Realizm mistyczny

Udostępnienie w siedleckim Muzeum Diecezjalnym obrazu El Greca to dobra sposobność, by przypomnieć postać jednego z najwybitniejszych malarzy kontrreformacyjnej Hiszpanii.

31.10.2004

Czyta się kilka minut

Urodził się na Krecie, gdzie mieszały się wpływy bizantyjskie, muzułmańskie, weneckie i podskórnie trwała pamięć o antycznej przeszłości. Na ile ta mieszanka kultur wpłynęła na wizjonerskie, niespokojne malarstwo Dominikosa Theotokopulosa, zwanego El Greco?

Święci (ale i nieświęci) z jego obrazów nie są z tego świata: nieproporcjonalnie wydłużone, unoszące się w powietrzu postaci wydają się jakby bezcielesne, choć jednocześnie zatrzymują uwagę szczególnym realizmem, równie brutalnym, co wyrafinowanym - podobnym temu, który charakteryzuje mistyczne pisma św. Jana od Krzyża i działalność św. Teresy od Jezusa. Bo realizm El Greca - inaczej niż w przypadku nieco młodszego Velazqueza - polega na rzetelności przedstawienia świata wizyjnego, nie zaś realnego.

Aby zaś własna wizja okazała się wiarygodna dla innych, trzeba zachować uczciwość zeznania sądowego: pamięć jednego szczegółu i zatarcie konturów drugiego, szybkość zapisu, emocje, które bywają przecież świadectwem prawdy, a przynajmniej zaangażowania i wiary w to, że światy opowiadane obrazami są prawdziwe. Dlatego choć formy i kolorystyka przedstawień El Greca mają się nijak do tego, co widzimy na co dzień, pozostają realistyczne. Wszystkie te błękity i popiele, pomarańcze i zielenie, karminy i ugry to jakby sejsmograf uczuć przepracowanych intelektualnie, dojrzałych w czasie. A jednocześnie pars pro toto całej potrydenckiej religijności.

Święta Liga

Droga do malarskiej dojrzałości w sposób naturalny zawiodła Theotokopulosa najpierw do Wenecji, gdzie być może (nie ma na to dowodów) studiował u Tycjana. Ale o wiele istotniejszym doświadczeniem - zarówno pozytywnym, jak i negatywnym - miał się dla niego okazać dopiero pobyt w Rzymie (1570-76). Tam poznał Tintoretta, zyskał mecenasa w osobie kardynała Alessandra Farnese i wstąpił do korporacji rzymskich malarzy, zwanej Akademią św. Łukasza. Tam po raz pierwszy doznał niezrozumienia swej sztuki i zazdrości ze strony innych artystów. Czy rzeczywiście, jak głosi legenda, odważył się zaproponować papieżowi, że zastąpi freski Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej własnym, bardziej nowatorskim dziełem?

Z Rzymu Theotokopulos ruszył do Hiszpanii. W Eskurialu pod Madrytem Filip II rozpoczął właśnie niezwykłe przedsięwzięcie architektoniczne, budowę pałacu, który miał być jednocześnie klasztorem. Władca zauważył młodego Greka i zlecił mu kilka zamówień. Pierwszym była zapewne tajemnicza “Alegoria Świętej Ligi", znana bardziej jako “Sen Filipa II" (1579).

W tym obrazie objawia się cała religijno-polityczna złożoność końca XVI wieku. W 1571 roku Święta Liga, utworzona przez papieża Piusa V, Hiszpanię i Republikę Wenecką, pokonała Turków w bitwie morskiej pod Lepanto. O tym, jakie znaczenie miało dla Europy to wydarzenie, świadczy fakt, że nawet w odległym Krakowie do dziś oglądamy płótno streszczające przebieg bitwy. Na obrazie El Greca nie ma jednak okrętów, żołnierzy ani dział. Jest natomiast zbiorowa modlitewna ekstaza w irracjonalnej, czerwono-złotej przestrzeni, adoracja Imienia Jezus. I nie wiadomo, czy to jeszcze czas Sądu Ostatecznego, czy też wszystko już się dokonało i pozostały tylko wieczne niebo i wieczne piekło. A przecież przez ten nieziemski świat przebija doczesność: rozmodlone postaci mają znane twarze, a otoczony rozedrganymi ciałami aniołów znak IHS przywołuje na myśl rosnący w siłę zakon jezuitów.

Miasto nad Tagiem

El Greco nie miał jednak natury malarza dworskiego. Rozczarował króla jednym ze swoich najlepszych obrazów - “Męczeństwem świętego Maurycego" (1580-82), przeznaczonym dla kaplicy w Eskurialu, w której przechowywane były relikwie męczennika. Może nie spodobała się pewna “ordynarność" sceny, rodem bardziej z ludowych pieśni niż z greckiego dramatu? A może zadecydował brak patosu? Scena kulminacyjna - ścięcie Maurycego - umieszczona została w rogu i pomniejszona...

