Polskiego nie znacie?

Łemko Stefan Hładyk zawsze marzył: "Jak się ojcu nie uda dojść do porozumienia z Polakami, to mnie się musi udać. Dziś Polacy z Bielanki mówią do Łemków: "Tu jest Polska. A jak się nie podoba, to won!.

26.02.2008

Czyta się kilka minut

Wieś Bielanka w powiecie gorlickim, luty 2008 r. / for. Jacek Taran /
Wieś Bielanka w powiecie gorlickim, luty 2008 r. / for. Jacek Taran /

Awantura wokół Bielanki - łemkowskiej wioski w Beskidzie Niskim - rozpoczęła się od pomysłu wprowadzenia dwujęzycznej nazwy miejscowości.

Przy wjeździe do wsi miał stanąć drogowskaz z napisami: po polsku - Bielanka, po łemkowsku - Bilanka, cyrylicą. Nazwa pochodzi od potoku o jasnej, biłej wodzie. Na podwójne nazewnictwo pozwala ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym.

Podczas konsultacji społecznych, które odbyły się w sprawie nazwy, na 63 głosujących za były 32 osoby, przeciw - 31.

Stefan Hładyk ze Zjednoczenia Łemków piękną polszczyzną mówi, że teraz powinna zwyciężyć demokracja. Na razie zamiast demokracji rodzi się wrogość i odżywają dawne spory. A Bielanka to jedynie poligon doświadczalny, bo w sprawie wprowadzenia dwujęzycznych nazw wypowiedzieli się pozytywnie wójtowie gmin: Uście Gorlickie, Sękowa, Ropa i Gorlice.

Po coś tu przyjechał

W Bielance czas dzieli się na ten przed wypędzeniem i po wypędzeniu. Mowa o akcji "Wisła", kiedy Łemków, zamieszkujących to miejsce od pokoleń, przesiedlono na tzw. Ziemie Odzyskane.

Starsi mieszkańcy wspominają czasy przedwojenne, gdy w wioskach Beskidu Niskiego panował spokój. Były mieszane małżeństwa: prawosławne i katolickie. Ludzie umieli żyć razem. Starsza kobieta, Polka (nie chce się przedstawić) opowiada:

- Do kościoła razem chodziliśmy, umiem się modlić jak oni, umiem czytać, śpiewać w ich języku. Ta nazwa historyczna jest też moja, ja się w tej kulturze wychowałam. Moja mama tu w zgodzie 88 lat przeżyła.

Trudno uwierzyć, że Stefan Hładyk ma 60 lat. Wygląda młodo, ma czarne kędzierzawe włosy, urodził się po akcji "Wisła", jego rodzinę przesiedlono z Kunkowej - wioski koło Uścia Gorlickiego - w Lubuskie. Choć nie przeżył wypędzenia, potrafi je odtworzyć chwila po chwili. Tamte wydarzenia, opowiadane przez ojca, wryły mu się w pamięć. Był rok 1947, ciepły wiosenny dzień, ojciec Hładyki pędził bydło, jadąc wierzchem. Nagle wyrośli przed nim wojskowi.

- Ty skur... Ukraińcu, stój! Krowy dostarczasz UPA do lasu - usłyszał Hładyk. Wiedział, co się święci. Ubłagał wojskowych, by pozwolili mu zabrać z gospodarstwa najpotrzebniejsze rzeczy. Zapakował sześć worków jęczmienia i wyruszył w przymusową podróż z żoną i sześciomiesięczną córką. Zostawił ojcowiznę. Coś w nim pękło na całe życie.

W domach Łemków zamieszkali Polacy.

Hładykowie dotarli do Górecka w Lubuskiem. Trzeba było rozpocząć wszystko od nowa.

- Tata przybył na ziemie zachodnie z piętnem bandyty. Jak okradli miejscową mleczarnię, od razu, bez żadnego śledztwa aresztowali właśnie jego. Bo kto to mógł zrobić, jak nie Ukrainiec - opowiada Hładyk.

Ich dom na wygnaniu podtrzymywał tradycje. Mówili w swoim języku, na ścianie powiesili portrety przodków i prawosławny krzyż.

