Prorok we własnym kraju

Protesty ani bojkot nie położyły się cieniem na podróży. Papież znowu wrócił z tarczą.

27.09.2011

Czyta się kilka minut

Obcy. Obcy we własnym kraju. O, Boże - dlaczego tak wielu ludzi wierzy, ale odwracają się od Kościoła?

Między innymi takimi nagłówkami niemiecka prasa zapowiadała 4-dniową wizytę Papieża (22-25 września). Nic jednak nie przebiło czołówki jednego z dzienników, który powitał Benedykta zajmującą pół strony podobizną głównego bohatera serialu "Popetown". Akcja kreskówki rozgrywa się w Watykanie, gdzie rządy sprawuje równie bezczelny, co nierozgarnięty bachor. Korytarze Pałacu Apostolskiego przemierza, skacząc na krzyżu ze sprężyną, a przed liturgią jego sobowtór sprawdza, czy zabrał ze sobą zegarek, portfel i... jądra. Aby jednak nawiązanie do liczącego ponad 80 wiosen starca w bieli nie umknęło czytelnikom, skomponowany z rysunkiem tytuł głosił: "Przybywa Papież".

Jeżeli więc watykańskie służby prasowe zdążyły przygotować dla Papieża poranną prasówkę, zanim tuż przed ósmą najważniejszy Pasażer wsiadł na pokład airbusa włoskich linii lotniczych i rozpoczął swą 21. podróż zagraniczną - bardzo prawdopodobne, że Benedykt pomyślał o 13. rozdziale Ewangelii według św. Mateusza. A konkretnie rzecz biorąc, o gorzkich słowach Jezusa z Nazaretu, że tylko w domu i ojczyźnie "może być prorok lekceważony". Papieski Rzym i liberalny Berlin dzieli bowiem tak naprawdę o wiele większa odległość niż 1182 kilometry, które trzeba pokonać z lotniska Ciampino.

Katastrofalne statystyki, skrupulatnie wyliczane na polecenie Episkopatu Niemiec, musiały trafić na papieskie biurko już wiele miesięcy temu. Od 1990 r. krzywe na kościelnych wykresach pikują w kierunku zera. W tym czasie szeregi kandydatów do kapłaństwa przerzedziły się o 62 proc. Liczba ślubów kościelnych: minus 58 proc. Liczba chrztów: 43 proc. w dół. Katolicy na niedzielnych Mszach: 42 proc. po stronie strat. W 2025 r. ponad połowa niemieckiego społeczeństwa znajdzie się poza Kościołem katolickim i ewangelickim - brzmi prognoza. W zeszłym roku liczba wystąpień z tego pierwszego przebiła liczbę chrztów.

Ekumenizm: rozczarowanie, historia i żarty

Rozczarowanie - to słowo dominowało w komentarzach po spotkaniu Papieża z ewangelikami w dawnym klasztorze Augustianów w Erfurcie, gdzie swą duchową drogę rozpoczął Marcin Luter. Benedykt XVI miał, w opinii krytyków, ostudzić nadzieje na mocniejsze zbliżenie między katolikami a protestantami. Nie zabrakło jednak też głosów, że oczekiwania były przesadne i nierealistyczne; po raz pierwszy w historii byliśmy świadkami modlitwy Papieża z ewangelikami w protestanckim kościele na terenie Niemiec, a żaden z poprzedników Benedykta nie powiedział o Lutrze aż tylu ciepłych słów. Prezes Rady Kościoła Ewangelickiego w Niemczech, pastor Nikolaus Schneider zaapelował do Benedykta "o wolną od ograniczeń wspólnotę eucharystyczną" dla związków wyznaniowo mieszanych. Zaprosił też Papieża na wielki jubileusz, czyli przypadającą za sześć lat 500. rocznicę przybicia przez Lutra 95 tez do drzwi kościoła w Wittenberdze. Pastor wyraził nadzieję, że dzięki obecności Papieża będzie to wspólne "święto wyznawania Chrystusa razem z Kościołami reformacji".

