Przekładanie siebie

Realizując ideę „alfabetu myśli ludzkich”, Anna Wierzbicka stała się jedną z najważniejszych badaczek języka na świecie.

31.08.2015

Czyta się kilka minut

Anna Wierzbicka. Kraków, maj 2015 r. / Fot. Kamila Zarembska
Anna Wierzbicka. Kraków, maj 2015 r. / Fot. Kamila Zarembska

„Drapieżna intelektualnie”, erudytka, której wiedza „wywołuje zachwyt połączony z zabobonnym strachem”, robiąca wszystko śmiertelnie serio, nieznosząca niczego „w przybliżeniu” – mówią o Annie Wierzbickiej znajomi. Jej trwające od ponad 40 lat badania nad „naturalnym metajęzykiem semantycznym” (natural semantic metalanguage – NSM) są uważane za jedne z najważniejszych w językoznawstwie. To za nie Wierzbicka dostała Nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, tzw. polskiego Nobla, czy przyznawaną przez Rosyjską Akademię Nauk (normalnie tylko matematykom) Nagrodę imienia Dobruszyna.


Boso na Witoszę


Pierwsze spotkanie z nią zapamiętali różnie.
„Sierpień 1963 r., Sofia, Międzynarodowy Kongres Slawistów. W czasie mojego referatu młodziutka kobieta w niebieskiej sukience w duże białe grochy (z wyglądu – studentka I roku) zadaje mi cięte pytania” – wspomina prof. Igor Mielczuk we wstępie do książki „Język–umysł–kultura”.


Po referacie ona podchodzi, by mogli lepiej się poznać. On proponuje, by weszli na Witoszę – sporą górę na obrzeżu Sofii. Wierzbicka wskazuje pantofle, które się do tego nie nadają. Mielczuk: „To chodź boso”.
„I poszliśmy, i wleźliśmy, i spóźniliśmy się na bankiet – i umarlibyśmy z głodu, gdyby rumuński cybernetyk, członek Akademii Nauk, George Moisil, nie schował dla nas pod stołem kilku porcji” – pisze Mielczuk.


Warszawa, 1965 r. Jerzy Bartmiński dociera rankiem pod drzwi mieszkania starszej o rok doktorantki. Po maszynopis jej pracy wysyła go prof. Maria Renata Mayenowa, promotorka Anny. „Tylko cicho, bo mamusia śpi” – słyszy tuż za progiem.


Prof. Bartmiński: – To było pierwsze zdanie, które Ania do mnie wypowiedziała. Kiedy przeszliśmy do rozmowy o jej pracy, była skoncentrowana, merytoryczna. Zakochałem się w niej wtedy.


1967 r. Anna Wierzbicka wraca z rocznego stypendium w Massachusetts Institute of Technology. W tym czasie do Pracowni Poetyki Teoretycznej i Języka Literackiego IBL zostaje przyjęta Teresa Dobrzyńska. Opowiada: – Listy od niej były wydarzeniem w życiu naszego zespołu. Prof. Mayenowa wiązała z Anią wielkie nadzieje. Już wtedy była znaną w Polsce, choć jeszcze bardzo młodą językoznawczynią. Czekaliśmy na jej powrót. Pierwsze wrażenie? Maleńka osoba w ślicznym turkusowym kostiumiku – jak postać z „Alicji w Krainie Czarów”. Kolejne: badaczka z nieprzeciętnym intelektem.


Piżmowce


Anna Smoleńska przychodzi na świat 10 marca 1938 r. w Warszawie. Z dzieciństwa w okupowanej stolicy pamięta obrazy: ojca – Tadeusza Smoleńskiego, który ciężko przeżywa kolejne posunięcia Hitlera, i mamę – Marię Smoleńską, która, by mieli za co żyć, zaczyna remontować dziecięce wózki. Także słowa, które wtedy na ustach mieli wszyscy: „łapią”, „łapanka”, „złapali”.


W ich domu Niemcy pojawiają się tuż po upadku Powstania Warszawskiego. Najpierw pędzą całą rodzinę na pobliski zieleniak. Później rozdzielają.


– Widzieliśmy, jak podczas segregacji jednych kierują na prawo, innych na lewo. Mama rozłąki bała się najbardziej, więc kiedy przyszła kolej na nas, poprosiła, by pozwolili nam zostać razem. „Nie chcecie, żeby was rozdzielać, to proszę bardzo” – odpowiedział Niemiec. I pognał ojca z babcią na jedną stronę, a mnie, mamę i moją starszą siostrę Martę na drugą – opowiada prof. Wierzbicka, kiedy spotykamy się w Krakowie.


