Rosja i Chiny: Wróg mojego wroga

Syberyjski niedźwiedź zaprzyjaźnił się z chińskim smokiem. Oba mocarstwa mają jednak sprzeczne interesy, a potencjalnych napięć w relacjach dwóch wielkich sąsiadów da się wymienić wiele. Dziś jednak uwagę zwraca przede wszystkim niejednoznaczna postawa Pekinu wobec poczynań Putina z Ukrainą.

27.02.2022

Czyta się kilka minut

Spotkanie Władmira Putina i prezydenta Chin Xi Jinpinga, Brasilia, listopad 2019 r. / MIKHAIL SVETLOV / GETTY IMAGES /
Spotkanie Władmira Putina i prezydenta Chin Xi Jinpinga, Brasilia, listopad 2019 r. / MIKHAIL SVETLOV / GETTY IMAGES /

Spotkanie przywódców Chin i Rosji, które odbyło się tuż przed rozpoczęciem igrzysk w Pekinie, mogło być najważniejszym z dotychczasowych trzydziestu ośmiu. Dwudziestostronicowe oświadczenie wydane z tej okazji przez Xi Jinpinga i Władimira Putina podkreśla nie tylko bliskie więzy największych autorytarnych państw na świecie, ale też otwarcie rzuca wyzwanie zachodniemu ładowi pod przewodnictwem USA. Pierwsze zimowe igrzyska zorganizowane przez Chiny mogą więc zostać kiedyś zapamiętane jako oficjalny początek nowej zimnej wojny.

Zbliżenie obu krajów następowało stopniowo od drugiej połowy lat 90. XX w. W 2001 r. podpisały one traktat o przyjaźni, cztery lata później uzgodniły ostateczny przebieg wspólnej granicy, a na początku kolejnej dekady Putin ogłosił, że gospodarcza przyszłość jego kraju leży na Dalekim Wschodzie, gdzie dominują Chiny. Przełom we wzajemnych relacjach stanowiła jednak aneksja Krymu przez Rosję w 2014 r. By zrekompensować straty wywołane zachodnimi sankcjami, Moskwa zacieśniła wtedy relacje z Pekinem. Było to naturalne o tyle, że na czele Chin stał już Xi Jinping, którego autorytarna polityka wewnętrzna i asertywne zachowanie wobec zagranicy skutkowały wzrostem napięcia w relacjach z Zachodem. Poza wymianą gospodarczą obydwa kraje intensyfikują też relacje wojskowe, przesuwając wspólne manewry coraz bliżej obszarów kojarzonych z dominacją NATO i USA – na Morze Śródziemne, Bałtyk i Pacyfik. W październiku 2020 r. chińsko-rosyjska flotylla opłynęła dookoła największą wyspę Japonii Honsiu. Manewr ten określono w Tokio jako „niezwykły”.

Teraz uznano, że czas podnieść te relacje na kolejny poziom. Wydany 4 lutego dokument oficjalnie odnoszący się do „międzynarodowej współpracy u początku nowej ery oraz trwałego rozwoju na świecie” mówi dużo o pogłębianiu współpracy chińsko-rosyjskiej w takich obszarach jak wojskowość, loty kosmiczne czy sztuczna inteligencja. Sygnatariusze wyrażają troskę o walkę z pandemią i zmiany klimatyczne, z innych źródeł wiemy też o planach uruchomienia nowego gazociągu. Uwagę przykuwa jednak co innego: fragmenty oświadczenia poświęcone wspólnej postawie wobec zagranicy.


ATAK NA UKRAINĘ | CZYTAJ W AKTUALIZOWANY SERWISIE SPECJALNYM >>>


Chiny pierwszy raz w historii przyłączają się do Rosji w sprzeciwie wobec dalszej ekspansji NATO. Rewanżując się Moskwa krytykuje wraz z Pekinem powstanie AUKUS – aliansu Australii, Wielkiej Brytanii i USA na Dalekim Wschodzie. Oba państwa udzielają sobie także wsparcia w ochronie własnych „kluczowych interesów” i integralności terytorialnej oraz odrzucają mieszanie się obcych sił w ich wewnętrzne sprawy. Co prawda ani razu nie pada tam słowo „Ukraina”, ale jest passus o konieczności utrzymania stabilności w regionach przygranicznych. Zarazem Rosja, idąc na rękę Pekinowi, uznaje Tajwan za „nienaruszalną część Chin”. Obydwa kraje określają siebie jako „światowe mocarstwa” połączone „bezgraniczną przyjaźnią”. Podczas rozmów plenarnych Putin zadeklarował nawet, że jest to relacja „bez precedensu”.

Spróbujmy zajrzeć, co kryje się pod tą grubą warstwą lukru.

