Radzik: Wybierz sobie kraj

Pewnie jest coś niewłaściwego w odwiedzaniu nie swojego kraju w trakcie ważnych wyborów. Nie pomyślałam o tym wcześniej. Zresztą, co było robić, skoro izraelski rząd upadł i rozpisano już piąte w ciągu niecałych czterech lat wybory w terminie, w którym dużo wcześniej zaplanowałam urlop.

07.11.2022

Czyta się kilka minut

Fot. GRAŻYNA MAKARA /
Fot. GRAŻYNA MAKARA /

Już jednak pierwszego dnia poczułam, że to trochę jak podglądanie czegoś wstydliwego. Moje wakacje tu zwykle polegają na spotykaniu przyjaciół. Tym razem okazały się spotkaniem z ich strachem i niemocą.

– Boję się. Nie bałem się tak wyborów od 1999 r. Wiesz, wtedy głosowaliśmy nie za, tylko przeciw – mówi mi w dniu wyborów polityczny komentator wyciągnięty z pracy na krótką kawę. – Nie wiem, czy ci młodzi, którzy za nim szaleją, wiedzą, kim on jest, ale ja pamiętam, że w jego gabinecie przez lata wisiał portret Barucha Goldsteina, zamachowca z Hebronu. Że był młodym kahanistą. Bo to już nawet nie powrót Bibiego Netanjahu zasmuca wszystkich wokół mnie, ale pojawienie się w nowym rozdaniu prawicowego ekstremisty Itamara Ben Gwira. Zwycięzcą tych wyborów okazała się religijna prawica, która dostała więcej miejsc w Knesecie niż kiedykolwiek wcześniej.

Już kilka dni przed wyborami było czuć, że coś się dzieje. Nawet w ultraortodoksyjnych dzielnicach widać było plakaty i wlepki z jego podobiznami. Nie pomogły zaklęcia rabinów, by głosować tradycyjnie, wyklejane na słupach ogłoszeniowych. Pojawił się w piątek na jerozolimskim targu, a pochód jego roztańczonych młodych zwolenników wyglądał bardziej jak ekipa krisznowców niż uczestników kampanii wyborczej. Ulica szeptała między sobą „Tylko Ben Gwir”, gdy biegłam na kolejne spotkania z wyborcami lewicowych partii, załamujących ręce, że radykał chce być ministrem bezpieczeństwa wewnętrznego.

Inny znajomy dzień po wyborach opowiadał: – Mój syn jest w histerii. Przypomina mnie samego z dnia, w którym w 1977 r. wygrał Menachem Begin. Myślałem, że świat się skończył. Ale tak się nie stało. Lepszy jednak nie jest. Rozumiem strach syna. Judeofaszyści w naszym rządzie? – kręci z niedowierzaniem głową.

– Jest mi po prostu strasznie smutno. Nawet już nie myślę o sobie, ale o tym, jaką przyszłość mają w tym kraju moje córki; i czy mają – mówi spotkana przypadkiem czterdziestolatka. Dwa dni po wyborach ludzie schodzą się rano w ulubionej kawiarni na placu Disengoffa i dzielą się strachem. Ona brzmi, jakby zaraz religijna prawica miała wprowadzić dyktaturę. – Myślisz? – powątpiewam w wizję nieznajomej, że oto lada chwila rządowym dekretem zamkną otwarte w szabat knajpy i sklepy. – No, może jednak nie, w końcu wtedy spalilibyśmy ten kraj – nabiera na moment pewności siebie, ale chwilę później znów się kuli.

– Wybierz kraj, mówią moi znajomi. Po prostu wybierz kraj – relacjonuje przyjaciółka. – Jak mam wybrać jakiś inny kraj? Moja matka jest ocalałą z Zagłady i zawsze powtarza, że lepiej żyć tam, gdzie kogoś przejmuje nasze bezpieczeństwo. Tylko czy ich przejmuje akurat moje bezpieczeństwo? I wiesz, nawet na kampusie uniwersytetu w Berkeley pojawia się teraz antysemityzm. To jaki inny kraj ja mam wybrać i czuć się w nim bezpiecznie?

Najtrudniej słucha się najstarszych. Tych, co mówią, że nie taki kraj budowali przez całe życie. Co się stało? Co przegapiliśmy? Tamten moment w 1967 r., kiedy zachłysnęliśmy się zwycięstwem, a trzeba się było dogadać? Tamtych liderów – a przecież byli tacy – którzy mówili, że bycie okupantem zniszczy nam duszę? Mówią to dziadkowie, których wnuk trzy lata pracował w wywiadzie w bunkrze przy Gazie, a zaraz służbę zacznie kolejny, pewnie w oddziale bojowym. Mówią to, myśląc o polityku, który w armii nie był ze względu na zbyt radykalne poglądy. Bano się dać mu karabin, dostanie ministerstwo.

Nie wiedzą więc, czego dokładnie się boją. I jaką przyszłość przyniesie im ekstremalna partia zlepiona po to, by zabezpieczyć wygraną Beniamina Netanjahu, a która z niespodziewaną siłą pozyskała wyborców. Jak w innych krajach, i oni rozglądają się wokół, wstydliwie pytając: „Czy jeśli nie znam nikogo, kto by na nich głosował, to nie znam swojego kraju? Przez noc staniemy się teokracją?”.

Mówią: „Obudziłem się dziś i pomyślałem, że tak samo było w Polsce”. A ja już nie chcę odpowiadać, że chyba jednak inaczej, chyba mniej ekstremalnie. Ale może sama nie doceniam z bliska.

Tak, nie powinno odwiedzać się przyjaciół, gdy w ich kraju trwają ważne wybory. Spotkasz ich strach, podzielisz ich smutek, a ekstremistyczni politycy staną się, chcesz czy nie chcesz – towarzyszami twojej podróży. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Wybierz kraj