Rachunek sumienia Kościoła w Polsce

"Co jest właściwie złego w Kościele? - zapytał ktoś Matkę Teresę zKalkuty. "Ty ija - usłyszał wodpowiedzi. Jeśli Kościół nie jest taki, jakim powinien być zwoli Chrystusa, jeśli nie jest święty, to dlatego, że my, którzy jesteśmy Kościołem, nie jesteśmy święci. (Tekst po raz pierwszy ukazał się w Więzi nr 3/1996).

11.12.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Oczywiście wiemy, że Kościół w swojej istocie jest święty, a jeśli nie jest święty w oczach ludzi patrzących nań z zewnątrz, ludzi Kościołowi niechętnych, nie rozumiejących, czym jest Ko­ściół, to dlatego, że jesteśmy ludźmi obarczonymi ludzką niedo­skonałością, i dlatego Kościół jest święty i nieświęty zarazem, bo jest boski i ludzki.

To, co nie jest święte w Kościele, jest błędem, zaniedbaniem, nieraz grzechem. Jeśli błędem czy grzechem całego Kościoła, to jednak odpowiedzialność za to jest zróżnicowana. Każdy z nas ponosi jakąś cząstkę tej odpowiedzialności, w takiej mierze, w ja­kiej z własnej winy, a może i bez własnej winy nie jest święty. Odpowiedzialność ta jest podzielona, nierówno zresztą, nie tylko między jednostki, ale i między różne elementy składowe tego Ko­ścioła, struktury czy środowiska w nim istniejące.

Spróbujmy odpowiedzieć, pokrótce i niewyczerpująco, stara­jąc się wskazać na to, co najważniejsze, na dwa pytania postawio­ne przez redakcję "Więzi".

---ramka 557256|strona|1---1

Obraz Kościoła w oczach ludzi patrzących z zewnątrz kształ­tują słowa i czyny hierarchii i duchowieństwa, a także mediów katolickich oraz katolików zaangażowanych w życie publiczne, w życie polityczne, których głosy są odbierane jako stanowisko Kościoła. Dziś w Polsce, po przełomie roku 1989, Kościół zna­lazł się w nowej sytuacji, do której nie był przygotowany (tak jak nie było do niej przygotowane całe społeczeństwo). Toteż Kościół z pewną trudnością szukał swojego miejsca i sposobu obecności w demokratycznej i pluralistycznej rzeczywistości. Stąd błędy powstające na styku Kościół-państwo, Kościół-

-polityka, Ko­ściół-społeczeństwo. Jest rzeczą oczywistą, że Kościół ma nie tylko prawo, ale i obowiązek pełnienia - w każdej sytuacji - swo­jej funkcji profetycznej, czyli zabierania głosu w sprawach życia zbiorowości, sprawach politycznych, bowiem nie tylko życie jed­nostki, ale i zbiorowości podlega normom moralnym, których strażnikiem jest Kościół. A ponadto Kościołowi nie może być obo­jętne, jaki kształt ustrojowy i cywilizacyjny po obaleniu systemu komunistycznego będzie miała Polska, której obywatele w ogrom­nej większości są członkami tego Kościoła.

W latach PRL Kościół był jedyną zorganizowaną siłą, nie po­lityczną wprawdzie, ale społeczną, której władzy komunistycznej nie udało się podporządkować ani podzielić. Dlatego Kościół miał prawo i mógł pełnić zastępczo funkcję polityczną, mówić w imie­niu społeczeństwa, negocjować z władzą, działać jako mediator między władzą a społeczeństwem. Tę rolę Kościoła akceptowali wszyscy, nawet ludzie niechętni Kościołowi, bo wiedzieli, że tylko Kościół może działać w ich imieniu. Z chwilą upadku "komuny" ta rola zastępcza się skończyła, bo społeczeństwo samo mogło się wypowiadać i organizować, a Kościół ma swoje własne, ważniej­sze zadania. Ale pokusa pełnienia nadal funkcji politycznej pozo­stała. Zwłaszcza że pokusa ta została Kościołowi przedstawiona z zewnątrz, ze strony nowo powstałych prawicowych i centrowych formacji politycznych, deklarujących się jako chrześcijańskie i ofia­rujących Kościołowi swoje usługi, domagając się w zamian popar­cia. I niektórzy ludzie Kościoła pokusie tej ulegli, nie bacząc na to, że owe partie polityczne często Kościół instrumentalizowały dla swoich celów, ze szkodą dla tego Kościoła, który zamiast jed­noczyć podzielone społeczeństwo stawał się stroną. Toteż zwłasz­cza w pierwszych latach po roku 1989, słowa i czyny przedstawi­cieli Kościoła nie zawsze respektowały uprawnioną autonomię społeczeństwa cywilnego oraz zapisaną w nie ratyfikowanym do­tąd konkordacie [konkordat podpisany w r. 1993 ratyfikowano dopiero w r. 1998 - red.], ale zaakceptowaną przez stronę kościelną zasa­dę "wzajemnej autonomii i niezależności Kościoła i państwa". Niektóre słowa i czyny wypowiadane lub czynione w imieniu Kościoła musiały budzić uzasadnione obawy, że Kościół dąży w Pol­sce do państwa wyznaniowego, co nie tylko nie jest zgodne z praw­dą, ale byłoby dla Kościoła nieszczęściem.