Trafiają do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd zostają wywiezione na roboty do Hameln, w północnych Niemczech. Tam kobiety przez 12 godzin dziennie szyją koce dla żołnierzy Wehrmachtu. Dzieci – czekając w baraku na ich powrót – przeganiają pałętające się szczury.


– Zna pani legendę o Szczurołapie? Pochodzi właśnie stamtąd. Wzdłuż rzeki Wezery było ich najwięcej. „Piżmowce”, tak o nich mówiliśmy – opowiada.

Po paru miesiącach za pośrednictwem Czerwonego Krzyża udaje im się nawiązać kontakt z ojcem i z babcią. Obóz pomaga im przetrwać ciotka, która wysyła im w paczkach chleb i cebulę. Wyzwolenie poprzedza bombardowanie Hameln.
– Wszystko się paliło, waliły się dachy. Uciekaliśmy do lasu. Kilka godzin później zobaczyliśmy amerykańskich żołnierzy, którzy rozdawali nam, dzieciom, gumy do żucia i czekolady.


Słownikowy zachwyt


Do Polski wracają w 1946 r. Najpierw do Bytomia, gdzie został przeniesiony Urząd Miar i Wag, w którym pracował ojciec Anny przed wojną. Później do Warszawy.


To tam 11-letniej Annie ojciec pokazuje pierwsze słowniki – etymologiczny i frazeologiczny. Jej językową ciekawość rozbudzają m.in. znalezione w bibliotece Domu Kultury na Żoliborzu „Kryteria poprawności językowej” Witolda Doroszewskiego.


Na polonistykę na UW dostaje się jako 16-latka. Udaje jej się to dzięki tzw. dyplomowi za wybitne osiągnięcia w nauce, mimo że odmówiła zapisania się do Związku Młodzieży Polskiej, czego wymagano wówczas od kandydatów na uczelnie.


Fascynują ją gramatyka historyczna, język starocerkiewny, literatura staropolska. Spotyka charyzmatycznych wykładowców: prof. Zofię Szmydtową, miłośniczkę Homera, Dantego i Cervantesa, prof. Jana Kotta, który tuż po październiku 1956 r. jako pierwszy wprowadza na uniwersytet zakazaną wcześniej literaturę nowoczesną, i prof. Marię Renatę Mayenową, która wykłada poetykę. Anna waha się: literatura czy język? Zwycięża język.


Krystyna Starczewska (studiowała z Wierzbicką na roku): – Anna inicjowała większość dyskusji. Stawała w obronie studentów nękanych przez władze, otwarcie sprzeciwiała się antysemickim nagonkom. Zawsze była jednoznaczna, jeśli chodzi o przekonania. Podkreślała, że jest katoliczką, co w tamtych czasach nie było łatwe.


Na polonistyce Anna poznaje Piotra Wierzbickiego, początkującego pisarza. Pobierają się tuż po odebraniu dyplomów.


Pod gołym niebem


Wierzbicka rozważa: zostać nauczycielką czy rozpocząć pracę naukową? Do tego drugiego namawia ją mama. Zwraca się o radę do prof. Mayenowej, współkierującej wtedy Instytutem Badań Literackich PAN. „Bardzo się tym wszystkim interesuję, ale nie wiem, gdzie mogłabym pracować” – mówi wprost. Chwilę później dostaje etat w IBL-u, a promotorką jej doktoratu zostaje sama Mayenowa.


To ona wysłała młodą Wierzbicką na półroczny staż do moskiewskiego Instytutu Słowianoznawstwa Akademii Nauk. Tu poznaje rosyjskich językoznawców, pionierów nowoczesnej semantyki – Jurija Apresjana, Igora Mielczuka i Aleksandra Żołkowskiego. Zaprzyjaźniają się. Łączy ich – jak twierdzi Mielczuk – „pokrewieństwo duchowe”.
Zaczynają podróżować. Jeżdżą na narty na półwysep Kolski. Anna – jak wspominają – występuje zawsze w „grubej szwedzkiej puchowej kurtce”. Jest słabym narciarzem.


– Ktoś mnie wiecznie musiał popychać, trzymać, ratować – przyznaje.
Kiedy w kwietniu 1965 r. zasypuje ich w chatce nazywanej przez nich „Burkom” (burowoj komitiet – komitet wiertaczy; nocowali w niej geologowie-wiertacze) na trasie do przełęczy Portampor, Anna – jako najmniejsza – przeciska się przez niewielkie okienko i odkopuje ich z zewnątrz.


