Zwycięstwo przed bitwą

Prof. Ewa Wipszycka, historyk starożytności: Chrześcijanie tak głęboko wrośli w żywą tkankę społeczeństwa, że represje były mało skuteczne. Przy tych samych ulicach żyli obok siebie poganie i chrześcijanie, w rodzinach znajdowali się jedni i drudzy.

03.04.2012

Czyta się kilka minut

 / rys. Marek Tomasik
/ rys. Marek Tomasik

MARCIN ŻYŁA: Nie o datach chciałbym rozmawiać, lecz o tym, czym byłaby historia chrześcijaństwa, gdyby Konstantyn przegrał w 312 r. bitwę przy Moście Mulwijskim.

Przegrana w tej bitwie nie musiałaby uniemożliwić mu dalszej kariery cesarskiej. Mogę sobie wyobrazić, że kontynuowałby wyprawę italską, choć walka o władzę w sytuacji, w której nie zdobyłby Rzymu, byłaby bardzo utrudniona. Póki żył i miał do dyspozycji armię, jego losy nie były wcale przesądzone.

Bitwa przy Moście Mulwijskim ma znaczenie dla historii chrześcijaństwa nie z powodów militarnych, ale dlatego że był z nią związany moment nawrócenia Konstantyna. Wiemy, że przed bitwą stało się coś niesłychanie ważnego, coś, co zadecydowało o zwrocie cesarza ku chrześcijaństwu, o którym już wtedy musiał wiedzieć wiele, ale od którego był jeszcze daleki. Euzebiusz z Cezarei, historyk tych czasów, powołując się na rozmowę z Konstantynem, twierdził, że jeszcze przed wyruszeniem przeciw Maksencjuszowi, w Galii, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Konstantyn zobaczył na niebie znak w kształcie krzyża i napis: „W tym zwyciężaj”. Cesarz nie był jedynym świadkiem wizji, obserwowali ją też towarzyszący mu żołnierze. W nocy natomiast, we śnie, objawił się mu Chrystus i nakazał, by na znakach wojskowych umieścił krzyż i posługiwał się nim w czasie bitew. Inny autor, Laktancjusz, wychowawca jednego z synów Konstantyna, pisał o tym, że wizja miała miejsce w nocy przed bitwą. Bóg nakazał cesarzowi umieszczenie na tarczach caeleste signum, „znaku niebiańskiego” – chryzmonu. Nie ulega wątpliwości, że niezależnie od tego, co i kiedy widział Konstantyn, był on przekonany, iż zwycięstwo zawdzięczał chrześcijańskiemu Bogu. Jego religijny zwrot nastąpił nagle.

Czy w dniu, w którym starł się z Maksencjuszem, Konstantyn był już chrześcijaninem?

Uważam, że tak. W owych czasach istniały różne stopnie bycia chrześcijaninem. Wiara w jednego Boga, do którego Konstantyn zwrócił się z prośbą o pomoc i w imię którego rozpoczął bitwę, była chrześcijańska.

Cesarz do końca życia uczył się nowej religii i stopniowo przyjmował za swoje kolejne jej prawdy. Chociaż zwlekał z przyjęciem chrztu, nie osłabiało to jego związków z nową wiarą. Jego chrzest na łożu śmierci w oczach niektórych historyków stanowi poważny argument za instrumentalnym – żeby nie powiedzieć: cynicznym – traktowaniem chrześcijaństwa przez Konstantyna. Takie poglądy nie mają jednak sensu. Wiemy, że w IV w. ludzie często odkładali moment przyjęcia chrztu, gdyż widziano w nim akt usuwający wszelkie grzechy. Pokusa stanięcia przed niebieskim trybunałem bez najmniejszych obciążeń była wielka.

Jak potoczyłyby się losy chrześcijaństwa, gdyby Konstantyn nie tylko przegrał tę bitwę, ale w niej zginął?

Nie wiemy, jak wobec chrześcijan postąpiłby Maksencjusz. Warto jednak przypomnieć, że przeciwnik Konstantyna, którego cesarska propaganda opluwała potem z wielką przyjemnością, już na sześć lat przed bitwą skończył z prześladowaniami chrześcijaństwa. Był fundatorem pierwszej bazyliki w Rzymie i zwracał kościołom to, co zostało skonfiskowane podczas prześladowań. W 311 r., na rok przed bitwą przy Moście Mulwijskim, poganin Galeriusz – cesarz Wschodu – wydał dekret tolerancyjny.

