Przede wszystkim ty

Spotykamy się w samochodzie, odbieram ją z klubu i zawożę do mieszkania, czasem zasypia w aucie, a czasem wsiada, puszcza głośno muzykę i śpiewa, a kiedy odbieram ją rano, to w ogóle nie ma z nią rozmowy.

07.04.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Adam Lach / NAPO IMAGES
/ Fot. Adam Lach / NAPO IMAGES

E-mail od Maćka: „Mam do ciebie kilka pytań. Oczekuję prawdy”.

Pytań do mnie? O co?

Maciek: „O pracę w go-go, wiem, że zbierasz materiały do tekstu. W jednym z klubów pracuje moja dziewczyna. Wiem, że nie mówi mi całej prawdy. Po pracy widzę ją z siniakami, pijaną, czasami po innych używkach. Chciałbym się dowiedzieć, jakie masz informacje na temat pracy w tych klubach. Pozdrawiam”.


Stereotyp


Moje informacje są w teczce grubej na dwa palce. Przerzucam na chybił trafił.

Na początku jest Euro 2012 i w związku z tym pomysł na seksbiznes: będą mecze, przyjadą ludzie (po 20 tys. w każdej strefie kibica), wypiją po kilka piw, będą chcieli się zabawić.

Oferta ma się wyróżniać, przynajmniej przełamywać stereotyp. Bo stereotyp jest taki, że jak Polki i Ukrainki, to najlepsze na świecie dziewczyny (albo: „najszybsze”, „najłatwiejsze”).

Ofertę ma Jan Sz. z Krakowa: przestronny lokal w centrum miasta, wystrój na czerwono, drogie drinki, drogie piwo, po wszystkim płatność kartą. Pełna kultura, elegancja, żadnego ukrywania się, żadnej lewizny.

Oferta polega na tym, że dziewczyny tańczą przy rurze albo na stole, jeśli ktoś sobie życzy. Wysoka półka, jawność i przejrzystość, żadnych „szybkich” i „łatwych”. Stereotyp przełamany.

Tam, gdzie pojawia się go-go, pojawiają się protesty. Oburzają się politycy, piszą apele do gazet. Mieszkańcy miast pytają: kto na to pozwolił? Nikt nie musiał pozwalać. – Klub go-go to nie dom publiczny, tylko lokal gastronomiczno-rozrywkowy – będzie powtarzał właściciel. – Pomieszczenie, w którym się mieści, nie należy do zasobu komunalnego – tłumaczą rzecznicy prasowi ratuszów – dlatego nie mamy żadnego wpływu na rodzaj prowadzonej w nim działalności. Wolny rynek.

Już po Euro kluby z go-go powstają m.in. w Sopocie, Gdańsku, Olsztynie, Toruniu, Poznaniu, Łodzi, we Wrocławiu, w Kielcach, Lublinie, Krynicy-Zdroju, Zakopanem i Warszawie.

W stolicy go-go wzbudza szum medialny. Oburzają się księża, bo klub mieści się w pobliżu kościołów św. Anny i św. Jana. Oburzają się kombatanci, bo w kamienicy, w której teraz rozbierają się dziewczyny, podczas powstania mieściła się niemiecka apteka Wendego, którą batalion AK „Parasol” zdobył bez jednego wystrzału. Dzisiaj na ścianie tego budynku wisi tablica upamiętniająca akcję.

– Pójdę nawracać – deklaruje ks. Bogdan Bartołd, proboszcz archikatedry św. Jana. – Pan Jezus też się z grzesznikami zadawał. Gotów jestem rozmawiać z tymi ludźmi, by im wytłumaczyć, że tego typu lokal w najpiękniejszej części mojej parafii nie przynosi splendoru.

Nie wiem, czy Maciek zna historię batalionu „Parasol” i apteki Wendego. Wiem, że jeśli chodzi o go-go, to ogarnia go bezsilność.

Sportowiec. 23 lata, wysoki, postawny. Regularnie trening, siłownia, znowu trening. Potem zajęcia na uczelni, więc wcześniej prysznic, żeby zmyć z siebie pot, brud, może krew, po prostu zmyć dotyk innych ludzi.

Dotyk innych ludzi. Może o to w tym wszystkim chodzi.


