Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy jest zasadne, kiedy podwładny nie jest żółtodziobem, lecz ma spory staż i doświadczenie? Pytania takie pojawiły się po ujawnieniu przez sejmową komisję wyjaśniającą aferę Rywina, że prokuratorzy prowadzący to śledztwo otrzymali od zwierzchników z resortu sprawiedliwości listę kwestii, które powinni postawić podczas przesłuchania Leszka Millera.
Zakres obowiązującej w polskiej prokuraturze zasady hierarchicznego podporządkowania nie od dziś jest przedmiotem dyskusji i niewykluczone, że takiego rodzaju nadzór jest dopuszczalny. Ale pewne jest jedno: spór wokół stosowania owej zasady w sprawie Rywina miałby inny wymiar, gdyby prokuratura była pełni samodzielna - nie zaś podporządkowana politycznemu z natury resortowi sprawiedliwości poprzez fakt, że minister pełni równocześnie funkcje Generalnego Prokuratora. Wtedy nawet sytuacja szczególnie delikatna - a taką zawsze jest przesłuchanie urzędującego premiera - budziłaby mniejsze emocje. Trudniej byłoby sugerować stronniczość i próby mataczenia śledztwem. A minister nie musiałby się wtedy tłumaczyć przed żurnalistami, że on sam - właśnie jako prokurator generalny - wyłączył się z tego śledztwa, a sprawę uważa za niegodną uwagi i podejmowaną przez media tylko dla sensacji i wierszówki (rozmowa Grzegorza Kurczuka w radiu RMF FM).
Szczęśliwie jesteśmy już podobno coraz bliżej rozdzielenia obu funkcji i instytucji: rząd przygotowuje ponoć projekt stosownej reformy.