W latach "komuny" społeczność katolicka w Polsce była zjed­noczona w obliczu wspólnego wroga, jakim był walczący z Ko­ściołem ustrój komunistyczny i jego ideologia. Po upadku "ko­muny" ujawniła się w tej społeczności ostra polaryzacja postaw, tak na tle politycznym, jak i na tle różnic w pojmowaniu funkcji i misji Kościoła. W tej sytuacji rolą Kościoła hierarchicznego by­łoby tej polaryzacji przeciwdziałać, zważywszy, że to, co łączy różne orientacje w Kościele, jest stokroć silniejsze niż to, co je dzieli. Otóż wydaje się, że w tym sporze Kościół hierarchiczny stawał się stroną ze szkodą dla jego misji i wiarygodności.

Wobec powstałej w naszej społeczności katolickiej ostrej pola­ryzacji postaw i poglądów, było może z naszej strony zbyt mało gotowości do dialogu z ludźmi o odmiennej, nieraz diametralnie przeciwnej orientacji, choć

- by dialog był możliwy - trzeba, by gotowość do dialogu istniała także z drugiej strony.

Dokonujące się w Polsce głębokie przemiany społeczno-gospodarcze i cywilizacyjne, jak i otwarcie na Zachód oraz dążenie do integracji Polski w struktury europejskie postawiły Kościół w ob­liczu nowych zagrożeń. Permisywizm moralny, osłabienie więzi rodzinnej, mentalność konsumpcyjna, relatywizm w odniesieniu do prawdy. Szerzenie się wyraźnie sprzecznych z nauką Kościoła stanowisk w takich sprawach jak szacunek dla życia poczętego, eutanazja czy homoseksualizm. Wzrost antyklerykalizmu świad­czy o zmniejszeniu autorytetu Kościoła i jego wpływu na zacho­wania, postawy i poglądy społeczeństwa. Otóż jest niebezpiecz­nym nieporozumieniem, kiedy słyszy się z ust ludzi Kościoła po­glądy, że owe zagrożenia są wynikiem jakiegoś planu walki z Kościołem, programu ateizacji, spisku przeciw Kościołowi. Oczy­wiście istnieją w Polsce (jak i we wszystkich innych krajach) siły niechętne Kościołowi, zagrożenia są istotne. Tylko że ich źró­dłem nie jest jakiś program walki z Kościołem, są one objawem kryzysu współczesnej cywilizacji, powszechnego załamania hie­rarchii wartości nadających sens ludzkiej egzystencji. Owe zagro­żenia stanowią dla Kościoła wyzwanie, wyzwanie, któremu trzeba stawić czoło przez głoszenie Ewangelii i dawanie świadectwa, a nie przez szukanie wroga i przez dopatrywanie się rzekomego pro­gramu walki z Kościołem, bowiem byłoby to stawaniem na z góry przegranych pozycjach i zapoznawaniem istotnych problemów.

Jan Paweł II w "Tertio millennio adveniente" mówi o potrzebie rachunku sumienia Kościoła za grzechy czy błędy i zaniedbania. Mówi o tym rachunku sumienia także nasz Episkopat. Faktem jest jednak, że w praktyce ludzie Kościoła na ogół bardzo nie lu­bią przyznawać się do błędów, w oparciu - jak się zdaje - o prze­konanie, że skoro Kościół jest święty, to nie może błądzić. Dlate­go też władze kościelne na ogół nie reagują na jakieś niefortunne czy nawet gorszące wystąpienia osób duchownych czy katolików świeckich, które idą na "rachunek" Kościoła. By nie być goło­słownym: władze kościelne przywołały wprawdzie do porządku ks. prałata Jankowskiego po jego dość skandalicznej wypowiedzi (niestety tylko za pierwszym razem...), ale nie zareagowały na równie gorszące i bardzo niechrześcijańskie wystąpienia szefa Radia Maryja czy przeora Jasnej Góry. Jest to bardzo niesłuszna taktyka, bo owe wystąpienia psują obraz Kościoła, zmniejszają jego wiarygodność, wzmagają antyklerykalizm. Przyznanie się do błędu, wyraźne stwierdzenie, że dany czyn czy słowo ludzi Ko­ścioła są ze stanowiskiem Kościoła niezgodne, zwiększają tego Kościoła wiarygodność. Toteż jest poważnym błędem, jeśli wszel­kie głosy krytyczne wobec pewnych przejawów obecności Kościo­ła w sytuacji demokracji pluralistycznej traktowane są jako atak na Kościół, bez względu na to, czy płyną one z wrogości do Ko­ścioła i z niezrozumienia jego roli i misji, czy też są uprawnioną krytyką ze strony ludzi troszczących się o skuteczność tej misji i wierność Ewangelii.

