Puste miejsce

Oficjalna pamięć jest kompromisem, który odzwierciedla aktualną równowagę sił. Nigdy nie jest nam z góry dana. I nie jest nam dana raz na zawsze.

24.08.2010

Czyta się kilka minut

W życiu zbiorowości pamięć zaczyna się zwykle tam, gdzie kończy się żałoba. Kiedy obrazy i wspomnienia tego, co utracone, przestają towarzyszyć społecznej codzienności. Ustępują miejsca opowieści o tym, co było - zastygłej. To, co utracone, nie nawiedza już zbiorowości, lecz musi być uroczyście przywoływane. Wielogłos przejawów upamiętniania - zarówno spontanicznych, oddolnych, jak i inscenizowanych przez aktorów politycznych - zostaje przesłonięty skodyfikowaną, urzędową formułą zbiorowej pamięci. Mimo że pamięć oficjalna nie panuje nigdy niepodzielnie, gdyż narażona jest na kontestację ze strony tych, których wizja przeszłości się w niej nie mieści, to ją słychać najgłośniej. Przypomina o sobie za pośrednictwem pomników, muzeów, programów szkolnych, rytuałów publicznych, rocznicowych obchodów.

Pamięć zapomnienia

Modelowym przypadkiem budowania oficjalnej pamięci jest pamięć o rewolucji francuskiej stworzona w epoce III Republiki. Służyła ona hegemonii obozu republikanów. Z jednej strony odsuwała na margines jego przeciwników - zarówno monarchistów, jak i radykałów, spod znaku Komuny Paryskiej. Z drugiej - zacierała różnice wewnątrz obozu republikańskiego. Na pierwszy plan wysuwały się w niej ogólne, jednoczące symbole (np. Marianna, trójkolorowa flaga, dewiza republikańska), pamięć zaś o tym, co mogłoby dzielić (np. o bohaterach rewolucji, takich jak Lafayette, Danton czy Robespierre), była wyciszana.

W oficjalnej pamięci najważniejsze jest nie to, o czym każe się pamiętać, lecz właśnie to, o czym pozwala zapomnieć. To tłumaczy, dlaczego jej ustalanie nie może przebiegać bezboleśnie. W podzielonym społeczeństwie (a wszystkie nowoczesne społeczeństwa integrują się przez podział) istnieje wiele stronnictw, a każde stronnictwo chce zapomnieć o czym innym. Oficjalna pamięć jest więc pewnym kompromisem, który odzwierciedla aktualną równowagę sił. I podobnie, jak nie jest nigdy z góry dana, tak też nie jest dana (nam) raz na zawsze.

Czy w Polsce powstanie oficjalna pamięć o katastrofie w Smoleńsku? Czy może powstać już teraz? I czy jest w ogóle potrzebna? Nie wszystko, co się przydarza w dziejach wspólnoty politycznej, zostaje przecież upamiętnione. Niektóre wydarzenia okazują się w końcu nie tak ważne, inne zaś ważne, ale zbyt dzielące, by o nich przypominać. Może okazać się, że sama katastrofa smoleńska nie będzie szczególnie pamiętana, ale wpłynie na kształt pamięci o innych wydarzeniach (np. Katyniu i Powstaniu Warszawskim), na nasz stosunek do trudnych tematów w przeszłości polsko-rosyjskiej czy na ocenę polityki historycznej Lecha Kaczyńskiego. A może pamięć po Smoleńsku utrwali się w postaci, którą widzimy teraz - wielorakiej i rozproszonej?

Skutki żałoby

Krzyż przed Pałacem Prezydenckim, postawiony przez harcerzy w dniach żałoby jako zapowiedź pomnika ofiar katastrofy, wmurowane i projektowane tablice pamiątkowe, planowane i kontestowane pomniki, propozycje zmian nazw ulic, mikromuzeum Przemysława Gosiewskiego tworzone przez jego rodziców - to przykłady pamięci, która chce się zmaterializować, osadzić w tkance państwa. Komisja Macierewicza i polityczne happeningi Palikota to też pamięć, ale inna: taka, która domaga się przede wszystkim poznania i ujawnienia prawdy. Inicjatywy takie jak Fundusz Stypendialny im. Grażyny Gęsickiej, mający wspierać dzieci z małych miejscowości i społeczności wiejskich, czy Lewicowa Sieć Feministyczna Rozgwiada - utworzona przez osoby poruszone śmiercią Izabeli Jarugi-Nowackiej - to z kolei przykłady upamiętnień prywatnych, ale mających publiczną wartość. Wszystkie te formy pamięci wyrastają z doświadczenia zbiorowej żałoby. Nie sposób zrozumieć ich znaczenia, nie przyglądając się temu, co żałoba zmieniła w polskim społeczeństwie.

