Rewolucji nie będzie

Projektowana reforma maksymalnie upraszcza funkcję, jaką kultura powinna spełniać w społeczeństwie. Sposób jej finansowania przyczyni się bowiem przede wszystkim do rozwoju tych dziedzin kultury, które są nakierowane na masowego odbiorcę.

21.07.2009

Czyta się kilka minut

Zaproponowane przez prof. Jerzego Hausnera sposoby finansowania kultury i zarządzania jej instytucjami wpisują się w trend, który od kilku lat dominuje w myśleniu o sektorze kulturalnym. W 2005 r. szwedzka organizacja IASPIS opublikowała broszurę "Europejskie polityki kulturalne 2015" (jej polskie wydanie ukazało się właśnie nakładem Fundacji Bęc Zmiana). Jest to futurologiczny scenariusz rozwoju kultury, przygotowany przez ekspertów z kilku krajów europejskich. Są wśród nich artyści, krytycy sztuki, historycy, filozofowie i socjologowie. Uczestnicy projektu reprezentują instytucje funkcjonujące w odmiennych warunkach, niemniej jednak ich wizja jest bardzo podobna: coraz powszechniejsze myślenie o kulturze w kategoriach rynkowych doprowadzi w niedalekiej przyszłości do jej całkowitej instrumentalizacji.

Logika transformacji

Lektura raportu opracowanego przez zespół Hausnera (jego pełna wersja jest dostępna na stronie internetowej Kongresu Kultury) daje wyobrażenie o logice, jaką kierują się legislatorzy. Główną osią ich myślenia są dogmaty polskiej transformacji. Autorzy projektu reformy rysują przed nami taką oto alternatywę. Z jednej strony mamy tradycyjnie funkcjonujące instytucje kultury, skanseny dawnych struktur etatystycznych, źle zarządzane i stanowiące obciążenie dla budżetu państwa i budżetów samorządowych. Ich finansowa niesamodzielność prowadzi do upolitycznienia i instrumentalizacji, co w efekcie daje niski poziom proponowanych przez nie usług kulturalnych. Z drugiej strony, nowoczesne przedsiębiorstwa, które nieustannie ze sobą konkurują, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom odbiorców, walcząc o niezależną pozycję na rynku kultury i potwierdzając swą użyteczność społeczną.

W dyskusji między zwolennikami i przeciwnikami reformy powraca zasadniczy zarzut: obydwie strony wytykają sobie błędne rozumienie specyfiki działalności kulturalnej. Reformatorzy podkreślają, że ludzie kultury nie uwzględniają siły mechanizmów rynkowych, którym kultura tak czy inaczej podlega od dawna. Niektóre instytucje kulturalne już teraz funkcjonują jak przedsiębiorstwa - generują zyski, z których finansują działalność, uniezależniając się od dotacji. Chodzi o to, by owe mechanizmy uporządkować i zadekretować za pomocą nowej ustawy, która zlikwiduje istniejące bariery legislacyjne i zwiększy finansową samodzielność podmiotów kultury.

Przeciwnicy reformy zwracają uwagę na niebezpieczeństwa tej logiki, bowiem przejawia się w niej ignorancja legislatorów. Z ich perspektywy problem polega na tym, że reforma maksymalnie upraszcza funkcję, jaką kultura powinna spełniać w społeczeństwie. Uelastycznienie sposobu finansowania przyczyni się przede wszystkim do rozwoju tych dziedzin kultury, które są nakierowane na masowego odbiorcę. Na pieniądze z budżetu państwa będą mogły liczyć ośrodki posiadające strategiczne znaczenie dla ministerstwa. Ich rola polegać ma na zabezpieczaniu i opracowywaniu dziedzictwa narodowego. Pozostałe instytucje mogą - w drodze konkursów - ubiegać się o dotacje na projekty mieszczące się w granicach określonych przez politykę kulturalną państwa, pozyskiwać środki ze źródeł prywatnych lub rozwijać działalność komercyjną (jeden z preferowanych obszarów takiej działalności to turystyka kulturalna). Z jednej strony mamy zatem pomniki kultury narodowej, z drugiej konkurujące ze sobą przedsiębiorstwa, które - żeby się utrzymać na rynku - muszą dotrzeć do jak największej liczby odbiorców, co możliwe będzie jedynie za cenę maksymalnego uproszczenia treści kulturalnej.

Nieoczywisty banał

Wydaje się, że dyskusja prowadzona na tym elementarnym poziomie jest skazana na powtarzanie anachronicznych argumentów. Chodzi przecież o to, by znaleźć pragmatyczne rozwiązania, a niekończące się dyskusje na temat powinności kultury rzekomo w tym przeszkadzają. Uważam jednak, że taki namysł jest bardzo potrzebny, ponieważ tylko w ten sposób można stawić opór retoryce nieuchronności, która jest widoczna w raporcie prof. Hausnera. Nie powinniśmy ulegać przekonaniu, że urynkowienie to jedyne rozwiązanie, jakim dysponujemy. Fakt, że pewne mechanizmy funkcjonują w innych sferach społecznych, a od jakiegoś czasu przenikają również do sektora kultury, nie oznacza wcale, że należy je zuniwersalizować.

