Raport z oblężonego miasta

„Widzi pan, gdy ktoś zginie, inni robią się źli. Nie chcą zapominać, wybaczać. Chyba nie możemy być razem z tamtymi” – usłyszałem od jednego z separatystów.

27.04.2014

Czyta się kilka minut

Barykada separatystów przy wjeździe do Sławiańska, 26 kwietnia 2014 r. / Fot. Max Vetrov / AFP / EAST NEWS
Barykada separatystów przy wjeździe do Sławiańska, 26 kwietnia 2014 r. / Fot. Max Vetrov / AFP / EAST NEWS

Siedemnastotysięczne miasteczko przy linii kolejowej, między Charkowem a Donieckiem, pełne nieczynnych zakładów przemysłu ciężkiego. Dla tej Ukrainy, która wygrała na Majdanie, Sławiańsk to stolica separatyzmu. Obcej, rosyjskiej interwencji, dążenia do rozwalenia kraju. Miejsce, gdzie rządzą terroryści.

Dla tej Ukrainy, która patrzyła na Majdan z daleka, ze wschodu, to ośrodek niezgody na narzucanie woli przez kijowskie władze. Przesiąknięte korupcją, oddające hołd faszystom.

Urzędnik gubernatora Obwodu Donieckiego nieoficjalne: – Rzeczywiście, najgorszą sytuację mamy w Sławiańsku. Nie będziemy w stanie przeprowadzić tam wyborów prezydenckich 25 maja. Komisja wyborcza nie może się zebrać. Nie jesteśmy w stanie zablokować ich separatystycznego referendum, które chcą przeprowadzić 11 maja. Nie uznamy go, ale je zrobią. Nic nie poradzimy.

Telefon ze Sławiańska: – Nad miastem unosi się dym palonych opon. Ukraińskie wojsko podchodzi do barykad od północy. Słychać strzały.

Elektryczka

Podmiejski dworzec kolejowy w Doniecku, kasa: – Najbliższa elektryczna do Gorliwki przez Sławiańsk odchodzi o 13.21. Na miejscu będzie pan za trzy godziny. Proszę biec na szósty peron, nie zdążę sprzedać biletu.

Biegnę na szósty na złamanie karku.

– Proszę o wybaczenie, ale nie mam biletu.

Konduktorki uśmiechają się. Zmęczone twarze, złote zęby: – Nie szkodzi. Niech pan siada.

Zdezelowany pociąg rusza powoli. Przychodzą po chwili.

– Dokąd bilet?

– Sławiańsk.

Pasażerowie podnoszą głowy.

– Dobrze się pan zastanowił? Tam wojna.

– Wojna? Z kim? – pytam.

Wszyscy chcą mówić. Konduktorki, elegancko ubrana emerytka (pani agronom), babina w chustce, handlarka sprzedająca gazety: „Kupujcie Ekspress. Artyści, aktorzy, plotki, ciekawe informacje”.

– Strzelają do nas. Córka w Sławiańsku zabrała właśnie dziecko ze szkoły. Nie działają sklepy. Nad miastem helikoptery. Czterech naszych zginęło.

– Waszych? A którzy są wasi?

– Nasi są teraz w Ludowej Armii Donbasu.

– Dość już polityki – komenderuje starsza pani konduktor. Ale sama ciągnie dalej: – Zaleźli nam za skórę ci z Kijowa.

– Ci nowi?

– Wszyscy zaleźli. Przez te 20 lat zaleźli.

– To co robić?

– Mnie było dobrze w ZSRR.

– To już nie wróci, chyba.

– Jak to? A Putin?

– Putin to Rosja.

– No, ale tam jest tak jak w Związku Radzieckim. Stabilność!

– Ukraina pani niepotrzebna?

– Po co mi Ukraina? Niech pan popatrzy na ten pociąg. Wszystko się rozwala, skrzypi. Nie przejdzie badań technicznych. Ukraina nigdy na nic nie ma pieniędzy.

– No, ale skąd tu pieniądze?

Konduktorki: – Idziemy?

– Chodźmy, ale pracować się nie chce!

– Ano nie chce! Pewnie przez ten stres!

Kiedy w końcu ruszają sprawdzać bilety, okazuje się, że jako jedyny w wagonie nie mam zniżki. Każdy ma jakąś legitymację, papier, potwierdzenia prawa do ulgowego przejazdu. A tymczasem nawet mój bilet kosztuje zaledwie 12 hrywien, około 3 złotych. Za ponad stukilometrową podróż.

