Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W 2005 r. Jarosław Gowin znalazł się na liście kandydatów do Senatu. Wyjaśniał, że zaangażował się w politykę, by wesprzeć swoją uczelnię i w ogóle szkolnictwo wyższe. Choć żonie – o czym publicznie powiedziała znacznie później – wyznał, że dwie najważniejsze rzeczy w jego życiu to filozofia i polityka, jego akces do polityki zaskoczył wielu znajomych. Był przecież liczącym się publicystą, autorem ważnych książek cieszących się powodzeniem, jak „Kościół po komunizmie” i „Kościół w czasach wolności 1989–1999”, wywiadów z ks. prof. Tischnerem i arcybiskupem Życińskim. Był też naczelnym „Znaku”, współtwórcą, a w latach 2003-11 rektorem Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera. Kiedyś mi powiedział, że nigdy nie chciał być dziennikarzem, publicystą, bo jego pasją była i jest filozofia oraz praca na wyższej uczelni. Z pewnością też sprawa wyższych uczelni w Polsce pozostawała dla przyszłego ministra nauki i szkolnictwa wyższego świadomym lub podświadomym priorytetem.
Reforma szkolnictwa wyższego jest niewątpliwie ministra Gowina opus vitae. Przygotowywał ją – jak na obecne standardy Sejmu – niezwykle długo, angażując zainteresowane środowiska. „Społeczne konsultacje” trwały 574 dni i miały zakres w Polsce niespotykany. W różnych miastach uniwersyteckich odbyło się dziewięć wielkich konferencji. Ostatnia debata nad projektem miała miejsce na Narodowym Kongresie Nauki w Krakowie z udziałem trzech tysięcy przedstawicieli świata akademickiego. Projekt jest więc odpowiedzią na oczekiwania środowisk naukowych, jak słychać – ocenianą pozytywnie.
Krytycy podnoszą m.in. kwestie redukcji uprawnień mniejszych uczelni, co mi przypomina dawny spór między ówczesnym przewodniczącym Komisji ds. Nauki Konferencji Episkopatu Polski kardynałem Wojtyłą a prymasem Polski kardynałem Wyszyńskim. Wojtyła był zwolennikiem zakładania możliwie wielu wydziałów teologicznych z niektórymi uprawnieniami papieskich uniwersytetów, Wyszyński zaś uważał, że dwa silne ośrodki naukowe, KUL i ATK, to dosyć, ponieważ w Polsce brak dostatecznie licznej kadry naukowej, która by tym wydziałom zapewniła wysoki poziom akademicki.
Wracając do reformy Gowina: jeśli dotychczasowe próby ograniczały się do korekt istniejącego systemu, to obecny projekt wprowadza zasadnicze zmiany. Ta nowa „Konstytucja dla nauki” ma służyć – jak powiedział minister – „dążeniu do naukowej doskonałości”.
Los projektu jest jednak niepewny. Co znamienne, przewidywania co do jego losu ostatecznie sprowadzają się do pytania: czy projekt się spodobał prezesowi? Minister Gowin zapewnił uczestników Kongresu, że „prezes Kaczyński zna ten projekt bardzo szczegółowo, (…) znał wszystkie kierunkowe założenia. Myślę, że to poparcie jest rękojmią, że te dobre rozwiązania dla polskich uczelni i polskiej nauki wejdą w życie”. Ale przewodniczący klubu parlamentarnego PiS i wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki twierdzi co innego. Jego zdaniem projektu nie zna ani rząd, ani klub PiS, propozycje w nim zawarte są „dziwne”, i powiada: „wątpię, żebyśmy się na nie zgodzili”.
Niektórzy sugerują, że los wielkiej reformy szkolnictwa wyższego jest dlatego zagrożony, że autor odniósł się krytycznie do reform sądownictwa (choć głosował za) i opowiedział się za wetującym prezydentem. Wszystko jest możliwe, ale sam Jarosław Gowin pewnie łatwo nie ustąpi.©℗
CZYTAJ TAKŻE:
Polska nauka wlecze się w europejskim ogonie i domaga się zmian. Reforma Gowina, choć interesująca, nie załatwi sprawy. Tekst Marcina Napiórkowskiego >>>