Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mówił do Lecha Wałęsy, otoczonego w pierwszym rzędzie tłumem kamer i dziennikarzy, ale mówił także do Pani, siedzącej bardziej w głębi. A ja sama nie miałam odwagi do Pani podejść i powiedzieć, jak wielka jest ta nasza wdzięczność, którą przez tygodnie poprzedzała troska i niepokój o was oboje i o wszystkich strajkujących stoczniowców, bliskich jak rodzina.
Potem już tylko czytałam o Pani i słuchałam czasem Pani wypowiedzi. W miarę jak płynął czas, coraz mocniej uderzała w nich gorycz, która stała się wreszcie nutą dominującą. Bardzo trudno było się z tym pogodzić, bardzo trudno to zrozumieć. Nadchodził czas świętowania Solidarności, a ta nuta goryczy u Pani, jednego z symboli Solidarności, nie znikała. Trzeba było stawiać sobie pytania, co przegraliśmy i dlaczego jest tak, jak jest.
Wczoraj, kiedy wyczytano po raz pierwszy Pani nazwisko na tragicznej liście pielgrzymujących na cmentarz katyński, pielgrzymów, którym nie dane było dolecieć i złączyć się w modlitwie z ofiarami sprzed siedemdziesięciu lat, odebrałam tę wiadomość w poczuciu, że jakaś najgłębsza tajemnica właśnie się dopełniła. Najpierw w tym, że tam, tuż przed cmentarzem katyńskim dobiegło kresu Pani życie. A nadto w tym, że po drugiej stronie, gdzie teraz Panią znajduję, nie ma już, Bogu dzięki, miejsca na gorycz, że otacza Panią pokój, w którym rozplątane zostały wszystkie zapętlenia wcześniejszych doświadczeń i unieważnione wszystkie ziemskie porachunki.
Niewiele pociechy możemy znaleźć w dniach, które biegną od ostatniej soboty. Ale tajemnica, która Panią objęła, jest jak zapalona lampka nagrobna. Jedyne światełko.