El Greco nie bez powodu jednak przesunął akcenty w tej historii, opowiadającej o rzymskich legionistach, których zdziesiątkowano po tym, jak odmówili złożenia przysięgi na wierność pogańskim bożkom. Główna scena przedstawia modlitewne oczekiwanie - na śmierć, ale i na zbawienie, zapowiedziane już anielską glorią na niebiosach. Jakby malarz chciał powiedzieć, że każdy odważny czyn jest tylko potwierdzeniem mądrej pracy ducha. Może świecki władca bał się tej - niebezpiecznej dla polityki - modlitewnej “bierności", o której mówi malarz-filozof?

Prawdziwą ojczyzną El Greca stało się Toledo, 25-tysięczne wówczas miasto nad Tagiem, oddalone od Eskurialu o sto kilometrów. Tu, bardziej niż na rozpolitykowanych dworach, dawała się odczuć jakże bliska malarzowi, surowa i emocjonalna pobożność kontrreformacji. W Toledo poznał Jerónimę de las Cuevas, kobietę, która stała się jego towarzyszką życia (choć nigdy się z nią nie ożenił). Tu urodził im się syn - Jorge Manuel. Tu artysta był naprawdę szanowany i doceniany (także finansowo). Tu, w kościele San Domingo El Antiguo, został pochowany. Tu pozostawił swoje najpiękniejsze dzieła.

Tu, w Szpitalu Tavera znalazł się jeden z najbardziej nowatorskich obrazów El Greca, przedstawiający świętego Piotra - nie Skałę, na której wsparty jest Kościół, ale skruszonego zdrajcę, człowieka, który zbłądził. Czyżby miała to być zachęta dla protestantów, by porzucili wybraną przez siebie drogę, obietnica miłosiernego przyjęcia? A może teologiczna odpowiedź na teorię predestynacji? Oczy świętego Piotra, rozświetlone łzami, zdają się dostrzegać inną, nieziemską rzeczywistość, dostępną dzięki skrusze i pokucie.

Malarz pokuty

We wszystkich niemal obrazach El Greca to właśnie pokuta prowadzi do mistycznej ekstazy. Taki jest być może sens cyklu franciszkańskiego, w skład którego wchodzi m.in. obraz, który od tygodnia oglądać można w siedleckim Muzeum Diecezjalnym. “Ekstaza św. Franciszka" staje się możliwa, ponieważ pokutuje on za grzechy młodości. I kto wie, czy w tym sensie przedstawienia świętego z Asyżu również nie stanowią elementu debaty katolicko-protestanckiej? Podobnie jak liczne wyobrażenia świętego Hieronima - pokutnika, ale także tłumacza Biblii, co w tej dyskusji nie pozostawało bez znaczenia. Najbardziej wstrząsający jest chyba obraz z waszyngtońskiej National Gallery: wychudzona, naga postać pozostająca w cieniu jaskini, ale zwrócona ku światłu.

Poprzez pokutę przenikają się dwa światy: dotykalny i wizyjny. Ich spotkanie dokonuje się poprzez ciało - jakże istotne w malarstwie El Greca. Może dlatego jest ono tak nienaturalnie wydłużone? Jest przecież zwróconą ku Bogu katedrą. Nawet jeśli to ciało Laokoona, kapłana Apollona, który ostrzegał Trojan przed drewnianym koniem i który zginął wraz z synami uduszony przez węże.

“Laokoon" (namalowany w latach 1610-14, znajdujący się w Waszyngtonie, a przed kilku laty goszczący w Muzeum Czartoryskich) to także jedyny obraz El Greca o tematyce mitologicznej. Ale spętane przez węże, wyblakłe ciała toczą tę samą walkę, co święci z obrazów tego malarza. A jeden z synów kapłana, choć za chwilę zginie, wydaje się nawet zwycięzcą: przypomina łucznika, który nie walczy już przeciw wężowi, ale używa go jak wyprężonego łuku. Najprawdopodobniej za chwilę spotka go ta sama chwała, co świętego Maurycego.

To prawda, tym razem nie widać zapowiedzi przyszłej apoteozy: żadnych aniołów z trąbami, żadnych świętych chórów, tylko ponure, ciemne niebo podzielone białymi zygzakami chmur. Ale jednocześnie w oddali widać miasto, ukochane miasto malarza - Toledo. Tragedia rozgrywa się tuż u jego granic. I trudno powiedzieć, czy jak w mitologicznej opowieści jest to złowrogie proroctwo katastrofy, czy też element nadziei.

W 1943 roku Jean Cocteau - pozostający pozornie na antypodach wrażliwości kontrreformacyjnego malarza - napisał: “El Greco jest wezwaniem, El Greco jest modlitwą, El Greco jest krzykiem, El Greco jest spojrzeniem więźnia w kierunku oddalonego okienka, El Greco jest wypływającym z perłą poławiaczem". Ale może na tym właśnie polega otwartość, wieloaspektowość, siła i niebezpieczeństwo mistycyzmu, który - paradoksalnie - jest przecież istotną formą humanizmu?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2004