Zielicha

Nie ma człowieka, który nie umiałby wejść w kontakt z roślinami. Zacznij od trawnika. Dotknij go. Nie tak. Spróbuj z czułością, jakbyś dotykała kogoś bliskiego – mówi Hanna Świątkowska.

16.09.2019

Czyta się kilka minut

Hanna Świątkowska, Szkoła Wrażliwości, Kapkazy k. Bodzentyna, sierpień 2019 r. / GRAŻYNA MAKARA
Hanna Świątkowska, Szkoła Wrażliwości, Kapkazy k. Bodzentyna, sierpień 2019 r. / GRAŻYNA MAKARA

Dokąd pójdziemy? Rozejrzyj się tylko. Nie musimy szukać specjalnego miejsca. Spójrz na ten trawnik. Jaki jest gęsty. Jak potrafi otulać. Jaki opiekuńczy. Widać, że długo żyje. Wypełniony, bogaty. Gdyby nie to, że jest skoszony, byłby wielopiętrową łąką. Już wiesz, że o jakości decyduje różnorodność. I że im różnorodniej, tym lepiej dla wszystkich.

Tu jest inaczej niż w sklepie, gdzie warzywa z przemysłowych upraw są jak mięso wystawiane na ladzie. Tam jest martwo. Stając obok nie odczuwam żadnej energii. Ale nie sugeruj się mną.

ZATRZYMAJ SIĘ TU NA CHWILĘ. Od trzydziestu lat jestem w kontakcie z ziołami. Najpierw robiłam to dla siebie. Później prowadziłam warsztaty i udzielałam porad zielarskich. Teraz prowadzę tylko warsztaty. Zaczynamy od imion ziół. Choć w tym plemieniu nikt ich sobie nie nadaje. Kto by się tam chciał imieniem wyróżniać? I bez tego wiadomo, kogo na co stać.

Imiona roślinom nadają ludzie.

Malwa. Już przekwitła, bez kwiatów, ale jeszcze z liśćmi zmiękczającymi i łagodzącymi blizny.

Wierzbownica. Spójrz, jak potrafi bez żalu i złości oddać nasiona, mimo że jej liście są świeże, a kwiaty wciąż w kolorze zimnego różu. I ona może zdziałać cuda, choćby na męskie hormony. Ale nie na wybrane, tylko na cały układ hormonalny. Ot, co: mądrość.

Bodziszek. Kwitnie ich u nas dużo, ale najbardziej znany jest ten łąkowy, z ciemnoniebieskimi kwiatami. Powstrzymuje krwawienie, dezynfekuje skórę. Jego sproszkowanymi liśćmi możesz posypywać rany, ale tylko te cielesne.

Obok tojeść kropkowana. O tej porze roku można jeszcze jeść jej kwiaty. Oczyszcza nas. A za nią róża. Im dziksza, tym jej płatki smaczniejsze. Piękna i innym piękna dodająca. Gdybyś chciała wodę kwiatową z jej płatków, wystarczy, że wsypiesz je do kawiarki zamiast kawy.

Ogórecznik. Niepospolity wygląd, smak ogórka. Szorstka łodyżka pokryta włoskami. Bywa i mądry: jego kwiaty pite z winem przez rzymskich legionistów przed walką dawały im energię; i użyteczny: z włochatych łodyżek, utartych z miodem, jest dobry syrop na gardło. Daj mi swoją dłoń. Proszę: kwiaty ogórecznika na jutrzejszy poranek. Ale jesteś rozwibrowana. Skąd to wiem? Jeśli czuję wibracje roślin, to ludzi tym bardziej.

No i cudotwórca: nagietek. Jednej rzeczy tylko nie potrafi – działać przeciwbólowo, doraźnie. Warty uwagi także o poranku: jeśli o dziewiątej jego płatki są rozłożone równolegle do ziemi, to znaczy, że tego dnia nie będzie padać.

CZY ZIOŁA WIEDZĄ, CO JE CZEKA? Są zagubione. To kolejny rok, gdy kwitną nie w porę. Wrotycz był już w pierwszej połowie lipca, choć jeszcze kilka lat temu zakwitał w trzecim tygodniu sierpnia. Tego lata równocześnie pojawiły się wiązówka błotna i cykoria polna. Pięć lat temu razem nie do znalezienia. To cykoria przyspieszyła swój cykl. Stres?

