Putinizm w czasach zarazy

Epidemia zmienia Rosję: zaburza relację między władzą a obywatelami, którzy dotąd rezygnowali ze swoich wolności w zamian za pewność jutra. Poparcie dla prezydenta spada do historycznego minimum.

01.06.2020

Czyta się kilka minut

Stacja metra Otradnoje z freskiem przedstawiającym znanych rosyjskich malarzy i kompozytorów. Moskwa, 26 maja 2020 r. / KIRILL KUDRYAVTSEV / AFP / EAST NEWS
Stacja metra Otradnoje z freskiem przedstawiającym znanych rosyjskich malarzy i kompozytorów. Moskwa, 26 maja 2020 r. / KIRILL KUDRYAVTSEV / AFP / EAST NEWS

Rosyjskim władzom spieszy się, aby ogłosić zwycięstwo w wojnie z koronawirusem. Na 24 czerwca zaplanowano przeprowadzenie tego, co odłożono z powodu epidemii: defilady z okazji Dnia Zwycięstwa, a następnie – prawdopodobnie na lipiec – głosowania nad poprawkami do konstytucji.

Choć koronawirus nadal zbiera żniwo – przez cały maj przyrost liczby zachorowań oscylował wokół 10 tys. dziennie, oficjalna liczba chorych przekroczyła 350 tys. osób, a oficjalna liczba zmarłych wyniosła 3633 osoby (dane z 25 maja) – prezydent Władimir Putin jest zdeterminowany, aby dokończyć operację „wieczne trwanie” (dającą mu prawo pozostania na Kremlu) oraz przeprowadzić w Moskwie na placu Czerwonym paradę, którą już okrzyknięto defiladą zwycięstwa nad koronawirusem.

Czy uda mu się zrealizować te plany?

Opowieści z bunkra

Bunkier: tak Rosjanie nazwali pomieszczenie w rezydencji prezydenta w Nowo-Ogariowie pod Moskwą. Siedząc za panelem sterowniczym, Putin łączy się stąd z rządem, gubernatorami, naukowcami, przedsiębiorcami i co kilka dni wygłasza orędzia do obywateli.

Podczas wideokonferencji z ministrami prezentuje się jako zaradny gospodarz, który rozumie sytuację i wie, jakie polecenia wydać, aby wszystko szło zgodnie z planem. Pokrzykuje na opieszałych urzędników, czasem nawet pięścią uderzy w biurko, palcem pogrozi, iskrami z oczu sypnie. Niech wszyscy widzą i wszyscy wiedzą, że nie będzie litości dla tych, którzy nie wykonują zbawczych poleceń. Niech nikomu w głowie nie postanie, że za tym biurkiem mógłby zasiąść ktokolwiek inny.

Natomiast w wystąpieniach skierowanych do społeczeństwa prezydent wkłada maskę najlepszego ojca, zwraca się do obywateli per „moi drodzy”. Przekonuje, że należy się podporządkować restrykcjom, wytrzymać, nie dać się ponieść emocjom. Obiecuje pomoc finansową rodzinom z dziećmi, zaleca rządowi wprowadzenie programów pomocowych dla biznesu, wyróżnia pochwałami budującą mobilne szpitale armię itd.

Jak zauważa Andriej Kolesnikow, dziennikarz i uważny obserwator: gdy autorytarny przywódca próbuje skracać dystans w stosunkach ze społeczeństwem, znaczy to, że nie czuje się pewnie.

Historyczne minimum

O niepewności na Kremlu świadczył już wybór rozwiązania „problemu 2024”, czyli tego, co miałoby nastąpić po zakończeniu obecnej kadencji prezydenckiej. Putin długo się wahał, który model wybrać.

Rozważano więc powtórzenie wariantu tandemokracji – może nawet znów z Dmitrijem Miedwiediewem w roli prezydenta, wynajętego na jedną kadencję jako „zastępca” Putina. Uznano to jednak za wyjście zbyt ryzykowne – zarówno dla osobistej pozycji samego Putina, jak też dla spójności układu rządzącego. Obawiano się, że „zastępca” może zabrać się za reformy i w rezultacie przyłożyć rękę do demontażu systemu – tak jak kiedyś Michaił Gorbaczow przyłożył się pierestrojką do demontażu Związku Sowieckiego.

Grupa trzymająca władzę doszła do wniosku, że gwarantem utrzymania kontroli nad sytuacją polityczną, przepływami finansowymi i „rentą korupcyjną” może być tylko Putin. Stąd pomysł przeprowadzenia operacji zapewniającej mu wieczne trwanie.