Żałobę po katastrofie smoleńskiej porównywano do tego, co działo się po śmierci Jana Pawła II. W obu przypadkach mieliśmy do czynienia z podobnym zestawem zachowań zbiorowych - tłumy na ulicach, palenie zniczy, improwizowane rytuały, nasilenie ruchu w internecie, deklaracje narodowej jedności. To jednak zwodnicze podobieństwo. Warto porównać te dwie żałoby z punktu widzenia tego, co się dzieje z obrazami, jakie ludzie mają w głowach. Wówczas widać, jak głęboko się od siebie różniły.

W 2005 r. żałoba oznaczała eskalację obrazów, które były nam już dobrze znane. O zmarłym papieżu mówiło się to samo, co wcześniej. W gazetach, w internecie i na ekranach telewizorów powtarzano, jak wielkim autorytetem był zmarły, jak wielką stratę wszyscy ponieśliśmy. Z rzadka tylko przebijał się głos tych, dla których była to sytuacja niekomfortowa i którzy czuli się przez tamtą żałobę przytłoczeni czy wręcz wykluczani przez domyślne przesłanie "wszyscy jesteśmy katolikami". Jednak żałoba ma swoje prawa: nieustanne przywoływanie i powtarzanie wspomnień prowadzi do ich spowszednienia. W końcu wszystko wraca do normy.

W 2010 r. mieliśmy do czynienia z inną sytuacją. Dominujące wcześniej w mediach wizerunki prezydenta i pierwszej damy utrzymane były w poetyce "obciachu".

Nagle zastąpiły je obrazy ukazujące ich dostojeństwo, ciepło i urok. Dla wielu to był poznawczy szok. Na warszawskich ulicach słyszałem często wypowiedzi w rodzaju: "Nigdy nie widziałem, nigdy nie pokazano nam takich zdjęć". Ale nie chodzi tylko o zastąpienie jednych obrazów przez inne, zmienił się również sens obrazów znanych wcześniej. Dla wielu (myślących) osób oznaczało to podważenie zaufania do obrazów kreowanych przez media.

Nie wszyscy jednak uczestniczyli w tej przemianie. Dla części uczestników żałoby zamiana obrazów była doświadczeniem wyzwolenia, zastąpienia fałszywych wizerunków przez prawdziwe. Dla tych zaś, których uczestnictwo w żałobie polegało na jej odrzucaniu, ta sama zmiana była czymś w rodzaju okupacji. W ich odczuciu prawdziwe wizerunki ustąpiły fałszywym, a naród ogarnęła niezrozumiała, groźna "histeria".

Żałoba po katastrofie smoleńskiej niosła więc ze sobą potencjał obywatelskiej konwersji, przynajmniej dla jakiejś części społeczeństwa. Stworzyła szansę, by wielu naiwnych odbiorców medialnego przekazu wyrosło na krytycznych, samodzielnie myślących obywateli. Ile z tego pozostało dziś, po ponad trzech miesiącach? Trudno powiedzieć. Ale myśląc o pamięci po Smoleńsku, niepodobna pominąć tego aspektu.

Druga zmiana, którą zawdzięczamy smoleńskiej żałobie, dotyczy stosunku do Rosji. W związku z żałobą, ale również z toczącą się kampanią wyborczą, pojawiła się okazja do przemyślenia na nowo relacji z Rosją i Rosjanami. Obraz Donalda Tuska w objęciach Władimira Putina i internetowe przesłanie Jarosława Kaczyńskiego "Do przyjaciół Rosjan" symbolizują dwa spośród wielu różnych pomysłów na polsko-rosyjskie pojednanie. Doszło też do bezprecedensowej akcji palenia zniczy na grobach żołnierzy radzieckich. Nie miała ona jednego ustalonego przesłania, ale otworzyła pole do dyskusji nie tylko o stosunkach polsko-rosyjskich, lecz także o roli Armii Czerwonej w zakończeniu II wojny światowej. W obu kwestiach naruszone zostały obowiązujące wcześniej "oczywiste oczywistości". Nie wiemy, czy doprowadzi to do jakiejś trwałej zmiany, ale pewne tabu zostało złamane.