Handlarze, wsiadający na każdej większej stacji (chipsy, zapinki do włosów, niezniszczalne rękawiczki, kalendarze, herbata) – też nie płacą. W końcu oni tu tylko na chwilę, w interesach. Jakoś dogadują się z obsługą. Ci, co wsiadają po drodze, też biletów nie mają. Kupują je w pociągu, ale bez kwitków. Nie ma pieniędzy, bo nikt tu za nic nie płaci.

Ulotka

Na dworcu ludzie zadzierają głowy. Z góry spadają białe, papierowe kartki. Przed chwilą zrzucił je ukraiński śmigłowiec. Jedna spada w naszych okolicach.

Wszyscy biegną do chłopaka, który ją zdobył: „Instrukcja dla pokojowo nastawionych mieszkańców Kramatorska i Sławiańska o tym, jak zachowywać się na terytoriach objętych działaniami separatystów”.

– O kim to? O nas?

– My jesteśmy pokojowi?

– My jesteśmy dla nich separatystami!

„By zachować życie, życie swoich bliskich, a także by jak najszybciej doprowadzić do stabilizacji i powrotu do normalnego życia, każdy musi przestrzegać następujących reguł”.

– Żeby zachować życie?

– Będą do nas strzelać? Boże!

„W żadnym wypadku nie pomagajcie separatystom i terrorystom – dla nich jesteście tanimi, żywymi tarczami, potencjalnymi zakładnikami. Gwarancją, że zdołają uciec za cenę waszego życia!!! Tak postępowali tylko okupanci w czasie wojny z ZSRR, w latach 1941–1945”.

– Do cholery, to oni są faszystami. Banderowcy ze Lwowa i Kijowa.

– Prawy sektor!

– Mój dziadek był w armii radzieckiej, opowiadał, jak mu strzelali w plecy.

„Separatyści i terroryści – nie są pokojowymi obywatelami. To margines, kryminaliści i narkomani. Ich przywódcy nie są mieszkańcami Donbasu, nie są nawet obywatelami Ukrainy – to rosyjscy agenci i dywersanci”.

– Słyszysz, Anton, jesteśmy rosyjskimi agentami i dywersantami.

– Zamknij się, to nie jest śmieszne.

Miasto

Otoczone przez ukraińskie wojska. Zakaz sprzedaży alkoholu od 22. Godzina policyjna od północy do 6 rano. Wszystkie drogi dojazdowe poprzecinane barykadami. Niech was nie zwiodą liche strzelby śrutowe, w które uzbrojeni są ochotnicy. Oni to żadne wojsko, uzbrojona miejscowa „cywilbanda”: rolnicy, taksówkarze, robotnicy... Prawdziwa siła jest w centrum. Fachowcy w kominiarkach. Nowoczesna broń, zawsze gotowa do strzału. Porządne buty, kamizelki. Znają się na wojaczce.

Bazę mają w dawnej siedzibie Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Odcięli spory kawałek ulicy Marksa. Zbudowali solidne umocnienia. Za ich plecami stoją trzy bojowe wozy piechoty. Sami jeżdżą milicyjnymi samochodami, bez tablic rejestracyjnych. Mundury, kałachy, kamienne twarze. Nazywają się Grupami Szybkiego Reagowania. Trzymają się w drugiej linii, ale to oni będą walczyć, gdyby ukraińska armia... Kim są? Rosjanie? Byli wojskowi? Berkut? Najemnicy? Nikt nie ma pewności, ale to oni rządzą miastem.

Niski blondyn uśmiechający się garniturem srebrnych zębów to Wiaczesław Ponomariow. Do niedawna współwłaściciel niewielkiej fabryki mydła, dziś ludowy mer Sławiańska. Teoretycznie on jest tu najważniejszy. Kontroluje miasto, przez które przechodzi jedna z najważniejszych dróg na Ukrainie i linia kolejowa: – Blokada? Co z tego, że nas blokują, przecież my nie mamy ochoty nigdzie stąd wychodzić. Będziemy się bić, jeśli trzeba – tłumaczy.

