Przepis na wystawę

Na rozpoczęcie Roku Polskiego w Wielkiej Brytanii obok klasyków sztuki angielskiej zawisły obrazy Mehoffera, Malczewskiego, Wyspiańskiego... Goście londyńskiej Tate Britain odkrywają wartość naszego symbolizmu.

06.04.2009

Czyta się kilka minut

W pierwszej chwili promowanie sztuki polskiej w Londynie wydaje się niemal niemożliwe. Bo jak przebić się do świadomości Brytyjczyków, gdy w ich stolicy równolegle pokazywani są: van Dyck, Le Corbousier, Picasso, Annette Messager (klasyczka nowoczesności, której znakomita monografia w Southbank Centre domaga się osobnego omówienia) i last but not least kapelusze największych - dawnych i współczesnych - projektantów ze Stephanem Jonesem na czele? Dwóch polskich kuratorów, Andrzej Szczerski z UJ i Piotr Kopszak z Muzeum Narodowego w Warszawie, wpadli na pomysł pozornie skromny, za to najbardziej chyba skuteczny: znalazłszy partnera w prestiżowej Tate Britain, rozwiesili polskie obrazy z przełomu XIX i XX w. pomiędzy pracami brytyjskich prerafaelitów. Tym samym w sposób dyskretny zapewniono polskiej wystawie wysoką frekwencję: Brytyjczycy spędzają w swojej galerii narodowej długie godziny, oglądając symboliczną sztukę II poł. XIX wieku, "składającą hołd pięknu i poezji", sztukę, która w pewien sposób stanowi o ich narodowej tożsamości: Dantego Gabriela Rosettiego, Williama Holmana Hunta, Frederica George’a Stephensa czy Johna Everetta Millais.

Jak objawia się sztuka polska sprzed stu lat w tak zobowiązującym kontekście? Polskiego odbiorcę londyńskiej wystawy zaskakują nawet te dzieła, które uchodzić by mogły za najbardziej "opatrzone". Słynny pastel przedstawiający Apolla, który Stanisław Wyspiański przygotował w 1904 r. jako projekt witraża dla Domu Lekarskiego w Krakowie, w przestrzeni Tate Britain nabiera oddechu. Można go oglądać z dystansu, zmieniać perspektywę, zbliżać się i oddalać. A wtedy odkrywa się na nowo rozmach i dynamikę, monumentalizm i dramatyzm, odwagę kolorystycznych zderzeń - nieco zapomnianą (bo oczywistą) arcydzielność tego przedstawienia. Podobnie ma się rzecz z "Dziwnym ogrodem" Józefa Mehoffera (1902-1903). Zawieszony centralnie, na ścianie frontowej, na którą natychmiast pada wzrok wchodzącego do galerii, znów emanuje tajemniczością barw, świateł i cieni (wielka ważka zawieszona nad idylliczną sceną budzi grozę swoją ciężką, ciemnozłotą zbroją, skontrastowaną z jasnym, rozświetlonym jakby od wewnątrz ciałem nagiego chłopca na pierwszym planie). I ten obraz w Londynie daje się zobaczyć na nowo.

Dobrze, że w Tate znalazły się też dwa obrazy - porównywanego czasem z Aubreyem ­Beardsleyem - Witolda Wojtkiewicza: "Chrystus i dzieci" (1908) i "Medytacje" (1908). Mroczna wyobraźnia tego malarza, na którą złożyły się ironia i groteska, ekspresja i poczucie skazania, zatarcie granic między niewinnością dzieciństwa a rozczarowaniem dojrzałości, zasługuje na odkrycie poza granicami Polski. Kto wie, czy przedwczesna śmierć Wojtkiewicza nie przerwała kariery, która dziś kazałaby o nim mówić jako o jednym z największych twórców europejskich XX wieku - jak niewielu innych rozumiejącego jego niepokoje?

Umiejętne promowanie naszych największych twórców na arenie międzynarodowej to tylko jeden z atutów wystawy w Tate Britain. Drugim, równie ważnym, jest ukazanie wpływów sztuki brytyjskiej na polską i odwrotnie. Kiedy patrzymy na "Eloe i Ellenai" Jacka Malczewskiego (kompozycję z lat 1908-09, która zwróciła uwagę krytyków martwotą sinożółtych stóp zmarłej kobiety), przypomina się chociażby przechowywana w Tate "Beata Beatrix" Rosettiego, portret jego zmarłej żony. A "Anioł" Kazimierza Sichulskiego z 1912 r.? Złotowłosa, łagodna, drobna postać kobiety o płynnych konturach to ucieleśnienie prerafaelickiego ideału urody!

W to, że sztuka brytyjska oddziaływała na polską, łatwo uwierzyć. Ale czy mogło być odwrotnie? Okazuje się, że Brytyjczyków zafascynowała przede wszystkim postać... Ignacego Paderewskiego. Kiedy wielki pianista, późniejszy mąż stanu, pojawił się w Londynie z koncertami w 1890 r., zapragnęli go sportretować artyści tej miary co Edward Burne-Jones, sir Alfred Gilbert czy Lawrence Alma-Tadema. Cóż... regularna, pociągła twarz muzyka, okolona gąszczem krętych, złotych włosów również doskonale wpisywała się w kanon XIX-wiecznej brytyjskiej mitologii.

***

Na koniec jeszcze jeden atut londyńskiej wystawy. Jej organizatorom udało się wynegocjować w Tate Britain wypożyczenie części znajdujących się w jej zasobach obrazów Josepha Mallorda Williama Turnera. Za dwa lata prace tego wielkiego angielskiego pejzażysty będziemy mogli oglądać w krakowskim Muzeum Narodowym. Chapeux bas! Przed polskimi kuratorami - za odwagę i pomysł. Przed Brytyjczykami, zwłaszcza Alison Smith, kuratorką z Tate Britain - za otwarcie i zaufanie.

SYMBOLISM IN POLAND AND BRITAIN, Londyn, Tate Britain, 14 marca - 21 czerwca 2009, kuratorzy polscy: Piotr Kopszak i Andrzej Szczerski, kuratorka brytyjska: Alison Smith; wystawa, której towarzyszy katalog, powstała w ramach programu "Polska! Year", realizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2009