Wyraźne granice przyjaźni

W oczy rzuca się brak zobowiązań sojuszniczych, które obligowałyby drugą stronę do wsparcia w przypadku wojny. Obydwa kraje mogą jednak koordynować swoje działania, grając na osłabienie USA, które nie będą w stanie jednocześnie zapewnić bezpieczeństwa sojusznikom w Europie i na Dalekim Wschodzie. Wojna we wschodniej Europie mogłaby się więc zbiec z planem połknięcia Tajwanu przez Chiny. Wciąż nie oznacza to, że relacje Moskwy i Pekinu, wbrew deklaracjom, pozbawione są nieufności i sprzecznych interesów.

Problem numer jeden stanowi ich pogłębiająca się asymetria. O ile za czasów Związku Sowieckiego rosyjski niedźwiedź górował nad chińskim smokiem niemal w każdej dziedzinie, dziś jest na odwrót. Chiny mają dziesięciokrotnie większą gospodarkę i populację. Co więcej, z analiz wymiany handlowej wynika, że Rosjanie eksportują na południowy wschód głównie surowce, w zamian otrzymując coraz bardziej przetworzone produkty. Jedyną dziedziną, w której Rosja równoważy dziś siłę Chin, jest armia: arsenał nuklearny, technologie, doświadczenie w działaniach wojennych. I tu jednak Chiny szybko nadrabiają dystans, produkując już teraz więcej okrętów oraz dronów wojskowych.

Poza tym przyjaźń rosyjsko-chińska napotyka wyraźne granice tam, gdzie chodzi o pieniądze. W biznesie Chińczycy nie uznają sentymentów. Od czasu aneksji Krymu obustronna wymiana handlowa wprawdzie się podwoiła i wynosi dziś 147 mld dolarów (handel Rosji z Unią Europejską jest nadal wyższy), jednak za istotną część tego wzrostu odpowiada gazociąg Siła Syberii, którego uruchomienie w 2019 r. odbyło się na warunkach Pekinu. Wbrew pierwotnym zamiarom Rosji nie biegnie on przez Mongolię, tylko wprost do Chin, którym udało się też wynegocjować korzystny trzydziestoletni kontrakt. Jeśli po czwartkowym ataku na Ukrainę i nałożeniu sankcji przez Zachód Moskwa znowu poszuka wsparcia w Pekinie, ten zapewne wykorzysta sytuację, będąc pewnym swojej siły przetargowej. Tym bardziej że pomimo wzrostu importu rosyjskiego gazu Chińczycy, dbając o dywersyfikację dostaw, wciąż kupują go więcej w Azji Centralnej. Innym surowcem, który cieszy się u nich niesłabnącym apetytem, jest syberyjskie drewno. Rosjanie od dawna narzekają jednak na brak chińskich inwestycji w tym sektorze. Ścięte drzewa wywozi się po prostu do Chin i tuż za granicą poddaje dalszej obróbce, co pozwala sprzedawać drewno drożej.

Dostarczyciele surowców

Rosja znajduje się wobec Państwa Środka w ambiwalentnej sytuacji. Na azjatyckich połaciach swojego kraju potrzebuje ona kapitału, technologii, a nawet ludzi, wszystkiego zatem, czym dysponują Chiny. Ale chęć szerszego wykorzystania tego rezerwuaru rodzi instynktowne obawy o zdominowanie przez silniejszego sąsiada. Kiedy zatem pojawia się perspektywa otwarcia nowej nitki Jedwabnego Szlaku przez Arktykę, co znacznie skróciłoby podróż chińskich towarów do Europy, Rosja dostrzega dla siebie szansę zarobku. Z chwilą jednak, gdy Chiny zaczynają określać siebie w dokumentach jako „kraj bliski Arktyki”, wzbudza to już w Moskwie niepokój o ich faktyczne intencje.

Między innymi dlatego swoim inicjatywom gospodarczym w regionie, jak choćby Wielkiemu Partnerstwu Eurazji, Moskwa stara się nadawać multilateralny charakter, włączając do nich Azję Centralną i kraje Dalekiego Wschodu. Chińska siła pozostaje wtedy bardziej zrównoważona, a Rosja w takich formatach widzi też dla siebie rolę „szeryfa”, słabość gospodarki kompensując potencjałem wojskowym.

Rzecz w tym, że Chiny coraz śmielej poczynają sobie i na tym obszarze. Kiedy rosyjskie wojsko weszło ostatnio do Kazachstanu, Pekin od razu zaoferował swoją pomoc. Podobnie dzieje się na terenie innych republik postsowieckich. W zakresie bezpieczeństwa uchodziły one dotąd za strefę wpływów rosyjskich, ale ze swobodą dla penetracji chińskiego biznesu, który nierzadko przekupuje miejscowe elity. Teraz Chiny chronią tu swoje interesy dużo bardziej aktywnie. W Afganistanie wykryto ostatnio chińską siatkę szpiegowską.

