Robert Schumann, „Les Trois Quatuors op. 41"

16.10.2006

Czyta się kilka minut

Jakie też będą te Kwartety Schumanna? - zastanawiałem się od dobrych już kilkunastu lat i nigdy nie mogłem trafić na nie w radiu, a kiedy już były w sklepie, to horrendalnie drogie, a ja akurat miałem pustą kieszeń, co przecież zdarza się każdemu, nie ma się czego wstydzić, tak więc podczas gdy półka puchła mi od przeróżnych "Karnawałów", Kwartety stopniowo zaczęły zmieniać się w muzykę sfinksową, niezdobytą i niepoznawalną. Aż nagle mam je, słucham sobie, już mi się nawet znudziły, początkowo "odnosiłem" wrażenie, że to jest jeden długi utwór, ale powoli nabrały charakteru, wyrobiły sobie, by tak rzec, odrębne siedzonka na tej kanapie, gdzie wszystkie utwory siedzą i czekają, czy je sobie przypomnę.

Schumann napisał je wszystkie w ciągu zaledwie dwóch (letnich) miesięcy 1842 r., kiedy to zaczął odczuwać nadmiar pomysłów kontrapunktycznych, które na fortepianie ciężko byłoby zrealizować - z tego też względu roi się w Kwartetach (zwłaszcza w Pierwszym) od kanonów i innych imitacji, co upodabnia je nieco do przeuroczych, acz dyletanckich sonat E. T. A. Hoffmanna. Nie Hoffmann jednak był tu wzorem, lecz Beethoven, jego słynne op. 59, również z trzech dzieł się składające, ułożonych w podobnej (klasyczny - tęskny - energiczny) kolejności; słychać to zwłaszcza w adagiach, aspirujących do głębinowej metafizyczności, z czym jednak Schumannowi trochę nie do twarzy, u niego wolne tempa sprzyjały

rozmarzeniu, a nie rozsądnej pogoni za kwintesencją. Toteż nie zaliczałbym tych części do nazbyt udanych. Już lepiej wypadają scherza, trochę po mendelssohnowsku kudłate (bo też cały ten cykl Mendelssohnowi był dedykowany), ale z kolei wykonawcy grają je chyba zbyt stoicko, bez nerwu, nie pozwalają dojść do zbyt wyrazistego głosu Schumannowskiemu szaleństwu, które tutaj kiełkuje.

Tak to padłem ofiarą swojego zamiłowania do ciekawostek, wspomnianymi wykonawcami jest bowiem rodzina Kuijkenów, którą dotychczas kojarzyliśmy z muzyką "dawną", niesłusznie graną na "starych instrumentach", tak żeby brzmiała nam bardziej współcześnie. Schumann rzecz jasna też już jest dosyć "dawny", no ale nie aż tak, by go musieli grać aż Kuijkenowie. Ciekaw więc byłem, jak się to wszystko razem złoży. No i mam: grane jest to po Bożemu, bez artystycznych dziwolągów wynikających ze zbitki nieprzystających do siebie estetyk. Drugie skrzypce brzmią nieco inaczej niż pierwsze, można to sobie śledzić. Ciekawe, co tam dalej nagra ta rodzina, może teraz Schönberga albo Szostakowicza?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2006