Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po wtóre: że zaufałem wynikom kontroli władz miasta, miast po prostu skontaktować się z depozytariuszami prawdy - pp. Krzemińskim i Szczepaniukiem. Otóż - moim zdaniem - nie zasługuje na zaufanie dziennikarz, który rozpoczyna swój artykuł pomówieniem, powołaniem się na plotę, bezzasadnym oskarżeniem - jak to uczynili pp. Krzemiński i Szczepaniuk, którzy teraz płaczliwie żalą się na epitety, jakimi jakoby ich obrzuciłem. Zgadzam się natomiast, że w Polsce za taki proceder trudno kogoś pociągnąć do odpowiedzialności. W szczególności dziennikarza. A przydałoby się.
Po trzecie: że naśmiewam się. Naśmiewam się, że ktoś (w tym przypadku architekt) sprzedał kamienicę ze 100-procentowym zyskiem. Wcale nie naśmiewam się, bo nie wiem, z jakim zyskiem sprzedał, i nic mnie to nie obchodzi, tak jak nie obchodzą mnie źródła dochodów pp. Krzemińskiego i Szczepaniuka. Wiem natomiast, bo sprawdziłem, że - wbrew krętaczemu opisowi dokonanemu przez dziennikarzy - sprzedał ją firmie X, której nie wydał pozwolenia na budowę. Było tak: firma X uzyskała decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowaniu terenu pół roku przed objęciem przez Borowskiego stanowiska architekta m.st. Warszawy; decyzja została, jak to często bywa, zaskarżona przez sąsiada, następnie zaś utrzymana w mocy przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Kto zna prawo i je szanuje, wie, że w tej sytuacji pozwolenie na budowę powinno być wydane. Panowie Krzemiński i Szczepaniuk piszą: “Carl Cederschiöld - do 2002 r. burmistrz Sztokholmu - nie miał problemu z kwalifikacją czynu Borowskiego, mówiąc »Rz«, że po takiej transakcji natychmiast usunąłby architekta ze stanowiska". No a jak mógł mieć wątpliwości, skoro zaufał podsuniętemu przez dziennikarzy nieprawdziwemu opisowi sytuacji? A dlaczego zaufał? Pewnie dlatego, że są takie kraje, gdzie dziennikarstwo jest zawodem wzbudzającym zaufanie... Cóż, co kraj, to obyczaj!
Po czwarte: że manipuluję liczbami. Ja zaś powtórzę, że na 40 tysięcy pozwoleń wydanych w Warszawie, Dom Architektury otrzymał trzy. Byłoby dobrze, gdyby pp. Krzemiński i Szczepaniuk dowiedzieli się, jakich projektów dotyczyły te pozwolenia i jaki jest ich (promilowy) udział w inwestycjach warszawskich. Wtedy czytelnicy “TP" i (mam nadzieję) “Rzeczpospolitej" zyskaliby pewność, kto manipuluje i w jaki sposób. Nie wątpię, że przyjdzie czas, gdy dowiemy się czegoś interesującego na temat głębszych przyczyn tych manipulacji.
Po piąte: że nie wspominam. Skarżą się mianowicie pp. Krzemiński i Szczepaniuk, że nie wspomniałem o nieścisłości w ich artykule, którą - wiarygodni i prawdomówni - natychmiast sprostowali. Jest to bowiem dowód na ich zawodową rzetelność. Przepraszam. Jest mi przykro. Bardzo przykro. Moja wina. Moje obite, obolałe piersi. Naprawię błąd. Natychmiast! Otóż w “Rzeczpospolitej" z 19 sierpnia przeczytałem, że ceniony architekt Jerzy Bogusławski miał dostać zlecenie na projekt budynku na rogu Gagarina i Sieleckiej od firmy Mostostal Invest. Mostostal Invest nieoczekiwanie zrezygnował z jego usług i zlecił projekt żonie Jana Grochowskiego (pracującej wówczas w Domu Architektury), przyjaciela Borowskiego. Prezes firmy miał ponoć tłumaczyć zaskoczonemu Bogusławskiemu, że wybór Grochowskiej “gwarantuje większą efektywność postępowania administracyjnego". Wszystko jasne jak na dłoni, prawda? Tyle tylko, że skłamane. 22 sierpnia 2005 r. “Rzeczpospolita" otrzymała list od architekta Jerzego Bogusławskiego: “W związku z zamieszczoną w Waszym piśmie (...) informacją o rzekomej rezygnacji z moich usług przez Mostostal Invest informuję, że dla firmy Mostostal Invest wykonałem pełną dokumentację architektoniczno-budowlaną, na którą otrzymałem decyzję o pozwoleniu na budowę (...). Cytowana przez autorów artykułu rozmowa pomiędzy inwestorem a mną nigdy nie miała miejsca. Uprzejmie proszę o wydrukowanie powyższego listu". Oczywiście list nie został opublikowany. Opublikowane zostało natomiast sprostowanie podpisane przez pp. Krzemińskiego i Szczepaniuka. Dziennikarze napisali w nim, że “...przytaczając tę historię, której prawdziwość Jerzy Bogusławski ponownie potwierdził w rozmowie z »Rz«, pomyliliśmy firmę. Nie chodziło bowiem o Mostostal Invest ani o jej prezesa, tylko o inną firmę (...) Za ten błąd spółkę i prezesa Mostostal Invest serdecznie przepraszamy". Ale i to sprostowanie jest kłamliwe! I w tej sprawie do “Rzeczpospolitej" wpłynął 30 sierpnia następny list arch. Bogusławskiego. “Napisałem (...) list prostujący błędy w artykule »Pomocna dłoń architekta« (...) Następnego dnia zadzwonił do mnie redaktor Jacek Krzemiński z prośbą o komentarz do mojego listu. Ponieważ w dalszym ciągu jestem na urlopie, zaproponowałem mu spotkanie w mojej Pracowni w pierwszym tygodniu września (...) Wydawało mi się, że ta prywatna rozmowa telefoniczna doprowadzi do spotkania, które zaowocuje rzetelnym...". Z tego, co wiem, nie doprowadziła. Wiem też - z ust arch. Bogusławskiego - że w rozmowie telefonicznej z p. Krzemińskim nie potwierdził prawdziwości historii, wbrew temu, co “Rzeczpospolita" opublikowała w sprostowaniu. Tyle o przyczynach mego rozbawienia.
Panom Krzemińskiemu i Szczepaniukowi życzę dalszych sukcesów w działalności okołomedialnej.
Michał Komar