Potencjalnych napięć w relacjach dwóch wielkich sąsiadów da się wymienić więcej, choćby tradycyjnie bliskie kontakty Rosji i Indii, które pozostają skonfliktowane z Chinami. Dziś jednak uwagę zwraca przede wszystkim niejednoznaczna postawa Pekinu wobec poczynań Putina z Ukrainą. Na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa 19 lutego minister spraw zagranicznych Wang Yi wyraził zrozumienie dla stanowiska Rosji, ale jednak, że każdy kraj ma prawo do zachowania suwerenności terytorialnej, wskazując konkretnie Ukrainę. Opowiedział się też za powrotem do porozumień z Mińska, które dwa dni później zostały definitywnie przez Moskwę pogrzebane. I choć chińska cenzura internetu blokuje dziś antyrosyjskie akcenty, to na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdy rozpoczynała się inwazja tego kraju na Ukrainę, przedstawiciel Pekinu oświadczył tylko, że konflikt powinien zostać zażegnany dyplomatycznie. Być może jest to mrugnięcie okiem do Zachodu, jakby Chiny chciały się nieco zdystansować od awanturniczych metod swojego „przyjaciela”.

Wszystkie te różnice maleją wobec wyzwań, które stoją dziś przed obydwoma mocarstwami. Spoiwem chińsko-rosyjskiej relacji nie jest bowiem sympatia czy zaufanie, ale wspólny przeciwnik.

Inna genetyka

Niedługo po objęciu prezydentury Joe Biden nazwał w wywiadzie Władimira Putina „mordercą” i „człowiekiem bez duszy”. Przywódca Rosji odpowiedział mu telewizyjnym oświadczeniem, wypominając Amerykanom mordowanie Indian, niewolnictwo, współczesny rasizm, a nawet eksplozję atomową w Hiroszimie. Najciekawszy jednak był ten fragment wystąpienia: „Choć oni [Amerykanie] myślą, że jesteśmy tacy sami, my jesteśmy innymi ludźmi. Mamy inną genetykę, kulturowy i moralny kod. Wiemy jednak, jak obronić nasze narodowe interesy”. Można uznać to za preludium do późniejszej retoryki Kremla, bliskiej już Pekinowi, a prowadzącej do zawłaszczania języka drugiej strony i odwracania znaczenia słów. Wystarczy spojrzeć na ostatni dokument Putina i Xi.

Obaj nie nazywają siebie autokratami – ich kraje reprezentują rzekomo „udane demokracje” (ang. successful democracies). Chiny zresztą od dawna już krytykują USA i Europę za narzucanie innym własnej definicji praw człowieka i demokracji. Stanowić ma to wyraz hegemonii świata Zachodu, odchodzącej w przeszłość. Chińczycy argumentują np., że podstawowym prawem człowieka jest bezpieczeństwo, głównie materialne, a w tej dziedzinie ich kraj ma ostatnio spore sukcesy. Wskazują też, że wybory powszechne (jeden człowiek – jeden głos) torują na Zachodzie drogę do władzy populistom, ciągła zaś rotacja polityków o odmiennych poglądach uniemożliwia stabilny rozwój kraju. Tymczasem Chińczycy twierdzą, że na kierownicze stanowiska wybiera się u nich najlepszych spośród członków partii, ludzi kompetentnych, z doświadczeniem w zarządzaniu administracją. Można oczekiwać, że podobna retoryka, wzmocniona głosem Rosji, stanie się odtąd donośniejsza na forum międzynarodowym.

Oba kraje hołdują też większej „demokratyzacji stosunków międzynarodowych”. NATO prezentowane jest w tej narracji jako anachroniczny sojusz czasów zimnej wojny, podczas gdy wielobiegunowy świat powinien orientować się na Organizację Narodów Zjednoczonych. Opcję stanowią też nowoczesne partnerstwa strategiczne typu Chiny–Rosja, jak mówi Sergiej Ławrow: „całkowicie wolne od ideologii”. Z punktu widzenia Pekinu i Moskwy wybór ONZ jest racjonalny. Opinie Zachodu wszak, jak mówi minister Wang Yi, stanowią światową mniejszość i dlatego postępowanie jego kraju wobec Ujgurów w Sinciangu nie spotyka się z dezaprobatą większości członków Komisji Praw Człowieka ONZ. Dodajmy, że zasiadają w niej Chiny, Rosja oraz wiele innych państw, którym daleko do „zachodniego” definiowania demokracji. Podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich chińskie media kadrowały chętnie uśmiechniętą twarz Ujgurki trzymającej znicz, nie wspominając jednak o krajanie sportsmenki z letniej olimpiady w 2008 r., poddawanemu dziś więziennej reedukacji.

