Prawdziwie zmartwychwstał

OLGA SOLARZ, etnografka, ukrainistka: Wielkanoc na Ukrainie jest świętem bardziej radosnym niż w Polsce. Tanecznym zabawom przypisuje się magiczne znaczenie: pląsami i podskokami pobudza się świat do wirowania, czyli do życia.

11.04.2022

Czyta się kilka minut

Tradycyjna paska, Wielki Piątek we wsi Kosmach w obwodzie iwano-frankiwskim  (Zachodnia Ukraina), 17 kwietnia 2021 r. / YURII RYLCHUK / FUTURE PUBLISHING / GETTY IMAGES
Tradycyjna paska, Wielki Piątek we wsi Kosmach w obwodzie iwano-frankiwskim (Zachodnia Ukraina), 17 kwietnia 2021 r. / YURII RYLCHUK / FUTURE PUBLISHING / GETTY IMAGES

MAŁGORZATA NOCUŃ: Pamięta Pani opowieści swojej ukraińskiej babci na temat Wielkanocy?

OLGA SOLARZ: Dużo z jej wspomnień odnalazłam w tekstach źródłowych, studiując etnografię. Ale mówiła także o rzeczach rzadko występujących w literaturze. Np. o „kołodkach”, czyli huśtawkach. Wieszano je na grubych gałęziach drzew. We wsi huśtali się wszyscy: staruszkowie, dorośli i dzieci. Wierzono, że ten szybki ruch, w górę i w dół, pobudza przyrodę do życia. Czym wyżej ku niebu uniesie się huśtawka, tym urodzajniejsze będą plony. Obrodzą pszenica, proso, len. W kulturze agrarnej obfite zbiory oznaczają nie tyle powodzenie, co pełnię szczęścia.

Magiczny rytuał.

Tak. Na Ukrainie wiele z nich się zachowało. A niektóre obecnie się odradzają, co z ciekawością obserwuję podczas swoich podróży.

Moja rodzinna wioska także kojarzy mi się z krainą magiczną, baśniową. Leży na sumszczyźnie, to północno-wschodni rejon Ukrainy. Przy jej granicy płynie Desna – najdłuższy lewostronny dopływ Dniepru. Jest tam nie tylko pięknie. Rejony te zamieszkują niezwykle otwarci i gościnni ludzie, przekonuję się o tym podczas każdego pobytu.

Obiecałam sobie, że kiedy tylko moja wieś zostanie wyzwolona, odwiedzę ją. Dokonam wielkanocnego rytuału – zapalę świeczkę na grobie babci, pradziadków i prapradziadków. Kiedy na ziemi moich przodków zatrzymał się front, nagle poczułam, że wojna może odebrać mi możliwość odwiedzania cmentarza. Nie pogodziłabym się z tym. Na szczęście rosyjskie wojska właśnie się wycofują z tych terenów.

Na Ukrainie świętuje się Niedzielę Palmową?

Używa się określenia „werbna nedila”, czyli niedziela wierzbowa. Zamiast palm święci się przystrojone kokardkami gałązki wierzby. To drzewo symbolizuje odrodzenie. Witalną moc. Korzonki puści nawet malutka, wysuszona i niestarannie urwana gałązka. Wystarczy umieścić ją w wodzie i odrodzi się. Wielkanoc jest świętem zmartwychwstania Pańskiego, ale to także czas, w którym do życia budzi się świat przyrody. Odradza się, jak wspomniana gałązka. Zima w tradycji ludowej nazywana jest „czasem śmierci”. Celebruje się jej odejście.

Poświęconymi gałązkami wierzbowymi ludzie się uderzają.

I mówią albo śpiewają przy tym: „Nie ja biję, a wierzba bije / Za tydzień Wielkanoc / Już wkrótce czerwone jajko / Bądź wesoły jak wierzba / Bogaty jak ziemia / Zdrowy jak woda”.

