030 r. przyjmowały ceny nośników na poziomie 60-100 dolarów. Dziś sięgają one już 148 dolarów.

Przedstawiciel departamentu energetyki zapewnia, że dokument zostanie przyjęty do końca roku, a już po wakacjach trafi do konsultacji społecznych.

Jak zgodnie twierdzą eksperci, Polska nie ma chwili do stracenia.

Co zjada prąd

Wstrzymany projekt "Polityki energetycznej" prognozował, że do 2030 r. zużycie energii elektrycznej w naszym kraju wzrośnie ponad dwukrotnie.

- Dzisiejsze moce wynoszą 33 tys. MW, a zużycie w szczycie sięga

18-19 tys. MW w czerwcu i 25 tys. MW w styczniu - mówi Tomasz Dąbrowski. - Mamy więc jeszcze trochę rezerw.

Tyle że w najbliższych latach zamknięcia będą wymagały stare elektrownie, które bądź zbliżają się do śmierci technicznej, bądź nie spełniają norm ekologicznych. Równocześnie Europa wymaga od nas poważnego zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Na 2020 r. wyznaczono plan zwany "3 x 20 proc.". O tyle ma się w stosunku do roku 1990 zmniejszyć emisja tych gazów i zużycie energii. Trzecie 20 proc. dotyczy zwiększenia udziału energii odnawialnej.

Prądu może zabraknąć nawet w tym roku. Jeśli przez kilka dni utrzymają się upały większe niż 30 stopni, może dojść do tzw. blackoutów: przy takich temperaturach zwiększa się oporność przewodów i zużycie prądu (np. przez klimatyzatory), a równocześnie spada efektywność elektrowni. Pojawia się efekt domina: gdy w jednym miejscu zaczyna brakować prądu, czerpie się go z innej elektrowni, gdzie również zaczyna go brakować itd. To zagrożenie krótkoterminowe. Pytanie jednak, kiedy skończą się rezerwy.

Według danych Ministerstwa Gospodarki z maja, po planowanych zamknięciach elektrowni wytwarzanie mocy brutto spadnie z dzisiejszego poziomu ponad 30 tys. MW do ponad 25 tys. MW w 2020 r. i 20 tys. w 2030 r. Równocześnie zapotrzebowanie na moc wzrośnie z ponad 25 tys. MW w tym roku do ponad 33 tys. w 2020 r. i aż 45 tys. w 2030 r.

- I daj Boże, żeby tak rosło, bo będzie to oznaczać wzrost gospodarczy - mówi Grzegorz Wrochna, dyrektor Instytutu Problemów Jądrowych. - Jednak jeśli dalej będziemy produkować prąd w elektrowniach węglowych, zmusi nas to do płacenia słonych kar za przekraczanie limitów CO2. Cena energii skoczy wówczas tak bardzo, że bardziej będzie się ją opłacało kupować za granicą, niż produkować w kraju - przewiduje. - A to znacznie osłabi pozycję naszej gospodarki. Jedynym wyjściem jest rozwinięcie własnej energetyki jądrowej.

- To, na ile wystarczy rezerw, będzie zależało od tempa przyrostu zapotrzebowania - uspokaja Tomasz Dąbrowski z Ministerstwa Gospodarki. - Dlatego działaniem na dziś są programy efektywnościowe, na które nacisk będzie położony w nowej "Polityce energetycznej". Potrzebujemy także szybkiej budowy nowych, sprawniejszych elektrowni konwencjonalnych. Jest cała paleta możliwości, które można już wdrożyć, a skutki odczuć jutro. Oczywiście nie wyklucza to energetyki jądrowej - dodaje. - Jednak efekty ewentualnej decyzji o jej wdrożeniu będą widoczne za kilkanaście lat.

W 2005 r. 37 proc. światowej produkcji prądu pochodziło z węgla, 16 proc. z energii jądrowej, 18 proc. - z wody i źródeł odnawialnych. W UE było to odpowiednio 30, 32 i 14 proc. W Polsce aż 96 proc. prądu pochodziło z elektrowni węglowych, reszta z gazu i energii odnawialnej. Ministerstwo Gospodarki prognozuje, że do 2030 r. 61,4 proc. polskiego prądu ma pochodzić z węgla, 21,8 proc. z rozszczepienia atomu, zaś z energii odnawialnej - 7 proc.

W grę wchodzą też koszty. Dla elektrowni jądrowej wahają się one zależnie od jej typu od 155 do 177 zł/MWh. Produkcja z węgla kamiennego kosztuje 270-286 zł/MWh. Z elektrowni wiatrowej - aż 431 zł/MWh.