Opowieść Maćka (strzępy)


Oczywiście, że nie akceptuję tego, że Paula tam pracuje, ale nie mam na to żadnego wpływu, odkąd tam jest, stała się innym człowiekiem, nie można z nią normalnie porozmawiać, nie ma ochoty nigdzie wyjść, jest taka jakby zagubiona, wiecznie zmęczona, zamyślona, wraca z nowymi siniakami, „przygasami” od papierosów, nie chce o tym mówić. Kiedy ją o to pytam, mówi, że poparzyła się woskiem. Nie wierzę jej.

Jest hostessą, czyli bajeruje klientów, naciąga na tańce, sama nie ma obowiązku tańczyć, ma niby 25 proc. od każdego drinka (z tego, co wiem, to nie mają stałej stawki za godzinę), a i tak jej nie płacą; w ciągu dwóch tygodni pożyczyłem jej 600 zł. Oprócz tego dowoziłem jej obiady; przypuszczam, że wpadła w długi. Ogłoszenie o pracę znalazła w internecie. Wyglądało niewinnie: poszukiwana hostessa. O klubie go-go nie było mowy.

Chcę ją stamtąd wyciągnąć, ale niewiele mogę zrobić, ona jest pełnoletnia. Kiedyś mieszkała z rodzicami, teraz uciekła, zerwała kontakt, nie ma na nią żadnego sposobu, jesteśmy bezradni, a ona spada na dno na naszych oczach.

Tak, pracuje w tym słynnym klubie na Krakowskim Przedmieściu, mieszka z dziesięcioma innymi dziewczynami z klubu, śpi na podłodze na materacu, na kupie, pilnowana przez jakiegoś kolesia, mówi o nim „kierownik”. Dzisiaj byłem z nią w kinie, koło godziny 23 dostała smsa. To był ten kierownik, pytał, o której będzie w domu. Zdenerwowała się, zaraz chciała wracać. Jestem przekonany, że jest zastraszana, wykorzystywana, boi się tej pracy, ale i boi się odejść. Gdy pytam, co w pracy, odpowiada: „Aaa, spoko” albo „Aaa, dobrze”. Ale widzę, że nie jest dobrze. Chciałbym jej pomóc, lecz już nie wiem jak, i co mam z tym wszystkim robić.


Informacje, o które pytał Maciek (na sucho)

Hierarchia pracowników w klubach go-go: na samym dole promotorki (różowe parasolki na starówkach miast, zapraszają mężczyzn do klubu, wprowadzają klientów, od każdego dostają prowizję), koordynator promotorek, kierownik, tancerki, hostessy, kelnerki (trzy ostatnie pracują tylko w środku).

Zarobki: nawet do 10 tys. zł za pracę w środku. 400 zł tygodniowo dla promotorek, plus premie. Prowizje dla hostess, kelnerek i tancerek – za naciąganie na drinki.

– Podobno dziewczyny nie dostają na czas pieniędzy? – zapytała dziennikarka z Lublina, udając, że szuka pracy w klubie.

– Dostają co tydzień – odpowiedziała kierowniczka. – Tylko przez pierwsze dwa tygodnie jest opóźnienie, ale możemy dać ci pożyczkę, jeśli już teraz potrzebujesz pieniędzy.

Czy taką pożyczkę zaciągnęła Paula?

– A podstawa? – pytała później dziennikarka.

– Nie ma żadnej podstawy.

– To znaczy, że jeżeli przez całą noc nie wyciągnę żadnego drinka, to tak, jakbym pracowała za darmo?

– Spokojnie, tak się nigdy nie zdarza.

W regulaminie pracy w klubie są zapisy, za złamanie których klub może nałożyć kary: upomnienie, naganę, karę finansową. Na przykład za: „Złe i niedbałe wykonywanie pracy, psucie materiałów, narzędzi i maszyn, a także wykonywanie prac niezwiązanych z zadaniami wynikającymi ze stosunku pracy, nieprzybycie bądź spóźnienie się do pracy, samowolne jej opuszczenie bez usprawiedliwienia, stawianie się do pracy w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środków odurzających, zakłócanie spokoju i porządku w miejscu pracy, niewykonywanie poleceń przełożonych, niewłaściwy stosunek do przełożonych i współpracowników, nieprzestrzeganie przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy oraz przepisów przeciwpożarowych, nieprzestrzeganie tajemnicy służbowej”. Wysokości kar regulamin nie przewiduje. Kar za złamanie regulaminu przez pracodawcę – też nie.