W myśl obowiązujących przepisów w 2024 r. Putin nie miałby już prawa ubiegać się o najwyższy urząd, gdyż obecny zapis w ustawie zasadniczej mówi o sprawowaniu go jedynie przez dwie kadencje z rzędu. Kreml uruchomił więc w styczniu procedurę wprowadzenia poprawek do konstytucji, w tym dającej możliwość „wyzerowania” kadencji Putina i ponownego startu w wyborach.

Odpowiednia ustawa została przegłosowana przez obie izby parlamentu, przyjęta przez Sąd Konstytucyjny i podpisana przez prezydenta. Poprawki miały przejść jeszcze test społeczny: na 22 kwietnia zaplanowano ogólnonarodowe głosowanie. I tutaj koronawirus wprowadził korektę. Z uwagi na zagrożenie epidemiczne głosowanie przesunięto.

Teraz Kreml wraca do realizacji odłożonego planu. Jak informuje opozycyjna prasa, Centralna Komisja Wyborcza podczas tajnego posiedzenia odblokowała finansowanie kampanii – rusza przygotowanie lokali, kompletowanie komisji, agitacja. W telewizji znowu pojawiły się filmiki zachęcające do oddania głosu za wiecznym trwaniem Putina na urzędzie.

O ile jednak przed epidemią prezydent mógłby liczyć na spokojne przeprowadzenie plebiscytu i zapewnienie sobie odpowiedniego wyniku, o tyle teraz pojawiła się niepewność. Epidemia przyniosła znaczący spadek poparcia dla prezydenta. W maju Centrum Lewady (niezależny ośrodek badawczy) odnotowało historyczne minimum: 59 proc.

Zakłócona relacja władza–społeczeństwo

Czy władzom uda się teraz zmobilizować społeczeństwo – poturbowane epidemią i jej skutkami – aby ruszyło do urn i wrzuciło kartkę za niezmiennością niemrawych porządków? Wprawdzie Duma Państwowa w błyskawicznym tempie przyjęła ustawę dopuszczającą głosowanie przez pocztę i internet, ale nawet to nie gwarantuje Kremlowi wysokiej frekwencji i powodzenia. Prawne wygibasy umożliwiające Putinowi pozostanie na urzędzie już wcześniej nie cieszyły się powszechnym poparciem – dziś władzy będzie zapewne trudniej uzyskać pożądane wyniki.

Wprawdzie, jak twierdzą komentatorzy „Echa Moskwy”, „Kreml bez problemu narysuje sobie wymagane liczby”, jednak faktem jest, że koronawirus zakłócił obrany przez Kreml kurs i układ odniesień na linii władza–społeczeństwo. „Ludzie są przekonani, że to władze są im coś winne, a nie oni władzom. Reżimy oparte na personalnej władzy lidera trzymają się dzięki umowie społecznej: wymiana części praw i wolności na bezpieczeństwo. W sytuacji zagrożenia społeczeństwo domaga się od przywódcy twardych działań w interesie ogółu, zapewniających spokój, dających pewność jutra. Tymczasem w przypadku Putina ludzie czegoś takiego nie zobaczyli” – pisze politolog Aleksandr Baunow.

Co więcej, Putin zrejterował, przekazując część kompetencji „piętro niżej”, czyli na poziom regionalny. Gospodarze regionów – dotąd uzależnieni we wszystkim od Moskwy – mieli nagle poradzić sobie z zarazą sami. Nie wszyscy sobie poradzili.

W trybie nadzwyczajnym

Zarządzony przez władze lockdown sprawił, że ludzie stracili grunt pod nogami, źródła utrzymania, nie zrozumieli pokrętnych mechanizmów rządowych programów pomocowych czy wręcz nie otrzymali pomocy. Bali się zachorować, więc zostali w domach. Poczuli też, że Putin nie zapewnił im bezpieczeństwa w podstawowym zakresie: opieki medycznej.

W ostatnich latach władze prowadziły w całym kraju program „optymalizacji służby zdrowia”, co oznaczało zlikwidowanie wielu przychodni i szpitali. W obliczu epidemii na ratunek wezwano ministerstwo obrony, które w trybie nadzwyczajnym buduje naprędce szpitale dla pacjentów z koronawirusem. Zbudowano ich 16 – od Petersburga po Kamczatkę. Problem w tym, że dla tych placówek brakuje kadr i lekarstw.