Wyjeżdżają też do Azji Środkowej: do Duszanbe, Taszkentu, Buchary, Samarkandy, mimo że Wierzbicka nie dostaje pozwolenia władz na ten wyjazd. „Machnij na to ręką” – radzą jej przyjaciele. Jedzie. Ale całą podróż samolotem milczy, by nie zdradzić swojego akcentu i polskiego „ł”. Dalej też musi uważać. W Azji Środkowej nie mogą zatrzymać się w żadnym hotelu.


– Spaliśmy pod gołym niebem. To było bardzo romantyczne – wspomina.
Prof. Dobrzyńska: – Za każdym razem, kiedy wyjeżdżali, prof. Mayenowa umierała ze strachu. Anna była dla niej jak córka.


Moskiewskie przyjaźnie zostaną na całe życie. „Wiedeń, sierpień 1977 r. Zakończył się X kongres lingwistów. Anna leci do Moskwy, dokąd ja trafić już nie mogę (dopiero co emigrowałem). I Anna napełnia walizki i torby prezentami dla moskwiczan: jedzenie, książki, ubrania dla dzieci. Walizki są już nabite, a ona ciągle jeszcze wiesza na sobie jakieś woreczki na ramieniu, na szyi, na ręku – omal nie bierze jeszcze czegoś w zęby – i zgarbiona (ma na sobie dodatkowe 15 kg) brnie do samolotu” – wspomina prof. Mielczuk.


Semantyka mentalistyczna
Pracę doktorską na temat systemu składniowo-stylistycznego polskiej prozy renesansowej broni w 1963 r., w wieku 25 lat. Na jej dalszą drogę naukową ogromny wpływ będzie miał wykład wygłoszony przez prof. Andrzeja Bogusławskiego na UW w styczniu 1965 r. – „O założeniach semantyki”, podczas którego przypomina on starą ideę G.W. Leibniza o istnieniu „alfabetu myśli ludzkich”, czyli pojęć wrodzonych (wdrukowanych), „indefinibiliów”.


– To było jak olśnienie. Wszystko, co robię do tej pory, opiera się na głównej idei tamtego wykładu – podkreśla Wierzbicka. Od razu wytycza obszar naukowych zamierzeń. Swoją semantykę buduje na gruncie strukturalizmu, ale określa ją jako „mentalistyczną”. Stawia sobie cel: zrekonstruowanie owego „alfabetu myśli ludzkich”.
W 1966 r. prof. Mayenowa wysyła Annę na roczne stypendium do Massachusetts Institute of Technology (MIT) – ówczesnego centrum dynamicznie rozwijającej się „gramatyki generatywnej”.


Tam poznaje Noama Chomsky’ego i konfrontuje jego podejście do języka z podejściem prof. Bogusławskiego.
– Miałam rok, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że nie chcę robić tego, co proponowali chomskiści. To, o czym mówił Bogusławski, wydało mi się o wiele prawdziwsze. Generatywiści skupiali się na formach językowych, a mnie interesowali też ludzie, którzy języka używają, i znaczenia, które nadają wypowiadanym słowom – mówi.
W Stanach spotyka też Romana Jakobsona, który przedstawia ją Isaiahowi Berlinowi, historykowi idei z Oksfordu. Ich krótką rozmowę kończy zaproszenie na najstarszy uniwersytet Wielkiej Brytanii, z którego Anna korzysta w drodze powrotnej z MIT.


Oksford, Warszawa, Belgrad


W Oksfordzie poznaje swojego przyszłego męża – Australijczyka Johna Besemeresa, politologa i slawistę. Z Anglii Anna wraca do Warszawy, a John wyjeżdża do Jugosławii, gdzie utrzymuje się z tłumaczeń z serbskiego na angielski. Pozostają jednak w kontakcie korespondencyjnym, który utrudniają wydarzenia marcowe i sierpniowe 1968 r. John, który był w Polsce poprzednio, teraz otrzymuje odmowę wizy. Ich listy są cenzurowane, docierają nieregularnie i z opóźnieniem.


Koniec sierpnia, Międzynarodowa Konferencja Semiotyczna w Warszawie. Kilka dni wcześniej wojska Układu Warszawskiego dokonały inwazji w Czechosłowacji. Wierzbicka występuje ubrana w czerwoną bluzkę, białą spódnicę i niebieskie rajstopy.