Ale do kar jeszcze wrócimy.

Bezpieczeństwo: w Poznaniu i Gdańsku wokół klubów było spokojnie. Ale w Łodzi przez kilka miesięcy było sześć interwencji: przepychanki, nieopłacony rachunek, walka na pięści, rwanie włosów z głowy. Wszystko w sercu miasta, na Piotrkowskiej.

Skala: według właściciela klubów pracuje w nich 1171 osób. Jeśli przyjąć, że przy każdym mieszka w wynajętych mieszkaniach po 10 dziewczyn, to takich mieszkań jest ponad sto w całej Polsce. Klubów jest dwadzieścia – to wiemy na pewno. Jeśli – jak twierdzi Jan Sz. – konkurencja w branży go-go jest duża, to skala jest większa, niż się wydaje.

Kiedy wokół warszawskiego klubu robi się szum, Jan Sz. wysyła do mediów oświadczenie, w którym czytamy: „Cała bez wyjątku nasza konkurencja w branży klubów go-go zatrudnia ludzi na czarno i płaci podatki jedynie od transakcji bezgotówkowych. Sytuacja ta powoduje, że bardzo często nasz personel odchodzi do konkurencji z tego tylko powodu, że ta wypłaca mu nieopodatkowane wynagrodzenie”.

Firma Jana Sz. płaci podatki. Między innymi od transakcji kartą. To jasne.

Do tego też wrócimy.

Po serii artykułów o klubach go-go – opowiada mi promotorka z Torunia – ludzie podchodzili do dziewczyn z parasolkami i mówili (pijani bełkotali), że „już nigdy tam nie pójdą”, bo to zwykły burdel jest, a dziewczyny to prostytutki. Według promotorki ci faceci mocno przesadzali.

Bo czy właściciel agencji towarzyskiej publikuje regulamin pracy na stronie internetowej? Czy pozwala klientom płacić za usługę kartą kredytową? Czy płaci podatki? Czy zatrudnia pracownice na umowy cywilno-prawne? Czy wysyła do mediów oficjalne oświadczenia?

– No przyznasz, że nie.


Karta


Paweł z Torunia: – Ile kosztował taniec, ile piwo, czy dziewczyny były ładne, próbuję sobie przypomnieć, nie pamiętam, trafiłem tam po dniu picia z kumplami, zaliczyliśmy kilka pubów, zachciało nam się imprezy, był środek tygodnia, wszystkie kluby pozamykane, poza jednym, normalnie, schodzisz po schodach na dół, wszędzie czerwono, skórzane kanapy, na środku coś w rodzaju wybiegu, muzyka, dziewczyny porozbierane, o, teraz sobie przypominam, zacząłem stawiać tancerce drinki, a nie wiedziałem, ile kosztują, ona za to wiedziała, jak mnie naciągnąć, przyczepiła się do mnie, kumple gadali z innymi, usiadła mi na kolanach, zamówiłem taniec prywatny, potem się okazało, że nabiło 700 zł, za piwo, drinki i taniec, część zapłaciłem kartą, część oddałem drugiego dnia, tym razem przyszedłem trzeźwy dla pewności.

E-mail od Krzyśka: „Było to tak: poszedłem z kolegami do klubu, przysiadła się tancerka, po krótkiej rozmowie zaproponowała postawienie jej drinka za ponad 100 zł, zgodziłem się, zapłaciłem kartą, potem tancerka namówiła mnie na 30-minutowy taniec i szampana, zapłaciłem już w tamtym odosobnionym pokoju, potem ponownie przyszła kelnerka i zaproponowała przedłużenie tańca, w ostateczności się zgodziłem, dałem jej kartę, wpisałem PIN, to była moja trzecia płatność, w tym momencie tancerki odwróciły mojąģ uwagę, kelnerka cofnęła się z moją kartą, straciłem ją z oczu na minutę, podejrzewam, że mogła ją zeskanować, tancerki próbowały ponownie naciągnąć mnie na przedłużenie, nie zgodziłem się, mimo nachalnych próśb, tak minął dłuższy czas, po czym wróciłem do domu. Dwa dni później zobaczyłem bardzo duże obciążenie karty, suma 999 zł powtarzała się dziesięć razy, chociaż takowej nigdy nie wpisywałem, ze względu na skalę kradzieży proszę o jakąkolwiek pomoc, pozdrawiam”.