Z kolei we Fryburgu, na spotkaniu z przedstawicielami prawosławia i wspólnot przedchalcedońskich Benedykt podkreślił, że ich Kościoły są katolikom najbliższe teologicznie oraz pod względem struktury: "Możemy więc mieć nadzieję, że niezbyt odległy jest dzień, kiedy ponownie będziemy mogli wspólnie sprawować Eucharystię". Z kolei greckoprawosławny metropolita Augustyn, nawiązując do spotkania Papieża z protestanckimi pastorkami i biskupkami, żartował: "Nie ma to nic wspólnego z wrogością wobec kobiet, jeśli nasze dzisiejsze spotkanie, w przeciwieństwie do ekumenicznych spotkań Waszej Świątobliwości w ostatnich dniach, odbywa się tylko w męskim gronie".

Gdyby Papież zajrzał jeszcze do tygodnika "Stern", mógłby poznać historię Jochena Jülichera, byłego księdza. Jülicher wystąpił, ale wyuczonego zawodu do końca nie porzucił. Nadal udziela ślubów, prowadzi pogrzeby, ba - organizuje nawet tzw. uroczystości powitalne dla nowo narodzonych dzieci i ich bliskich. To jakby chrzest, ale bez chrztu, a już na pewno bez Kościoła. Popyt przerósł wszelkie oczekiwania; eks-ksiądz zatrudnia do pomocy trzech teologów. W zeszłym roku Jülicher pożegnał prawie 300 zmarłych i udzielił 150 ślubów - w dobie kryzysu gospodarczego duchowy biznes przyrósł o 15 proc.

Strategia Benedykta XVI jest czytelna: podróżować głównie tam, gdzie Kościół znalazł się w najgorszych opałach.

Grzech i grzesznicy

Pięć lat temu, gdy Benedykt odwiedził rodzinną, katolicką Bawarię, diagnozował podczas Mszy w Monachium, że współczesny człowiek w coraz większym stopniu staje się głuchy na Boga. Ale w pierwszy dzień podróży AD 2011 zobaczyliśmy inną mutację głuchoty - na głoszone przez Kościół subtelne rozróżnienia.

Jednak idźmy od początku: zanim prezydent Christian Wulff powitał Papieża w ojczystym kraju, Niemcy już emocjonowali się spotkaniem głów dwóch różnych państw, ale synów tego samego narodu. Przed kilkoma laty Wulff się rozwiódł, a potem ożenił się z Bettiną Körner. Mają w sumie troje dzieci; dwoje z poprzednich związków i urodzonego już w nowym małżeństwie trzyletniego syna. Przed papieską wizytą prezydent oświadczył, że miliony katolików, którzy podobnie ułożyli sobie życie, czekają na "wyzwalające orędzie". Mówiąc wprost, na dopuszczenie do Eucharystii, co w wielu niemieckich parafiach już dawno stało się, przy cichym poparciu niektórych biskupów, duszpasterską normą, a co Benedykt odrzuca, stojąc na straży nierozerwalności małżeństwa.

Dziennikarze od razu wyliczyli polityków ze świecznika, dla których spotkanie z Papieżem niesie ryzyko bolesnego zderzenia z nauczaniem Kościoła. Na liście znalazł się m.in. szef bawarskich chadeków, Horst Seehofer, któremu obok rozpadu małżeństwa nie omieszkano wytknąć dziecka z nieprawego łoża. "Spiegel" ironizował, że mimo rozwodu na koncie bezpiecznie może się czuć kanclerz Merkel, a nawet minister spraw zagranicznych Westerwelle, który nie ukrywa skłonności homoseksualnych. Powód: są protestantami.

Oczywiście do takich zgrzytów ani spięć podczas wizyty nie doszło. Prezydent Wulff wygłosił w ogrodach Zamku Bellevue bardzo ciepłe - nawet jak na dyplomatyczne standardy - przemówienie, mówiąc: "Wasza wizyta umocni chrześcijan i ich zaangażowanie. I pomoże nam wszystkim odnaleźć właściwy kierunek i zasady". Kiedy na spotkaniu z mediami watykański rzecznik dostał pytanie, jak Papież potraktował pierwszą damę, ks. Lombardi miał minę, jakby miał wyjaśnić, czy to prawda, że Ziemia jest okrągła, bo zdania są ponoć podzielone. Nie kryjąc zaskoczenia, odparł wreszcie, że naturalnie "nie było żadnych nieprzyjemności, wszyscy się uśmiechali". Media zresztą niecierpliwie czekały na jeszcze jedno: czy wieczorem, podczas Mszy na Stadionie Olimpijskim, prezydent Wulff podejdzie do Benedykta, by przyjąć Komunię. Nie podszedł.

