„Ptaszek mnie pobłogosławił”

To pierwsze od 14 lat wybory, w których nie startuje Hugo Chávez. Czy „chávizm” przeżyje swego twórcę? Czy następcą ikony latynoskiej lewicy zostanie jego „apostoł” – wprawdzie wierny Chávezowi, ale nudny?

08.04.2013

Czyta się kilka minut

Gdy umarł – 5 marca, po dwuletniej walce z rakiem – za jego trumną uformował się ośmiokilometrowy marsz. Potem przez kilka dni, stojąc w wielkich kolejkach i upale, ponad dwa miliony Wenezuelczyków żegnały wystawione za szybą zwłoki Hugo Cháveza. Na fali żałoby ogłoszono nawet, że zostanie on – jak Lenin i Mao – zabalsamowany i umieszczony w mauzoleum, „aby lud mógł go wiecznie oglądać”.

Na szczęście – choćby dla dyskusji o bilansie jego 14-letnich rządów – to wykluczono (ciało zbyt długo przebywało w złych warunkach). Dziś Chávez leży w sarkofagu z czarnego marmuru w asyście czterech huzarów w Cuartel de la Montaña – bazie wojskowej, zamienionej w Muzeum Historii Rewolucji. Zwolennicy przychodzą nadal, modlą się, dotykają sarkofagu. Większość z nich chce, by spoczął w Panteonie Narodowym obok Simóna Bolívara, XIX-wiecznego wyzwoliciela, któremu Chávez dał nowe życie: do końca lat 90. bohaterami narodowymi Wenezueli byli tylko piosenkarze, miss, bejsboliści. Chávez uczynił Bolívara patronem republiki i symbolem swej rewolucji.

Na czele konduktu wyróżniała się zwalista sylwetka Nicolása Maduro, 50-letniego wiceprezydenta i jednego z najbardziej zaufanych ludzi Cháveza. Gdy w grudniu 2012 r. – niedługo po wyborach, w których wygrał po raz czwarty, a przed którymi zapewniał, iż jest „całkowicie wyleczony” – Chávez ogłosił, że musi się poddać nowej operacji na Kubie, poprosił, aby w razie śmierci jego zwolennicy poparli Maduro.

ŚMIERĆ (NIE)SPODZIEWANA

Od 1999 r. Chávez triumfował w 14 z 15 wyborów i referendów. W ostatnich, w październiku 2012 r., zdobył o 11 proc. głosów więcej (55:44) niż Henrique Capriles Radonski, 40-letni kandydat opozycji skupionej przy Stole Jedności Demokratycznej (MUD). Teraz, w nowych wyborach prezydenckich – odbędą się w najbliższą niedzielę, 14 kwietnia – Radonski znów startuje, tym razem przeciw Maduro (po śmierci Cháveza pełniącego obowiązki prezydenta). Pierwsze od lat wybory bez Cháveza to test, czy „chávizm” przeżyje swego twórcę.

„Wszyscy potrzebowaliśmy czasu – i rząd, i opozycja” – mówił prasie jeden z polityków opozycji o trzech ostatnich miesięcach choroby Cháveza. Rządzący, żeby przygotować postchávistowską tranzycję, a opozycja, żeby zewrzeć szyki.

Wcześniej, gdy jeszcze żył (jak dziś wiadomo, w stadium agonalnym), politycy opozycji krytykowali Cháveza za niestawienie się na zaprzysiężeniu (otrzymał na to zezwolenie Zgromadzenia Narodowego i Najwyższego Trybunału Sprawiedliwości), domagali się ogłoszenia go niezdolnym do pełnienia obowiązków i ogłoszenia nowych wyborów. Ale gdy umarł, przez kilka dni byli jak sparaliżowani – jakby stało się coś niespodziewanego.

Jednak naprawdę nie otrząsnęli się jeszcze po sromotnej porażce w grudniowych wyborach regionalnych, w których opozycja straciła aż pięć stanów (w tym kilka kluczowych), opierając się rządzącym tylko w trzech z 23 stanów – w tym w obejmującym część stołecznego Caracas stanie Miranda, rządzonym przez Henrique Caprilesa. Ocaliło to jego pozycję w MUD i prezydencką kandydaturę, ale być może nie na długo: liderzy „starych partii” (AD i Copei), zmęczeni jego przywództwem w zjednoczonej opozycji, patrzą dziś na sondaże: dają one Maduro nawet 20-punktową przewagę.