Prof. Dobrzyńska: – Po chwili było jasne, że to jej protest. W swoim referacie analizowała takie alternatywne określenia – zależne od poglądów mówiącego, jak „szpieg/wywiadowca” oraz „braterska pomoc/inwazja”. Po wystąpieniu Alik Żołkowski wręczył jej metrową różę.


Wierzbicka pracuje nad kolejnymi książkami. Tuż po powrocie z USA wydaje ze swoim pierwszym mężem „Praktyczną stylistykę”. To jemu dziękuje także we wstępie do „Dociekań semantycznych” – pracy habilitacyjnej, która ukazuje się w 1969 r. – za „aktywne, rozumiejące zainteresowanie, którym towarzyszył jej powstawaniu”.
Po rozwodzie z Piotrem Wierzbickim zaczynają się jej starania o zezwolenie na krótki wyjazd do Jugosławii i ślub z cudzoziemcem. Wspomina: – Kiedy nie otrzymałam zgody z MSZ, urzędnik, do którego się zwróciłam, wyprowadził mnie ze swojego pokoju na korytarz, mówiąc cicho: „Ja pani coś poradzę. Niech pani na nas złoży skargę do MSW. Może wtedy się uda”. Miał rację.


Ślub cywilny Anny i Johna odbywa się w Belgradzie w 1970 r. Do Polski wracają razem. Ślub kościelny biorą w bliskich sercu Anny Laskach.


Seminaryjko


W Warszawie John dalej tłumaczy, przekłada m.in. na angielski historię estetyki Tatarkiewicza. Anna pracuje w IBL-u. Zaczyna też prowadzić seminarium dla doktorantów.
Jedną z jego uczestniczek była prof. Dobrzyńska: – Nazywała to seminarium „seminaryjkiem”. Żartowała, że sama jest malutka, więc i jej seminarium takie będzie.
Wierzbicka jest także stałą bywalczynią konwentykli, cotygodniowych środowych zebrań naukowych, które odbywają się w domu prof. Mayenowej.


– Anna była ostra, klarowna, przekonująca, bezwzględna w egzekwowaniu swoich racji. Pokonała mnie przy pierwszym starciu – wspomina prof. Bartmiński. – Później się zaprzyjaźniliśmy. Kiedy byłem już ojcem wielodzietnej rodziny, radziła się mnie czasem. Pytała, co robić, kiedy dziecko boli brzuszek, a ja podpowiadałem koper włoski.
W Instytucie Badań Literackich Wierzbicka spędza 13 lat, w ciągu których publikuje 6 książek i 34 artykuły naukowe. W 1972 r. rodzina, powiększona o córkę Marię, postanawia przenieść się do Australii, gdzie dla Anny i Johna otwierają się perspektywy pracy na Australijskim Uniwersytecie Narodowym w Kanberze (ANU).


Wierzbicka nie chce emigrować, ale jak mówi: „Tak ułożyło się życie”. – To była też tragedia dla mojej mamy. Na początku myślałyśmy, że już nigdy się nie zobaczymy. Wydawało nam się, że nie będzie nas stać na to, żeby przyjeżdżać – wspomina. I dodaje: – Jednak stało się inaczej. Mama była u nas w Australii dwa razy, za każdym razem przez trzy miesiące. A ja przyjeżdżałam do Polski aż do jej śmierci 30 lat później, co najmniej raz do roku.


Za dużo „very”


Niedługo przed wyjazdem Wierzbicka wydaje książkę „Semantic Primitives” (tłumaczą ją z polskiego rękopisu wspólnie z Johnem), w której formułuje swój program badań. To m.in. dzięki tej książce udaje jej się dostać pracę na ANU.
Prof. Dobrzyńska: – Do konkursu przystąpiło 30 Anglosasów. Wierzbicka była jedyną kobietą, a do tego matką małego dziecka. Kiedy wygrała, prof. Bogusławski skomentował: „Nie ma w tym nic dziwnego”.


Anna zastanawia się, jak pogodzić intensywną pracę z opieką nad roczną córką. – Modliłam się o jakieś cudowne rozwiązanie – wspomina. – Pewnego dnia, kiedy spacerowałam z malutką Marysią, zjawił się przede mną Anioł bez skrzydeł z koszem jabłek. To była starsza pani, która mieszkała po drugiej stronie ulicy i, jak się okazało, wychowywała roczną wnuczkę po tragicznej śmierci synowej. Odtąd zostawiałam Marysię u niej, a później także młodszą córkę – Klarę. A ona stała się dla nich drugą, australijską babcią.