Całe to zamieszanie odsłoniło jednak pierwszorzędne dla przyszłości zachodniego Kościoła wyzwanie. Katolickie nauczanie, żeby potępić grzech, a nie grzesznika, przestaje być czytelne. Jeszcze Jana Pawła II chwalono za otwartość, by spotykać się i rozmawiać z każdym. Ale już Benedykta XVI oskarża się o hipokryzję, moralną schizofrenię i nieludzkie traktowanie bliźnich - jak może twardo obstawać przy tradycyjnym nauczaniu i odsuwać od Eucharystii tych, z którymi potem serdecznie się wita? Podobny zarzut wysuwano zresztą również co do poglądów Kościoła i Papieża na homoseksualizm. I znowu - przekonanie, że grzechem są praktyki, nie skłonności, a każdy człowiek ma być otoczony szacunkiem, trafia w próżnię. Albo traktowane jest jako nieudolna próba pudrowania starych uprzedzeń, przemycenia starego wina w nowych bukłakach.

Ta podróż prowokuje więc wiele pytań, na które wiarygodną odpowiedź będzie musiał znaleźć także Kościół w Polsce: Czy świat stał się głuchy na katolickie nauczanie, bo odrzuca wszystko, czego nie da się od razu uprościć, zakwalifikować do czerni lub bieli? Gdzie w takim społeczeństwie jest miejsce dla Kościoła? W niszy czy wciąż w głównym nurcie? Na ile za krytyką Kościoła kryje się niechęć człowieka do mierzenia się z konsekwencjami swoich czynów, a na ile brzemię bywa jednak zbyt ciężkie? Dlaczego katolicyzm - głosząc Dobrą Nowinę dla każdego - zarazem trwa nieugięcie przy różnych zakazach i nakazach?

Benedykt XVI zdaje sobie sprawę, że przepaść się pogłębia - co gorsza - w samym Kościele. Tuż przed spotkaniem z 30 tys. młodych we Fryburgu, organizatorzy przeprowadzili głosowanie jak na wyborczym wiecu. Wszyscy uczestnicy dostali dmuchane balony. Podniesienie czerwonego oznaczało NIE, zielonego - TAK. Ze sceny padały pytania: o sprzeciw wobec kapłaństwa kobiet; o odmowę udzielania Komunii rozwodnikom; o to, czy w swoim życiu młodzi kierują się słowami Papieża. Za każdym razem nad tłumem robiło się czerwono, co notabene nie przeszkodziło krótko potem młodym skandować "Benedetto".

Jaka receptę ma na to Papież?

Wy jesteście Mną

Zanim o recepcie, wpierw diagnoza. Doskonałą okazją było fryburskie spotkanie Benedykta XVI z Centralnym Komitetem Katolików Niemieckich. To właśnie z Komitetu od dziesięcioleci płyną żądania radykalnych reform, ale jednocześnie jego władze nie zdecydowały się na drastyczną frondę, pozostając głosem legitymizowanym i słuchanym przez biskupów. Ta potężna organizacja nieraz wchodziła w zwarcie z kard. Ratzingerem, który jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary nazwał Komitet "kontr-urzędem nauczcielskim". Teraz, jako Papież, wyraził świeckim wdzięczność za zaangażowanie, ale nie pozostawił też wątpliwości, że "jedynym kryzysem Kościoła w świecie zachodnim jest kryzys wiary. Jeśli nie odnajdziemy prawdziwej odnowy wiary, wszystkie reformy strukturalne będą nieskuteczne". Mówiąc o Niemczech, Benedykt poszedł w ślady Jana Pawła II, który ostrzegał, by tamtejsza wspólnota nie stała się jak drzewo z zewnątrz potężne, ale od środka wydrążone. "Kościół w Niemczech jest doskonale zorganizowany. Ale czy za tymi strukturami kryje się odpowiadająca im siła duchowa; siła wiary w Boga żywego? Uczciwie trzeba jednak powiedzieć, że istnieje u nas przerost struktur nad Duchem" - mówił Benedykt XVI w minioną sobotę.