Być może, choć stres w tym plemieniu raczej nie występuje. Tak, nazywam rośliny plemieniem. Bo między nimi coś się dzieje, jest życie. Są żywymi istotami. One na pewno czują niedobory wody. Próbują się dopasować. Wiedzą, że muszą wydać kwiaty, a potem nasiona i owoce. Naiwność roślin? Powiedziałabym, że rośliny nie mają przekonań. Ani oczekiwań tego, co się może wydarzyć. Żyją teraz. Rosnące tu jednoroczna cynia, dwuletnia malwa, wieloletnie wrotycz czy wierzbownica, gdy przychodzi jesień lub zima, tracą wszystko to, co widzimy nad ziemią. Mają korzenie, a w nich swoją mądrość. Pamięć wywodzącą się z pokoleniowego trwania.

Pióreczka, które puszczam teraz na wiatr, to owoce wierzbownicy wielokwiatowej. W środku są nasiona, z których za rok albo dwa wyrosną nowe rośliny. One bezgranicznie wierzą, że życie trwa. A nie? Nawet jeśli za 50 lat cykorie znikną, życie będzie trwało. I one to wiedzą.

CHWASTY, JAKIE PIĘKNE. Uporczywe – jeśli już raz się pojawią, nie da się ich pozbyć. Gdy byłam mała, nazywaliśmy je z tej okazji krzyżakami. To podagrycznik. Pożyteczny, więc łatwo poszedł w zapomnienie. Przez stulecia wykorzystywany jako warzywo, smakuje i pachnie jak seler. Gdy rosła u nas tylko dzika marchewka, której korzeń jest trudny do ­zdobycia i ­niezbyt smaczny, a seler czy pietruszka nie zdążyły przybyć znad Morza Śródziemnego, używano podagrycznika. Ceniono go za oczyszczającą moc. Można by go stosować zamiast popularnego dziś czystka. Ale kto by się tam chciał chwastem oczyszczać, co innego czystek. Podagrycznik jest dobry na surowo, nadaje się do gotowania, kiszenia, na pesto.

Ludziom, którzy do mnie przychodzą na warsztaty czy spacery ziołowe, mówię: by być w dobrej kondycji, wystarczyłoby codziennie jeść podagrycznik, mniszek lekarski i pokrzywę. Podagrycznik usuwa złogi, głównie z nerek i stawów. Mniszek lekarski wspomaga pracę wątroby i regeneruje ją. A pokrzywa czyści krew i podnosi odporność.

Nie wszyscy chcą wierzyć, że leczy się człowieka, a nie chorobę. Najlepiej zapobiega się chorobom dbając o zdrowie. W codziennym stosowaniu, prozdrowotnym, jak i w leczeniu, zioła wymagają czasu. A ludzie oczekują efektów od razu. Nigdy nie dawałam gotowych mikstur, tylko listę ziół, po które najlepiej byłoby wyjść samemu. Po korzenie roślin wczesną wiosną, nim pojawią się ich naziemne części, lub jesienią, gdy już znikną, podobnie jak po korę drzew. Pączki zbieramy tylko lepkie i błyszczące, choć z nimi oszczędnie, bo one są roślinom potrzebne, by mogły żyć. Liście najlepiej wtedy, gdy osiągnęły już swój kształt, ale są miękkie i delikatne. Kwiaty – w pełni kwitnienia. Nasiona – gdy są już zupełnie dojrzałe.

A TU, POPATRZ TYLKO NA NIĄ. Jaka dumna. Wyniosła. Niezależna. Dziewanna. Posadzisz ją raz w ogrodzie, wyrastać będzie zawsze. Za każdym razem w innym miejscu, taki jej kaprys. W tym roku spodobało jej się tutaj. Wiosną zawsze jej wypatruję. Sprawdzam w trawach, czy już są jej liście, puchate i w kształcie rozety. Miłe w dotyku, nieprzypadkowo używane do robienia okładów. Zawsze mam dziewannę w domu, co najmniej dwa słoiki żółtych kwiatów, które działają antywirusowo. Kwiaty można wyskubywać z pędu albo zbierać te opadłe. Najlepiej w pełnym słońcu, bo wtedy się otwierają. Choć susz ziołowy zrobić nie tak łatwo. Dobry powinien zachować kolor podobny do tego naturalnego. Co przy dziewannie się zwykle nie udaje, bo kwiaty brązowieją. Dopiero potem, podczas parzenia, odzyskują żółty kolor.

ZWOLNIJMY, USIĄDŹMY. Poczujmy to, co jest dookoła. Najlepiej tu, przy brzozach. Nie znam brzozy, która powiedziałaby „nie” na kontakt z człowiekiem. Ona zawsze jest promienna, nawet zimą. Spójrz za kilka miesięcy na jej gałęzie. Przy niskim, zimowym słońcu będą miały różową poświatę.