I tak nie zdążymy

Jak zapewnia Dąbrowski, nowa "Polityka energetyczna" będzie zawierać także odniesienie do kwestii energetyki jądrowej. - Z tym że Polska jest na samym początku drogi. Z chwilą, gdy dokument zostanie przyjęty, będzie to oznaczało, że poważnie interesujemy się opcją jądrową i wydajemy pieniądze na badania czy kampanię informacyjną, żeby dobrze się przygotować do decyzji o ewentualnej budowie. Przecież jej efekty - dodaje - odczują nawet nasze prawnuki, nie można jej podejmować pochopnie. Potrzebna będzie szeroko zakrojona debata publiczna.

Jak mówi, dziś Polska nie ma niezbędnej infrastruktury, poza instytucją dozorową i instytutami badawczymi.

Cały proces, którego początkiem będzie przyjęcie "Polityki energetycznej", trwa wraz z samą budową 12-15 lat. Prezes Niewodniczański wylicza jego etapy. - Po pierwsze, decyzja polityczna. Następnie bada się prawo i możliwości finansowania (w przedsięwzięcie na pewno włączy się prywatny inwestor, ale potrzebne są gwarancje rządowe). Następnie sprawdza się infrastrukturę, sieć przesyłową, wybiera się miejsce, co wymaga wielu badań, m.in. geologicznych. Cały czas musi trwać kampania informacyjna, bo nie można budować bez akceptacji społecznej, zwłaszcza społeczności lokalnej.

Dopiero wtedy może zapaść decyzja o budowie, która potrwa 5-6 lat. - Nawet gdybyśmy teraz zaczęli, nie zdążylibyśmy - podkreśla Niewodniczański. - Deficyt mocy nastąpi ok. 2012-13 r. Przez siedem lat bez elektrowni atomowej i bez rozwijania innych źródeł będziemy funkcjonować w deficycie. Nie wiem, może przy świeczkach.

Dąbrowski powtarza, że do kryzysu nie dojdzie, bo będzie się tymczasem budować konwencjonalne elektrownie, a także wprowadzać programy efektywnego wykorzystania energii.

Energia sporu

Polacy po Czarnobylu byli przeciwni energetyce jądrowej - to m.in. dlatego nie powstała elektrownia w Żarnowcu. Tam jednak miał pracować reaktor oparty na zupełnie innej technologii niż ta, która spowodowała katastrofę 26 kwietnia 1986 r. - Identyczne reaktory zbudowano na Węgrzech - opowiada Grzegorz Wrochna - i pracują tam do dziś, bijąc rekordy efektywności.

Minister gospodarki Waldemar Pawlak podkreślał w kwietniu podczas konferencji o bezpieczeństwie energetycznym, że Polska potrzebuje inwestycji w zgazowanie i upłynnianie węgla, a także wdrażanie instalacji do wychwytywania i składowania CO2. "Pozycją nr 1 polskiego bilansu energetycznego jest węgiel" - zapewniał. Jednak zdaniem Grzegorza Wrochny to nie jest argument przeciw energetyce jądrowej. - Czyste technologie węglowe są dopiero w fazie badań, a elektrownie jądrowe można dziś po prostu kupić - mówi.

Energetyce atomowej sprzeciwiają się niektóre organizacje ekologiczne. Najradykalniej - Greenpeace. Stawiając jako nadrzędny cel redukcję emisji gazów cieplarnianych, organizacja ta oskarża przemysł jądrowy, że fałszywie ogłosił się najlepszym rozwiązaniem tego problemu i zawłaszcza fundusze, które należałoby przeznaczać na energię odnawialną. Magdalena Zowsik, która w Greenpeace zajmuje się energetyką, zapewnia, że Polska ma na tyle duży potencjał energii odnawialnej, by pokryć zapotrzebowanie na energię pierwotną (a więc także ciepło i paliwa). - Według ekspertyzy Europejskiego Centrum Energii Odnawialnej z 2004 r. dzięki biomasie, wiatrowi, słońcu, geotermii i wodzie dałoby się zaspokoić aż 47 proc. potrzeb. - mówi. - Po drugie, mamy wielki potencjał oszczędzania energii, nasza gospodarka jest dwa i pół raza bardziej energochłonna niż gospodarka Unii. Tu i tu mamy olbrzymie, niewykorzystane zapasy.

Jej zdaniem po energię odnawialną można sięgnąć już teraz. - Tymczasem budowa elektrowni atomowej trwa bardzo długo, biorąc też pod uwagę normalne w tej dziedzinie opóźnienia i polskie realia - twierdzi. - Wreszcie, źródła energii odnawialnej nie uzależniałyby nas od dostawców zagranicznych, np. uranu. Mowa o bezpieczeństwie energetycznym. A tzw. technologie czystego węgla - dodaje - to kłamstwo już w samej nazwie.