Od żałoby do pamięci

Realne konsekwencje tych zjawisk ocenić będzie można dopiero za jakiś czas. Nie mówią też one nic o tym, w jaki sposób dokonuje się przejście od żałoby do pamięci. Możliwe są różne scenariusze, zależnie od tego, który ze sposobów budowania pamięci o smoleńskiej katastrofie uzyska przewagę.

Jednym z tych sposobów jest budowanie pomników, tablic pamiątkowych, nadawanie nowych nazw ulicom, tworzenie muzeów i izb pamięci. W ten sposób oddaje się hołd zmarłym, potwierdza prawo do obecności pamięci o nich w przestrzeni miasta, a zarazem zamyka sam proces żałoby. Wznoszeniu pomników mogą towarzyszyć ostre konflikty polityczne, ale ich stawką - jak pokazał najlepiej casus krzyża spod Pałacu Prezydenckiego - nie jest w gruncie rzeczy kształt zbiorowej pamięci. Bez względu na intencje pomysłodawców, stają się one raczej echem innych - ważniejszych - konfliktów. Stawiając pomniki, traktujemy katastrofę nie jako wyzwanie, lecz po prostu tragedię, którą należy uhonorować, a następnie wrócić do normalnego życia.

Innym sposobem budowania pamięci o katastrofie jest dążenie do wyjaśnienia pełnej prawdy o jej okolicznościach. Ten sposób upamiętniania reprezentują (między mniej spektakularnymi innymi) Macierewicz i Palikot. Postawa ta przybiera czasem postać zastrzeżenia do stawiania pomników: poczekajmy na wyniki śledztwa, kiedy będziemy już wiedzieć, co się naprawdę wydarzyło. Trudno się jednak spodziewać, by śledztwo wskazało jednoznacznie "winnego". Jeśli zaś wskaże, to nie wszyscy uznają jego wyniki. Większość ludzi wyrobiła sobie zdanie na temat jego przyczyn już pierwszego dnia po katastrofie i nowe informacje czy argumenty niewiele zmieniają - każdy i tak trwa przy swoim zdaniu. Jeśli w budowaniu pamięci pierwszeństwo przypadnie "rycerzom prawdy", możemy oczekiwać utrwalenia status quo.

Trzecie podejście do budowania pamięci też traktuje katastrofę smoleńską jako wyzwanie, ale o charakterze praktycznym. Katastrofa w Smoleńsku przerwała życie wielu wybitnych osób, których praca miała znaczenie dla publicznego dobra i państwa. Ten rodzaj pamięci wyrasta z doświadczenia żałoby jako zobowiązania do kontynuowania przerwanej pracy. Nie przypadkiem kierunek pokazali przyjaciele Grażyny Gęsickiej i Izabeli Jarugi-Nowackiej.

Jaruga-Nowacka przez całe życie walczyła o prawa kobiet i o sprawiedliwość społeczną. Pozostały do ukończenia m.in. złożone przez nią projekty ustaw. Na przykład projekt ustawy o rzeczniku ds. przeciwdziałania dyskryminacji, który już prawie rok czeka w "zamrażarce". Albo nowelizacja ustawy o planowaniu rodziny, która wprowadziłaby refundację środków antykoncepcyjnych z NFZ i obowiązkową edukację seksualną w szkołach. Bronisław Komorowski trzymał ten projekt w "zamrażarce" przez trzy lata.

Z kolei Gęsicka poświęciła wiele lat życia na pracę nad rozwojem Polski B. Z opowieści jej przyjaciółki zapamiętałem obraz eleganckiej kobiety brnącej w kaloszach przez błoto polskiej wsi, kiedy jako wiceszefowa PARP jeździła po kraju, aby osobiście czuwać nad wydawaniem środków na wspieranie przedsiębiorczości. W ostatnich miesiącach życia planowała stworzenie alternatywnej wobec "Polski 2030" Michała Boniego - strategii rozwoju Polski, wrażliwej na potrzeby mniej rozwiniętych regionów. Także ta praca pozostała niedokończona.

Te trzy sposoby kształtowania pamięci nie wykluczają się nawzajem, ale od tego, który z nich uzyska przewagę, wiele zależy. Kontynuowanie przerwanej pracy nie wyklucza ani stawiania pomników, ani poszukiwania prawdy. Wyklucza jednak upamiętnianie ofiar katastrofy, które pozwala zapomnieć o tym, co dla nich samych - zabranych nam nagle - było w życiu najważniejsze. Adam Ostolski

Adam Ostolski (ur. 1978 r.) jest socjologiem, filozofem i tłumaczem; członkiem zespołu "Krytyki Politycznej" i politykiem partii Zieloni 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2010