Brzoza lubi się nami opiekować. Daje nam swój sok. Wie, czego potrzebujemy po zimie. Tym sokiem otwiera wiosnę, wyznacza początek nowego cyklu. Na jego pobranie daje od kilku dni do nawet miesiąca. Sygnałem, że już czas, są pączki na czubkach gałęzi – stają się lepkie i miękkie. Ten moment można też wyczuć przykładając dłoń do kory. Spróbuj, możesz nawet teraz, jesienią. Ale nie tu, gdzie jest twarda i spękana, tylko wyżej, tam, gdzie jest gładka i łagodna. Czujesz? Przepływ jest spowolniony, ale pulsowanie wyczuwalne.

Czekamy na ten moment z synem i robimy niewielki odwiert wkrętarką elektryczną. Czy ją to rani? Brzoza czuje nawiercanie, ale daje nam na nie zgodę. Wiem to. I ty też będziesz wiedzieć. Przychodzę, zwykle bez uprzedzenia, ale pytam: „Słuchaj, moja droga, potrzebuję twojego soku, dasz?”. Siadam przy niej. Czekam. Jednej doby potrafi spłynąć i dziesięć litrów, więcej w ciągu dnia, gdy drzewo jest ogrzane.

Jeśli nie chce oddać soku, nie uda ci się go pobrać. Nawierty najlepiej robić wczesnym rankiem, gdy brzoza zaczyna wybudzać się z nocy, albo przed zmierzchem. A pojawiającymi się na gałęziach małymi listkami mówi nam: dosyć. Nasz wspólny czas tej wiosny się skończył.

DRZEWA ZAWSZE WYCHODZĄ DO NAS ZE SWOJĄ OFERTĄ. Możesz mieć wspaniałą relację z jednym drzewem, co nie oznacza, że nie powinnaś próbować nawiązać podobnej z innym.

Drzewa bywają charakterne. Wierzby – wymagające, stanowcze, czasem zimne i odpychające, innym razem opiekuńcze, ale tylko wobec swojej najbliższej przestrzeni. Lipy znane z łagodności, spokoju, cichości, stabilizujące i wnoszące optymizm. Czasami smutne, ale nie smutkiem beznadziejności, tylko melancholii. Dęby zdecydowane, mocne i szczodre. Jarzębiny – szczodrobliwe i ufne. Topole, wbrew przekonaniom, podobnie jak klony – optymistyczne.


Czytaj także: Anna Goc: Dziki ogród Łukasza Łuczaja


Są indywidualistami także wewnątrz gatunku. Jak ten świerk stojący obok. Kapryśnik. Sporo czasu mi zajęło, nim przyzwyczaiłam go do kontaktu z ludźmi. Świerki często nie mają ochoty się z nikim spotykać. Nieopodal jest sad, a w nim jabłonie, obok aktywny i dynamiczny modrzew, no i ten świerk. Przyprowadzam tu osoby, którym opowiadam o ziołach. I często słyszę, że na ich próby kontaktu świerk odpowiada: wolałbym nie. Zachęcam: spróbujcie go ugłaskać, weźcie małe gałązki w dłonie, podzielcie się sobą. Zwykle pomaga. To stare, silnie zakotwiczone drzewo. Ma żywotne korzenie związane z energią przodków, jak wszystkie świerki. To się czuje. System korzeniowy drzewa sięga przynajmniej o jedną trzecią dalej niż jego korona. Jeśli zbliżasz się do niego, tak jak teraz, on już wie, że jesteś obok. Stoisz na najbardziej aktywnej części jego korzeni. Poczekaj chwilę, zaraz będziesz wiedziała, czy cię do siebie zaprasza, czy nie.

ZAWSZE BYŁAM W TYM PLEMIENIU. Wolałam być na łąkach, w miejscach, gdzie jest więcej ziół niż ludzi. Najlepiej, jeśli były same zioła. Moja babcia dobrze znała rośliny. Zioła były w kuchni, pomagała nimi ludziom. Ja zaczęłam je wykorzystywać, gdy syn chorował, a jedyną odpowiedzią lekarzy były antybiotyki. Potem zaczęłam sięgać po zioła w domu. Z liści podbiału robić gołąbki, spalonym podbiałem solić. Pojawiający się wiosną krwawnik dodawać do masła, robić kosmetyki, na przykład z róży i nagietka, które podjadają moje koty.

A ONA CHRONI NAS PRZED TYM, CO ZŁE. Bylica zwyczajna ma moc oczyszczania energetycznego. Przez naszych przodków uważana za magiczną, symbolizowała płodność. Podobnie jak dla Indian biała szałwia, do dziś roślina szamańska. Choć na naszym terenie bylica jest silniejsza.