"Gdzie jest Bóg, tam jest przyszłość" - tak brzmiało hasło podróży. Przewrotnie można odpowiedzieć: skoro Bóg jest wszędzie, w takim razie przyszłość można znaleźć też poza Kościołem. Ale właśnie z tym poglądem, który w zeszłym roku w życie wcieliło dokładnie 181 tys. 193 niemieckich katolików, formalnie występując z Kościoła - polemizował Benedykt. Homilię do ponad 60 tys. zgromadzonych na Stadionie Olimpijskim w Berlinie zbudował na słowach Jezusa: "Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami". To znaczy: "Tak jak gałązki są złączone z krzewem winnym, tak i wy należycie do Mnie! Należąc do Mnie, należycie także nawzajem do siebie". Z kolei ta "przynależność nawzajem do siebie i do Niego nie jest jakimś związkiem myślowym, wymyślonym czy symbolicznym, ale - że tak powiem - jest biologiczną, pełną życia przynależnością do Jezusa Chrystusa. Jest to Kościół, ta wspólnota życia z Nim i ze sobą nawzajem, która opiera się na chrzcie oraz jest przeżywana i pogłębiana za każdym razem w Eucharystii".

Benedykt XVI umie zachwycić rozmachem swoich teologicznych wizji, które jednocześnie sprowadza do prostego komunikatu. Niemieckim katolikom przypomniał, że Jezus nie zna kompromisów i mówi: Ja jestem wami, wy jesteście Mną, razem jesteśmy Kościołem.

Z Benedyktem w kolejce

- Ta demonstracja nie jest wymierzona w ludzi wierzących! Wielu katolików jest tu z nami! Też żądają reformy Kościoła! Papież przemawia w Bundestagu, a przecież szerzy nienawiść do takich ludzi jak burmistrz naszego miasta, który jest homoseksualistą!- krzyczy do mikrofonu jedna z organizatorek antypapieskiego protestu na Potsdamer Platz. Zrywa się burza oklasków. Wokół zachowanych ku pamięci i przestrodze resztek muru berlińskiego kilka tysięcy ludzi demonstruje pod hasłem: Precz z dogmatami!

Trudno jednak uwierzyć w szczerość zapewnień, gdy czyta się hasła z transparentów: "Religia zabija prawdę", "Jeszcze wierzysz czy już myślisz?", "Sprywatyzować wiarę - natychmiast!", "Gdzie jest oświecenie, tam jest przyszłość".

Tuż obok mnie stoi trzydziestolatek w koszulce z napisem: "Odyn p... Jezusa" i dosłownie oddającym sens tych słów rysunkiem. Od siwego jak gołąbek staruszka dostaję papierową czapkę z uszatym Benedyktem XVI, śmiercią z kosą i przekreślonym kondomem. I jeszcze przypominającym Don Camilla tłustym księdzem w kapeluszu z szerokim rondem, który goni niewinne dzieci. Odbywa się też happening, rekonstrukcja kamieniowania w stylu Monty Pythona. Trudno zliczyć papieży w papierowych czapkach, kobiety przebrane za kardynałów, księży i zakonnice.