Innymi słowy: cesarstwo w tamtym okresie pogodziło się już z obecnością chrześcijaństwa. Jestem przekonana, że los tej religii rozstrzygnął się wcześniej, jeszcze przed ostatnimi prześladowaniami z lat 303–311. Gminy chrześcijańskie były wszechobecne i na tyle liczne, że nie było już odwrotu. Na długo przed bitwą przy Moście Mulwijskim zaszły najważniejsze zmiany w organizacji Kościoła i jego formach pobożności. Gdyby nie Konstantyn, proces chrystianizacji cesarstwa mógłby przebiegać wolniej. Ale logika relacji między zwyciężającą religią a władzą państwową zrobiłaby swoje.

Całkowite pozbycie się chrześcijan nie było wtedy możliwe?

Nie. To było już oczywiste przed prześladowaniami wszczętymi z inicjatywy Dioklecjana w 303 r. Chrześcijanie tak głęboko wrośli w żywą tkankę społeczeństwa, że represje, nawet te prowadzone na dużą skalę, były w sumie mało skuteczne. Przy tych samych ulicach żyli obok siebie poganie i chrześcijanie, w rodzinach znajdowali się jedni i drudzy. Obie strony przestrzegały zasad milczącego kompromisu, pozwalającego wszystkim żyć w pokoju. Bywały od tego odstępstwa, wybuchy gwałtownego gniewu, pogromy, ale nie stanowiły one normy.

Gdyby chrystianizacja cesarstwa stała się faktem później, z mniejszą pomocą władzy, niewykluczone, że poganie broniliby się dłużej. Warto podkreślić, że cesarskie interwencje na rzecz Kościoła w IV w. nie przybierały postaci prześladowań pogan. Chrześcijaństwo nie zwyciężyło dlatego, że po jego stronie stanął cesarz ze swoimi środkami represji. Nawet najpotężniejszy władca starożytności nie mógł zmusić swych poddanych do zmiany religii. Mógł zachęcać, dawać przywileje, szykanować w środowiskach od niego zależnych. Jeśli jednak ludność w jakimś miejscu chciała nadal składać ofiary starym bogom, zakazy i nakazy nie działały. Zaczęły być skuteczne dopiero wtedy, gdy liczba pogan drastycznie się skurczyła.

Źródła egipskie z tamtych czasów, które Pani bada od wielu lat, są o tyle niezwykłe, że pokazują życie z perspektywy zwykłych mieszkańców. Co z nich wynika?

Teksty papirusów – listy, bieżące zapiski, dokumenty administracyjne – napisane z myślą o sprawach codziennych i porzucone beztrosko na śmietnikach, przekonują nas, że chrześcijanie nie kryli się ze swoją wiarą, nie uciekali do katakumb, aby się modlić. Przynajmniej w Egipcie nie byłoby to możliwe. Miejscowości miały zabudowę tak gęstą, że sąsiedzi wiedzieli o sobie nawzajem wszystko, zaglądali sobie i do garnka, i do łoża. Gdy przychodziło pogańskie święto, od razu było widać, kto nie bierze w nim udziału.

Czy to edykt mediolański z 313 r. zapoczątkował sojusz „tronu z ołtarzem”?

Ów sojusz zaczął się wcześniej, przynajmniej w odniesieniu do Konstantyna. Gdy cesarz stał się chrześcijaninem, zaczął popierać Kościół przy pomocy środków, które były w jego dyspozycji – np. zwolnień podatkowych dla duchownych. Dawał im subwencje, środki przeznaczone dla ubogich, a w miejscach ważnych dla chrześcijaństwa zaczął budowę bazylik. Nie miał powodu, by postępować inaczej, skoro wierzył, że chrześcijański Bóg jest jego opiekunem. Biskupi byli pełni entuzjazmu. Skąd wtedy mogli wiedzieć, jak niebezpieczne jest uzależnienie się od władzy świeckiej?

Jacy byliby Europejczycy, gdyby nie nawrócenie Konstantyna?

