Przetwory

Solidnie przygotowuję się na zimę. Idę zwykle do kiosku po pisma poradnikowe, żeby wiedzieć, co i jak.

09.10.2016

Czyta się kilka minut

Biorę coś lekkiego, np. „Mój Ogródek”, i coś poważniejszego, choćby „Mam Ogród”, a także coś na ząb, przykładowo „Wędliny i Pasztety (wydanie specjalne)” i koniecznie coś dla duszy – tym razem „Uczucia i tęsknoty, czyli historie, które napisało życie”.

W „Moim Ogródku”, w dziale „Kwiaty”, jest o „Ognistych dzielżanach”, „Bylinowych mgiełkach” oraz „Karłowatych dębach”. Ale nie zdążysz nasycić się ogniem dzielżanu, zadumać nad mgiełką bytu byliny ani zajść w głowę, czy dąb (nawet karłowaty) może być kwiatem. Nie zdążysz, bo już sięgasz po artykuł „Pięć jesiennych błędów”. Myślisz sobie: „To musi być coś dla mnie. Przecież moje życie składa się wyłącznie z błędów: jesiennych, zimowych, wiosennych i tak wkoło Macieju”.

Na szczęście w dziale „Moje przepisy” wzrok przyciągają „Nalewki”. Z nalewkami mam tak od dawna: przyciągają mój wzrok. I na dramatyczne pytanie: „Czy pić wodę na czczo?”, zawarte w artykule sekcji „Zdrowie i uroda”, odpowiadam „Dopóki są nalewki, w żadnym razie takiej potrzeby nie ma!”.

„Mam Ogród” dla odmiany nie zachwyca. Piszą tam, że moszenica wierzbówka jest wrogiem ogrodów (podejrzewałem ją od dawna), zaś tygrzyk paskowany ich przyjacielem (akurat!). A także, że „jeść na zdrowie” można: dynię, jarzębinę i dziewannę. Fe, fe, fe! To już lepiej pić na zdrowie. Nalewki! Na czczo albo pod „pasztet z dzika z żubrówką”. Dobry przepis na „pasztet z dzika z żubrówką” jest w „Wędlinach i Pasztetach (wydaniu specjalnym)”. Chciałem nawet zrobić, ale skończyło się – podejrzewałem, że tak będzie – na żubrówce.

I siedziałem tak z tą żubrówką na tarasie. Patrzyłem, jak mi łysieją drzewa, mgiełka okrywa byliny, dziewanny i karłowate dęby. Las już z tym pogodzony. Odprowadza milczeniem odlatujące za horyzont ptaki. I znów sami – ja oraz miesięcznik „Uczucia i Tęsknoty”:

„Chciałam tylko czuć, że ktoś mnie kocha. Tylko tyle i aż tyle”, pisze pani Beata N. Pani Beato, jak ja panią rozumiem!

Czytam, co spotkało panią Beatę, ze zrozumieniem, choć bez emocjonalnego zaangażowania. Tej jesieni mam dręczące uczucie, że staję się statyczny i zgnuśniały. Kiedyś dalekie wyprawy na różne kontynenty, egzotyczne znajomości i egotyczne skłonności. Teraz jakbym wraz z całym otaczającym mnie światem był Marfuszą z powieści Władimira Sorokina „Cukrowy Kreml”. Zbieram szyszki, modlę się, palę w piecu i płacę co miesiąc podatki na dobrobyt ojczyzny. A ojczyzna? Zajęta sobą, każdego dnia bardziej introwertyczna. W telewizji, radiu i gazetach ciągle: „my, my, my” i gdzieś tam tło wszechświata. Inne kraje? Odległe, zupełnie nieinteresujące planety. Inni ludzie? Co nam do innych ludzi? Ważne są tylko nasze pasztety i nasze półki z przetworami.

Niedawno miałem przyjemność słuchać Seana-Patricka Lovetta, szefa sekcji angielskiej Radia Watykańskiego. Opowiadał o obozach dla uchodźców w północno-wschodniej Ugandzie. Każdy powinien zobaczyć obóz uchodźców. Niebieskie płachty UNHCR, ciągnące się po horyzont, jak w Afryce, albo biedadomki, kryte blachą, otoczone biedaogródkami, jak na Kaukazie, albo murowane, prawdziwe domostwa, jak na Zachodnim Brzegu. Obozy różnią się architekturą i geografią – tylko oczy ludzi wypędzonych ze swojej ziemi są wszędzie takie same. Można zapomnieć ich słowa, ale ich spojrzenia trudno strącić z ramion.

– A jak jest tam? W Ugandzie? – pytali Lovetta.

– Wiecie, w lokalnych językach nie występuje tam słowo „nadzieja” – mówił. Opowiedział historię, jak w jednym z obozów na ugandyjskim krańcu świata znalazł radio. Stary dar ONZ, zasilane dynamem kręconym korbą. Ludzie zbierali się wokoło. Słuchali wieczorami Radia Watykańskiego, po angielsku.

– Hej, to znaczy, że słuchacie moich audycji! – ucieszył się Sean.

– To ty? A czy znasz papieża?

– Tak, czasami jeżdżę z nim w podróże do dalekich krajów.

– Przypomnij mu o nas. Niech o nas mówi jak najczęściej.

– Dlaczego?

– Będziemy mniej niewidzialni.

Dawno nie byłem w żadnym obozie uchodźców. Ostatni raz na wyspie Chios. I dla mnie stali się niewidzialni? Kiedy?

Nie muszę zachodzić w głowę. „Uczucia i Tęsknoty” od okładki krzyczą: „Tak, oszukiwałam Pawła, ale nie miałam złych intencji”.

Chwała Bogu, że choć bez złych intencji. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2016