Na tym polega różnica między wspomnianym raportem IASPIS a diagnozą Hausnera. Autorzy "Europejskich polityk kultury" kładą nacisk na fakt, że wartość i skuteczność działalności kulturalnej nie może być rozpatrywana jedynie pod kątem budżetowych zysków i strat. Poza sferą kultury narodowej (z definicji konserwatywną, skoro instytucje, które się nią zajmują, mają na celu jej zachowanie i opracowanie) oraz obszarami przyciągającymi masowego odbiorcę - rozciąga się przestrzeń eksperymentu, która odgrywa kolosalną rolę w poszerzaniu społecznej świadomości. To oczywiście banał, ale mam wrażenie, że dla zespołu ekspertów prof. Hausnera jest to banał nieoczywisty.

Z punktu widzenia rozwoju polskiego społeczeństwa (także jego rozwoju gospodarczego) najistotniejsze powinny być te formy kulturowego działania, które - zgodnie z obserwacją Pierre’a Bourdieu - polegają na spontanicznej aktywności jednostek i grup tworzących przestrzeń do samorealizacji i dialogu. Z socjologicznych badań Bourdieu wynika, że to właśnie one mają największe znaczenie dla społecznego rozwoju, poszerzają pole możliwych form symbolicznych, kształtujących nasze rozumienie świata i sposoby naszej w nim obecności. Wiadomo, że taka działalność kulturalna nie przynosi natychmiastowych i bezpośrednich korzyści ekonomicznych. Instytucje kulturalne realizujące projekty eksperymentalne nie mogą liczyć na finansowanie ze źródeł prywatnych, ponieważ z rynkowego punktu widzenia są całkowicie nieatrakcyjne. System konkursowy również nie jest dla nich dobrym rozwiązaniem, ponieważ będzie podporządkowany sztywnym celom polityki kulturalnej państwa.

Konsekwencje takiej dystrybucji środków finansowych są widoczne w trzecim sektorze kultury. Organizacje pozarządowe są dziś całkowicie uzależnione od systemu grantów i dotacji pochodzących z ministerstwa kultury i jego agend (takich jak np. PISF czy Instytut Książki) oraz struktur samorządowych. W dużym stopniu ogranicza to ich swobodę. Z drugiej strony fundacje czy stowarzyszenia coraz częściej przekształcają się w małe przedsiębiorstwa, by generować środki finansowe, co w jeszcze większym wymiarze zmusza je do profilowania działalności kulturalnej pod oczekiwania potencjalnych odbiorców. Analizując propozycje Hausnera, warto przyjrzeć się sposobom funkcjonowania organizacji pozarządowych i patologiom, z jakimi muszą sobie radzić. Trzeci sektor stanowi dziś poligon doświadczalny, na którym testuje się - czasem całkowicie bezwolnie - mechanizmy rynkowe.

Dobry władca...

Rację ma Agnieszka Sabor ("TP" nr 26), kiedy pisze, że rewolucji kulturalnej nie będzie, ale wcale nie dlatego, że proponowane przez zespół Hausnera zmiany polegają na kosmetycznych korekturach (sposób funkcjonowania wielu instytucji zmieni się radykalnie). Rewolucji nie będzie, ponieważ przedstawione postulaty wpisują się w dobrze znaną logikę transformacji - są jej konsekwentną realizacją.

Piotr Kosiewski ("TP" nr 29) powiada, że w ciągu ostatnich 20 lat w polskiej kulturze i służących jej instytucjach zaszły ogromne zmiany, które wymiotły pozostałości PRL-u. Trudno się z tą obserwacją nie zgodzić. Uważam jednak, że punktem odniesienia dla dzisiejszej debaty o kulturze nie mogą być stare modele zarządzania, które jeszcze gdzieniegdzie funkcjonują. Zadanie nie polega wcale na dokończeniu dzieła pierwszych reformatorów, lecz na wypracowaniu alternatywnej wobec logiki rynkowej wizji rozwoju kultury. Niestety debata toczy się w szczególnych warunkach komunikacyjnych. Zamiast prowadzić spór między konkurencyjnymi propozycjami ustawy przygotowanymi przez różne środowiska... czekamy na publikację pełnej wersji raportu o stanie kultury polskiej.

W tekście opracowanym przez zespół prof. Hausnera zwrócił moją uwagę fragment, który pod względem stylistycznym odbiega nieco od reszty dokumentu. "Publiczny mecenat - piszą autorzy raportu - przypomina zachowanie oświeconego władcy, który pozwala wszystkim swym poddanym zwracać się bezpośrednio do siebie i który rozpatrując kierowane do niego petycje (podania), chce w ten sposób czynić dobro. Liczba podań (wniosków) systematycznie rośnie, ale w rezultacie cały system się radykalnie biurokratyzuje i dobry władca jest coraz bardziej oddzielony od ludu przez otaczających go urzędników, w tym też i tych, którzy mają polityczne umocowanie i ambicje". Rozwiązaniem ma być ograniczenie liczby instytucji dotowanych, przez co zmniejszy się również zakres alienującej biurokracji.

Mówiąc jeszcze inaczej - żeby oświecony władca mógł się zbliżyć do swojego ludu i czynić dobro, musi najpierw uszczuplić liczebność samego ludu, żeby do kancelarii nie przychodziło tak wiele petycji (podań, czyli wniosków). Odpowiedź na pytanie, czy ten fragment jest jedynie wypadkiem przy pracy, który można zrzucić na niefrasobliwego redaktora tekstu, czy też w skrócie prezentuje sposób myślenia reformatorów, pozostawiam czytelnikom pełnej wersji raportu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2009