Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jarosław Kaczyński na psychologii tłumu zna się nie gorzej niż Axl Rose. Lider Guns N’ Roses opóźniał wyjście zespołu na scenę nawet o kilka godzin, żeby podgrzać nastroje do czerwoności. Prezes PiS temat niemieckich reparacji przez lata trzymał w sferze domysłów. Dokument opublikowano dopiero teraz, w obliczu rozkręcającego się kryzysu i zbliżających się wyborów.
Polityczne przesłanki nie zmieniają faktu, że raport przygotowany przez zespół naukowców, jeśli chodzi o kalkulację strat, jest solidny (i w tym sensie osłabić go może fakt, że uznano w nim pogromy w Jedwabnem i podobnych miejscach za zbrodnie tylko niemieckie). Pod postacią konkretnych wyliczeń i przy zastosowaniu czytelnej metodologii pokazuje bezmiar zniszczeń, których Niemcy dokonali na terenie okupowanej Polski. Straty materialne i osobowe wyliczono na ponad 6 bilionów złotych. Ta ogromna suma w trakcie lektury kolejnych stron raportu staje się w pełni zrozumiała.
Już sama publikacja nowych wyliczeń wystarczyłaby do ożywienia dyskusji po obu stronach Odry. Poszerzenie wiedzy to jednak nie wszystko. Deklarowanym celem jest uzyskanie reparacji. A tu analizy prawników nie pozostawiają wątpliwości. W wyniku konferencji poczdamskiej Polska miała uzyskać 15 proc. reparacji wypłaconych przez Niemcy Związkowi Sowieckiemu, a fakt, że nie mogła tego wyegzekwować, bo była podległa Moskwie, nie jest problemem Berlina.
Eksperci zatrudnieni przez polski rząd starają się znaleźć kruczki prawne mogące być podstawą do wystąpienia o reparacje. To zdecydowanie najsłabsze punkty raportu. Prawny konsens można sprowadzić do cytatu z reakcji niemieckiego MSZ na jego publikację: „Kwestia reparacji jest zamknięta”. Nie oznacza to, że sprawa po Niemcach spływa. Wyliczenia raportu trafiły na pierwsze strony gazet. Komentatorzy, choć wykluczają wypłatę reparacji, to podkreślają, że potrzebna jest reakcja Berlina.
Powrót do historii jest potrzebny choćby dlatego, że Polska dopiero dziś może na temat rozliczeń rozmawiać z pozycji podmiotowej. Po 1945 r. została sowieckim satelitą, a po upadku komuny była bankrutem, który w relacjach z Berlinem przede wszystkim martwił się o zabezpieczenie granicy na Odrze. Tak, Warszawa wielokrotnie zrzekała się roszczeń. Czyniła tak dlatego, że zmuszali ją do tego silniejsi.
Polska i Niemcy: coraz dalsi sąsiedzi. W świecie rządzonym przez rozsądek wypadałoby właśnie dokonywać resetu w stosunkach polsko-niemieckich. Problem w tym, że politycy po obu stronach Odry kierują się partyjnymi interesami, a nie rozsądkiem.
Ale moralna słuszność to za mało, by przekonać Niemców do wyjścia z kontrpropozycją wobec perspektywy żądań reparacyjnych. W 2019 r. grecki rząd wystosował do niemieckiego MSZ notę w sprawie rozpoczęcia rozmów o reparacjach. Berlin odparł, że rzecz uważa za rozstrzygniętą, i na tym się skończyło. Jeśli Polska miałaby wskórać więcej, trzeba przekonać Niemców, że jest to dla nas kwestia racji stanu. A czy takie wrażenie buduje fakt, że wśród autorów raportu zabrakło przynajmniej kilku znakomitych znawców tematu (zapewne dlatego, że nie po drodze im z PiS-em)? Albo że na prezentacji raportu nie było żadnego przedstawiciela opozycji? W ten sposób po niemieckiej stronie utwierdza się przekonanie, że chodzi wyłącznie o wewnętrzne rozgrywki.
Nie ma też co oczekiwać szybkich rezultatów, nawet jeśli sprawa będzie od teraz prowadzona merytorycznie i profesjonalnie. 5 września minęła 50. rocznica zamachu na izraelskich sportowców, którego podczas olimpiady w Monachium dokonali palestyńscy terroryści. Kilka dni wcześniej doszło do ugody między rodzinami zabitych a rządem Niemiec: rodziny otrzymają 28 mln euro. Pół wieku trwała walka o to zadośćuczynienie za śmierć 11 osób. Sprawa, w której Niemcy także przez dekady starali się uniknąć odpowiedzialności, zakończyła się wygraną.
Jeszcze nie jest za późno, aby z wyborczej sztuczki prezesa PiS temat zadośćuczynienia za straty wojenne przerodził się w kwestię ponadpartyjnej racji stanu.