Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W styczniu rozmawialiśmy z Władysławem Michajłowem, stypendystą programu im. Kalinowskiego, ufundowanego przez polski rząd dla represjonowanych Białorusinów. Michajłow przyznał się nam do współpracy z białoruskim KGB. Weryfikowaliśmy podawane przez niego informacje. Nie wszystko można było sprawdzić, ale to, co zdołaliśmy ustalić, potwierdzało jego wyznania. Zdecydowaliśmy się na publikację wywiadu. Pisaliśmy wtedy: "Możliwe są też inne motywy jego zachowania. Bierzemy je pod uwagę, pytamy również ekspertów i podejmujemy ryzyko. Zakładamy dobrą wolę naszego rozmówcy i to, że mamy do czynienia nie z funkcjonariuszem systemu, lecz jego ofiarą".
Teraz Michajłow zdecydował się wyjechać na Białoruś, a w ubiegły czwartek wystąpił w propagandowym programie telewizyjnym "Panorama". Oskarżył w nim Polaków o zmuszanie go do demonstracji pod białoruską ambasadą (by w ten sposób odpracować stypendium). Twierdził, że przyszło mu żyć w nieludzkich warunkach.
Wyjazd z Polski i wystąpienie w telewizji nie były zaskoczeniem: po publikacji wywiadu utrzymywaliśmy z Michałowem kontakt i staraliśmy się zapewnić mu bezpieczeństwo (m.in. kontaktując go z Fundacją Helsińską). Jednak wkrótce jego stan psychiczny i zachowanie zaczęły budzić nasz niepokój. Oskarżał kolegów ze stypendium o współpracę ze służbami. Twierdził, że jest śledzony przez białoruskie KGB. Dziwne zdarzenia wokół Michajłowa potwierdzali też inni. Gdy dziennikarz Radia Swaboda Aleksiej Dzikawicki umówił się z nim na rozmowę, pojawili się jacyś mężczyźni i zaczęli ich nachalnie filmować. Później Michajłow obsesyjnie informował nas o podobnych wydarzeniach. Od pewnego momentu zaczął mówić o chęci opuszczenia Polski. Zapowiadał, że zgłosi się do białoruskiej ambasady i wyjedzie w dyplomatycznym samochodzie. Twierdził, że woli współpracować z KGB niż z CIA, do czego jest zmuszany w Polsce. Jego "rewelacje", świadczące, że znajduje się w stanie psychozy, zostały zarejestrowane na dwa dni przed jego wyjazdem z Polski.
Możliwe są dwa wyjaśnienia. Pierwsze: Michajłow od początku był sterowany przez białoruskie KGB. Drugie: po przyjeździe do Polski chłopak rzeczywiście próbował zerwać współpracę, ale potem, naciskany, poddał się i dał się wykorzystać przez propagandę.
DLA "TYGODNIKA":
Mariusz Maszkiewicz, doradca premiera ds. Wschodu:
Mimo wszystko uważam, że opublikowanie wyznania Michajłowa było dobrą decyzją. Chłopak mógł być wtedy szczery, ale zaraz po wywiadzie białoruskie służby zaczęły go nękać. A on miał słaby charakter, przeżywał stres, tęsknił za ojczyzną i był podatny na manipulację. Widziałem go niedługo przed jego wyjazdem. Był w złym stanie psychicznym.
Paweł Mażejka, sekretarz prasowy Aleksandra Milinkiewicza:
W wywiadzie dla białoruskiej telewizji Michajłow kłamał. Zaszkodził ludziom, o których mówił. Chyba pogubił się w życiu. Świadomie czy nie, dał się wykorzystać. Na Białorusi działa ogromna maszyna propagandy. Bezwzględnie wykorzystuje młodych ludzi, gra na ich naiwności. Jednak jeśli celem tego wywiadu było uderzenie w ruch demokratyczny na Białorusi, zdyskredytowanie liderów i aktywistów, to plan się nie powiódł. Ludzie od dawna nie szukają prawdy w państwowych mediach. Reżimowi zależy na rozłamie wśród "kalinowców", wprowadzeniu w środowisku szpiegomanii. Najważniejsze, żeby się temu nie poddali. Nie zaczęli szukać wśród siebie kolejnych Michajłowów.