W pracy naukowej pomaga jej mąż. Czyta jej artykuły przed publikacją i wykreśla wszystkie „very” (bardzo) i „of course” (oczywiście) – naturalne dla polskich czytelników, ale dla anglojęzycznych brzmiące nazbyt dogmatycznie. Tłumaczy, że po angielsku nie trzeba pisać uczuciowo, nie trzeba się podniecać, ale używać angielskiego „understatement” (niedomówienia). Że trzeba unikać mówienia z naciskiem i z pasją, bo wtedy brzmi się nieracjonalnie. Zaleca chłód, wyważenie, powściągliwość.


Te rady prowadzą do nowej pasji: badania różnic kulturowych wpisanych w języki, przede wszystkim polski i angielski. W 1983 r. Wierzbicka poświęca im kurs wykładów na Uniwersytecie Macquarie w Sydney, w ramach Polskiego Studium stworzonego i kierowanego przez Johna.


Zaczyna tworzyć zespół, który wraz z nią będzie poszukiwał pojęć elementarnych i uniwersalnych, testując wysuwane hipotezy na materiale wielu języków, z różnych kręgów kulturowych, a jej najbliższym współpracownikiem zostaje Cliff Goddard.


W jej „alfabecie ludzkich myśli”, który na początku liczył trzynaście pojęć (dziś jest ich 65), są słowa takie jak: „ja”, „ty”, „ktoś”, „ciało”, „dobry”, „zły”, „mówić”, „tutaj”, „żyć”, „umrzeć”. To one zostały uznane za „wrodzone”, a więc zrozumiałe dla wszystkich ludzi na świecie, niezależnie od tego, jakim mówią językiem. Wśród dziesiątków języków badanych przez jej współpracowników są także języki nieindoeuropejskie, takie jak np. japoński, chiński, koreański, Ewe (w Afryce Zachodniej), Cree (w Kanadzie), oraz języki Australii i rejonu Pacyfiku.


Uczniowskie karteczki


Swoje dociekania konsultuje wciąż z polskimi przyjaciółmi. Prof. Dobrzyńska: – Spotykamy się w gronie naszego „seminaryjka”. Najczęściej na lotnisku, tuż przed odlotem Wierzbickiej. Za każdym razem, kiedy przyjeżdża, ma coś do przedyskutowania, a intensywność naszych rozmów jest taka, że trzeba uważać, żeby nie przeoczyć odlotu.
Pracuje – jak sama określa – „po staroświecku”: w pokoju bez komputera, w miękkim fotelu, zapisując przemyślenia ołówkiem.


Podczas jednego z odczytów w Warszawie prof. Bartmiński obserwuje jej notatki.
– To były karteczki formatu małej ósemki, takie jak w zeszycie uczniowskim. Miała ich ze 40. Wszystkie zapisane ołówkiem, pismem niedbałym, luźnym – wspomina.
Prof. Dobrzyńska: – Anna ma nadzwyczajną zdolność koncentracji. Potrafi usiąść i od razu napisać artykuł bez poprawek.


Notatki konsultuje już nie tylko z mężem, ale też z córkami, a nawet z wnuczką. Wspólnie omawiają m.in. maszynopis książki „Co mówi Jezus? Objaśnianie przypowieści ewangelicznych w słowach prostych i uniwersalnych” (przekład Izabela Duraj-Nowosielska) – jednej z najważniejszych dla samej autorki.
Za próby eksplikowania treści biblijnych za pomocą „alfabetu ludzkich myśli” jest krytykowana przez niektórych teologów, którzy wyrażają obawę, że to zubaża bogactwo treści ewangelicznych. Jej zdaniem nie zubaża, ale pozwala wydobyć znaczenia najbardziej uniwersalne. Dlatego, kiedy jej wnuczka Elżbieta przystępuje do komunii, pisze dla niej katechizm używając NSM.


W ciągu 43 lat w Australii publikuje ponad 20 książek i około 400 artykułów. Jej prace są tłumaczone na wiele języków, m.in. rosyjski, kataloński, niemiecki, francuski, japoński. Od 2010 r. w Lublinie działa „Wierzbicka Fun Club”, który z inicjatywy prof. Bartmińskiego tłumaczy prace Wierzbickiej na język polski.


We wstępie do polskiego wydania książki „Słowa klucze. Różne języki – różne kultury” pisze, że książka ta wyrasta z wieloletniego procesu „przekładania samej siebie z języka polskiego i kultury polskiej na język angielski i kulturę »anglo«”.


– Przekładanie siebie jest najtrudniejsze. U mnie ten proces trwa do dziś. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2015