GAZ DO DECHY

Rząd najwyraźniej wykorzystał ostatnie tygodnie – i sam zastawił sobie wyborczy stół. Nawet data głosowania nie jest przypadkowa: dzień wcześniej, 13 kwietnia, przypada rocznica triumfalnego powrotu Cháveza do pałacu Miraflores po próbie puczu w 2002 r.

Opozycja krytykuje dziś, że system wyborczy zależny jest nie tylko od państwa, ale wręcz od partii rządzącej, PSUV, co nie gwarantuje uczciwego głosowania (choć obserwatorzy np. z Centrum Cartera uważają go za jeden z nowocześniejszych i najbardziej wiarygodnych na świecie, a sama opozycja uznała wszystkie dotychczasowe wyniki). Władze ripostują, że kampania opozycji ma zdyskredytować „przewidywalny” wynik i przygotować oskarżenie o rzekome fałszerstwa, czego próbowano już wcześniej. Gdy po wyborach w 2012 r. rozmawiałem w Caracas z Teodoro Petkoffem, jednym z liderów opozycji, skomentował on tamten wynik lakonicznie: „No cóż, Chávez ma nadal więcej ludzi niż my”. Nie mówił nic o manipulacjach, lecz owszem o tym, że opozycja walczyła przeciw całemu aparatowi petro-państwa – państwa, którego hojność i programy socjalne oparte są głównie na dochodach z ropy naftowej (Wenezuela ma jedne z największych złóż na świecie).

W ogóle cała ekspresowa, bo 10-dniowa kampania, to festyn oskarżeń. I Maduro (znany dotąd z koncyliacyjnego języka), i Capriles (który przy Chávezie pokazywał się jako polityk umiarkowany) wcisnęli gaz do dechy. Z jednej strony „faryzeusz” i „burżujek”, z drugiej „kłamca” (bo okłamywał naród w sprawie stanu zdrowia Cháveza), „uzurpator” (bo nikt nie wybrał go na funkcję, którą dziś piastuje) i „drągal o bardzo małym rozumku”.

Jedynym konkretem, jaki się przebija, jest problem przestępczości i zastraszający odsetek zabójstw (62 na 100 tys. mieszkańców, co plasuje Wenezuelę na poziomie Ameryki Środkowej). Problem nie jest nowy: ma swe korzenie i apogeum na przełomie lat 80. i 90. Ale Chávez, mimo spektakularnego obniżenia biedy (o ponad połowę, a biedy ekstremalnej o 70 proc.), nie zdziałał na tym polu wiele, właściwie unikając tematu. Dziś Maduro mówi o nim otwarcie, lecz nie bez powodu: to w rządzonej przez rywala Mirandzie najbardziej wzrosła ostatnio fala zabójstw.

WIERNY, ALE NUDNY

A wszystko nurza się w quasi-religijnym sosie. Chávistowska tanatologia wybuchła ze zdwojoną siłą w Wielkim Tygodniu: Maduro nawet się nie kryguje, występując w roli „apostoła Cháveza”, przedstawiając poprzednika wręcz jak Chrystusa (sic!) i mówiąc, że Chávez wprawdzie nie zmartwychwstanie, ale „z pewnością zwycięży zza grobu”. Ochoczo dzieli się też anegdotami: np. o tym, jak w pierwszym dniu kampanii modlił się w kaplicy w Sabaneta, rodzinnym miasteczku Cháveza, i ten „objawił się jako mały ptaszek i mnie pobłogosławił”...

Maduro, były syndykalista i kierowca autobusu, nie ma nawet ułamka charyzmy Cháveza, nigdy nie budził zbytniego entuzjazmu, a jego przemówienia usypiają najzagorzalszych chávistów. Ale ma kilka zalet, które mogą docenić wyborcy: był wiernym współpracownikiem zmarłego lidera i współtwórcą jego regionalnej polityki, jest skromny, pracowity i uczciwy (co odróżnia go od innej figury obozu rządzącego, przewodniczącego parlamentu Diosdado Cabello). Gwarantuje ciągłość, a nawet pogłębienie obranego kursu. Kilka tygodni temu Gonzalo Gómez, z radykalnego skrzydła PSUV, które zawsze miało Maduro tylko za biurokratę, mówił mi: „My oczywiście go poprzemy. Ale nie bezwarunkowo: będzie musiał włączyć do prac rządu oddolne ruchy społeczne i ukrócić biurokrację”.

Kilka lat temu Fidel Castro w wywiadzie z amerykańską dziennikarką Barbarą Walters został zapytany, co czyni lidera. Odparł: „Bycie wysokim pomaga” (Castro ma 1,91 m wzrostu). Czy pomoże teraz Maduro, który liczy sobie 1,90 m? I czy wystarczy?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2013