Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pytamy wciąż, co się stało z fundamentami etyki solidarności: jeden drugiego brzemiona noście. Czym jest brzemię? Niedostatkiem, który spycha człowieka na boczny tor - na pewno. Ale też czymś więcej: obojętnością, która nie pozwala na włączenie się w ruch. A więc na pewnym poziomie nawet nie tyle bieda, co nasze do niej podejście jest ciężarem dla tych, których życie biegnie "obok", na "marginesie".
To tylko słowa - pokusę ich nadmiaru rozbijamy na kolejnych stronach dodatku z okazji Roku Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym - ale jeszcze jedna metafora wydaje się istotna. Chcemy zobaczyć horyzont - widzimy przyciętą perspektywę. Chcemy zobaczyć człowieka - dostrzegamy tylko jego biedę. Brzemię zdaje się być końcem naszego patrzenia. Tymczasem jest inaczej: brzemię trzeba wziąć po to właśnie, by perspektywę odsłonić. Horyzont ukaże się, kiedy zniknie przeszkoda. Człowieka dostrzeżemy wtedy, gdy spojrzymy ponad biedą. Czy więc etyka solidarności zawodzi, bo bieda drugich odsłania naszą własną - a tej wolimy nie znać: tę ludzką biedę ducha, która zamyka drzwi przed innymi?
W chrześcijaństwie ruch dokonuje się w dwie strony. Tajemnica miłosierdzia polega na tym, że odsłania prawdę o człowieczeństwie w obdarowanym i w darującym. Nasze biedy z biedą są więc brzemieniem, które da się wspólnie dźwignąć. Pisząc w perspektywie ludzkiej biedy, chcemy pokazać horyzont.