Pierwsze Boże Narodzenie na wygnaniu. Mama Stefana po cichu krząta się przy kuchni, ale rodzina nie może zasiąść do uroczystej wieczerzy. W domu siedzi pracownik UB. Ma sprawdzić, czy aby Hładykowie nie tkwią przy prawosławnym obrządku. O 22.00 rodzina nie wytrzymuje i zaczyna świętowanie wigilii. Urzędnik wychodzi. Już wie, co ma napisać.

Hładykom trudno żyć wśród obcych. Co prawda są życzliwi Polacy, jak rodzina, która zaprasza ich na chrzciny najmłodszego dziecka, ale zaproszenie więcej przynosi kłopotów niż pożytku. Na chrzcinach kilku chłopów sporo wypiło i Hładyk usłyszał: "Ty skur... Ukraińcu! Po coś tu przyjechał? Kosę masz pewnie pod łóżkiem, chcesz nas tu wyrżnąć".

Ojciec Hładyki wrócił do domu i podparł drzwi, by było trudniej je wyważyć. W nocy usłyszał pukanie do okna i głos Polaka: "Ty Hładyk, jesteś tam?".

Hładyk: - Otóż ten Polak sprawdzał, czy ojciec jest w domu, bo się bał, że zaczaił się na niego w krzakach z tą kosą. Takie były wzajemne lęki. My baliśmy się ich, oni nas. Te nastroje umiejętnie podgrzewała komunistyczna propaganda. Ukrainiec był tym złym: "nacjonalistą", "faszystą", "obcym".

Trudno się żyło bez Cerkwi Prawosławnej, części ich kultury.

Hładyk: - Tata się dowiedział, że w pobliskiej wiosce jest ksiądz prawosławny, który ukrywając się, służy w kościele katolickim. Przed Wielkanocą tata załadował na wóz koszyczek z jedzeniem i poprosił księdza, żeby je poświęcił. Ten prośbę ojca spełnił. Niestety, wszystko obserwowali tajniacy. Księdza i naszą rodzinę spotkały represje.

Wróćmy do siebie

Hładyk: - Rodzice na wygnaniu myśleli tylko o powrocie.

Z rokiem 1956 przychodzi częściowa odwilż. Rodziny łemkowskie żyjące na wygnaniu spotykają się i snują marzenia.

- Uzgadniali powrót. Jako dziecko słyszałem nieraz, jak podnieceni dyskutowali: "Wróćmy do siebie", "Jak ty wracasz, to ja też wracam" - opowiada Hładyk.

Hładykowie zdecydowali się na powrót w 1956 r., przed katolickim Bożym Narodzeniem. Trzymała sroga zima. Gospodarz, który zajął dom Hładyków, zwodził ojca Stefana. Raz chciał sprzedać gospodarstwo, potem się rozmyślał. Przez trzy lata Hładykowie mieszkali w rodzinnych stronach, kątem u znajomych gospodarzy. Stefan siedział w szkolnej ławie z Marianem, synem Polaka, który zamieszkał w ich domu, w Kunkowej. Pamięta, że jako chłopiec mówił mu: "Marian, jak się pokoleniu naszych ojców nie uda dojść do porozumienia, to nam się to musi udać. Jak będziesz sprzedawał kiedyś nasze gospodarstwo, to zgłoś się do mnie, odkupię".

Kiedy rodzina Hładyków się przekonała, że powrót nie jest możliwy, zdecydowali się osiąść na Śląsku.

I tu nie czuli się pewnie, obwąchiwali się z miejscowymi. W szkole dzieci mówiły charakterystyczną gwarą, Hładyk literacką polszczyzną. Wychowawczyni dawała go za wzór, co rozsierdzało podrostków. Ale właśnie tu przeżył 30 lat.

- Na Śląsku urodziły się moje dzieci - opowiada. - Ale nie pozwoliliśmy, by groby naszych bliskich były na obcej ziemi. Przywiozłem w rodzinne strony ciało babci i taty, tu spoczęli. Tata zmarł dwa lata przed naszym powrotem. Ja osiadłem w Bielance, wżeniłem się. Mój brat wykupił ojcowiznę, szkoda, że z ponad 18 hektarów zostały tylko dwa.