Ten rytuał jest radosny. Ma budzić dobrą energię. Po jego zakończeniu każdy domownik zjada przynajmniej jeden „kotek” z gałązki. Mówi się, że to pomaga „odgonić” choroby gardła. Może to zresztą być prawda. Wierzba posiada działające antyseptycznie salicylany.

Poświęcone gałązki zatyka się za ikony. W Karpatach, kiedy tylko niebo ciemnieje i rozlegają się zwiastujące burzę grzmoty, wrzuca się wierzbową witkę, albo choć wierzbowego „kotka”, do pieca. Ufa się, że to ochroni dom przed uderzeniem pioruna. Poświęconych gałązek nie wolno wyrzucać do kosza na śmieci. Należy je spalić albo położyć na leśnej ściółce.

Jako etnografka obserwowała Pani przygotowania do świąt w karpackich wsiach.

W 2012 r. spędziłam tam kilkanaście dni. Przemieszczałam się z miejsca na miejsce, przeprowadzałam wywiady, robiłam zdjęcia. Oczywiście dziś nie wszystkie obyczaje się kultywuje. Kilkadziesiąt lat temu praktykowano np. zwyczaj „czystego czwartku”. Współcześnie przez cały tydzień poprzedzający Wielkanoc gotuje się i sprząta: bieli się ściany domu, maluje futryny okien, a nawet szoruje drzwiczki kuchennego pieca. Niegdyś w „czysty czwartek” zażywano także odświętnej kąpieli – dla higieny i zdrowia. Bo woda – według ludowych wierzeń – jest jego źródłem.

Każdy wielkanocny rytuał ma swoją symbolikę i znaczenie.

Widać to podczas analizy źródeł, ale także w trakcie badań terenowych, zresztą nie tylko w kontekście Wielkanocy, ale także Bożego Narodzenia. Np. w Karpatach nie wolno wylać wody, w której gotuje się jajka do święcenia. Taki krok byłby równoznaczny z świętokradztwem. W rejonie turczańskim (obwód lwowski) młode kobiety obmywają sobie nią twarz. Wierzą, że to przyniesie im urodę i pomoże na długo zachować świeżą cerę.

Do kosza na śmieci nie trafiają nie tylko gałązki wierzby – nie wyrzuca się także skorupek jajek. Można je spalić albo wysypać w ogrodzie – użyźnią ziemię, odgonią szkodniki. Choć w niektórych miejscowościach zachował się archaiczny obyczaj polegający na wrzucaniu skorupek do wody. Czyni się to dla „Rachmanów”, czyli pobożnego ludu mieszkającego głęboko pod ziemią. Daje się Rachmanom sygnał, że skończył się post i mogą zacząć świętowanie.

A co to jest „paska”?

Okrągła drożdżowa babka, która symbolizuje słońce. Są też paski serowe, ale ich nie wypieka się na Wielkanoc. Tradycyjna paska jest piękna. Przystrojona wyplecionymi z ciasta warkoczami i kwiatami.

Paska to jeden z najważniejszych pokarmów w wielkanocnym koszu. Dlatego rytuałem jest zagniatanie drożdżowego ciasta na nią. W tym czasie w domu musi panować dobra atmosfera. Wierzy się, że to wpływa na ciasto, które szybko rośnie i nie opada po wyjęciu z pieca. A jeśli w trakcie wypiekania paski króluje pokój, to utrzyma się on przez cały rok. I znów: gospodyni nie wolno wylać wody, którą obmyła ręce po wyrobieniu ciasta. Należy ją umieścić w szklanym naczyniu i schować. Posłuży do odczyniania uroków.

Dawniej wiejskie gospodynie brały udział w konkursie na największą paskę. Zachowały się teksty mówiące o babkach tak wielkich, że nie dało się ich wyciągnąć z pieca, który trzeba było rozbierać. Współcześnie paski można kupić w sklepie. Są pieczone hurtowo i oczywiście nie tak ładne jak te tradycyjne. Zamiast ręcznie, dekoruje się je kolorową posypką.