Kara


Jedna z promotorek (już nie pracuje) mówiła mi, że za opuszczenie miejsca pracy przed czasem groziło jej 200 zł kary. Inna pracownica klubu twierdziła, że za odmowę tańca z klientem zagrożono jej potrąceniem 60 zł. Wśród pracownic klubów chodziły również pogłoski, że za ujawnienie tajemnic pracy w klubach, np. za rozmowy z dziennikarzami, zarząd wyznaczył nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych kary.


Zdjęcia

Paula wrzuca zdjęcia na Instagram. Jest ładna, ma delikatną, dziewczęcą urodę. Trochę pozuje na niegrzeczną, trochę udaje. Uśmiecha się, siniaków nie widać.

Kilka ostatnich zdjęć, jak się dowiaduję od Maćka, przedstawia właśnie to mieszkanie, w którym Paula gnieździ się z innymi dziewczynami.

Dlaczego ciągle tam jest?

Nie odpowie mi na to pytanie. Zostają mi zdjęcia, które wrzuca. Przedstawiają czyjeś cytaty, życiowe mądrości, z którymi widocznie Paula się zgadza. Tłumaczę z angielskiego.


Dlaczego ciągle tam jestem. Opowieść Anety z Trójmiasta (strzępy)


Długo tam nie pracowałam, wytrzymałam zaledwie okres próbny, opowiem ci wszystko od początku.

Znalazłam ogłoszenie, poszukiwane hostessy, myślałam, że do promocji w supermarkecie, teraz wiem, że nie tylko ja tak myślałam, okazało się, że „praca ma charakter nocny”. Gdyby nie moje problemy finansowe, na pewno bym odmówiła. Cóż, wyszło inaczej, planowałam tam zostać najwyżej miesiąc, zgarnąć trochę gotówki i wiać z tego miejsca.

Kierowniczka zapewniała, że praca ma się ograniczać do „delikatnych muśnięć po ciele klienta”, „uśmiechu”, „kulturalnego kokietowania”, strój miał być elegancki, uwydatniający nogi w szpilkach. Wystroili mnie w kusą spódniczkę, czułam się totalnie skrępowana, ale cóż, „jak mus, to mus” – myślałam. Miałam dosiadać się do klientów i naciągać ich na drinki, od których miałam mieć prowizję. Akurat to się zgadzało, chociaż kierowniczka nigdy nie potrafiła wyliczyć tej prowizji, że niby stawki się zmieniają i ona nie wie. Podobno nikt nikogo w klubie miał nie obmacywać, to nie dom publiczny, tylko lokal rozrywkowy, płacimy podatki – a tu obok mnie tancerka wciskała piersi do ust klienta, ocierała się o niego... Taki to był klub na poziomie kulturalnym.

Zaczęły się konflikty z kierowniczką. Nie chciałam się przysiadać do zboczonych facetów, krzyczała na mnie, że z nią się nie dyskutuje, „wk...sz mnie” – mówiła, poszłam się ubrać, powiedziałam, że rezygnuję, groziła mi karą, zignorowałam to, tyle mnie widzieli.

Dotąd pieniędzy żadnych nie zobaczyłam, pewnie będzie z nimi problem. Mam 30 lat, tonę w długach, poprzedni biznes nie wyszedł, mam dziecko na utrzymaniu, partnera, potrzebowałam pieniędzy. Taką pracę bym zniosła, gdyby nie zmuszanie do zbliżania się do klientów, dziewczyny tłumaczyły, że mam skrupuły, bo mam kogoś prywatnie, ale moim zdaniem to kwestia charakteru. Większość dziewczyn pracuje tam dla pieniędzy, pozbawiają się skrupułów, bo tylko liczą pieniądze, tylko liczą, liczą, mają długi, a wolą taką pracę od prostytucji. Pracują tam krótko, kombinują, okradają karty kredytowe, zabierają na prywatny taniec, tam dobierają się do portfela. To przykre, ale tak to wygląda.