Na stalowym podwyższeniu pojawia się słynna postać. Uta Ranke-Heinemann, pierwsza teolożka katolicka w historii, która uzyskała habilitację, ale w 1987 r. straciła uniwersytecką katedrę. Od lat kwestionuje m.in. boskość Jezusa i dziewictwo Maryi. Teraz ta rówieśnica Benedykta XVI, ubrana w seledynowy żakiet, klasyczny ubiór schludnych niemieckich emerytek, trzyma się prosto jak struna. Ale głos - mocno nadszarpnięty w aulach i salach wykładowych Bonn, Duisburga i Essen - jest zbyt słaby, szwankuje też nagłośnienie, a porywisty wiatr porywa resztki zdań i słów. Chociaż stoję dość blisko, trudno cokolwiek zrozumieć. Coś o homofobii Kościoła, św. Pawle, o postanowieniach jakiegoś soboru czy synodu, coś o płaskorzeźbie, a może jakimś fresku, coś o karze śmierci. Przemówienie się przeciąga. Niektórzy robią sobie zdjęcia telefonami komórkowymi, rozmawiają, siadają na asfalcie - często tyłem do podwyższenia, skąd wciąż płyną strzępki gniewnych słów. Raz po raz schodzą do trafiki przy stacji metra, żeby kupić colę albo batona. Cierpliwie stoimy w kolejce do kasy: ja, wysoki na dwa metry papież w krótkich spodenkach i zgarbiona kobieta z kilkunastoma nadmuchanymi prezerwatywami na plecach. Trzeba obalić zbrodniczy system, który trwa dzięki policji, kapitalizmowi, patriarchatowi i Kościołowi katolickiemu, ale porządek w sklepie musi być.

W tym samym czasie Benedykt XVI przemawia w Bundestagu. Część deputowanych z partii Zielonych, SPD i postkomunistów zbojkotowała wystąpienie, ale są zdecydowanie w mniejszości.

Dla Papieża to kolejna okazja, by przekazać jedno z głównych przesłań swego pontyfikatu - przesłanie skierowane daleko poza granice chrześcijaństwa. A mianowicie Kościół nie chce panować nad światem świeckim; nie szkodzi demokracji. Jeszcze w samolocie Benedykt XVI stwierdził, że antypapieskie protesty są w pluralistycznym kraju czymś normalnym, byle tylko przyjmowały cywilizowaną postać. Udział Kościoła w publicznych debatach - zdaniem Benedykta - służy temu, by człowiek nie poddał się automatycznemu dyktatowi większości i nie zgubił odniesienia do sprawiedliwego prawa i sumienia. Zupełne wyrugowanie religii ze sfery rozumu obróci się w końcu przeciw dobru wspólnemu wierzących i niewierzących.

Po raz pierwszy taki sojusz, adresowany przede wszystkim do Europy, wyrastający ponad religię, ale z religii czerpiący inspirację, Papież zaproponował przed dwoma laty, podczas spotkania z władzami politycznymi na Zamku Praskim. "Wspólnie musimy się zaangażować w walkę o wolność i poszukiwanie prawdy, które albo idą ramię w ramię, albo też giną w niedoli" - ostrzegał.

Od tego czasu aliantów szuka wszędzie. Dużym zaskoczeniem - nawet mimo zastrzeżenia, że Benedykt nie popiera konkretnego ugrupowania - były ciepłe słowa o ruchu ekologicznym, który wkroczył w niemiecką politykę w latach 70. Ten szeroki sojusz ma w pierwszym rzędzie ocalić unikalne dziedzictwo Starego Kontynentu, które powstało "ze spotkania wiary w Boga Izraela, filozoficznego rozumu Greków i prawniczej myśli Rzymu. To potrójne spotkanie tworzy głęboką tożsamość Europy. Spotkanie to, świadome odpowiedzialności człowieka przed Bogiem i uznające nienaruszalną godność człowieka, każdego człowieka, ustanowiło kryteria prawa, których obrona jest naszym zadaniem w tej dziejowej godzinie" - przekonywał Benedykt XVI w Bundestagu. Jego przemówienie zebrało doskonałe komentarze. Pisano, że to tekst nawet nie tyle chrześcijański, ile z ducha zachodni. Protesty ani bojkot nie położyły się cieniem na podróży. Papież znowu wrócił z tarczą.

Jedno tylko budzi wątpliwość. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Papież zalicza się do tych już nielicznych, którzy wciąż wielką nadzieję pokładają w europejskich elitach politycznych. Jak sarkastycznie podsumował satyryk Hans Zippert: "Mowa Papieża w Bundestagu zaskoczyła i rozczarowała. Benedykt XVI zajął się ostatecznie problemami moralnymi i religijnymi, z których politycy z zasady nic nie rozumieją. Ciągle było o Bogu, nic o Merkel".