W koszyczku oprócz paski znajdą się jajka i sól.

To nie są wielkanocne koszyczki. To są kosze! Na świąteczny stół nie trafi nic, co nie zostało poświęcone. Do cerkwi niesie się więc: tuziny jajek, pęta kiełbasy, sało (czyli plaster słoniny w posypce z papryki), a także masło. Szczególne znaczenie przypisywane jest soli; jej nie może zabraknąć, bo pełni funkcję ochronną. W Karpatach posypuje się nią kąty domu, wsypuje do studni – ufa się, że dzięki temu przez cały rok będzie z niej biła czysta woda. Solą posypuje się też próg, by złe siły go nie przekroczyły. Wszystkie te rytuały wykonuje najstarsza osoba w ­rodzinie. Czyni to z odpowiednim ­namaszczeniem i wiarą, że zapewnia domostwu ochronę. Oczyszcza jego przestrzeń.

Jajka gotuje się w łupinach z cebuli.

To kraszanki. Malowane na pisankach wzory przypominają hafty z ludowych bluzek. One także miały znaczenie „kreujące” – miały pomagać światu odradzać się po zimie. Jest to oczywiście element przedchrześcijański. Nie tylko wpisał się w obrzędowość chrześcijańską, ale wręcz stał się nieodzownym elementem świąt Wielkiej Nocy.

Czy święconką wciąż dzieli się z ubogimi i bezdomnymi?

W kulturze ludowej osoby wędrujące od wsi do wsi uważano za obdarzone magiczną mocą. Przybywały z zewnątrz, z jakiegoś „innego świata”. A bezdomni i ubodzy byli właśnie takimi wędrowcami. Dzielono się z nimi nie tylko jedzeniem, otwierano przed nimi także drzwi domów.

Dziś obdarowywanie posiłkiem bezdomnych pozostaje w sferze gestów symbolicznych, podobnie jak pusty talerz przy wigilijnym stole. Jestem jednak pewna, że gdyby na ukraińskiej wsi rzeczywiście znalazła się osoba w potrzebie, zostałaby ugoszczona. Badania terenowe prowadzę tam od 1997 r. Przeprowadzałam dziesiątki wywiadów, odwiedziłam setki miejscowości. Kiedy późnym wieczorem pukałam do czyjegoś domu, zawsze mnie zapraszano. Jeśli ktoś nie miał miejsca u siebie w izbie, szedł do sąsiadów i prosił, by udzielili mi schronienia. Nawet na demonizowanym często wschodzie kraju było podobnie. Ludzie pozostawali otwarci. Ciepli i dobrzy.

Wielkanocne jajko służyło wyznawaniu miłości.

Ten zwyczaj mógł się zachować w niektórych karpackich miejscowościach. Polegał na wręczeniu dziewczynie kraszanki, czyli wspomnianego czerwonego jajka. W tej zabawie brali udział młodzi, jeszcze niezaręczeni chłopcy i dziewczęta. Czerwony ma ważną symbolikę. Jest kolorem życia. Witalności.

A czym jest „bitwa na jajka”?

Przy wielkanocnym stole lub jeszcze pod cerkwią, zaraz po zakończeniu liturgii, każdy bierze do ręki jajo. Wszystkie jajka kolejno się „biją”. To znaczy, dołem uderza się w czubek. Wygrywa jajko najsilniejsze, które się nie stłucze. Jego posiadacz dostaje w prezencie jajka pokonane.

Dzieci chyba uwielbiają tę zabawę.

Trzeba pamiętać, że Wielkanoc na Ukrainie jest o wiele bardziej radosna niż w Polsce. W niektórych rejonach urządza się zabawy przed cerkwią. W Karpatach, we Lwowie (w skansenie Szewczenkowski Gaj) prowadzi się „haiwki”, czyli korowody. Przychodzą tysiące osób, by wziąć udział w tanecznej zabawie, której przypisuje się magiczne znaczenie: ruchami ciała, pląsami, podskokami pobudza się świat do wirowania, czyli do życia.