Ja nie chciałam, żeby ktoś się dowiedział, że tam pracuję. Spaliłabym się ze wstydu, gdyby ojciec któregoś kolegi mojego synka zobaczył, że tam jestem. Partner musiał to zaakceptować, z krzywą miną, ale zgodził się, co miał zrobić. Teraz znowu szukam pracy, nie wiem, co będzie dalej, ciężko jest się odbić od dna.


Dla siebie


Mądrości ze zdjęć Pauli:

„W każdej sytuacji dostrzegaj tylko dobre strony”.

„Nie martw się tymi, którzy obgadują cię za plecami. Są tam nie bez powodu”.

„Idź do przodu i nie dbaj o to, co myślą inni. Rób, co masz robić. Dla siebie”.

„Sztuką jest nie być kochaną i nie dać się przez to zniszczyć”.

„Bez względu na to, jak źle się czujesz, wstań, ubierz się, pokaż światu i nigdy się nie poddawaj”.

„Przede wszystkim ty”.


Opowieść Maćka (strzępy)


Ostatnio poruszyłem temat narkotyków, powiedziałem, że to g... Uśmiechnęła się tak ironicznie, powiedziała, że nie chce o tym rozmawiać; czyli musi być coś na rzeczy.

Jej rodzice, kiedy jeszcze z nimi mieszkała, mówili, że nie musi tam pracować, że dadzą jej pieniądze, pomogą znaleźć normalną pracę. Kiedy się wyprowadziła, przestała odbierać od nich telefony, spotykać się, z rodzeństwem też, zerwała kontakt z przyjaciółmi, znajomymi, czasem popiszą tylko na fejsie i tyle. Kilka razy się umawiali, ale zawsze przekładała spotkanie.

Ma tylko mnie. Boję się, że jak zacznę nalegać, żeby to rzuciła, to i ze mną zerwie kontakt, ale staram się robić wszystko, żeby ją stamtąd wyciągnąć. Śledzę ją, widzę, z kim się spotyka, jeśli w ogóle wychodzi z mieszkania, zbieram informacje. Byłem na policji, u psychologa, rozmawiam z jej rodzicami.

Dzisiaj znowu pożyczyła ode mnie pieniądze, że niby mają błąd w systemie. Pewnie dostała karę, jakąś niewyobrażalną sumę, i teraz nie ma z czego oddać, pożyczyła na jedzenie.

Spotykamy się w samochodzie, odbieram ją z klubu i zawożę do mieszkania. Czasem zasypia w aucie, a czasem wsiada, puszcza głośno muzykę i śpiewa. Wtedy źrenice ma jak pięć złotych, a kiedy odbieram ją rano, to w ogóle nie ma z nią rozmowy, tylko o prostych sprawach, np. o tym, że świeci słońce.

Powiedziała, że bolą ją kolana i plecy. Zaproponowałem lekarza, powiedziała, że pomyśli. Moja dziewczyna, moja Paula, nie widziałem jej nago od dwóch tygodni.

Poznaliśmy się w liceum. Całe trzy lata chodziliśmy ze sobą, potem musiałem wyjechać, więc związek był na odległość, ciężka sprawa, spotykaliśmy się raz na dwa miesiące, w miarę możliwości. Rozstaliśmy się na chwilę, ale ciągle umawialiśmy się na spotkania, tak jakby w nadziei, że do siebie wrócimy.

Kiedy wróciłem, ona zaczęła tam pracować, przesiąkła tym miejscem i teraz jest tak, jak mówiłem wcześniej. Dopóki tam nie trafiła, nasze kontakty wyglądały jak kontakty dwojga normalnych ludzi, którym coś nie wyszło i chcą to naprawić. To wszystko runęło.

Zawsze gardziła ludźmi, którzy pracują w ten sposób, takimi klubami, takim towarzystwem. Nie wiem, dlaczego się tak zmieniła.

Będę próbował, na wszystkie sposoby, może się uda, na razie jest ciężko. Jej ojciec powiedział: „jej d..., może z nią robić, co chce”, przez to nie mam do niego szacunku. Chcę pomóc mojej dziewczynie, pytaj, na wszystkie pytania odpowiem, może jednak nie wszystko stracone.


Firma, która zarządza klubem, nie odpowiedziała na prośbę o wypowiedź. Niektóre imiona zmieniłem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2014