Znaki świętości

Nad tą pielgrzymką od początku wisiała gradowa chmura skandali seksualnych. W lecącym do Berlina samolocie z ust Papieża padły słowa wychodzące poza watykańską poprawność: "Mogę zrozumieć, że w obliczu przestępstw takich jak popełnione przez duchownych nadużycia wobec nieletnich, i jeśli ofiary są osobami bliskimi, ktoś powie: to nie jest mój Kościół... i stwierdza, że nie może w nim dłużej być".

W piątkowy wieczór w erfurckim seminarium Papież rozmawiał z ofiarami molestowania. W depeszach pisano o niespodziewanym spotkaniu, było jednak w tym nieco przesady. Taki punkt nie znalazł się wprawdzie w oficjalnym programie, ale przecież z ofiarami Benedykt XVI rozmawiał już w USA, Sydney, na Malcie oraz w Londynie. Spotkania otacza pełna dyskrecja, więc i tym razem nie dowiedzieliśmy się wiele. Ofiar było pięć, dwie kobiety i trzech mężczyzn. Każda mogła osobiście porozmawiać z Papieżem. Benedykt mówił mało, głównie słuchał. Był "poruszony i wstrząśnięty". Niektórzy płakali. Lapidarny styl oficjalnych komunikatów w większym stopniu jednak zaciemnia, niż przybliża to, co wydarzało się za zamkniętymi drzwiami jednego z seminaryjnych pokoi.

To szerszy - od razu dodajmy: właściwie niemożliwy do pokonania - problem Kościoła. Problem, który przed kilkoma laty opisał niemiecki publicysta Jan Roß. Z zewnątrz obserwujemy Kościół często grzeszny, zanurzony we władzy i dostatku. Tymczasem jego najpiękniejsza twarz - pokorna, miłosierna i wyrozumiała - pozostaje ukryta, objawiając się jedynie w dyskretnym spotkaniu z ludzkim bólem, gdy człowiek klęka u kratek konfesjonału. Dlatego tak ważne jest, aby w Kościele nie brakowało widocznego przykładu ludzi prawdziwie świętych, co Benedykt XVI podkreślał podczas pielgrzymki niemal w każdym miejscu, gdzie wygłaszał dłuższe przemówienie.

Etzelsbach, nieszpory w sanktuarium maryjnym: "Co naprawdę chce nam powiedzieć Maryja, gdy ratuje nas z biedy? Chce pomóc nam pojąć pełnię i głębię naszego powołania chrześcijańskiego. Z macierzyńską delikatnością chce, abyśmy zrozumieli, że całe nasze życie winno być odpowiedzią na bogatą w miłosierdzie miłość naszego Boga".

Erfurt, pierwsza w historii papieska Msza w dawnych Niemczech Wschodnich: "Obecność Boga przejawia się szczególnie wyraźnie w Jego świętych. Ich świadectwo wiary może dać nam także dziś odwagę do nowego przełomu".

Fryburg, wieczorne spotkanie z młodymi: "Drodzy przyjaciele, Chrystus interesuje się nie tyle tym, ile razy w życiu się potykacie, ale ile razy powstajecie na nowo. Nie wymaga wspaniałych wyczynów, ale chce, aby Jego światło w nas jaśniało, abyśmy Go naśladowali".

Fryburg, Msza na lotnisku z udziałem ok. 100 tys. wiernych: "Agnostycy, którzy nie znajdują spokoju z powodu pytania o Boga, ludzie, którzy cierpią z powodu naszych grzechów i tęsknią za czystym sercem, są bliżsi królestwu Bożemu niż rutyniarze kościelni, którzy widzą w Kościele jedynie aparat, ale których serce jest obojętne na wiarę".

Kierunek jest jasny: wyrwać się z chrześcijaństwa, które jest letnie, trwać przy Chrystusie, Kościele i papieżu. Sól zwietrzała nie jest już solą. Wiadomo, że nie wszyscy pójdą wyznaczoną przez Benedykta drogą. Co z nimi będzie?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2011