Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Tygodnik" opublikował (nr 4/07) , który przyznał się do współpracy z KGB. Michajłow opisał, w jaki sposób został zwerbowany, jak go szantażowano i jakie miał problemy na uniwersytecie, kiedy próbował wywikłać się ze współpracy. Po przyjeździe do Polski postanowił wszystko opowiedzieć dziennikarzom "TP".
Michajłow przyznał się do współpracy z KGB także na swojej stronie internetowej, czytanej na Białorusi, a dyskusja internautów, jaka potem rozgorzała, była dość typowa: część pochwaliła decyzję Michajłowa, ale było też wiele gniewnych głosów tych, którzy zarzucili Michajłowowi zdradę opozycji.
Częściowo rozumiem tę złość. To zawsze szok: dowiedzieć się, że ktoś zdradził przyjaciół. Niedawno uczestniczyłam w dyskusji na temat byłych współpracowników czechosłowackiej bezpieki, rozpracowującej "Kartę 77", którzy po 1989 r. przyznawali się dopiero wtedy, kiedy ujawnione zostały już materiały z archiwów. Od 17 lat żyjemy w wolnym kraju i mieliśmy dużo czasu, by uporać się ze starymi zdradami. Ale widocznie to nie takie proste.
Rozumiem, w jak ciężkim położeniu jest Michajłow: KGB mu tego nie wybaczy i dlatego potrzebuje solidarności środowiska. Należy powstrzymać emocje, nie potępiać go, ale starać się mu pomóc. Z pewnością nie braknie tych, którzy nie będą już zdolni zaufać Michajłowowi. Ale, z drugiej strony, oni nie muszą mu o wszystkim mówić. Zgoda na współpracę z KGB czy z jakąkolwiek inną komunistyczną służbą specjalną to błąd życiowy. Ale trzeba dodać, że pracownicy służb specjalnych dobrze wiedzą, czym i jak ludzi cisnąć. Wiedzą, że nie każdy jest w stanie wytrzymać tę presję. O tym dowiadujemy się dziś, nawet w wolnych społeczeństwach.
Najmądrzejszym wyjściem z tej nieprzyjemnej sytuacji jest to, co zrobił Michajłow. Współpracownik, który się przyznał, już nie będzie przydatny służbom specjalnym. W przypadku 20-letniego studenta z opozycyjnymi poglądami to niemal na sto procent pewne!
Znam kilka takich przypadków w czechosłowackim ruchu dysydenckim. Reakcje były podobne: jedni się oburzali, inni przyjmowali ludzkie pomyłki ze zrozumieniem. Jednak znam i przykłady, kiedy ludzie próbowali uniknąć współpracy z bezpieką, ale nie powiedzieli przyjaciołom, co się stało. W takich przypadkach prześladowania przez tajniaków były szczególnie ostre. Drugi wariant - kontynuacja współpracy ze strachu, żeby przyjaciele i koledzy nie porzucili człowieka, nie odwrócili się - jest na pewno najgorszym, jaki można przyjąć w takiej sytuacji.
Bo panowanie Łukaszenki na Białorusi nie będzie wieczne i archiwa KGB zostaną kiedyś otwarte.
PETRUŠKA ŠUSTROVÁ jest publicystką, w latach 1969-71 więziona za działalność opozycyjną. Sygnatariuszka "Karty 77", w latach 90. wiceminister spraw wewnętrznych Czech. Powyższy tekst został opublikowany w białoruskim tygodniku "Nasza Niwa".