On nie stąd

Sołtys, Julian Necio, z pochodzenia Łemko, nie rozumie, dlaczego ludzie sprzeciwiają się pisaniu nazwy Bielanki w cyrylicy.

- Żyjemy razem, modlimy się w jednej świątyni - przekonuje. - To jest weto bez podawania argumentów. "Nie, bo nie".

Polacy z wioski nie chcą pod nazwiskiem powiedzieć, dlaczego im się nie podoba wprowadzenie dwujęzycznej nazwy. Chodząc od domu do domu, nie sposób przekroczyć progu. Przez drzwi można jedynie usłyszeć: "Ja czasu nie mam na rozmowy, krowy muszę oporządzić", "Nic nie powiem".

W ładnym domu z zadbanym obejściem otwierają się drzwi, ale znów rozmawiać można tylko w sieni.

- A co, Łemkowie niby czytać po polsku nie umieją? Tu jest Polska, u siebie jesteśmy, niepotrzebna nam cyrylica - tłumaczy kobieta w średnim wieku.

Nie rozumie tego najstarsze pokolenie mieszkające w Bielance, dla którego koegzystencja dwóch kultur jest czymś naturalnym. Matka kobiety, która tak sprzeciwia się dwujęzycznej nazwie, mówi: - Nie powinnaś się tak, córciu, unosić. Ich trzeba uszanować. Ich stąd wygnano, to była ich ziemia, na której wszyscy razem żyliśmy.

Kiedy przywołuje się argumenty Hładyki, że nazwa w dwóch językach ma odzwierciedlać historię Bielanki, można tylko usłyszeć: "A Hładyk się tu nie urodził, on nie stąd. Co ma do gadania? Zresztą oni biedni nie byli, na zachodzie przepiękne ziemie dostawali".

Piotr P., z Rady Sołeckiej: "Jak wy dużo wiecie! Tak, przeciw jestem, a czemu, to jest moja osobista sprawa".

Polacy się boją, że nastąpi eskalacja roszczeń ze strony łemkowskiej: że dziś chcą nazwy, jutro przyjdą po ich domy.

Hładyk: - Najgłośniej krzyczą ci, co mieszkają w połemkowskich domach. Ale przecież nic im z naszej strony nie grozi. Kto chciał na swoją ziemię wracać, to już wrócił. Ludzie odbywają tu raczej podróże sentymentalne, nawet z zagranicy przyjeżdżają na Watrę czy Wielkanoc.

Hładyk jest rzecznikiem oswajania Polaków z kulturą łemkowską. Jako radny postulował wprowadzenie w szkołach nauczania o mniejszościach.

- Lękiem reaguje się na nieznane. Gdyby w ramach lekcji tłumaczyło się kulturę mniejszości, opowiadało o jej historii, ludzie mieliby inne podejście do problemu - mówi. - Bielanka posłużyła za papierek lakmusowy, niestety dowiedzieliśmy się, jaki stosunek do mniejszości panuje w tym regionie.

Jeszcze przed konsultacjami społecznymi na prywatnej posesji etnograf Paweł Stefanowski umieścił drogowskaz z napisem w cyrylicy: Bilanka. Znak nikomu nie przeszkadzał, dopóki nie zaczęto mówić o wprowadzeniu nazwy oficjalnie.

- Wtedy nieznani sprawcy weszli na posesję Stefanowskiego, wyrwali znak i zniszczyli. Dla mnie to gorsze od ksenofobii, bo na co dzień ludzie żyją tu razem, zapraszają się na śluby, modlą się w jednej świątyni, uczestniczą razem w pogrzebach. I nagle się okazuje, że jest jakaś podskórna niechęć - opowiada Hładyk.

Na podwójnym nazewnictwie zależy trzem pokoleniom Łemków: tym, którzy wysiedlenie przeżyli, tym, którzy urodzili się jako wypędzeni na Ziemiach Odzyskanych, i ludziom młodym, nawet dopiero wchodzącym w dorosłość. Przedstawiciele Łemkowskiej Młodzieżowej Organizacji "Czucha" uważają, że nazwa w cyrylicy będzie symbolem. Przywoła tragiczne wydarzenia akcji "Wisła", uświadomi nieznającym i niepamiętającym historii, czym było wypędzenie.

Pomoże zrozumieć, czym jest utrata domu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2008