Zaimprowizowane szpitale powstały też w Moskwie i pod Moskwą (tutaj od początku epidemii notuje się największą liczbę zakażeń). Jeden z nich urządzono w halach wystawienniczych firmy Crocus Expo, należącej do Araza Agałarowa. To ciekawa postać, ostatnio mówiono o nim dużo przy okazji afer związanych z wyborami prezydenckimi w USA w 2016 r.: Agałarow, jego syn i współpracownicy spotykali się w trakcie kampanii wyborczej z ludźmi z otoczenia kandydata Donalda Trumpa i mieszali w mętnej wodzie. Agałarow plasuje się w pierwszej setce najbogatszych ludzi Rosji, specjalizuje się w budowaniu luksusowych rezydencji dla rosyjskiej wierchuszki.

Teraz, w czasie epidemii, media zainteresowały się nim, gdy wyszło na jaw, że Agałarow otrzymał kontrakt na urządzenie szpitala w podmoskiewskich halach Crocusa – bez żadnego trybu, z pominięciem konkursu. Hale stoją puste, bo epidemia wyzerowała wszystkie plany na duże imprezy i wstrzymała dochody właściciela. Agałarow „przytulił”, jak twierdzi „Echo Moskwy”, miliard rubli za ustawienie półtora tysiąca łóżek dla chorych na COVID-19.

Świadomość się zmienia

Wracając do polityczno-społecznych skutków epidemii: wiele wskazuje, że figury na szachownicy trzeba będzie rozstawiać od nowa, bo układ się zmienił i nie ma już dawnych pewników, a wcześniejsze mechanizmy nie działają. I chodzi nie tylko o podkopane społeczne zaufanie, ale także o zakręcony kurek z petrodolarami.

Spadki cen na ropę i gaz – podstawowe towary eksportowe Rosji – trwają już długo i zapewne jeszcze potrwają. Putin zapewnia ze swego bunkra, że mimo tych problemów wypłaty zobowiązań socjalnych rządu będą kontynuowane. Nadal nie sięgnął do funduszy zgromadzonych w latach tłustych – to poduszka bezpieczeństwa na wypadek, gdyby kryzys potrwał dłużej. Według ekspertów pieniędzy może Putinowi wystarczyć na dwa lata. Prezydent liczy jednak, że po pandemii nastąpi szybkie odbicie i gospodarka stanie na nogi.

To ostrożne korzystanie z odłożonych środków oznacza, że programy osłonowe dla biznesu będą oszczędne, nie wszyscy dostaną wsparcie. Już teraz widać, że preferencje mają krewni i znajomi z „otuliny” Kremla, a biznes mały i średni znowu dostanie po uszach. Tymczasem przedsiębiorcy średni i mali to na ogół ludzie niezależnie myślący, aktywni. Putinizm ich nie lubi, bo to krytycy nieruchawego, skorumpowanego systemu. Putinizm woli szefów zwalistych korporacji państwowych, wyłonionych z grona osób zaufanych. Tych wspiera i wspierać będzie, dopóki będzie miał czym.

Bo choć – jak mówi Gleb Pawłowski, znawca kremlowskich kuluarów – „nie da się wrócić do wiosny”, czyli do stanu sprzed pandemii, to putinizm zrobi wszystko, aby zmian było jak najmniej, i aby mieć nadal decydujące słowo we wszystkim.

Tymczasem politolodzy z Komitetu Inicjatyw Obywatelskich, obserwujący podskórne drgania nastrojów społecznych, zauważają: „Świadomość Rosjan zmienia się – rośnie agresja w stosunku do władz, niemal zniknęło zapotrzebowanie na rządy silnej ręki, obywatele coraz częściej domagają się przestrzegania ich praw”.

Wygląda na to, że w dalekim od idylli życiu społecznym w Rosji przybędzie przemocy.

Kreatywna statystyka

Jedną z niezmiennych metod zarządzania kryzysem przez Kreml jest prowadzenie działań hybrydowych. Jak zauważa publicystka Julia Łatynina, władze nastawione są na to, aby kłamać i w ten sposób osiągać swoje cele.

Nie wszyscy kupują kremlowskie fejki. Weźmy choćby liczby zakażonych koronawirusem i zmarłych, podawane codziennie. Władze podkreślają na każdym kroku, że w Rosji jest najniższy na świecie wskaźnik śmiertelności wśród chorych na COVID-19. Ma to przekonać społeczeństwo o skuteczności poczynań władz i wysokim poziomie medycyny. Moskwa histerycznie reaguje na publikacje prasy zagranicznej, które podważają oficjalne dane. Gdy w „Financial Times” i „The New York Times” ukazały się materiały wskazujące, że Rosja zaniża statystyki zgonów nawet o 70 proc., rosyjskie MSZ zagroziło, że pozbawi akredytacji korespondentów tych gazet.