Tańczenie „haiwek” przywodzi skojarzenie ze ślimakiem – ludzie trzymają się za ręce i wiją jak ślimacza muszla. Niektóre zabawy przypominają hiszpańskie fiesty. Mężczyźni tworzą figury geometryczne. To znaczy, np. sześciu panów stoi rzędem, obejmują się, na ich ramionach staje pięciu panów, „piętro” wyżej czterech. Te figury mają odzwierciedlać porządkowanie świata. Z chaosu rodzi się kosmos, a ten jest zawsze uporządkowany. Posiada strukturę. Ludowe hafty też symbolizują kosmos, dlatego również mają geometryczny kształt.

W czasie wielkanocnym rzadko usłyszymy „dzień dobry”.

Witając się, mówimy „Chrystos woskres” („Chrystus zmartwychwstał”). W odpowiedzi usłyszymy: „Woistynno woskres” („Prawdziwie zmartwychwstał”). Nie sposób oddać tego w tekście, ale to powitanie wypowiadane jest z prawdziwym entuzjazmem. Jest w nim szczęście, radość ze spotkania.

Zresztą na ukraińskich wsiach w dzień powszedni do dziś usłyszymy zamiast „dzień dobry”: „Sława Isusu Chrystu”, czyli „Niech będzie pochwalony”.

Nabożeństwo wielkanocne może trwać nawet całą noc.

Kilkadziesiąt lat temu nabożeństwa odprawiano nocą, ponieważ ludzie – po zakończonym dniu pracy – schodzili z gór do cerkwi. Brałam udział w liturgii, która rozpoczęła się o godzinie 23.00 i skończyła jutrznią. O 5.00 rano usiedliśmy do stołu. Na Ukrainie świąteczne śniadanie spożywa się zaraz po poświęceniu pokarmu.

Kosze święci się przed cerkwią, nie wolno ich wnieść do środka. W przestrzeni sakralnej nie może być krwi, a ta jest przecież w wędlinach. Dawniej bardzo restrykcyjny był także okres postu. Nie jedzono nie tylko mięsa, ale także nabiału. Mleko zlewano do beczek, przerabiano na śmietanę i twaróg. Wielkanocne posiłki cieszyły ciało i duszę. Wreszcie można było poczuć się sytym.

Rytuały wykonywane na cmentarzu podczas Niedzieli Wielkanocnej albo tydzień po niej (zależnie od regionu) przypominają dziady.

W tradycji ukraińskiej i polskiej wierzenia chrześcijańskie mieszają się z przedchrześcijańskimi. Rytuały na grobach wywodzą się właśnie z czasów pogańskich. W Wielką Niedzielę oddaje się kult przodkom, to ukraiński odpowiednik Wszystkich Świętych. Odwiedza się groby i zostawia na nich pisanki. W Karpatach i na Huculszczyźnie na cmentarzu spożywa się nawet symboliczny posiłek. Ukraińcy wierzą, że ich dusze łączą się z duszami przodków. Zostają otoczeni ich opieką.

W tym roku także spędzi Pani Wielkanoc na Ukrainie.

Pamiętam, jak w 2015 r. byłam na Ługańszczyźnie. W Niedzielę Wielkanocną objechałam z pisankami i paską pierwszą linię frontu, czyli „zerówkę”. W tym roku chcę odwiedzić południowo-wschodni odcinek frontu. Żołnierze, którzy tam stacjonują i walczą, pochodzą z różnych części Ukrainy. Są daleko od domu. Nie mogą celebrować świąt z rodzinami. Uczyńmy to więc z nimi. Choćby symbolicznie. ©

OLGA SOLARZ jest ­etnolożką, ukrainistką, ­badaczką pogranicza polsko-ukraińskiego oraz ­elementów magicznych w przestrzeni społeczno-politycznej Ukrainy. Prezeska Fundacji Magia Karpat, autorka bloga „Magia ludowa Karpat”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2022