Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W tej sprawie ścierają się ze sobą dwa zasadnicze poglądy, które trudno ze sobą pogodzić: z jednej strony pogląd, że nowoczesne państwo demokratyczne powinno być zdecydowanie neutralne światopoglądowo, a z drugiej pogląd akcentujący świadomość dziedzictwa Europy, która od stuleci postrzegała się jako kontynent chrześcijański, i to ten główny, najważniejszy. Nie powinniśmy zapominać, że np. w Stanach Zjednoczonych w szkole niewyznaniowej nigdy - podkreślam: nigdy - nie wisi na ścianie krzyż, a jednak to właśnie Stany Zjednoczone są jednym z najbardziej "religijnych" krajów świata. Mówiąc inaczej: fakt, że w ogóle doszło do takiego orzeczenia w sprawie szkolnych krzyży, pokazuje, że jest to problem europejski. Problem dotyczący zarówno samego orzeczenia, jak też - całkowicie zrozumiałego - oburzenia po tym, jak trybunał w Strasburgu je wydał.
Przykazanie neutralności światopoglądowej państwa zaczyna dziś podmywać, a nawet wypierać przykazanie poszanowania "chrześcijańskiej tożsamości" Europy. Reakcją Kościoła powinno być świadome pożegnanie z wyobrażeniem o "jedności ołtarza i tronu". Jest to trudne, gdyż w Europie wyobrażenie to kształtowało świadomość Kościoła i katolików od czasów cesarza Konstantyna [w 313 r. cesarz Konstantyn I Wielki, władający zachodnią częścią Imperium Rzymskiego, oraz, pod jego wpływem, cesarz Licinius, rządzący wschodnią częścią Cesarstwa wydali tzw. edykt mediolański, zapewniający chrześcijanom wolność wyznania, a wkrótce, w 380 r., cesarz Teodozjusz I Wielki ogłosił chrześcijaństwo religią państwową; zapoczątkowało to proces - trwający do XX w. - traktowania chrześcijaństwa w Europie jako religii państwowej i wspierania jej przez rządzących - red.].
Pomijając na chwilę to wszystko, orzeczenie trybunału w Strasburgu wydaje mi się zdumiewająco naiwne. Również w Europie świat życia codziennego, akceptowany przez państwo, jest pełen najrozmaitszych symboli, które można akceptować bądź odrzucać. Przykładowo: szkoły mają różnych patronów, także myślicieli, są np. szkoły imienia Immanuela Kanta. Załóżmy teoretycznie, że uważam tego myśliciela za mąciciela, który swoimi pismami sprowadzał ludzi na złą drogę, albo wręcz że postrzegam go jako głupka. Czy w związku z tym - zakładając, że muszę posyłać dzieci do tej właśnie szkoły, bo innej nie ma w pobliżu - powinienem wytoczyć sprawę sądową, domagając się, aby szkoła zmieniła patrona?
Przełożył WP
NIKOLAUS LOBKOWICZ (ur. 1931) jest filozofem z rodziny czesko-niemieckiej. Urodzony w Pradze, po objęciu władzy przez komunistów w 1948 r. uciekł do USA. W latach 1960-67 profesor filozofii na University of Notre Dame (USA), od 1967 r. wykładał na uniwersytecie w Monachium, a w latach 1976-83 był tam rektorem. W 1984 r. przeniósł się na Katolicki Uniwersytet Eichstätt i do 1996 r. był jego rektorem. Od 1994 r. jest dyrektorem Instytutu Studiów Środkowo- i Wschodnioeuropejskich na tej uczelni. W latach 1982-93 członek międzynarodowej grupy doradców przy Papieskiej Radzie ds. Kultury. Autor licznych książek; w pracy naukowej zajmował się m.in. sporem z marksizmem oraz relacją między wiarą i nauką.