Paradoksalnie wspólne dla chińsko-rosyjskiej narracji jest też solidarne podkreślanie prawa do… suwerenności państwowej, co polega na krytyce USA i Europy za działalność „wywrotową” i narzucanie innym swojej „mniejszościowej” ideologii. Jak wytłumaczyć w tym kontekście postępowanie Rosji wobec Ukrainy? Poręcznym kluczem okazuje się argument historyczny: oba kraje stanowią tak naprawdę jedność, o podboju nie może być więc mowy. Kiedy indziej argumenty historyczne zastąpić można humanitaryzmem, np. w obronie „prześladowanej mniejszości rosyjskiej” na terenie państw bałtyckich albo też bezpieczeństwem, gdy na nowo trzeba będzie zaopiekować się „osieroconą”, jak mówi Ławrow, Europą Środkową. Takich samych chwytów używają dziś Chiny wobec Tajwanu, ale również i części Morza Południowochińskiego, które uważają za swoje. By to udowodnić, odwołują się do odległej historii, negując prawo międzynarodowe. Tak samo, w chwilach zaostrzania się relacji Pekin–Tokio, Chińczycy przypominają, że japońska Okinawa należała kiedyś do nich.

Strach i złość satrapów

Były premier Australii Kevin Rudd, znawca Chin władający językiem tego kraju, opisywał kiedyś spotkanie Putina i Xi w Szanghaju, pierwsze po aneksji Krymu przez Rosję. Obaj przywódcy nie zaprzątali sobie głowy Ukrainą czy Tajwanem, mowa była natomiast o „kolorowych rewolucjach”. Ten zwrot, nieco mimochodem, pada również w ostatniej deklaracji i kto wie, czy nie on jest tam najważniejszy.

Pomimo bowiem prężenia razem muskułów i projektów lepszego świata, kryje się za tym, jak u każdego satrapy, strach przed własnym społeczeństwem, swobodą wypowiedzi, ujawnieniem przestępstw władzy, a ostatecznie – sprawiedliwym osądzeniem. Władze obu mocarstw zdają sobie też sprawę, jak postrzegane są w oczach wolnego świata, który jeśli nie ustami swoich polityków, to dzięki wolnym mediom podważa faktyczną legitymizację ich władzy. To rodzi złość, poczucie zagrożenia i obsesyjne doszukiwanie się obcych sił pragnących obalić ich reżim. Dlatego Ukraina, Hongkong czy Tajwan, zażywające wolności, a czasem i prosperity, nie mają racji bytu. Pokazują bowiem, że można, mimo podobnej kultury i tradycji, rządzić bez dyktatury. To jest przyczyna, dla której Moskwa nie toleruje na wolności Aleksieja Nawalnego, a Pekin – miliardera z Hongkongu Jimmy’ego Laia, wydawcy antykomunistycznej gazety. I również dlatego oba reżimy, a zwłaszcza słabsza Rosja, sposobu na swoje przetrwanie upatrują w dzieleniu, demonizowaniu i wykorzystywaniu słabości wolnego świata. Nie przeszkadza to elitom obu krajów tam właśnie posyłać swoje pociechy do szkół i wyprowadzać pieniądze do zachodnich banków.

Choć igrzyska w Pekinie zostały zbojkotowane przez większość polityków demokratycznego świata, pojawił się tam korowód autorytarnych przywódców, w tym ośmiu z ciepłych krajów, które nie przysłały żadnego sportowca. Uwagę zwróciły też niektóre delegacje Ameryki Łacińskiej, kłaniające się Chinom w pas za sprawne dostarczenie szczepionek.

Niewykluczone, że część z nich chętnie przyłączy się do nowego porządku zapowiadanego przez Xi i Putina. Cel stanowi, jak zauważył Joe Biden, wykazanie, że wiek XXI jest zbyt skomplikowany dla funkcjonowania tradycyjnie rozumianej demokracji. I tylko silny, pewny swoich wartości wolny świat może skutecznie przeciwstawić się wyzwaniu rzuconemu przez przywódców Chin i Rosji. © 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Specjalizuje się w tematyce Azji Południowo-Wschodniej, mieszka po części w Japonii, a po części w Polsce. Stale współpracuje z „Tygodnikiem”. W 2014 r. wydał książkę „Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima”. Kolejna jego książka „Hongkong. Powiedz,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Wróg mojego wroga