Przypowieść o łące

Łąki są jak przypowieść o tym, że pięknu nie zaszkodzi nawet potężna porcja gnoju.

01.06.2020

Czyta się kilka minut

 / Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP
/ Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Dodatek specjalny do tego numeru – „Chwalcie łąki!” – zachwyca, porusza, uczy i otwiera oczy. Jest piękny jak ukwiecona łąka i pożyteczny, bo często, jak cielęta na łące, patrzymy i nie widzimy. Kto np. myśli o metafizyce łąki? A jest ona „przestrzenią kompromitującą fasadę świata codziennego zamieszkiwania, krytycznie dementującą złudzenia »naszych rozrywek« i zmieniającą bieg czasu”, a to dlatego, że „trawa, dominująca roślina łąkowa, jest wybłyskiem życia niczym jeszcze nieosłoniętym i niczym »nieozłoconym«. Jest naprawdę”. Tak o łące pisze profesor Tadeusz Sławek, zresztą sami Państwo poczytajcie.


Czytaj dodatek specjalny „Chwalcie łąki!” 


 

Zachwyt pięknem łąk podzielam i cieszę się z Fundacji Łąka, a z naszego łąkowego dodatku o łące dowiedziałem się o niej więcej niż przez całe dotychczasowe życie. Choć oczywiście z łąkami miałem w życiu do czynienia.

Jako dziecko z okna oglądałem codziennie bezkresne łąki ciągnące się w kierunku Pilicy. Wędrowaliśmy przez nie nad rzekę, co nie znaczy, że wtedy naprawdę miałem z łąką do czynienia. Dopiero w nowicjacie zakonnym, w roku 1952… Jedną trzecią klasztornego ogrodu stanowiła łąka. Wzdłuż niej rosły drzewa i na jednym z nich miały gniazdo bociany. Przynosiły młodym żaby, oczywiście żywe. Niektórym uwolnionym z bocianiego wola żabom udawało się uciec. Wyskakiwały z gniazda, lądowały na łące i spokojnie cieszyły się życiem.

W tamtych czasach (może i obecnie) nowicjuszy, czyli adeptów do życia zakonnego, formowano duchowo, ale także zatrudniano do pracy w polu. Ponieważ nowicjat ma być czasem zrywania więzów z dawnym, świeckim życiem, było to dla takich jak ja, nieobeznanych z pracą na roli, także ważnym doświadczeniem formacyjnym. Łąka więc kojarzy mi się z nużącą pracą przy sianokosach. Mistrzem kosy był siwowłosy przełożony domu o. Czesław, z nim kosili nowicjusze, którzy tę sztukę wynieśli z domu. Do nas, ignorantów, należało grabienie, suszenie, robienie kopek z siana i zwożenie wysuszonego siana do stodoły.

Pewnego razu wyznaczono mi specjalne zadanie: polać łąkę gnojówką z zaprzęgniętego w konia beczkowozu. Do dziś pamiętam morderczą woń cieczy płynącej z powożonego przeze mnie pojazdu i opór konia, który się wzbraniał przed wchodzeniem na zewnętrzne rejony łąki, starając się zmniejszać zataczane przez nas (jego i mnie) kręgi. Długo jeszcze potem nad całą okolicą użyźnionej przeze mnie łąki unosił się zapach gnojówki. Ale z czasem się rozwiał i wyrosła bujna trawa. A kiedy nadeszły sianokosy, wysuszone siano, jak zawsze, cudownie pachniało. Gnojówki nikt już, poza mną, nie pamiętał.

Drugie moje związane z łąką wspomnienie odnosi się do łąki, która była typową tatrzańską halą. Było to wczesną wiosną. Łąkę (halę) pokrywał śnieg, który w ciągu dnia od spodu topniał, ale jeszcze się dało po nim jeździć. Wynajęliśmy niewielkie schronisko wzniesione w najwyższej części hali, która łagodnie schodziła w stronę lasu. Tam, gdzie się zaczynał las, płynął potok. O zmierzchu, kiedy już na szlaku nie było turystów, właściciele schroniska szli do domu i zostawaliśmy sami. Pierwszego wieczora zjechałem do strumyka po wodę na herbatę. Wodę zagotowałem w rondelku i kiedy podniosłem przykrywkę, z rondelka owionął mnie ostry, amoniakalny zapach owczarni (znany z dzieciństwa, przed wojną mieliśmy wielką owczarnię). To woda z topniejącego śniegu obmywała halę z tego, co na niej zostawiły wypasane latem i jesienią owieczki. Obmywała i spływała do strumyka. Ta owcza woda, rzecz jasna, nie nadawała się do picia.

Kocham łąki i hale, podziwiam ich fizyczne i metafizyczne piękno. Nie przeszkadza mi, że klasztorną łąkę polałem śmierdzącą gnojówką, zanim słodko zapachniała trawą i kwiatkami, a tatrzańskim halom nie ujmują piękna owcze odchody, którymi głęboko przesiąknięta jest ziemia. Łąki są jak przypowieść o tym, że pięknu nie zaszkodzi nawet potężna porcja gnoju. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23-24/2020