Ponomariow ma w ręku obserwatorów OBWE, przetrzymuje kilku dziennikarzy („to szpiedzy albo prowokatorzy, którzy udawali reporterów”). Kiedy słyszy o władzach Ukrainy, mówi: „Kijowska junta nie ma tu nic do powiedzenia”.

Sławiańsk przygotuje referendum. Ma ono zalegalizować Doniecką Republikę Ludową, a może i pójść dalej. Wydawana przez separatystów gazeta „Sławiański front” prosi Władimira Putina o natychmiastową pomoc.

Ich ulotki wołają o jedność „całej Rusi”, obronę ojczystej, rosyjskiej mowy, o pilną konieczność przeciwstawienia się faszystom z zachodniej Ukrainy: „Dziś krzyczymy »Ani kroku wstecz!«”.

Blokada

A Kijów? Kijów wygląda na bezradny. Sprawy w Sławiańsku zaszły bardzo daleko.

Trzeba by brać miasto szturmem. Ale kto się na to poważy? Wejść czołgami, transporterami? Tamci mają dużo broni. Zniszczą, wystrzelają. Zbombardować? Własnych obywateli, nawet jeśli spora ich część nie chce już Ukrainy? Co robić?

Transportery doszły tylko do pierwszych barykad. Tamci uciekli, ale nie było rozkazu, by kontynuować natarcie. Kijów zdecydował się izolować Sławiańsk od reszty kraju. Na drogach stanęły silne posterunki. Rozmawiam z komendantem blokady, położonej 25 kilometrów na północ od miasta, na trasie do Charkowa. Ma do dyspozycji transportery, broń maszynową, kilkudziesięciu żołnierzy starannie okopanych wzdłuż drogi. Ma siłę, ale obawia się.

Nie chce podać nazwiska, prosi, by nie fotografować twarzy jego wojaków. Odpowiada krótko: – Mamy nie przepuszczać uzbrojonych grup separatystów. Kontrolować pojazdy, czy nie przewożą do miasta broni.

Żołnierze nie zatrzymują ciężarówek.

– Kontrolujemy wyrywkowo. Wszystkich i tak nie dalibyśmy rady – mówi komendant.

Plac

Na centralnym placu Sławiańska w sobotę, 26 kwietnia, miały odbyć się uroczystości pogrzebowe Aleksandra Łubieńca. Zginął niecały tydzień przed dwudziestymi drugimi urodzinami, w potyczce opodal swojej wsi Chrestyszcze, gdy na przedmieścia wjechały ukraińskie transportery opancerzone.

Dzień później widziałem jego brata na posterunku. Wściekły. Na głowie kominiarka, zza której widać było tylko szklące się oczy. Nie chce rozmawiać, nie chce kondolencji.

Wiaczesław, rolnik z Chrestyszcz, który też dyżurował tego dnia na barykadzie: – Widzi pan, gdy ktoś zginie, inni robią się źli. Nie chcą zapominać, wybaczać. Boję się, że sprawy poszły już za daleko.

– Co to znaczy?

– Że chyba nie możemy być razem z tamtymi.

Okazało się, że ceremonię przeniesiono do cerkwi położonej opodal dworca kolejowego. Plac zmienił się więc w wiosenny deptak. Samochody elektryczne i przejażdżki na kucyku dla dzieci. Wygrzewanie się na ławeczkach dla starszych. Ludzie jakby zapomnieli, że wojna wisi na włosku.

Tatiana Aleksandrowna, finansistka na emeryturze: – My przecież nie chcieliśmy nic złego. Gdy oni stawiali pomniki Banderze, nie mówiliśmy: „nie”. Stawiajcie, ale u siebie. Nam zostawcie Lenina. Mówcie po ukraińsku, a nam dajcie mówić w naszym języku. Nie chcieli słuchać.

Tatiana wylicza zakłady, które kiedyś pracowały w Sławiańsku i dodaje komentarz: „nieczynny”, „sprywatyzowany, upadł”, „zban­krutował”.

– Wszystko przez lata korupcji, przez polityków, którzy nabijali sobie kieszenie naszym kosztem. Przez złodziejstwo, które dusiło naszą społeczność – opowiada.

To samo słyszałem na Majdanie w Kijowie.



Sławiańsk, 27 kwietnia

Czytaj więcej na naszej stronie internetowej w relacjach specjalnego wysłannika „TP” na Ukrainę: tygodnik.onet.pl/ukraina

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2014