Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Liczący dzisiaj 66 wiosen czarodziej kontrabasu do współpracy zaprosił muzyków o pokolenie młodszych, nie mających co prawda tak wyrobionych nazwisk, jak dajmy na to Joshua Redman, Kenny Garrett, o braciach Marsalisach nie wspominając, ale doskonale wiedzących, co w trawie piszczy. Gitarzysta Russell Malone oraz pianista Mulgrew Miller wspierają starego mistrza zresztą nie tylko jako grający z wielkim wyczuciem i inwencją instrumentaliści, ale również jako utalentowani kompozytorzy. Chciałoby się powiedzieć, że dziełko tego pierwszego “Cedar Tree" oraz tego drugiego “On and On" - są ozdobami płyty, gdyby nie fakt, że równie dobrze można to powiedzieć o tematach samego Cartera, takich jak: “A Quick Sketch", “Parade" czy “N.Y. Slick", którym to maestro składa hołd stolicy jazzu, gdzie zresztą album został zrealizowany w lipcu 2002 roku.
Na poprzednich płytach, takich jak “When Skies Are Grey..." i “Orfeu" Ron Carter sięgał swobodnie po podrywające do tańca standardy Antonio Carlosa Jobima oraz Luiza Bonfy: “Corcovado", “Samba de Orfeu" i “Manha de Carnaval", tymczasem “The Golden Striker" otwiera temat Johna Lewisa z Modern Jazz Quartet, który zresztą posłużył za tytuł albumu, natomiast zamyka jedna z najpiękniejszych melodii, przy których nie sposób nie śmiać się i płakać - “Autumn Leaves" Kosmy-Preverta-Mercera. Kulminacja płyty to interpretacja słynnego adagia z “Concierto de Aranjuez" Joaquina Rodrigo. Sam Ron Carter zaś gra tak, jakby nie tyle grał, ile śpiewał.