Skąd taka nerwowa reakcja? Główna linia propagandowa Kremla w sprawie epidemii polega na przeciwstawieniu rzekomo niewydolnego Zachodu – prężnej i pełnej społecznego poświęcenia Rosji. Ponieważ jest to teza fałszywa, wymaga blokady alternatywnych narracji.

Opozycyjna „Nowaja Gazieta” prowadzi rubrykę obnażającą kremlowskie fejki. Dziennikarze wskazują np., że liczbę infekcji zaniżają ci gubernatorzy, którzy mają trudną sytuację gospodarczą i chcą jak najszybszego „odmrożenia” miejscowych zakładów przemysłowych. Porównywane są też statystyki zgonów rok do roku. Na przykład w Moskwie w kwietniu 2020 r. zmarło o 1855 osób więcej niż w zeszłym roku – podczas gdy oficjalnie zgonów z powodu COVID-19 było w stolicy 658.

Dalej: według obliczeń portalu Mediazona do połowy maja w Rosji zmarło na koronawirusa co najmniej 186 osób z personelu medycznego. Jeśli zatem wierzyć oficjalnej statystyce – według której do tego momentu w kraju odnotowano tylko ok. 3 tys. zgonów – co piętnasta osoba, która zmarła w Rosji na COVID-19, to medyk. Byłoby to 16 razy więcej niż w sześciu krajach, w których epidemia przybrała podobne rozmiary jak w Rosji. Mało to prawdopodobne.

Fasada i kulisy

Codziennie z ekranów telewizorów do rosyjskich domów wlewa się szeroką falą uspokajający komunikat władz, że wszystko jest dobrze, że Putin i rząd doskonale sobie radzą, że w Rosji – w przeciwieństwie do krajów zachodnich, cierpiących na braki w sprzęcie i lekach – wszyscy są doskonale wyposażeni, krzywa zachorowań zaraz się wypłaszczy i będzie można odtrąbić ostateczne zwycięstwo nad koronawirusem.

W przestrzeni publicznej tępione jest więc wszystko, co podważa ten upudrowany urzędowy obrazek. Wprowadzono paragrafy za szerzenie w sieci informacji, które władze uznają za fejki (przyłapanym wlepia się wysokie grzywny). Zamyka się usta pracownikom służby zdrowia, którzy mówią, że nie mają rękawic, maseczek, kombinezonów ochronnych, że brakuje respiratorów, że wiele z nich to urządzenia wadliwe (w dwóch szpitalach wybuchły pożary z powodu awarii respiratorów), że medycy nie dostali obiecanych pieniędzy za wytężoną pracę, że w wielu ośrodkach chorzy nie są testowani ani hospitalizowani itd.

Śmiech: lekarstwo i broń

Gdy zbiera się tyle społecznych frustracji, rośnie potrzeba wentylu, który zmniejszyłby napięcia. W sytuacji zagrożenia (a 57 proc. obywateli deklaruje, że boi się zarażenia) Rosjanie znajdują sposób na stres. „Pozbawiona podstaw prawnych dziurawa kwarantanna, zakazy, przepustki, wyczerpanie zasobów finansowych – to nie tylko tematy rozmów i powody do niepokoju. To także źródło dowcipów oswajających niełatwą rzeczywistość i wykpiwających niezborność władz. Śmiech to lekarstwo i broń” – wskazuje w audycji Radia Swoboda kulturoznawczyni Jelena Wołkowa.

Przedmiotem żartów są więc nowe sytuacje bytowe, niekonsekwentne działania władz czy gorliwość policji w wypisywaniu mandatów za złamanie warunków samoizolacji. Ale w centrum zainteresowania pozostaje przywódca. Jemu poświęconych jest wyjątkowo dużo żartów.

Na przykład taki: „Putin wychodzi z bunkra w Nowo-Ogariowie. Pierwszego napotkanego człowieka pyta: – Epidemia koronawirusa jeszcze szaleje?

– Już pięć lat, jak się skończyła – słyszy odpowiedź.

Prezydent pociera czoło: – A na wideo- konferencjach wszyscy twierdzili, że nadal walczymy i odnosimy sukcesy…”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23-24/2020