Skąd to wiem? Sprawdziłam. Miałam okazję porównać moc tych roślin podczas spotkania w kręgu, w którym brali udział szamani szkoleni przez rdzennych Indian. Używali obu, na zmianę, i potwierdzili moc działania bylicy. Silnie jonizuje powietrze, podnosi poziom wibracji, działa ochronnie. Ma intensywny, gorzki zapach, dlatego warto połączyć ją z innymi ziołami. Jadąc ode mnie, rozejrzyj się, co rośnie wzdłuż dróg szybkiego ruchu. To będzie ona. Stróżuje przy drogach, zawsze na pierwszej linii. Zbiera to, co najcięższe. Naturalne przestrzenie muszą być ochraniane. Jeśli mają przetrwać, należy im się opatulanie, i bylica to robi. Ma u nas sporo krewnych – na przykład piołun, bylicę polną, i uprawiane: bylicę boże drzewko i estragon. Piołun jest rośliną szamańską, jego dym wprowadza w inne stany świadomości. Używając go trzeba zachować umiar, inaczej może być niebezpieczny, nawet dla życia.

NIE, NIE NAZWAŁABYM SIEBIE SZAMANKĄ. Choć okadzam bliską mi przestrzeń. Ludzie robili to od wieków. Sięgali po kadzidła, gdy ktoś umierał. Dymem oczyszczało się przestrzenie, w których ktoś chorował. Albo gdy w domu działo się coś ważnego. Okadzano ludzi, by wpłynąć na ich nastrój, poprawić sen. Dymu kadzideł używano, wysyłając modlitwy i prośby do bóstw. Dym roślin, które mają energię absorbującą, zabiera ze sobą intencję.

Ale w naszym kręgu kulturowym to wiedza zapomniana, niezachowana. Inspiracji można szukać między innymi wśród szamanów syberyjskich, bo oni mają podobne rośliny.

Jeśli potrzebujesz roślin do okadzania, oczyszczania ciała albo pomieszczenia, możesz zrobić z nich wiązki, najlepiej ciasno związane. Liście szałwii białej są dobre, bo łatwo się ze sobą sczepiają. Innym sposobem okadzania jest przygotowywanie proszku: najpierw rozgniatasz susz, a potem posypujesz nim rozgrzaną płytę. Jeśli chcesz mieć dłuższy efekt, wykorzystujesz węgielki, na przykład takie jak w kadzielnicach kościelnych, można je znaleźć w sklepach ezoterycznych czy z dewocjonaliami.

NATURA NIE MA STAŁEJ OFERTY. Teraz, jesienią, zioła dają nam to, co może się przydać, by przetrwać zimę. Zima to czas odpoczynku, wyciszenia. Kiedyś nazywano ją małą śmiercią. Dlatego surowce, które teraz możemy znaleźć – owoce, korzenie, nasiona – mają dużą zawartość skrobi, glukozy, tłuszczów.

Coraz częściej spotykam ludzi, którzy wiedzą, że aby dbać o zdrowie, trzeba najpierw poznać siebie. Jesteśmy wtedy bliżej natury, bo my też jesteśmy naturalni. Można zacząć od umiejętności świadomego oddechu. Jeżeli ktoś szuka pomocy, to bez wejścia we własny oddech niewiele da się zrobić.

Spróbuj: opuść ramiona... Niech twoje łopatki się złączą... Pocałują. Wypuść z siebie powietrze. Jeszcze... Niech całe powietrze z ciebie wypłynie. A teraz pozwól, by wpłynęło z powrotem... Porównaj ten oddech, który teraz w ciebie wpłynął, do tego, którym zwykle oddychasz. Sprawdź, jak ten nowy dociera daleko.

CZUJESZ, JAK SIĘ WSZYSTKO USPOKOIŁO, KIEDY ZASZŁO SŁOŃCE? To jest pora, kiedy rośliny odpoczywają po całodziennym słońcu. Ich czas wyciszenia. Aktywne są jedynie korzenie. Zobacz, jak nam pięknie towarzyszą nietoperze. Już chyba pięć przeleciało. Jakby nas chroniły. ©℗

 

HANNA ŚWIĄTKOWSKA, zielarka, zootechnik. Absolwentka Akademii Rolniczej w Krakowie. Autorka książki „Zielnik pierwszej pomocy” (wydanej jako e-book). Od ponad 30 lat mieszka w woj. świętokrzyskim, gdzie prowadzi warsztaty zielarskie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2019