Myślę, że dokładnie tacy sami. Karty zostały rozłożone już wcześniej. Choć cywilizacja antyczna trwała jeszcze przynajmniej dwa wieki, chrześcijaństwo było innowacją, która z czasem zmieniła wszystko. Gdyby pierwszym chrześcijańskim władcą stał się ktoś inny, a nie Konstantyn, być może inne byłyby formy cesarskich interwencji w spory doktrynalne wewnątrz Kościoła. Konstantyn bowiem reagował namiętnie: pragnął, aby świat chrześcijański był zjednoczony, ludzie słuchali nakazów Ewangelii, obchodzili Wielkanoc w tym samym dniu, słuchali tych samych biskupów i modlili się do tego samego Boga o bezpieczeństwo imperium. Nie rozumiał konfliktów doktrynalnych między biskupami. Kiedy na pierwszym w dziejach świata chrześcijańskiego soborze w Nicei w 325 r. znaleźli się hierarchowie, którzy nie przyjęli uchwalonej tam deklaracji wiary, wysłał ich na wygnanie.

Inna rzecz, że kiedy opozycjoniści – wśród nich m.in. Ariusz – zadeklarowali, że są jednak gotowi podpisać postanowienia nicejskie, cesarz wywarł ogromny nacisk na Kościół, by przyjąć ich z powrotem, co fatalnie wpłynęło na jego opinię. Ostatecznie szczęśliwie Ariusz wcześniej umarł – jak chce legenda, wypadły z niego wnętrzności w latrynie. Rozumie się, że wielki heretyk nie może umrzeć spokojnie...

Utarło się przekonanie, że to Konstantyn uczynił chrześcijaństwo religią państwową.

W rzeczywistości stało się tak dopiero pod koniec IV w., za panowania Teodozjusza, który wydał kilka edyktów zakazujących oddawania czci starym bogom. Od tej pory nie wolno już było sprawować jakichkolwiek form pogańskiego kultu, nawet wrzucać do płomieni kilku ziaren kadzidła. To Teodozjusz uczynił katolicki wariant chrześcijaństwa obowiązkowym dla wszystkich. Wszyscy heretycy mieli odtąd podlegać ciężkim represjom. I Teodozjusz takie represje wprowadził. Wszystko to stało się jednak dopiero 55 lat po śmierci Konstantyna.

Panowanie Konstantyna było znaczące dla przyszłego kształtu chrześcijaństwa. Potem, z tych samych powodów, ważny jest czas, w którym władzę sprawował Teodozjusz – gdy chrześcijaństwo stało się rzeczywiście religią państwową. Ale najważniejszych zmian w tej religii nie da się przypisać określonej dacie. Stąd taki kłopot z alternatywną historią tej religii.

W książce „Kościół w świecie późnego antyku” pisze Pani: „Szukanie religijnych dróg nikomu nie dawało przywileju natychmiastowej nieomylności. Jesteśmy dziedzicami wszystkich stron, które uczestniczyły w ówczesnych kontrowersjach”.

W tych słowach nacisk położyłam na „szukanie religijnych dróg”. Szuka się po dzień dzisiejszy. Pewne elementy wiary, kultu i obyczaju stają się mniej ważne i obumierają, pojawiają się nowe. To wielkie szczęście i bogactwo zachodniego chrześcijaństwa, że tak jest. Ze zgrozą myślę o dostojnikach Kościoła koptyjskiego, którzy szczycą się swoim radykalnym konserwatyzmem, właśnie tym, że niczego nie zmieniają. Chrześcijanie poszukujący nie muszą iść dokładnie tymi samymi drogami, dochodzić do identycznych wniosków. Historia – możemy również powiedzieć: Opatrzność – sprawiła, że zwycięzcy często czerpali z dorobku przegranych.

Czy wyobraża sobie Pani Europę bez chrześcijaństwa?

Na szczęście nawet w ramach historii alternatywnej nad Europą i chrześcijaństwem nie zastanawiałam się nigdy rozłącznie...


Prof. EWA WIPSZYCKA (ur. 1933) jest historykiem starożytności i papirologiem. Specjalizuje się w dziejach Egiptu okresu greckiego i historii chrześcijaństwa w okresie późnej starożytności. Wydała m.in. pracę „Kościół w świecie późnego antyku” (2006).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2012