Według Magdaleny Zowsik zarzucony projekt "Polityki energetycznej" był i tak nie do przyjęcia, bo faworyzował energię jądrową i węgiel względem źródeł odnawialnych i efektywności energetycznej, czyli oszczędzania. - Poza tym nie zgodzilibyśmy się nawet na 5 proc. energii atomowej w koszyku energetycznym, ze względu na płynące z niej zagrożenia.

Tomasz Dąbrowski zapewnia: - Nowy dokument będzie zawierał wiele odniesień dotyczących wspomnianej efektywności energetycznej, a także szeroko potraktowana w nim zostanie kwestia źródeł odnawialnych i czystych technologii.

Działaczka Greenpeace twierdzi, że nie ma bezpiecznego sposobu składowania odpadów. - We Francji przechowywane odpady zatruwają wodę gruntową - utrzymuje Zowsik. - Produkcja energii odnawialnej i jej oszczędzanie nie pozostawiają tak niebezpiecznej spuścizny, za to redukują emisję gazów cieplarnianych. Każde opóźnienie w ich wdrożeniu to czas stracony w walce z globalnym ociepleniem.

Grzegorz Wrochna bardzo sceptycznie podchodzi do wypowiedzi Greenpeace. - Organizacja ta znana jest z rozpowszechniania fałszywych informacji, jak ta o setkach tysięcy ofiar Czarnobyla. Cytowane liczby są równie niewiarygodne - twierdzi. - Niewielkie grupy nacisku sterowane spoza Polski nie mogą być poważnym partnerem w debacie o przyszłości polskiej gospodarki. Powinniśmy dyskutować z ekspertami od ochrony środowiska i źródeł odnawialnych, których w kraju nie brakuje - dodaje.

Przywołuje prognozę Instytutu Energii Odnawialnej, według której w 2020 r. źródła odnawialne mogą dostarczyć zaledwie 12 proc. energii elektrycznej. - Ale elektrownie jądrowe też przed rokiem 2020 nie powstaną. A więc nie mamy wyboru: aby sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu, musimy jednocześnie pełną parą inwestować i w nowe elektrownie węglowe, i w źródła odnawialne, i w elektrownie jądrowe - twierdzi Wrochna.

Zapewnia też, że dziś energetyka jądrowa jest bardzo bezpieczna. - Całkowite promieniowanie z elektrowni jądrowej jest znacznie mniejsze niż to z hałdy węglowej - mówi. - Co do odpadów radioaktywnych, trzeba spojrzeć na skalę problemu. Elektrowni jądrowej na rok pracy wystarczy ciężarówka paliwa i tyle samo powstaje odpadów. Węglowa zużywa kilka pociągów węgla dziennie. Dziś odpady radioaktywne potrafimy składować w bezpieczny sposób. Owszem, może przerażać perspektywa ich rozpadu przez miliony lat, ale wtedy ich promieniowanie jest już niższe niż promieniowanie rudy wydobytej na paliwo. Stosuje się też technologie recyklingu, pozwalające wypalony materiał stosować ponownie w reaktorze.

Akceptacja dla energetyki jądrowej bardzo się od czasów Żarnowca zmieniła. PAA co dwa lata prowadzi badania opinii. Według ostatnich z grudnia 2006 r. popierało ją aż 61 proc., a zgodę na budowę elektrowni we własnym sąsiedztwie wyraziło ponad 40 proc. badanych. - Chociaż - zauważa prezes Niewodniczański - pytano o zgodę, gdyby wiązała się z korzyściami, np. niższą ceną prądu.

Co ciekawe, zawiązała się nawet obywatelska inicjatywa ustawodawcza w sprawie budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. - Chcieliśmy dać do zrozumienia politykom, że to nieprawda, iż obywatele są temu wyłącznie przeciwni - mówi jej założyciel Rafał Motyka, na co dzień przedsiębiorca działający w fundacji Prawnicy Bez Granic. - Na razie czekamy na decyzję, ale jeśli rząd za długo będzie się zastanawiał, będziemy działać.

***

Zwraca się też uwagę, że w Polsce nie ma dziś ludzi przeszkolonych do pracy w elektrowni atomowej. - I dobrze, bo natychmiast znaleźliby pracę za granicą - mówi Wrochna. - Ale najwyższy czas wziąć się za ich kształcenie.

Prezes PAA dodaje, że wcześniej potrzebni będą w jego agencji inspektorzy umiejący ocenić przedłożony projekt, a następnie części sprowadzane do budowy.

Pytanie, kto chciałby się dziś szkolić na eksperta od elektrowni jądrowych, gdy wciąż nie wiadomo, czy powstaną.

- Jeśli energetyka jądrowa nie ruszy, to kryzys energetyczny rozłoży gospodarkę i żadna praca w kraju nie będzie atrakcyjna - denerwuje się Wrochna. - Mówi się czasem, że wszyscy stąd wyjadą, a ostatni zgasi światło. Otóż nie będzie się musiał fatygować. Samo zgaśnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2008