Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wygląda się jak własny nieudany awatar z minionego tysiąclecia – prawda, od przycięcia do przycięcia, ale za to kichnięcie na ekran niegroźne, nie to, co w realu.
Twarz w formie pikseli – to jest problem. Ciężko kogokolwiek rozpoznać, ciężko się sobie zidentyfikować z samym sobą na obrazku, generalne who is who. Znaczy, w trybie telekonferencji, tele znaczy zdalnym. Oczywiście, dla najmłodszego pokolenia dysponującego najnowszymi filtrami twarz jest po prostu wypasioną maską, ale też raczej w trybie selfie, a nie zdalnej lekcji wuefu… Tak, tak, nie wymyśliłem sobie tej groteski: zgodnie z podstawą programową – jak ministerstwo zdalnie przykazało – w internetach odbywają się regularne zdalne lekcje wychowania fizycznego, podczas których polska młodzież z pasją zgłębia przepisy piłki siatkowej. Edukacja, głupcze! Jestem spokojny o przyszłość świata.
Drugi po obrazie problem telepracy to dźwięk. Tele- dźwięk znaczy. Czasem metaliczny, czasem wręcz heavy-metalowy, z elementami „Barbie Girl”, a często po prostu żaden. Wszystko randomowe, uzależnione od przeciążenia internetów. Robimy próbę z aktorami, ale gramy, jak nam serwery zaserwują. Regres po prostu, bez dreszczyku retro. Nie jest to poziom „Wolfensteina” ani wczesnego „Dooma” – chyba że z nazwy. No i ciągle stop-klaty. O stop-klatach podczas teleprób mógłbym pisać non-stop, ale nie uczynię tego z uwagi na troskę o moje i Państwa zdrowie, a przecież co jak co, ale zdrowie jest najważniejsze, zwłaszcza teraz. W tele- próbach „Zemsty rosyjskiej sieroty” przyświeca nam ma- ksyma mojego imiennika Johna Cage’a: „Traktuj błąd jako swego skrytego sprzymierzeńca”. W końcu, jak ludzie teatru wiedzą od Dariusza Szpakowskiego, gra się tak, jak przeciwnik pozwala, więc pozwalamy sobie działać zdalnie. Telepatycznie, homeopatycznie, zdolnie zdalnie gotowi. ©