Wiadomo, że Kościół jest i zawsze będzie wobec świata "zna­kiem sprzeciwu". Ale to nie znaczy wcale, że Kościół, mówiąc, co jest złe, a co dobre, musi z tym światem walczyć, wysuwać wobec niego roszczenia, domagać się przywilejów. Kościół jest "znakiem sprzeciwu" po prostu przez samą swoją obecność w świecie, przez głoszenie Ewangelii i dawanie świadectwa.

I wreszcie problem może najważniejszy, jeśli chodzi o świa­dectwo. Problem ubóstwa, "preferencyjnej opcji Kościoła na rzecz ubogich", tej ogromnej, niestety rosnącej dziś w Polsce rzeszy ludzi biednych, żyjących w nędzy, bezdomnych, bezradnych, połama­nych przez życie, opuszczonych. Kościół instytucjonalny, zakony, stowarzyszenia, poszczególni księża, ludzie świeccy robią w tej dziedzinie dużo, z wielką nieraz ofiarnością. Ale potrzeby są ogrom­ne i wydaje się, że Kościół mógłby w tej dziedzinie robić dużo więcej, niż robi. Może więc mamy tu do czynienia z grzechem zaniedbania. I problem drugi: ubóstwa samego Kościoła, jego in­stytucji, ludzi Kościoła, osób duchownych. Świadczenia pryma­towi "być" nad "mieć". Czy trzeba mówić, że tego właśnie świa­dectwa jest u nas o wiele za mało?

Pora spróbować odpowiedzieć na drugie pytanie "Więziowej" ankiety, o błędy i zaniedbania mojego środowiska, tj. środo­wiska inteligencji katolickiej związanej z "Tygodnikiem Powszech­nym", może także z niektórymi Klubami tej inteligencji.

Jednym z błędów był zapewne rodzaj zaangażowania politycznego po roku 1989. Zaangażowanie to było na pewno konieczne, płynęło z obywatelskiego poczucia odpowiedzialności za rodzący się kształt życia zbiorowego w trudnej epoce przejściowej. Ale może to zaangażowanie było zbyt jednostronne, przyczyniając się do pogłębienia podziałów w społeczeństwie, a przecież zadaniem chrześcijan jest jednoczyć, a nie dzielić.

Wobec powstałej w naszej społeczności katolickiej ostrej pola­ryzacji postaw i poglądów, było może z naszej strony zbyt mało gotowości do dialogu z ludźmi o odmiennej, nieraz diametralnie przeciwnej orientacji, choć - by dialog był możliwy - trzeba, by gotowość do dialogu istniała także z drugiej strony.

Może w relacjach wewnątrz społeczności katolickiej, przy nad­miernym przeciwstawianiu "katolicyzmu otwartego" "katolicy­zmowi zamkniętemu", czy też przeciwstawianiu katolicyzmu "po­soborowego" - "przedsoborowemu", były z naszej strony posta­wy, które mogły być odbierane jako jakieś poczucie wyższości, jako przekonanie, że tylko my mamy rację, brak zrozumienia dla stanowiska katolików "inaczej" myślących. Co prowadzić musiało do pewnego elitaryzmu, do zamykania się we własnym "get­cie".

Może w naszej służbie Kościołowi, choć pełnionej z najlepszą dobrą wolą, według naszego rozeznania i na naszą tylko odpowie­dzialność, za mało było solidarności z Kościołem hierarchicznym, za mało uwzględniania priorytetów tego Kościoła, za mało zrozu­mienia dla trudności, jakie ten Kościół napotykał.

Może w naszej krytyce, nie Kościoła wprawdzie, ale pewnych działań czy zachowań ludzi Kościoła, krytyce, do której mają pra­wo katolicy świeccy poczuwający się do współodpowiedzialności za ten Kościół i za jego misję, za mało było liczenia się z sytuacją Kościoła, za mało refleksji nad tym, czy ta krytyka Kościołowi pomaga, czy też może jego działanie utrudnia.

I wreszcie: jeśli słuszne jest na pewno zaangażowanie naszego środowiska na obszarach kultury, bo dialog z kulturą współcze­sną jest dla Kościoła warunkiem jego skutecznej obecności poza granicami społeczności ludzi wierzących, to zapewne w tym zaangażowaniu za mało było obrony wartości chrześcijańskich i za mało czujności wobec tego, co tym wartościom zagraża.

Na pewno nie wskazałem tu na wszystkie ważniejsze błędy i zaniedbania, które obciążają nasze środowisko. Ufam, że tę listę uzupełnią głosy innych uczestników ankiety. Ja zaś tylko mogę zakończyć słowami wypowiadanymi w konfesjonale: "Więcej grzechów nie pamiętam".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]